Często przy hitowych transferach zwracamy uwagę na kwotę odstępnego, nowe zarobki piłkarza czy szanse kupionego piłkarza na zrobienie wielkiej kariery. Ale czasami warto spojrzeć na historię tego zawodnika i zapytać “kto pomógł mu dojść do miejsca, w którym jest teraz?”. Krzysztof Piątek pobił polski rekord transferowy i trafił do Milanu, a my zastanawiamy się – kto dziś z czystym sumieniem może opić ten transfer? Kto dołożył swoją solidną cegiełkę do tego, że Piątek mógł złożyć dzisiaj podpis pod kontraktem swojego życia?
Michał Probierz
Aż sami jesteśmy ciekawi ile osób pukało się w głowę, gdy Probierz mówił: – Niektórzy będą żałować, że nie kupili go za grosze. Jeśli dzisiaj ktoś zapłaci za niego 3-5 milionów euro, to później sprzeda za 30 milionów. Mówiłem to o Lewandowski, mówię to dzisiaj o Piątku. Widzę jak pracuję, wiem na co go stać.
I tak po prawdzie to pod skrzydłami Probierza Piątek zaliczył największy progres. Albo inaczej – to za kadencji tego trenera kariera Krzysztofa wyraźnie przyspieszyła. I wiemy, że napastnik Cracovii był wyróżniającą się postacią ligi, natomiast mało kto miał odwagę wyjść i powiedzieć “za tego faceta ktoś kiedyś zapłaci kilkadziesiąt milionów euro”, a w kolejnym zdaniu porównywał go z Robertem Lewandowskim. Probierz nie tylko zna się na piłce, ale i ma jaja, by wyjść i rzucić taką deklarację.
Dzisiaj trener “Pasów” może chlusnąć sobie po maluchu za tamte słowa, ale i za dołożenie cegiełki do kariery Krzyśka. Dobra robota.
Jacek Zieliński
Nie byłoby jednak Piątka w Cracovii, gdyby nie trener Zieliński. Niektórzy już o tym zapomnieli i wszystkie zasługi za okres krakowski przypisują Probierzowi, natomiast warto pamiętać, że to Zieliński przyjmował go w drużynie. Cracovia była jednym z klubów, które zabiegały o to, by wyciągnąć go z Lubina, a trener Cracovii zabiegał o to, by Piątek trafił jednak do Krakowa.
Dzisiaj Zieliński może nagrodzić się szklaneczką za to, że poznał się na talencie Piątka i skierował jego karierę na dobry tor…
Janusz Filipiak
…ale nie byłoby przecież Piątka w Cracovii, gdyby nie kasa Janusza Filipiaka.
Profesor może sobie dziabnąć dzisiaj wyjątkowo drogiej whiskey. W końcu na konto Cracovii wpłynie wkrótce kilka procent z kwoty, którą od Milanu otrzyma Genoa.
Piotr Stokowiec
Nie każdy trener stawia na chłopaków, którzy wyróżniają się w rezerwach. Czasami też wyciągają ich z drugiej drużyny zbyt szybko, nieumiejętnie i robią więcej szkód niż pożytku. Ale Stokowiec w Lubinie ponad cztery lata temu sięgnął po bramkostrzelnego 19-latka z III ligi, po spadku zrobił z niego jokera z ławki, następnie napastnika pierwszego wyboru, a wreszcie jedną z kluczowych postaci zespołu po powrocie do Ekstraklasy.
Panie Piotrze, wiemy, że teraz obóz przygotowawczy i te sprawy, ale choćby jednym piwkiem warto uczcić ten transfer, bo i pan odegrał tuż ważną rolę.
Jacek Kubasiewicz
Niektórzy z was zapytają “eee, kto?”. W odpowiedzi oddajmy głos Pawłowi Karmelicie, trenerowi Piątka w juniorach Zagłębia:
– Był to bodaj ostatni rok Młodej Ekstraklasy. W zimie 2012/13 dużo zawodników przeszło z mojej drużyny do pierwszego zespołu. Wśród nich między innymi Damian Kowalczyk, na którym opieraliśmy grę w ataku. No więc podjęliśmy decyzję: szukamy wzmocnień. Jednym z trenerów w akademii był trener bramkarzy Jacek Kubasiewicz. Chodził wtedy za mną i cały czas powtarzał mi: „Paweł, musisz sprawdzić dwóch chłopaków. Musisz, musisz, musisz. Gwarantuję ci, to bardzo dobrzy chłopcy, ręczę za nich osobiście”. Zaprosiliśmy więc Krzyśka i Jarka Jacha. Okazało się, że Jacek jest prawdziwym odkryciem, jeśli chodzi o skauting, decyzja mogła być tylko jedna: ci chłopcy muszą zostać – opowiada Paweł Karmelita.
Cóż, gratulujemy oka do zawodników. W Lubinie powinni Kubasiewiczowi postawić nie tyle piwo, co całego kega ze smacznym browarem.
Paulina Procyk
Napływają do nas sygnały, że dziewczyna Piątka ma na niego duży wpływ. I wpływ bardzo pozytywny. Nie jest kolejną pijawką, która przyssała się do piłkarza i zrobiła z niego mobilny bankomat. A – jak to mawiają trenerzy i menadżerowie – mądra kobieta u boku to połowa sukcesu w dążeniu do bycia profesjonalnym piłkarzem na wysokim poziomie.
Paulino, śmiało możesz pozwolić sobie na dobrego drinka.
Andrzeja Bolisęga i Zbigniew Soczewski
Czyli pierwszy i ostatni trener Krzyśka w Lechii Dzierżoniów. Piątek u nich nie tylko terminował w wieku nastolatka, ale i zbierał naprawdę rzetelne szlify z rąk fachowców. Nie ma przypadku w tym, że gdy trafił do Lubina, to trenerzy z akademii mówili “chłopaka trzeba oszlifować, ale fundamenty ma na bardzo dobrym poziomie”.
– Nie graliśmy w żadnej lidze, więc jeździliśmy i rozgrywaliśmy sparingi.Jeden z nich wypadł w Niemczy. Nie pamiętam, ile on tam zagrał, ale zaraz po meczu zawinąłem Krzyśka do Dzierżoniowa. Urzekło mnie w nim to, że już wtedy był błyskotliwy, mądrze poruszał się na boisku. Miał błysk w oku, choć nie był wtedy wcale najlepszym zawodnikiem w drużynie. Tylko że on bardzo mocno na piłkę postawił – wspomina Bolisęga.
Panowie, jeśli będziecie dziś świętować, to pamiętajcie, że pół na dwóch o to tyle, co nic.
Tomasz Magdziarz
Albo i szerszej – agenci z Fabryki Futbolu. Piątek z FF jest związany już od lat i w zeszłym roku ponownie przedłużył swoją umowę z tą stajnią. Przeprowadzili jego transfer z Lubina do Cracovii, z Cracovii do Genui, a teraz prowadzą jego transfer do Milanu. Modelowa współpraca bez parcia na szybkie transfery. Zresztą Fabryka ostatnio coraz mocniej rozpycha się łokciami na rynku włoski, więc hit zimowego okna transferowego w Serie A wzmocni ich wiarygodność. Oni pomogą Piątkowi, w Piątek im.
Panie Tomku, za dobrą robotę wykonaną w ostatnich tygodniach należy się kojący napój z procentem.
Władysław Piątek
Last but not least, jak to mawiają Anglicy. Człowiek, który stoi za karierą Piątka – o dziwo! – też na na nazwisko Piątek. Pewnie dlatego, że jest ojcem Krzyśka. To właśnie pan Władysław gonił syna na trening – między 8 a 11 rokiem życia codziennie o siódmej rano meldował się z nim na boisku i pracował indywidualnie. Później woził młodego na treningi do Dzierżoniowa. Ale nawet gdy syn wszedł na poziom Ekstraklasy, to tata i tak mu nie odpuszczał. Urocza anegdotka z wywiadu Piątka Juniora na Weszło: – W meczu z Wisłą Płock była taka sytuacja, że nawinąłem przeciwnika i chciałem szybko oddać strzał z czuba, żeby mnie nie zablokowali, ale nie trafiłem w piłkę. Jeśli nie pamiętasz, to nic dziwnego, bo to sytuacja jakich wiele. Później zresztą strzeliłem bramkę i wygraliśmy, ale jak zadzwonił tata, to od razu usłyszałem: „Jak ty możesz w szesnastce w piłkę nie trafić?! I to z czuba, musisz opanować podstawy!” Żadnego „fajnie, że wygraliście”! I tak jest praktycznie z każdym meczem, niezależnie od wyniku i mojej gry – najpierw błędy, później ewentualnie pozytywy.
Panie Władysławie, gratulujemy. Jutro nie trzeba gonić na siódmą na trening, dziś może pan pobalować.