Reklama

Czy leci z nami pilot?

red6

Autor:red6

21 lipca 2019, 15:50 • 7 min czytania 0 komentarzy

Dariusz Mioduski chowający twarz w dłoniach. Nie widzimy jej, choć pod zasłoną wypisana jest bezradność. Na głowie szefa Legii Warszawa dodatkowo wylądowała kolorowa bejsbolówka ze śmigłem. W połączeniu z pytaniem: „czy leci z nami pilot?”, przekaz staje się bardzo wymowny. W ten sposób przemówiła Żyleta w trakcie meczu wicemistrza Polski z Europa FC. 

Czy leci z nami pilot?

Wydaje nam się jednak, że to samo pytanie zadaje sobie również wielu innych kibiców stołecznego zespołu. I to nie tylko w kontekście Dariusza Mioduskiego. Jest ono dość uniwersalne, bo pasuje także do sytuacji faceta, który zasiada za sterami pierwszej drużyny. Do Aleksandara Vukovicia. 

To w sumie sztuka – wygrać bez większego stresu trzy do jaja, awansować do kolejnej rundy eliminacji do Ligi Europy, a jednocześnie sprawić, że kibice opuszczali stadion w zażenowaniem. Możemy sobie mówić, że liczy się tylko wynik, który – nie da się ukryć – był korzystny, a nawet zatrzymał na liczbie jedenaście naszą żenującą pucharową serię bez zwycięstwa, ale znajdujemy się w okresie, w którym zmysły są wyjątkowo wyostrzone. W okresie, w którym żaden sygnał ostrzegawczy nie zostanie zlekceważony.

A ostatnie pół godziny meczu z wicemistrzem Gibraltaru było kolejnym sygnałem ostrzegawczym jak cholera. Ogórkowy rywal grał w dziesięciu, wysoko przegrywał, dało się pomyśleć, że ci goście mają w głowach już tylko powrót do domu i zastanawiają się, czy kolejny dzień w tzw. normalnej pracy będzie ciężki, czy może szef trochę poluzuje. Tymczasem Legia Warszawa nie potrafiła się z takim rywalem zabawić, nie potrafiła pokazać swojej wyższości, nie potrafiła poprawić statystyk. Europa FC mimo wszystko mogła schodzić z boiska z wysoko podniesionym czołem – szukała gola, wykorzystywała kiksy legijnych gwiazd i gwiazdeczek.

Jeśli – jako polskie kluby – nie potrafimy dominować i pokazać efektownej piłki w takich okolicznościach, to nie zrobimy tego już chyba nigdy.

Reklama

WARSZAWA 06.07.2019 MECZ TOWARZYSKI --- FRIENDLY FOOTBALL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - POGON SIEDLCE 6:0 ALEKSANDAR RADUNOVIC ALEKSANDAR VUKOVIC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wymowne jest to, że nawet Aleksandar Vuković nie pudrował rzeczywistości. Dla niego ten „falstart” jest o tyle trudną sytuacją, że chyba dawno nie było w Legii trenera, który już na początku swojej pracy dorobiłby się tak długiej listy zarzutów.

Wyniki

Pomijając rolę tymczasowego szkoleniowca, którą „Vuko” pełnił wcześniej dwukrotnie (wygrywając tylko jeden z czterech meczów), na razie aktualny trener Legii Warszawa sprawdził się na dystansie dwunastu spotkań. Świetnie zaczął, bo od czterech zwycięstw, ale później był wyjazd na Lecha. Później kontrowersyjne, za sprawą decyzji Daniela Stefańskiego, zwycięstwo na Lechii dało oddech, ale tylko na chwilę. Ogółem mamy więc sześć wygranych, trzy remisy, trzy porażki. Za mecze w pucharach nie ma punktów, ale dla celów porównawczych tak jak potraktujemy.

Średnia 1,75 pkt na mecz. Jak wypada na tle poprzedników, patrząc na ich dwanaście początkowych spotkań?

Ricardo Sa Pinto – średnia 1,92 pkt na mecz.
Dean Klafurić – średnia 2,33 pkt na mecz.
Romeo Jozak – średnia 2,25 pkt na mecz.
Jacek Magiera – średnia 1,67 pkt na mecz.
Besnik Hasi – średnia 1,42 pkt na mecz.
Stanisław Czerczesow – średnia 2,17 pkt na mecz.
Henning Berg – średnia 2,42 pkt na mecz.

Reklama

Szału zdecydowanie nie ma. Gdy patrzymy na trenerów, którzy pracowali w Legii w ostatnich pięciu latach, tylko dwóch może „pochwalić się” gorszą średnią. Przy czym tu o jednej rzeczy należy pamiętać i działa to na niekorzyść „Vuko” – do powyższego bilansu Jacka Magiery wliczają się dwa mecze z Realem Madryt, spotkanie ze Sportingiem oraz starcie z Borussią Dortmund. Zgodzimy się chyba, że było trudniej niż Europa FC.

Oczywiście można to potraktować jako statystyczną ciekawostkę, bo okoliczności i siła drużyny były różne (i tym bardziej mając w pamięci to, jak kończyli, a nie zaczynali niektórzy z tych szkoleniowców), ale trybu „pełne lekceważenie” też nie potrafimy odpalić.

Niezrealizowany cel 

Tym bardziej, że te punkty miały przełożenie na klubową gablotę. A konkretnie na to, że miejsce na trofeum za wygranie rozgrywek ligowych w sezonie 2018/19 pozostało puste. Władzom Legii raz taka akcja ratunkowa wypaliła, więc liczyli, że uda się ponownie. Dean Klafurić objął drużynę w takich okolicznościach przyrody.

Zrzut ekranu 2019-07-21 o 12.52.23

Abstrahując od rozważań na temat tego, czy to bardziej zasługa jego, czy może piłkarzy, poradził sobie w lidze, którą wygrał, mając trzy punkty przewagi nad Jagiellonią i dziesięć więcej od Lecha, a także w Pucharze Polski, w którym trzeba było zagrać rewanż z Górnikiem Zabrze w półfinale i finał z Arką Gdynia.

Vuković przejął drużynę z większą stratą do lidera, ale też trochę wcześniej.

Zrzut ekranu 2019-07-21 o 12.56.53

Ostatecznie udało mu się ją odrobić, ale – co niestety dla niego istotniejsze – zza pleców wyskoczył Piast Gliwice, który startując z poziomu minus pięć, skończył ligę cztery oczka przed Legią. Nowy kontrakt, dzięki któremu przestaliśmy traktować Vukovicia jak trenera tymczasowego, podpisany został 10 maja, gdy wydawało się, że ta powtórka z rozrywki może się jeszcze wydarzyć. Wszystko było wtedy w rękach „Vuko” i jego drużyny, bo choć Piast wygrał przy Łazienkowskiej, to wciąż Legia patrzyła na resztę ligi z góry, mając na horyzoncie mecze z Pogonią, Jagiellonią i Zagłębiem Lubin. Pewnie zakładano, że po prostu się uda.

Decyzje personalne 

Nie było mu po drodze z Iurim Medeirosem w końcówce sezonu. Portugalczyk został sprowadzony do Warszawy z myślą, by dać jakość krótkoterminowo, bo z góry było wiadomo, że prędzej Dariusz Mioduski przefarbuje włosy na fioletowo, niż Legia go wykupi. Miał to „coś” – to ewidentne, kilka razy to pokazał. Był leniem? Pewnie tak, stąd można próbować zrozumieć trenera i dlatego też nie twierdzimy, że z Medeirosem w składzie Legia podążyłaby w kierunku zachodzącego słońca. Problemem było bardziej to, że w kluczowych momentach sezonu czołową postacią legijnej ofensywy był zardzewiały Hamalainen. Że na boisku w trudnych i ważnych chwilach (przy stanie 0-1 w meczach z Lechem, Piastem i Jagą) znów meldował się Miroslav Radović, który na swój firmowy zwód nie jest w stanie nabrać już nawet Bartosza Kwietnia.

Symbolem wszystkich dziwnych wyborów jest Carlitos na ławce w Białymstoku, zastąpiony przez Hamalainena. Tak niezrozumiałe zagranie, że wryło się w pamięć.

Jeśli chodzi o graczy skreślonych latem i tych ściągniętych do zespołu, po prostu poczekamy. Nie wiemy, jaki „Vuko” miał wpływ na styl rozstania (i czy w ogóle miał), a tak naprawdę to było wytłumaczyć trudniej niż poszczególne decyzje ze sportowego punktu widzenia.

Wypowiedzi 

Wiadomo, że Vuković to nie jest mistrz dyplomacji. Gdy sytuacja jest napięta i nerwowa, pokory, a także swego rodzaju klasy trudno od niego wymagać. Nie sprzedają ich wraz z garniturem, który zaczął zakładać. Mimo wszystko zdrowy rozsądek i trochę refleksji dotyczącej siebie i swojej drużyny w tych okolicznościach by się przydało.

ekstraklasa-2019-07-21-11-07-42

Nam bardzo mocno nie spodobała się już tyrada po meczu z Lechią Gdańsk. Wiadomo, że to nie my byliśmy jej adresatem. Byli nimi kibice Legii, którym „Vuko” chciał się przypodobać, których trener Legii chciał zjednoczyć w przekonaniu o wyjątkowości klubu i wrogości ze strony reszty kraju. Rozumiemy. Nie wymagaliśmy, żeby na konferencji podziękował Danielowi Stefańskiemu za pomoc. Ale podejście ze wspomnianą pokorą oraz z dystansem do tej sytuacji byłoby na miejscu, ochłodziłoby parę głów, zamiast jeszcze podnieść temperaturę.

O poklask wśród kibiców Legii po ostatnim meczu było już bardzo trudno, choć Vuković wdrapał się na szczyty populizmu, dużo mówiąc o potrzebie zapierdalania. Wiadomo, że to czuły punkt, kibicom najtrudniej zaakceptować fakt, że ktoś przechodzi obok meczu. Ale przychodzą takie chwile, w których narzucanie tematów zastępczych jest trudne. Tak było właśnie wtedy. Bo co z graniem w piłkę? Co z popełnionymi błędami, również przez siebie?

Przy czym numerem jeden i tak pozostaje bagatelizowanie remisu na Gibraltarze. Jakby nic się nie stało, jakby podział punktów był dobrym rezultatem, jakby rywal rzeczywiście nie był słaby. Po meczu pisaliśmy: jako piłkarz Vuković miał jaja, jako trener robi sobie jaja.

Dwumecz z wicemistrzem Gibraltaru

Od tego wyszliśmy, więc powtarzać się nie będziemy. Wstyd, którego nie da się przykryć awansem.

***

Czy leci z nami pilot? Nie wiemy, ale w sumie niewiele brakuje, by poprosić Vukovicia o papiery, bo dotychczasowe podróże z nim za sterami do spokojnych nie należą. Na pewno nie można uciec w wymówkę z transferami, bo te są w końcu chwalone, Legia na papierze ma pakę jak się patrzy.

Mówi się, że jeszcze kilkanaście tygodni temu plany były inne – zgodnie z nimi „Vuko” miałby poszukać doświadczenia w mniejszych klubach, na przykład na zapleczu PKO Bank Polski Ekstraklasy, a do Legii wrócić wtedy, gdy będzie na to gotowy. Ostatecznie wybrano inną drogę, ale pytanie o to, czy słusznie, zadawane musi być coraz głośniej. W ten sposób spalono Ivana Djurdjevicia w Lechu Poznań, a Vuković to przecież podobny przypadek.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...