Reklama

Wielki Athletic, kosmiczny Aduriz i wyjątkowo mała Barcelona

redakcja

Autor:redakcja

14 sierpnia 2015, 23:38 • 2 min czytania 0 komentarzy

Antyfani Barcelony mają swoje wyjątkowe pięć minut. Dziś Blaugranie nie wyszło nic, kompletnie, co dobitnie dokumentują zwieszone głowy wszystkich jej piłkarzy. Tych na boisku, tych na ławce rezerwowych. Tych mniej i tych bardziej odpowiedzialnych za jedną z największych wpadek ostatnich lat. Mogą tłumaczyć się meczem w Tbilisi, potem długim lotem, zmęczeniem, zatruciem, bezsennością czy ostrą biegunką, ale tego, co stało się na San Mames z Athletikiem Bilbao, nie usprawiedliwi zupełnie nic. Barca! Co? Cztery zero, a raczej zero cztery.

Wielki Athletic, kosmiczny Aduriz i wyjątkowo mała Barcelona

Padła jedna bramka. Potem druga, trzecia. Dopiero czwarta była granicą, w której zamiast myśleć, że „rewanż będzie ciekawy”, zaczęliśmy „co za masakra”. Szans Blaugrany kompletnie przekreślić jednak nie wolno. Nigdy. Tym bardziej, że rewanż grają u siebie, czyli w miejscu, gdzie potrafią dziać się prawdziwe cuda. Jeśli Barca nie odrobi czterobramkowej straty, to chyba już nikt. I nawet potrafimy sobie to wyobrazić, bez przesadnego wytężania umysłu.

Najciekawszy i chyba wymagający największego kunsztu był pierwszy gol. Pajacowanie Ter Stegena to jedno, ale to, w jaki sposób piłkę uderzył Mikel San Jose, to zupełnie inna bajka. Powiew piłkarskiej perfekcji, który z czasem przyspieszał, aż w końcu zamienił się w tornado, które porozstawiało jedenastkę Luisa Enrique po całej Katalonii. Obrona Barcelony przypominała obronę Eibar czy innej Granady. Byli beznadziejni, co precyzyjnie wykorzystywał facet, który zdążył nas do tego przyzwyczaić, czyli 34-letni Aritz Aduriz. Jak wino. Im starszy, tym lepszy. Klasyczny hat-trick z Barceloną? Można spokojnie kończyć karierę. Choćby jutro.

Trudno powiedzieć, czy można traktować to jak jakiś symptom, czarny znak, czy po prostu ulubiony przez piłkarzy „wypadek przy pracy”. Oglądając to, co dzieje się na boisku, byliśmy w szoku. To, jak kompletnie anonimowy Sabin Merino kręci Danim Alvesem. To, jak ten sam Alves idiotycznie fauluje i wypracowuje przeciwnikom rzut karny. No i wisienka na torcie, czyli „neuerujący” Ter Stegen.

To nie była Barcelona, tylko jej parodia, chociaż mamy dziwne wrażenie, że to mógł być jednorazowy skecz.

Reklama

Najnowsze

1 liga

Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył

Paweł Paczul
0
Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył
Polecane

KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Paweł Paczul
0
KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
27
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

0 komentarzy

Loading...