Gdyby zapytać Dariusza Adamczuka, czym się w Pogoni zajmuje, pewnie mógłby odpowiedzieć “a czym się nie zajmuję?”. Szefuje akademii, pełni rolę dyrektora sportowego. Dlatego gdy szuka się odpowiedzi na pytania dotyczące szczecinian – jak znajduje się taką perełkę jak Kożulj, o penetrację rynku greckiego, o transfery do i z klubu, o sytuację Adama Frączczaka czy Tomasza Hołoty – to właśnie Adamczuk jest najbardziej kompetentną osobą, by na nie odpowiedzieć. Stąd po pierwszym od 36 lat zwycięstwie Portowców przy Łazienkowskiej, z panem Dariuszem porozmawiali Weszłopolscy w składzie: Białek, Rokuszewski, Paczul, Szczęśniak i Podstufka.
Jak pana tytułować? Prezes akademii, szef pionu sportowego, człowiek-orkiestra w Pogoni Szczecin?
– Nie no, Darek Adamczuk (śmiech).
Jak się wypatruje takiego kozaka jak Kożulj? To jest piłkarz, o którym mówimy, że na przestrzeni rundy finałowej poprzedniego sezonu i pierwszej kolejki obecnego, jest najlepszym zawodnikiem w naszej lidze. Aczkolwiek jego początek w Pogoni był trudny, totalnie rozczarowywał.
– Może nie totalnie rozczarowywał, bo w tamtym czasie cała drużyna wyglądała średnio. W transferze trochę pomógł fakt, że Hajduk chciał Adama Gyurcso i w rozliczeniu dawał jakiegoś piłkarza. My wytypowaliśmy Zvonę i trafiliśmy w dziesiątkę.
To jest złoty interes dla Pogoni, jeżeli się oddało Gyurcso i wzięło za to Kożulja.
– No tak. Zdarzają się złote interesy, zdarzają się gorsze. W tym wypadku wyszło fajnie, tym bardziej, że trener potrafił do niego dotrzeć. Bo trzeba umieć z nim pracować.
Co konkretnie ma pan na myśli?
– Trzeba na niego postawić, wspierać go i ufać mu.
Mówimy o kwestiach mentalnych, tak?
– Tak, to akurat Kosta doskonale robi, dociera do niego, a Zvona odwdzięcza się na boisku tym, co najlepsze.
To jest tak, że gdy Kożulj oddaje na treningu dziesięć strzałów z dystansu, to pięć-sześć to gole, czy zostawia co najlepsze na mecze?
– W treningach rzutów wolnych na dziesięć trafia zwykle pięć. Ale może pamiętacie, jak zaczynał u nas w ekstraklasie, to pierwsze strzały szły bardzo wysoko ponad bramką. Dużo próbował, rzadko celnie. Musiał się wstrzelić w tę polską ligę.
To może zapytajmy, kto z nowych zawodników będzie drugim Kożuljem. Nie mówimy, że ma być równie skuteczny, równie efektowny, bo ściągnęliście dużo zawodników na pozycje obronne. Ale pytanie brzmi: po kim obiecujecie sobie najwięcej?
– Według mnie wszystkie transfery tego lata są bardzo głęboko przemyślane i wydaje mi się, że każdy z tych chłopaków obroni się w polskiej lidze. Trzech już zagrało, napastnik Manias jest po kontuzji, trenował nieco mniej, więc trener nawet nie wziął go do dwudziestki. Jest też Spiridonović, który ma ogromny potencjał i mam przekonanie, że też będzie wzmocnieniem, bo na treningach wygląda już bardzo dobrze.
Ściągnęliście trzech środkowych obrońców, siłą rzeczy nie każdy się obroni.
– Dlaczego? Będą mecze, że będziemy chcieli grać na trzech obrońców. Trener o tym myśli. Troszkę przeszkodziła nam kontuzja Mariusza Malca, bo to jedyny zawodnik, którego nogą wiodącą jest lewa. Igor Łasicki ma też fajne warunki, fajną perspektywę przed sobą, żeby się u nas dobrze rozwinąć. Sezon jest długi i myślę, że swoją szansę dostanie.
W trakcie letniego okienka aż trzech zawodników ściągnęliście z ligi greckiej. To przypadek, trafiły się trzy takie okazje, czy to element większego planu i Pogoń faktycznie w ostatnim okresie uważniej niż do tej pory przyglądała się lidze greckiej?
– Przyglądaliśmy się lidze greckiej, jeździliśmy też do Portugalii. Nie ma co ukrywać, nie jesteśmy klubem takim, że na nazwę “Pogoń Szczecin” walą do nas najlepsi zawodnicy z całej Europy. Było dużo takich przypadków, że zobaczyli nasz stadion, zobaczyli gdzie mieliby grać i mówili: Call me back when stadium is finished (zadzwońcie, gdy stadion będzie gotowy – przyp.red.). Nie jest łatwo to przeskoczyć. Magnesem jest za to trener Kosta, który rozwija zawodników. Piłkarz, który chce przyjść do polskiej ligi robi wywiad wśród menedżerów, znajomych, jaki to klub, jaki to trener. Stadion nam sprawy nie ułatwiał, ale pozycja trenera – zdecydowanie tak.
Jak wyglądał proces decyzyjny przy transferach? Na ile to transfery wskazane przez trenera Runjaicia? Są piłkarze z rynku austriackiego, znanego dobrze trenerowi, a na ile pan wyszukiwał tych transferów?
– Dział skautingu wyszukuje zawodników pod nasz system gry, pod dane pozycje. Przede wszystkim szukaliśmy stoperów, którzy umieją wyprowadzić piłkę. Skauting wyszukuje zawodników, ja ich oglądam. Jeżeli uznaję, że jest okej, to przedstawiam gracza trenerowi. Na końcu zawsze osobą decyzyjną jest trener. Wcześniej też tak było, nic się nie zmienia. Nigdy nie ściągniemy zawodnika do klubu, jeśli trener nie powie: “tak, chcę tego piłkarza”.
Od kiedy Kosta Runjaić przyszedł do Pogoni nastąpiła wielka wymiana kadr. Czy gdy następują zmiany w oknie transferowym, to zakładacie sobie jakąś maksymalną liczbę nowych zawodników, by nie zachwiać balansu między starymi graczami a nowymi nabytkami?
– Tamten rok był pod tym względem bardziej specyficzny, więcej chłopaków przyszło. W tym roku zrobiliśmy pięć transferów i to był nasz maks, nie chcieliśmy więcej. Wynikało to z tego, że Seba Walukiewicz odszedł, Jarek Fojut odszedł, niektórzy jak Załuska byli pewni odejścia. To były transfery, które musieliśmy zrobić, by kadra była gotowa na ekstraklasę.
Czym uwagę Pogoni zwrócił Manias? Ostatni sezon pod względem bramek to nie było jakieś Eldorado. Cztery przez ponad 2000 minut na boisku.
– Jakby strzelił piętnaście, to byśmy o nim dziś nie mówili, że jest w Pogoni Szczecin. Przede wszystkim strzelił ponad pięćdziesiąt bramek w lidze greckiej, grał ostatnie trzy sezony w pełnym wymiarze. Grał teraz w dosyć słabej drużynie, gdzie tak naprawdę zawodnik numer 10, główny kreator gry, złapał kontuzję. Był osamotniony z przodu, dochodził do niskiej liczby sytuacji strzeleckich, ciężko mu się grało w ostatnim sezonie.
Ostatnio pojawiły się doniesienia, że Adamem Buksą interesuje się klub z Portugalii. Jakie są szanse na to, że on w Pogoni w tym sezonie pozostanie?
– Tak jak mówiłem wcześniej, 50 na 50. Adam jest świadomym chłopakiem, widzi, jak rozwinął się w Pogoni. Jak dostanie dobrą propozycję on, klub, to na pewno siądziemy do stołu. Adam nie przebiera nogami, nie daje sygnałów, że chce odejść za wszelką cenę. Ale jeśli tylko będzie dobra propozycja, to myślę, że dojdzie do transferu.
Doprecyzujmy: czym jest dla pana dobra propozycja?
– Przede wszystkim taka, by była dla Adama dobra sportowo.
Powiedzmy, że on się zgodzi. Jaka propozycja zainteresuje klub?
– Nie chciałbym mówić o kwotach. Podam przykład Walukiewicza. Mogliśmy za niego dostać więcej pieniędzy z ligi angielskiej, ale Sebastiana to w ogóle nie interesowało. Chciał grać, poszedł do średniego klubu w lidze włoskiej, który zapłacił troszkę mniej. Nie chciałbym mówić, że w tym momencie pieniądze są najważniejsze.
Ważniejsze jest budowanie success story, wiarygodności? By było wiadomo, że piłkarz Pogoni jak idzie w świat, to nie przepada, tylko dalej się rozwija. Plus jest to fair wobec samego piłkarza.
– Tak samo zrobiliśmy z Radkiem Majewskim, który dostał fajną propozycję na koniec kariery, więc go puściliśmy. Staramy się budować klub na zdrowych relacjach. To przyniesie w innych sytuacjach korzyści.
Jakich transferów wychodzących poza Adamem Buksą można się spodziewać w tym okienku? Są prowadzone jakieś rozmowy z potencjalnymi nabywcami innych piłkarzy, ktoś budzi zainteresowanie?
– Buksa jest 50/50. Nie powiedziałem, że można się spodziewać, że czekamy na to odejście. U nas zawodnicy się dobrze czują. Widzą, że mogą się rozwijać przy Koście. Toteż nie szukają na siłę, by od nas odejść.
Nie boi się pan, że piłkarze mogą tego nadużywać? Teraz była sytuacja z Listkowskim, który wolał grać w Rakowie. Raków miał proponować pieniądze Pogoni, ale okazały się one zbyt małe, by puszczać tak utalentowanego chłopaka, sytuacja była na ostrzu noża.
– Nie było sytuacji na ostrzu noża. Marcin Listkowski zagrał 25 minut w wygranym meczu z Legią i jest szczęśliwy w Pogoni Szczecin.
Ale wcześniej wolał być w Rakowie Częstochowa.
– Dobrze się tam czuł, ale to nie znaczy, że nie chciał być w Pogoni Szczecin. Zawsze patrzymy na dobro zawodnika. Chcielibyście mieć u siebie w radiu dziennikarza, który nie byłby u was zadowolony i pracował na siłę? Tak samo w klubie nie chcemy mieć zawodnika niezadowolonego, bo psuje atmosferę i wszyscy na tym tracą.
Jak z formą w tym momencie u Adama Frączczaka po całej tej nieciekawej historii, która zakończyła się happy endem. Wrócił już do swojej normalnej dyspozycji?
– Byłem na obozie, Adam ciężko pracuje. Nie jest łatwo wrócić po roku czasu, po ogromnym stresie, który przeżył wraz ze swoją rodziną. Nikomu bym nie życzył, by być w takiej sytuacji. Ale rozmawiałem z nim po meczu z Legią, jest szczęśliwy, że załapał się do dwudziestki na mecz. Szczególnie, że jest duża rywalizacja w drużynie, że czterech-pięciu chłopaków zostało w Szczecinie. Pracuje nad tym, by dostawać minuty, by wrócić do pierwszego składu.
Ma pan duże obawy w związku z remontowanym stadionem? Od kiedy wjechały koparki, gra wyglądała gorzej.
– Też pod tym kątem szukaliśmy zawodników. Oczywiście pierwszym kryterium był aspekt sportowy. Ale też to są chłopcy, którzy są gotowi, by nie patrzyć, czy grają na pięknym stadionie czy na budowie. Chcą tu osiągnąć wynik, ewentualnie pójść dalej w świat, w Europę. To także było dla nas priorytetem, by ci zawodnicy byli gotowi, że grają na budowie. Nie będzie to łatwy temat, ale skoro wygraliśmy na Legii, to stać nas i na to, by wygrać na budowie.
Lepiej na budowie niż w Bełchatowie.
– (śmiech)
Jaka jest sytuacja Tomasza Hołoty, który wciąż jest w klubie?
– Tomek Hołota jest w tym momencie na obozie zespołu rezerw. Rozmawiamy o tym, żeby znalazł sobie inny klub czy rozwiązał kontrakt. Na pewno nie będzie w klubie kokosa, jest w drużynie rezerw, przygotowuje się normalnie do sezonu. Wyleczył kontuzję. Czekamy.
Czyli w Pogoni w jedynce już nie zagra?
– Nie.
Rozmawiali WESZŁOPOLSCY
Fot. NewsPix
***