Reklama

Wyboje na ubitym szlaku, szarża przez las. Droga do finału

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2018, 12:09 • 7 min czytania 2 komentarze

Chorwaci, mistrzowie żelaznych nerwów. Królowie karnych. Twarde charaktery potrafiące włączyć piąty bieg w momencie, w którym powinni ze zmęczenia padać na twarz. Francuzi, którzy pakę mają taką, że nie musieli się plamić choćby jedną dogrywką, nie wspominając o karnych. Wyrachowani, skuteczni, tak jakby po wtopie Niemców przechwycili cechy charakterystyczne dla tego niemal synonimu turniejowej drużyny.

Wyboje na ubitym szlaku, szarża przez las. Droga do finału

Przypomnijmy jak wyglądała droga do finału Trójkolorowych, a jak Chorwatów. Kto podbił więcej serc, a kto lepiej grał? 

FRANCJA

Francja – Australia 2:1

Jeszcze człowiek miał świeżo w głowie mecz nad mecze Portugalii z Hiszpanią, a tu dostał tymi Francuzami trochę jak na odlew. Trójkolorowi od początku byli reklamowani jako walec, którego ławkowicze, z Deschampsem w składzie, mogliby bić się o medale. Tymczasem dzielna Australia postawiła trudne warunki i w zasadzie zasłużyła na remis, ale szczęście dopomogło przy rykoszecie na 2:1.

Reklama

Ale to też jest cecha zespołów dojrzałych, które na takich imprezach zachodzą daleko – nawet nie grając nic wielkiego, potrafią dowieźć potrzebny wynik. Męczarnie męczarniami, ale zwycięstwo było? Było. Ilu faworytów na mundialu swój słaby mecz okupiło punktami, a nawet biletami do domu?

Francja – Peru 1:0

Wynik nie oddaje pełni sprawiedliwości Francuzom, którzy byli zwyczajnie lepsi w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Mogli – powinni? – wygrać wyżej, w czym nie ostatni raz przeszkodziła również nagła, rażąca ekstraklasowość Oliviera Giroud.

Kluczowa decyzja Deschampsa – wyrzucił ze składu Dembele, wstawił Matuidiego, który tyrał jak wół nie tylko w tym starciu, później stanowiąc jeden z kluczy do późniejszego zneutralizowania Belgii. Z Peru zawodnik Juve dał koncert, zamykając środek pola na kłódkę.

Reklama

Francja – Dania 0:0

Najgorszy mecz mistrzostw, jedyne do tej pory 0:0. Ktokolwiek oglądał ten mecz, powinien napisać do Mbappe czy innego Eriksena list z prośbą o odszkodowanie za zmarnowanie meczu. Niestety taki wynik opłacał się obu drużynom, więc wcale nie dziwił dość żenujący scenariusz. Była okazja odpocząć, trochę pobiegać na świeżym powietrzu – trening w parku, brakowało tylko żeby wjechały piwerka w myśl robienia atmosfery.

Francja – Argentyna 4:3

Jeden z najlepszych meczów turnieju, ale tak po prawdzie, wyrównany tylko na papierze, patrząc na suchy wynik. W praktyce taki gol dający Albicelestes wyrównanie: no piękna bomba Di Marii. Palce lizać, wczorajszy Superpuchar Polski by się nie powstydził. Ale przecież zarazem klasyczny przykład gola z tzw. dupy. Argentyna nie stworzyła żadnych okazji w pierwszej połowie, nie istniała w ofensywie.

Po zmianie stron znowu zryw Di Marii daje rzut wolny i 2:1, ale tak naprawdę… Francja, mimo straty bramek, ani na chwilę nie dała się wytrącić z równowagi. Cały czas grali konsekwentnie, cały czas imponowali siłą fizyczną, umiejętnościami i rajdami Mbappe. Niby 4:3, ale tak to wyglądało, że jakby Francuzi potrzebowali strzelić sześć, strzeliliby sześć. Zapamiętamy z tego meczu też genialną bombę Pavarda w stylu Jana Spychalskiego czy Mietka Ożoga.

Francja – Urugwaj 2:0

Mecz zabity przed pierwszym gwizdkiem przez absencję Cavaniego, najważniejszego zawodnika Urusów. Bez niego ofensywa siadła, a dlaczego – jasno było widać po tym co Cavani pokazał z Portugalią, gdzie oba jego gole były cackami jakie należałoby wyrzeźbić w brązie i oddać do Luwru.

Niemniej to może być symptomatyczny mecz. Urugwaj, owszem, miał gwiazdy, ale podobnie jak Chorwacja w wielkim stopniu bazował na waleczności i poświęceniu. Na Francuzów to zwyczajnie nie wystarczyło.

Francja – Belgia 1:0

Zaskakująco zamknięty mecz, zarazem prawdziwa demonstracja siły Trójkolorowych. Schować do kieszeni Urugwaj pozbawiony Cavaniego – wciąż sztuka. Ale sztuką wielką jest zamknąć w klatce Hazarda, De Bruyne, Lukaku i całą bajecznie utalentowaną ofensywną armadę Belgów, którzy strzelali na tych mistrzostwach jak nikt. To, że zespół o tej sile rażenia udało się Deschampsowi wyłączyć nawet wtedy, gdy Belgowie czuli już gilotynę na szyi i rzucali do ataku wszelkie siły, jest wielkim sukcesem Francji. Był to mecz brzydki, ale zarazem zdecydowanie najlepszy, jaki rozegrali Francuzi.

CHORWACJA

Chorwacja – Nigeria 2:0

Spokojny start Chorwatów, trochę rozpoznanie mundialowego terenu. Nigeryjczycy nie postawili szczególnie trudnych warunków, a Chorwaci nie szarpali się nie wiadomo o jaki wynik. Byli zespołem bardziej wyrazistym, znacznie lepiej zorganizowanym, który gdy potrzebował posyłał zdwojone siły do ataku, gdy potrzebował to się cofał. Nigeria, która potem potrafiła przyłożyć innym w grupie nóż do gardła, odbiła się tego dnia od ściany.

Chorwacja – Argentyna 3:0

Oczywiście, że sygnał do ataku dał… Caballero największym farfoclem turnieju. Nawet Jojko miałby prawo wyśmiać golkipera Albicelestes. Ale jest spłycaniem mówić, że w tym momencie, na własne życzenie, Argentyna się posypała. To nie była sytuacja przypadkowa, tylko wynikająca z wzmożonej presji, jaką z każdą kolejną minutą w coraz większym stopniu nakładali Chorwaci. Ten błąd był naturalną konsekwencją tego, że Chorwacja zaczynała nie tyle gryźć Argentynę po kostkach, co ją masakrować taktycznie.

Dalej poszło już z górki, worek z bramkami się rozwiązał. Cudowne trafienie Modricia, trochę zapomniane, a to jeden z ładniejszych goli turnieju. Finalnie symbol meczu – rozklepani w własnym polu karnym Argentyńczycy, Mascherano i Messi obserwujący wszystko z loży ustawionej na szesnastym metrze.

Chorwacja – Islandia 2:1

Udany rewanż za eliminacje, gdzie lepsi okazali się Islandczycy. Tym razem Chorwaci zwycięstwem odesłali Sigurdssona i spółkę do domu. Kolejny mecz grupowy z gatunku: ostrożna dominacja. Czyli to, że kontrolujemy mecz, wcale nie musi oznaczać, że ostrzeliwujemy twoją bramkę.

Mecz ważny z jednego względu – Dalić postawił w dużej mierze na zmienników. Ci udowodnili swoją jakość, pokazując, że Chorwacja ma długą ławkę, a zarazem niektóre kluczowe postacie drużyny otrzymało nieco oddechu. Być może to pozwoliło im przetrwać trzy dogrywki.

Chorwacja – Dania 1:1 (karne 3:2)

Nie ma co się oszukiwać – zgrzyt. Duńczycy prześlizgnęli się przez fazę grupową. W każdym ze swoich meczów byli zespołem słabszym, który wielokrotnie ratował Schmeichel. Gdyby zajęli ostatnie miejsce, nie mogliby mieć do nikogo pretensji. Trafiali natomiast na rozpędzonych Chorwatów. A jednak Dania znalazła sposób, by sypnąć piachem w chorwackie tryby. Tak naprawdę w tym meczu była być może nawet lepsza. Pachniało klasycznym dla Chorwacji scenariuszem – grają pięknie jak zawsze, odpadają jak zawsze.

A potem przyszła końcówka i dramaturgia, jakiej nie powstydziłby się Alfred Hitchcock. 116 minuta, karny, Modricia zatrzymuje Schmeichel. Schmeichel fantastycznie broni też w serii jedenastek, a jednak Subasić okazuje się lepszy, do spółki z chorwackimi strzelcami. Tak naprawdę Kasper powinien wsiąść do chorwackiego autobusu i jechać z nimi, bo szkoda było chłopa tracić z pola widzenia po takim meczu. Chorwacja wygrała natomiast swoją pierwszą wielką wojnę nerwów.

Chorwacja – Rosja 2:2 (karne 4:3)

To miał być los na loterii. Zamiast bitwy z Hiszpanią, w której Chorwacja dla wielu nie byłaby faworytem, Rosja. Owszem, gospodarz. Owszem, który zaskoczył. Ale który został też rozniesiony przez Urugwaj, a Hiszpanię pokonał również dzięki… Hiszpanii, która zamiast grać w piłkę, postanowiła grać w poprzek.

Ćwierćfinał wydawał się wynikiem znacznie ponad stan Rosjan, którzy tutaj mieli nie tylko zakończyć swoją przygodę, ale zrobić to w sposób bezdyskusyjny. A jednak znowu obejrzeliśmy mecz, w którym rezultat tańczył na ostrzu noża. Zamiast lekkiego i przyjemnego meczyku, chwytający się za udo Subasić, zwijający się z bólu na murawie. Atakowani przez skurcze Sime Vrsaljko czy Mario Mandzukić.

Cierpienie, ale znowu z tego cierpienia urodził się po karnych sukces i wzmocnienie charakteru. Takie zwycięstwo buduje szatnię, sprawia, że nie ma dla ciebie na boisku sytuacji bez wyjścia, a nadziei nic nie jest w stanie zachwiać. Z drugiej strony nikomu nie umknęły niebezpieczne przestoje, które w fazie pucharowej należą do żelaznego scenariusza Chorwatów.

Chorwacja – Anglia 2:1 (po dogrywce)

Choć dzisiaj większość deprecjonuje znaczenie awansu Anglików do finałowej czwórki, tak jest prawdą, że w tym meczu był moment, kiedy Synowie Albionu mieli finał na talerzu. Szybko strzelony gol Trippiera na dzień dobry. A potem Kane, król strzelców mistrzostw świata, autor sześciu bramek, sam na sam z Subasiciem. To musi być 2:0, prawda? Subasić broni. Kane dobiega do piłki, ma ostry kąt, ale znowu zatrzymuje go chorwacki golkiper.

Po tej akcji Kane już się nie otrząsnął, do końca mistrzostw. Tak samo Anglia, która później coraz mniej grała, a coraz więcej myślała o tym, żeby już wszystko się skończyło. Chorwaci naciskali coraz odważniej, aż wreszcie strzelili gola, choć też pada pytanie – czy Perisić nie uniósł nogi zbyt wysoko przy strzale? Czy arbiter, gdyby podobne zachowanie miało miejsce gdzie indziej na boisku i nie miało takich konsekwencji, też puściłby grę?

Wolimy odpowiedzieć wymijająco: awansował lepszy, ku chwale finału.

***

Francja jest faworytem dzisiejszego meczu i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Chorwaci są dzielni, Chorwaci mają charakter, ale mieli też problemy w każdym z ostatnich trzech meczów, choć do każdego przystępowali jako faworyt, a do dwóch jako faworyt murowany. Być może dzisiaj pomoże im to, że piłka jest po drugiej stronie? To rywal musi? To na Trójkolorowych pada światło reflektorów, a Chorwaci znowu mogą zameldować się w pasującej do nich roli niebezpiecznego przeciwnika, który skarci za najmniejsze lekceważenie?

Jakkolwiek będzie, finał zaszczycają dwa godne zespoły.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...