Dawno nie było u nas Franza Smudy. Po odejściu z Wisły schował się, przestał udzielać wywiadów. Nie wystawia się na strzał. Zadzwonił do niego jednak katowicki „Sport” i podpytał o Roberta Lewandowskiego, w końcu Smuda to pierwszy trener napastnika Bayernu w Lechu Poznań. No i Franz zaczął opowiadać swoje banialuki.
Jest w środowisku dziennikarskim anegdotka o młodej reporterce, która przygotowywała materiał o Powstaniu Warszawskim. Jeździła do powstańców, rozmawiała, walczyła o szczegóły. Później zauważyła, że wszyscy mówią o tych samych miejscach i zdarzeniach, tak samo je opisują, choć walczyli w różnych częściach miasta. Dopytała się o to starszego redaktora, który przejrzał te wypowiedzi i zobaczył, że to opis scen z wajdowskiego „Kanału”.
Siła sugestii to jednak potężna moc. Uległ jej sympatyczny trener Smuda, który udzielił obszernego wywiadu katowickiemu „Sportowi”. Dziennikarz chciał się czegoś dowiedzieć o kulisach pracy z Robertem Lewandowskim, więc wykręcił numer do dawnego trenera Lecha i kadry i usłyszał, że:
„Pojechałem na mecz do Pruszkowa. tamtejszy I-ligowy Znicz mierzył się z Polonią Warszawa. „Czarne koszule” właśnie spadły z ekstraklasy, więc był to dobry przeciwnik dla pruszkowian. Pamiętam, że już w przerwie zadzwoniłem do dyrektora sportowego Lecha Marka Pogorzelczyka. Powiedziałem mu tylko – „bierz kasę i dogaduj się natychmiast”.”
No, no – w 45 minut Smuda zorientował się w niebywałym talencie Lewandowskiego, którego nikt jeszcze wcześniej nie dostrzegał. Ba, gdy zadzwonił do Pogorzelczyka, prezes Znicza powiedział trenerowi: „Ale masz oko!”.
Z tą całą sytuacją jest trochę jak z Radiem Erewań. Smuda pojechał do Pruszkowa, ale jeśli widział Lewandowskiego dopiero w meczu z Polonią, to dołączył już do połowy Polski – był to maj 2008 roku, tuż przed transferem do Lecha. Ale i tak nie jest to największy hit tej historii.
Smuda, owszem, zadzwonił, ale nie do Pogorzelczyka, ale do skauta Andrzeja Czyżniewskiego, który kazał trenerowi obejrzeć Lewandowskiego. I nie po to, by powiedzieć coś o szykowaniu kasy, ale by wypalić: „Ty mi powinieneś za benzynę oddać, że w ogóle pojechałem to drewno oglądać„.
No ale Lech jednak to drewno ściągnął i reszta jest już historią. A Franz? Zadowolony, jak żona Jurka Mordela.