Reklama

Pato wraca do Europy. Coś jeszcze z niego będzie?

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2015, 12:22 • 6 min czytania 0 komentarzy

Brazylijscy kibice, widząc jacy piłkarze występują w linii ataku ich ukochanej reprezentacji, mogą zastanawiać się, który konkurs audiotele trzeba wygrać, by dostąpić podobnego zaszczytu. Fred, Ricardo Oliveira, Diego Tardelli. Nie tak miało być – w 2006 roku, kiedy Alexandre Pato przedstawiał się szerszej publiczności, wielu widziało w nim gwarancję kilku tuzinów bramek dla kadry narodowej. Dziś, blisko dekadę później, wiemy, że nic nie potoczyło się tak jak zakładano. Pato mając 26 lat gra w lidze brazylijskiej, która dla zawodnika występującego wcześniej w Europie, o ile nie jedzie na emeryturę, jest piłkarską banicją. W styczniu wróci jednak do dużej piłki, dogadał się z Liverpoolem. Pytanie, czy będzie jedynie ciekawostką, czy też znów poważnym napastnikiem.

Pato wraca do Europy. Coś jeszcze z niego będzie?

– Osiągnęliśmy już porozumienie z Liverpoolem co do najważniejszych kwestii. Transfer dojdzie do skutku w ciągu najbliższych tygodni. Pato od dawna nalegał na przenosiny do Europy – stwierdził Roberto de Andrade, prezydent obecnego klubu piłkarza, Corinthians. Pytanie, kto tak naprawdę pojawi się niedługo na Anfield?

Na pewno nie zawodnik, o którym można powiedzieć, że w ojczyźnie kompletnie rozmienił się na drobne, bo przecież 28 goli przez trzy sezony to wynik solidny. Jednak nie takie przymiotniki powinny opisywać jego karierę – miał zachwycać w wieczory wtorkowe i środowe, ciągnąć Milan do faz Ligi Mistrzów rozgrywanych w okolicach maja. Zresztą pokazał, że potrafi to robić, choćby na Camp Nou, kiedy zawodnicy gospodarzy mogli tylko podziwiać pamiętny sprint od połowy boiska, zwieńczony golem.

Takich magicznych momentów było jednak zbyt mało, by mówić, że na arenie europejskiej Pato zaznaczył się bardziej niż choćby jego rodak Luiz Adriano, który talentem ustępuje mu tak wyraźnie, że przez lata nikt nie fatygował się by zabrać go z Szachtara Donieck. A przecież Claudio Ranieri potrafił nazwać Pato istotą pozaziemską, natomiast Careca wieszczył mu rychłe zdobycie Złotej Piłki. Jednak nie wyszło, te słowa były na wyrost. I trudno powody, dla których Pato nie podbił Starego Kontynentu uznać za oryginalne, w futbolowym świecie to już pewien rodzaj taniej kliszy: przegrał zarówno z kontuzjami, jak i z pokusami podbijania dyskotekowych parkietów, kobiecych serc, zamiast pola karnego przeciwnika.

Problemy ze zdrowiem towarzyszyły mu od bardzo młodego wieku. Gdy miał 11 lat lekarze przekazali dramatyczne wieści – w jego ramieniu jest guz, ma raka, być może konieczna będzie amputacja. – Złamałem rękę dwa razy w tym samym miejscu, przy badaniach określających rozległość urazu, okazało się że problem jest poważniejszy – tłumaczył później włoskim mediom, przy okazji wywiadu po transferze do Milanu. Szczęśliwie, nowotwór udało usunąć się operacyjnie, bez ucieczki do ostatecznych środków. Pato mógł więc skupić się na treningu, podpisać kontrakt z Internacionalem, a po skończeniu 16 lat zabrać się za dawanie nadziei Brazylijczykom, że gdy Ronaldo odejdzie na emeryturę, szybko doczekają się godnego następcy.

Reklama

Bo spójrzmy tylko w telegraficznym skrócie na jego dokonania, gdy nie był jeszcze pełnoletni. Dużo młodszy od rywali, na krajowych mistrzostwach U-20 zostaje królem strzelców, a jego Internacional odprawia w finale Gremio 4:0. W debiucie ligowym potrzebuje mniej niż minutę, by strzelić premierowego gola, do tego dorzuca dwie asysty. Wreszcie, na Klubowych Mistrzostwach Świata w 2006 roku bije 48-letni rekord Pelego, zostając najmłodszym piłkarzem, który trafił do siatki w imprezie organizowanej przez FIFA.

Kwestią czasu pozostawało, kiedy po Pato upomną się kluby z Europy. I rzeczywiście tak było, po sezonie 06/07, zainteresowania wyraziła Chelsea, Real Madryt i Milan.

Pierwsi woleli poczekać do zimy i ściągnąć Nicolasa Anelkę (jeden gol w rundzie wiosennej, ale za to król strzelców w kolejnym sezonie), drudzy wybrali… Javiera Saviolę, którego dorobku czterech bramek przez dwa lata nie trzeba specjalnie komentować. Zwycięzcą – a przynajmniej tak wtedy sądzono – okazał się więc zdobywca Ligi Mistrzów, Milan, który wyłożył na stół 22 miliony euro i mógł ogłosić, że cudowne dziecko brazylijskiej piłki zagra właśnie u nich.

Mimo, że taka kwota dziś nie robi wielkiego wrażenia, na San Siro mieli prawo wierzyć, że ściągają piłkarza, który chociaż spróbuje powtórzyć wyczyny strzeleckie Andrija Szewczenki, po którym Brazylijczyk zresztą przejął numer. Ukrainiec także wydawał się optymistą, mówiąc kokieteryjnie: „on bardzo przypomina mnie, w tym jak czyta grę, jak znajduje wolne przestrzenie”. Potencjalny następca Szewy zatrzymał się jednak w połowie drogi, jego licznik zanotował 63 trafienia. A początkowo nic nie wskazywało na to, że hamulec zostanie zaciągnięty tak szybko. Debiut w Serie A przypadł na mecz z Napoli, Brazylijczyk uświetnił występ w swoim stylu, czyli golem. Kibiców kupił szybko: ci często skandowali jego nazwisko, ale nie mogło być inaczej kiedy zdobyte bramki przesądzały o zwycięstwach, jak w spotkaniach z Genoą, czy Fiorentiną. Dobre występy zaowocowały też powołaniem do kadry, gdzie Pato okazał się być bezlitosny dla Szwedów, strzelając im bramkę niedługo po pojawieniu się na boisku.

Tak naprawdę do połowy sezonu 09/10 jego kariera przebiegała wzorowo. Został uznany najlepszym młodym piłkarzem Serie A, w Lidze Mistrzów potrafił poprowadzić Milan do zwycięstwa nad Realem na Santiago Bernabeu, strzelając dwa gole. Dość powiedzieć, że do rozmów o piłkarzu chciała wrócić Chelsea, ale było już za późno – cena wzrosła trzykrotnie i nawet Roman Abramowicz nie zdecydował się tyle zapłacić.

Początek 2010 to jednak czas, w którym bajka zaczyna przeradzać się w koszmar. Kontuzje zaczęły dawać o sobie znać coraz częściej, w rundzie wiosennej Pato zdołał zagrać tylko sześć meczów. Mimo to wciąż dawał Milanowi dużo, gdy wracał z gabinetów lekarskich trafiał do siatki. Ale to był już początek końca, czerwona lampka, która zapaliła się wszystkim związanym z klubem, miała już nigdy nie zgasnąć.

Reklama

Kolejny sezon był tylko tego potwierdzeniem. Przebłyski geniuszu musiały ustępować kontuzjom mięśniowym, problemem raz bywał achilles, w innym przypadku przywodziciel. O kampanii 11/12 nie ma co nawet wspominać. Pato w Serie A uciułał 535 minuty, jeden gol i dwie asysty. Ogółem od sierpnia 2009 do lutego 2012 Brazylijczyk opuścił prawie 42 procent spotkań. Jaki klub pozwoli sobie na utrzymanie piłkarza, który w praktycznie co drugim meczu jest niezdolny do gry?

Piłkarza, którego i życie poza boiskiem budziło kontrowersje. Nie było tajemnicą, że lubi imprezować, a przy obecności Ronaldinho w klubie, okazji do wyjść raczej nie ubywało. Zresztą nocne życie z byłą gwiazdą Barcelony to także jeden z powodów, dla których piłkarz rozwiódł się ze Sthefany Brito, brazylijską aktorką. Rozstanie nie przebiegło w zgodzie, Brito chętnie opowiadała w mediach o agresywnych zachowaniach Pato, a jeszcze kilka miesięcy później jej prawnicy grozili, że piłkarz pójdzie do więzienia za niepłacenie alimentów.

Trudno powiedzieć, żeby napastnik Rossonerich wyciągnął jakiekolwiek wnioski, bo kolejną wybranką jego serca została… Barbara Berlusconi, córka Silvio, właściciela Milanu. Ten związek nie przyniósł Brazylijczykowi sympatii w szatni, źródła z nią związane mówiły, że inni piłkarze boją się rozmawiać o klubie, w obawie, że doniesie on o wszystkim Barbarze. Co gorsza, niektórzy z nich zastanawiali się dlaczego napastnik nie jest odsuwany od składu nawet wtedy, gdy jego formie daleko do ideału.

Barbara-Berlusconi-6

I nawet jeśli w tych oskarżeniach było ziarno prawdy, to związek z Lady B nie pomógł piłkarzowi utrzymać się w Milanie. Jeden z włoskich dziennikarzy stwierdził, że Rossoneri żegnają się z piłkarzami tylko wtedy, gdy są oni już skończeni, czego przykładem może być Kaka, lub Szewczenko. Pato czeka więc ten sam los?

Wiele zależy od tego, czy uwolnił się raz na zawsze od nawracających kontuzji. Sam zawodnik za swoją przypadłość obwinia Milan. – Urazy, zwłaszcza mięśniowe nie były spowodowane przeze mnie – stwierdził już po powrocie do Brazylii. – Lekarze zmuszali mnie do zbyt szybkiego powrotu na boisko po kontuzjach. Obciążali mnie nadmierną pracą. Każdy może zobaczyć różnicę – wtedy gdy grałem we Włoszech i teraz gdy gram w Brazylii.

Transfer do Liverpoolu to już ostatnia szansa dla Pato, jeśli znów więcej czasu będzie spędzał w gabinetach lekarskich, niż na boisku, nikt mu nie ponownie nie zaufa, nikt nie będzie traktował poważnie. Ma okazję dopisać kolejne rozdziały do historii, którą ostatnio skończył na prologu.

Paweł Paczul

Najnowsze

Ekstraklasa

Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy

Piotr Rzepecki
6
Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
18
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...