W życiu dziennikarza ważne jest między innymi to, aby zawsze być pod telefonem. Ostatnio sporo osób dzwoni z ciekawymi informacjami.
Na przykład dzwoni Marek Citko: – Kupiłem Wisłę Kraków! Co? Zaskoczyłem cię! Nie doceniłeś mnie!
Na to ja, że faktycznie: – Nie doceniłem!
Słyszę, że Marek jedzie samochodem i że obok siedzi Jakub Meresiński, bo co jakiś czas coś dopowiada. Ale wywiadu udzielić na razie nie chce.
Jak Marka lubię (a Jakuba Meresińskiego nie znam), tak trochę to jednak wszystko niepoważne. Od finalizacji transakcji zaraz minie tydzień, a nowy właściciel nie odpowiedział na pytanie, które wszyscy zadają: kim jest? Oświadczenie, że będzie wspaniale jak kiedyś to jednak trochę za mało. Kiedy przejmuje się klub o tak wspaniałych tradycjach jak Wisła, z tak wieloma kibicami, to należałoby niezwłocznie zorganizować konferencję prasową i powiedzieć: – Dzień dobry, nazywam się tak i tak, w biznesie działam od tego i tego dnia, mam pieniądze stąd i stąd, mój życiorys wygląda tak i tak. Moje plany i ambicje są następujące…
A tu nic, cisza. Przecież panowie nie kupili kiosku w Łowiczu, tylko Wisłę Kraków!
Chcąc nie chcąc ludzie próbują przeprowadzać śledztwa na własną rękę, ale i to bez powodzenia. Na koniec – na przykład po przejrzeniu Facebooka pana Meresińskiego – dochodzą być może do niesprawiedliwych, ale w tym momencie uprawnionych wniosków:
Nowy właściciel Wisły uprawia więcej sportu niż jego piłkarze, za to jego piłkarze mają więcej pieniędzy niż on.
Prawda? Nieprawda? Nie wiadomo. Na ten moment w ogóle nic nie wiadomo. Nie przekonuje mnie teoria, że Meresiński to słup i kupił klub dla kogoś innego (w ogóle nie rozumiem, po co miałby ktoś kupować klub i się ukrywać), ale takich głosów będzie coraz więcej. Transparentność – tego tu brakuje. Nie da się po prostu przeczekać, trzeba się grzecznie przestawić. Każdy się przedstawia, gdy trafia do nowego środowiska. Nawet w przedszkolu dziecko musi powiedzieć, jak się nazywa.
To, czy Meresiński jest bardzo bogaty, bogaty czy po prostu dobrze sytuowany – nie za bardzo mnie interesuje. Chciałbym po prostu wiedzieć, kim jest. Pieniądze to sprawa drugorzędna, bo tak naprawdę dzisiaj w piłce ważniejsza jest głowa niż portfel. – Moim zdaniem Wisłę można tak poukładać, żeby była samowystarczalna – powiedział mi Bogusław Leśnodorski, jeden z trzech właścicieli Legii Warszawa. Pamiętacie jego historię? Najpierw był prezesem klubu, przyjrzał się wszystkiemu od wewnątrz i najwyraźniej uznał: hej, to można kupić i mądrze poprowadzić!
Przewagę głowy nad portfelem widać w Legii, było też ją widać w Zawiszy Bydgoszcz, zanim za demontaż klubu zabrali się kibole. Dlatego na miejscu fanów Wisły interesowałbym się bardziej pomysłami Meresińskiego niż jego stanem konta i bardziej wierzył w poukładanie klubu od środka niż w wielkie inwestycje (bo w wielkie inwestycje nie wierzę).
Co zupełnie nie zmienia faktu, że na dzień dobry Meresiński powinien w szczegółach opowiedzieć, skąd się wziął.
* * *
Słabo wystartowała Pogoń Szczecin, słabo też na razie gra Kamil Drygas. Ale to dobry piłkarz, tylko trzeba z niego zrobić odpowiedni użytek. Nie tak dawno zadzwonił do mnie Radosław Osuch. Z Hiszpanii, bo tam teraz mieszka. I jakoś zeszło właśnie na Drygasa.
Pogoń chciała tego piłkarza już latem zeszłego roku. Wydawało się, że cena jest śmieszna – 150 000 euro.
– Łeee, Krzychu. Ja dałem za niego Lechowi 100 000 euro. Potem musiałem mu płacić. On mi w rękaw płakał, że chce do ekstraklasy. No to mówi: – Łeeee, Drygi, pójdziesz do ekstraklasy, nic się nie martw, niech mi tylko zwrócą koszty. 150 000 euro!
– I co się stało?
– I oni się, rozumiesz Krzychu, namyślali! Oni się namyślali, czy mają 150 000 euro. Ja im daję cenę promocyjną, bo mi chłopak w rękaw płacze, a oni się namyślają. W końcu dzwoni Mroczek. Mówi: – Zgadzam się! A potem dzwoni jeszcze raz i mówi: – Ale słuchaj, 25 000 euro zapłacimy ci teraz, 25 000 euro zimą, potem latem też 25 000 euro, potem zimą następne 25 000 i potem… I ja już nawet nie słuchałem! Wiesz co mu powiedziałem?
– Co?
– Powiedziałem mu: – Łeeee, Jarek. Wiesz, że moja żona kochana Anitka miała ostatnio urodziny? On na to, że nie wiedział. A ja: – Słuchaj, i ja jej na te urodziny, rozumiesz, kupiłem psa. Kupiłem jej psa za 25 000 euro, bo to taka specjalna chińska rasa, rozumiesz? Więc ty chcesz mi zapłacić tyle za najlepszego piłkarza I ligi, ile ja zapłaciłem za psa! No i on zaniemówił. Oczywiście, Krzychu, nie jestem popierdolony i nie kupiłem żadnego psa za 25 000 euro, tylko tak mu powiedziałem.
OK, sam napisałem, że kasa nie jest najważniejsza i że liczy się pomysł, ale jeśli klub ma ambicje i żąda od trenera nie wiadomo czego, to musi też mieć jakieś zaskórniaki na sprowadzanie piłkarzy, którzy mogą pomóc w realizacji celu.
* * *
Dzwoni Marcin Kwiecień, prawnik i menedżer w jednym: – Wygraliśmy sprawę Sebino Plaku.
Żył nią bardzo długo, jak przegrywał w jednej instancji, szedł jak po swoje do kolejnej. I wreszcie ma to, na czym mu zależało.
Śląsk Wrocław będzie musiał głęboko sięgnąć do kieszeni – przez własną, cykliczną głupotę. Trzeba mieć naprawdę nie po kolei w głowie, by oferować takie sumy takim piłkarzom jak Plaku, a jeszcze bardziej nie po kolei w głowie trzeba mieć, by próbować kontrakt rozwiązać nie przy pomocy normalnych negocjacji, a zachowań ocierających się o mobbing.
Wieśniactwo Śląska jest klarowne, natomiast bardziej mnie interesuje, kiedy wreszcie zabierze głos ten geniusz z izby rozwiązywania sporów i powie, jak mu wyszło, że kontrakt Plaku z klubem powinien być rozwiązany bez orzekania o winie? Jak tego geniusza zgnoją w robocie, byle tylko zrezygnował z pensji, to też potem wystąpi o wyrok bez orzeczenia o winie?
* * *
Jacek Kurski został odwołany z funkcji prezesa TVP. Od niego odebrałem najdziwniejszy telefon w ostatnich miesiącach. Akurat Polska przed Euro 2016 zagrała sparing z Litwą, dzień później nieznany numer…
– Dzień dobry, Jacek Kurski z tej strony – mówi. Od razu zaznaczę, że się nie znamy.
– Witam serdecznie.
– No, kiedyś do pana pisałem na Twitterze, ale mnie pan olał.
– Nieee, musiałem nie widzieć. Raczej nikogo nie olewam.
– No dobra, to może ja coś popierdoliłem. Nieważne! – wypalił. A ja pomyślałem: oho, bezpośredni, da się z nim pogadać.
A po chwili konkrety: – Panie Krzysztofie, dzwonię, bo pan się zna na sporcie i w ogóle. No a ja mam taki problem. Zaraz rusza Euro, a ja obejrzałem to nasze studio… No to jest, kurwa, dramat. Dramat. To jest, kurwa, umieralnia! Wie pan co zrobię? Wypierdolę tych wszystkich dinozaurów do TVP Info! Engelów, Gmochów, wszystkich dinozaurów do TVP Info! Przez nich mi ludzie usypiają przed telewizorami. Ja za dużo na piłkę wydałem pieniędzy, żeby taką umieralnię firmować! Co pan na to?
– No, doceniam pańską otwartość, nie sądziłem, że ta rozmowa się tak potoczy, ale zgadzam się, że w kwestii studia jesteście beznadziejni.
– No właśnie, to kogo brać?! Kogo brać? Niech pan mi powie – czy Probierz się nadaje?
– Tak, nadaje się. Mówi co myśli, dobrze się wysławia. Ma luz przed kamerą.
– A Stokowiec?
– Też w porządku.
– No właśnie, chcę młodych polskich trenerów! Trochę życia, werwy! Michniewicza chciałem wziąć, ale ma twarz nietelewizyjną. Poza tym on w Polsacie, tak? A kogo z dziennikarzy? Pan chce przychodzić?
– Ja lecę do Francji na mecze, więc dziękuję. Ale Michał Pol ma dużo pasji, dobrze wypada.
– OK, OK. Kto jeszcze? Kto jeszcze?
– Zróbmy tak, że ja się zastanowię i w ciągu kilku godzin dam znać, kto jeszcze się nada i kto w ogóle jest dostępny w Polsce w tym czasie.
Mówiąc szczerze – wtedy gościa polubiłem, bo sprawiał wrażenie kogoś, kto ma czas do 15:00, żeby naprawić sport w TVP, a później będzie ratował świat na innym odcinku. Szybki i konkretny, bez zbędnego ą-ę i gryzienia w język. Wiem, że generalnie narobił sobie wrogów, ale akurat w sporcie wykonał dobrą robotę.
KRZYSZTOF STANOWSKI