Reklama

Urodziny Wernera Liczki, czyli… niedoszłego selekcjonera reprezentacji Polski

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2017, 11:07 • 3 min czytania 1 komentarz

Werner Liczka jest trenerem z zagranicy, ale spędził w polskiej piłce tyle lat, że zdążyliśmy się do niego mocno przyzwyczaić. W latach 2001-2006 zwiedził cztery kluby, a ostatnio widziano go w Radomiu, bo miał okazję prowadzić tamtejszy Radomiak. 63. urodzin niestety nie obchodzi już jako szkoleniowiec tego zespołu, jakiś czas temu mu podziękowano.

Urodziny Wernera Liczki, czyli… niedoszłego selekcjonera reprezentacji Polski

A tamta przygoda zaczęła się dla niego naprawdę dobrze, ponieważ Radomiak jesień sezonu 16/17 miał fantastyczną. Potrafił wygrać siedem meczów z rzędu i z miejsca stał się kandydatem do awansu, tym bardziej że z klubu dochodziły głosy o wielkim profesjonalizmie Czecha. Niestety, zimą coś się popsuło, a wyniki wiosną to była jakaś porażka. Radomiak nie wygrał żadnego z sześciu pierwszych meczów, źle wyglądał fizycznie i Liczkę zwolniono.

Nie udało mu się więc samemu wprowadzić zespołu klasę wyżej, toteż nie może mówić o sukcesie. Taki miał w Wiśle, którą co prawda przejął po Kasperczaku ze sporym zapasem ośmiu punktów nad wiceliderem, ale jednak doprowadził do mistrzostwa. Po sezonie od razu mu podziękowano. Mówił w wywiadzie dla Weszło:

– W Górniku miałem zawarte takie porozumienie, że gdy przyjdzie oferta czy to od Legii, czy z Krakowa, czy z drużyny narodowej, to będę mógł odejść. A dogadaliśmy się tak, bo już wcześniej dochodziły do mnie głosy, że Wisła może być zainteresowana. No i gdy się już pojawiła propozycja oficjalna, to skorzystałem. Mistrzostwo zdobyliśmy, ale dlaczego nie udało się zostać, to trzeba by już pytać nie mnie. Dobrze nam się pracowało, mieliśmy wszystko przygotowane, zaplanowane na kolejne miesiące, miał przyjść jeszcze jeden asystent, no ale się wysypało. Ja osobiście ze współpracy z panem Basałajem i Mielcarskim byłem bardzo zadowolony, ale to już decyzja Bogusława Cupiała, że nas wszystkich stamtąd wyrzucił.

Co do samej drużyny – umiejętności indywidualne w Wiśle stały na bardzo wysokim poziomie, ale nieco gorzej było ze strony taktycznej, takiej świadomości tego, jak się ustawiać i tak dalej. Z tyłu było super – Baszczyński, Kłos, Głowacki, Stolarczyk, Sobolewski i Cantoro trzymali wszystko do kupy i nawet nie było się czego czepić, bo oni doskonale wiedzieli jak się ustawiać, jak się przesuwać, co zrobić w danym momencie. Natomiast tych zawodników ofensywnych ciężko też było ograniczać, bo Żurawski, Frankowski i Zieńczuk, to byli tacy piłkarze, którzy na boisku mieli swój świat. Myśleli na innym poziomie, wybierali zupełnie inne rozwiązania i też jakieś utrzymywanie ich w schematach byłoby grzechem. No i nie można pominąć Radka Majdana, bo ja byłem z niego bardzo zadowolony. Jako bramkarz spisywał się kapitalnie, potrafił bronić, ale też dużo się odzywał, podpowiadał obrońcom, ustawiał ich, zwracał uwagę. Największym problemem w tej drużynie było tylko to, że każdy już rozglądał się za tym, żeby wyjechać, a w klubie ciągle słyszeli „dobra, dobra, zaraz was puścimy” i byli trochę wodzeni za nos. To też w jakiś sposób odbijało się na ich morale.

Reklama

Poza tym Liczka prowadził u nas Górnik, Polonię Warszawa i Groclin. A było blisko, by… przejął kadrę. Jak wspomina: – Spotkałem się z Michałem Listkiewiczem i z wiceprezesem związku, byliśmy w zasadzie dogadani, co do warunków. Na ostatnim etapie zostałem ja i Zbigniew Boniek, no i postawili na Polaka. Tyle w tej sprawie, po prostu podejrzewam, że na finiszu zdecydowała narodowość. Nie mam oczywiście żadnego żalu, normalna sprawa.

Czy wygrałby z Łotwą – cóż, już się nie dowiemy. Za to możemy życzyć sto lat!

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...