Masłowski na dłużej w Płocku, czyli Wisła nie zbacza z dobrej ścieżki

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2018, 17:13 • 3 min czytania

W wielu ligach dyrektor sportowy znaczy dużo. To gość, który odpowiada za politykę transferową klubu, nierzadko sam ją kreuje, jednocześnie wyznaczając drogę, jaką podążać będzie zespół. A w ekstraklasie? No, w ekstraklasie jak w lesie, dyrektorów sportowych albo nie ma, albo odgrywają prestiżową rolę paprotki. Weźmy takiego Piotra Nowaka w Lechii Gdańsk: zmienił fotel pierwszego trenera na ten dyrektora tylko dla picu, by nie pakować od razu manatków. Oczywiście istnieją też wyjątki od tej reguły, a takim z pewnością jest Łukasz Masłowski, który przedłużył wczoraj kontrakt z Wisłą Płock o dwa lata.

Masłowski na dłużej w Płocku, czyli Wisła nie zbacza z dobrej ścieżki
Reklama

Mamy wrażenie, że ściągnięcie Masłowskiego do Płocka to najlepszy ruch Nafciarzy odkąd wrócili do ekstraklasy. Facet nie wziął się znikąd. Najpierw był dość przeciętnym piłkarzem, choć 89 meczów w ekstraklasie rozegrał, natomiast potem zajął się menadżerką. Czyli jednym zdaniem: wyrabiał sobie przez lata kontakty, a te w pracy dyrektora sportowego są ważne, jeśli nie kluczowe. Dowód? Nie byłoby Dominika Furmana w Wiśle, gdyby nie obecność tam Masłowskiego. Tak dyrektor mówił w wywiadzie z Tomaszem Ćwiąkałą na naszych łamach:

A Furmana długo musiałeś przekonywać?

Reklama

Gdyby ktoś inny zaproponował mu Wisłę Płock, to nie wiem, czy spojrzałby w tym kierunku.

Jednym słowem – gdybyś wcześniej nie był jego menedżerem, to nie byłoby szans na ściągnięcie go.

To, że znamy się od kilku lat i mieliśmy przyjemność reprezentować go z Marcinem Kubackim, który zresztą reprezentuje Dominika do dziś, pomogło mi przekonać go do Płocka. Nie przekonały go przecież ani pieniądze – mamy jeden z najniższych budżetów w Ekstraklasie i nie płacimy wielkich pensji – ani piękny stadion. Przekonał go pomysł na budowę zespołu.

Ledwie więc Płock wszedł do ekstraklasy, a już Masłowski załatwił mu lidera środka pola. I trenera.

Naturalnie na ściągnięciu jednego Furmana praca dyrektora się nie skończyła. Policzmy wszystkie transfery, jakich dokonała Wisła i podzielmy je na trzy kategorie.

W2a9qg6

Wisła przeprowadziła więc za kadencji Masłowskiego 25 transferów – często bezgotówkowych – i aż o 13 piłkarzach możemy powiedzieć, że w mniejszy lub większy sposób się sprawdzili. Zauważcie też, że Nafciarze potrafią dać szansę piłkarzom niechcianym gdzie indziej. Uryga i Stilić nie mieli miejsca w Krakowie, Szymański nie odgrywał w Jadze pierwszoplanowej roli, Kante był wręcz wyśmiewany w Górniku Zabrze. Wszyscy w Płocku dostali swoją szansę i ją wykorzystali. Do tego dochodzą sensowni obcokrajowcy jak Merebaszwili i Varela, czy Polacy jeszcze za słabi na większe zespoły – Michalak bądź Łasicki. Jest w tym sens i jest w tym pomysł, skoro dość uboga Wisła Płock ma dziś jedną z mocniejszych, szerokich i równych kadr w ekstraklasie.

Wpadki oczywiście też się Masłowskiemu zdarzały, ale już liczbowo widać, że nietrafionych strzałów dyrektor ma na koncie mniej. A też ryzyko bywało ograniczone, skoro przykładowy Vrdoljak kosztował Wisłę skrajnie mało.

Mamy wrażenie, że gdy transfery firmuje swoim nazwiskiem jeden człowiek, łatwiej można znaleźć w tym wszystkim logikę. Jeśli istnieje natomiast komitet transferowy czy inny twór w tym rodzaju, trudniej wskazać winnego ewentualnych wpadek i odpowiedzialność się rozmywa. Oczywiście nie mówimy, że każdy dyrektor sportowy wypali, ale jeśli znaleźć konkretnego człowieka i dać mu działać, istnieje duża szansa powodzenia. Wisła Płock postawiła na ten schemat i dziś zbiera tego owoce.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama