Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

26 września 2019, 17:38 • 5 min czytania 0 komentarzy

Najpoważniejszym rywalem Polski w trwających siatkarskich mistrzostwach Europy byłaby Polska Ą i Polska B, czarnym koniem mogłaby zostać Polska D, z grupy wyszłaby zapewne nawet Polska Ł i Polska R. Te drużyny niestety nie przyjechały, widowiska są więc dość jednostronne, trudno, jakoś zniosę to, że lejemy wszystkich jak leci.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Deprecjonować siatkarskie sukcesy jest banalnie łatwo, to dyscyplina numer – mniej więcej – dziesięć na świecie, o lata świetlne za krykietem czy rugby, nie mówiąc o ping pongu. Ale czy ja nie mogę w spokoju pocieszyć się tym, że dzięki naszym siatkarzom wiem jak smakowało kibicowanie Canarinhos lat dziewięćdziesiątych, gdzie Mario Jardel, Djalminha i Giovane Elber łapali się góra na ławkę? Czy ja nie mogę rozsmakować się w poczuciu potęgi i nieuchronności porażki rywala, jaka towarzyszyła Hiszpanom oglądającym La Furia Roja w latach 2008-2012?

To prawda, że gdy Robert Lewandowski wszedł do szatni Bayernu w dzień po ćwierćfinałowym 3:0 z Niemcami, zapewne żaden z jego kumpli nie wiedział, że taki mecz się odbył. Wątpliwe, by Grzesiek Krychowiak napotkał w szatni Lokomotiwu płaczących Rosjan, nie mogących zrozumieć jak Sborna mogła polec ze Słowenią. To prawda, że kibicować siatkarzom jest łatwiej i to my, starzy kibole heroicznych biało-czerwonych piłkarskich wpierdoli wiemy, co to Maribor, jak smakuje przecenianie przegranych nieznacznie meczów towarzyskich z potęgami. Wiemy jak to jest obrywać na wygwizdowie w pucharach, a jaka radość płynie z wygrania w eliminacjach Ligi Europy z rywalem o wiele mocniejszym, ale który i tak z punktu widzenia najlepszych jest ostatnim dziadem.

Siatkówki nie da się porównać do piłki nożnej. Piłka nożna to międzynarodowy fenomen. Piłka nożna jest uprawiana wszędzie. Piłka nożna już dawno temu wykroczyła poza sport. Kwoty, jakie krążą w piłce nożnej, są nierealne z punktu widzenia prawie wszystkich sportów, z wyłączeniem topowych zawodowych lig amerykańskich. Byle polski ekstraklasowicz ze swoim budżetem trząsłby Europą w dowolnej innej dyscyplinie.

Piłka nożna to szalona konkurencja i stoję na straży tego, za co za chwilę wszyscy siatkarscy fanatycy obrażą się na mnie, potem zrobią laleczkę voodoo zdobioną moją mordą, a za dwa dni zacznie mnie łupać w krzyżu: ćwierćfinał Euro 2016 to sukces większy, niż mistrzostwo świata w siatkówce. W piłkarskiej Europie NAPRAWDĘ nie ma już słabych drużyn, Kosowo za chwilę pojedzie na finały, dopiero co sprało Czechów, postawiło się Anglikom, a przecież to tylko 10105156 przykład, Islandia była sto razy lepszym. Zobaczcie jak dopompowana infrastrukturalnie – no dobra, stadionami – i pieniędzmi jest nasza liga, a i tak która jest na kontynencie, za Kazachami, Bułgarami i Azerami, nie mówiąc o Skandynawach, nie mówiąc o krajach po prostu bogatszych od nas. A przecież my to już od dawna zdobyty teren, religijny stosunek do futbolu mają w Ameryce Południowej, zakochana jest Afryka, potężne Chiny z sukcesu w piłce nożnej czynią swój plan narodowy, otwarcie mówi to tamtejszy rząd.

Reklama

W zasadzie jedyne co się uzyskuje porównując siatkówkę do piłki nożnej to refleksję, że piłka nożna rozrosła się w nieprawdopodobny sposób.

Piłkę nożną wypada porównywać nie z innymi sportami, ale z przemysłem filmowym, przemysłem gier komputerowych lub przemysłem muzycznym. To jest ta liga.

Inne sporty mają wymiar lokalny, w sensie dość szczególnej lokalności, a więc grupy krajów, w których traktowana jest poważnie, w których jest chętnie transmitowana i uprawiana. Mundial rugby to potężne wydarzenie, ale przecież nie wszędzie, ja widziałem w życiu może jeden mecz. Krykiet w Pakistanie czy Indiach to jest element kultury, tam nie ma nic ważniejszego – ja bym nie potrafił wymienić nawet zasad, a ze mną solidaryzuje się ze sto nacji.

Amerykanie mają baseball i futbol amerykański. Prawie nikt poza nimi tego nie uprawia. Siłą swojej gospodarki i tym, że to oni w największej mierze odpowiadają za kształt światowej popkultury sprawili, że to dyscypliny rozpoznawalne na świecie. Ja o baseballu jako dziecko słyszałem codziennie, bo bohaterowie „Motomyszy z Marsa” mieszkali za tablicą wyników bodajże chicagowskiej drużyny. Show, jakim stało się NFL, może być kuszący, to oczywiste, ale globalnej masowości tu nie będzie mimo setek milionów dolarów.

Siatkówka jest z tej parafii, choć – mówmy szczerze – jeszcze poziom niżej. Pamiętam, że sprawdzałem prawa telewizyjne na siatkarski mundial, gdzie transmitowane są spotkania: USA, kanał zerowego znaczenia, który chyba nawet nie transmitował finału, a tylko mecze Amerykanów. Francuzi, jedna z najmocniejszych drużyn w stawce, w ogóle nie transmitowali jakichkolwiek meczów. Tak, średnio siata ludzi grzeje w większości krajów, to niezbity fakt.

Smutne?

Reklama

A niby dlaczego?

Ja, człowiek wyrosły w piłce nożnej, a Janusz siatkówki, rozumiejący miejsce siaty, nie mam żadnego problemu z jednoczesnym docenianiem siatkarzy. Nawet w sporcie, w którym to ty rozdajesz karty, ciężko jest zbudować taką druzgocącą siłę (panowie, nie zróbcie ze mnie wała wieczorem), gdzie twój drugi skład ogrywa o stawkę Brazylię, a trzeci robi dym w jeszcze jakimś turnieju. To raz. Po drugie, siatkówka to nie jest to pięć najpopularniejszych sportów świata, ale to też nie jakaś trzecia liga, to też pokazują wszystkie analizy, nie róbmy jaj.

Ale po trzecie, najważniejsze, prawie każda nacja świata ma jakiś swój sport, właściwy im, którym najbardziej zainteresowani są oni i jeszcze maksymalnie kilka krajów. Piłka nożna i jej powszechność jest wyjątkiem, nie regułą, regułą jest ta wspomniana lokalność: wątpię, by Holendrzy straszliwie przeżywali, że więcej osób nie jeździ na łyżwach, wątpię, by kraje Środkowej Azji przeżywały, że nie cały świat uprawia zapasy czy inne podnoszenie ciężarów, wątpię, by Południowej Azji brak zainteresowania badmintonem w Senegalu psuł emocje mistrzostw, a pewien jestem, że Nowa Zelandia ma serdecznie w dupie, że cała Polska nie jara się rugby.

Weźmy się raz z czegoś, kurwa mać, pocieszmy, bez oglądania na innych.

Leszek Milewski

Napisz Milewskiemu, że jest ostatnim dziadem

Fot. NewsPix

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...