Henrik Ojamaa po niezbyt udanych epizodach w Motherwell i Sarpsborgu ma ewidentne problemy ze znalezieniem kolejnego pracodawcy, bo właśnie rozpoczął treningi z rezerwami Legii. Ponoć jakieś tam propozycje Estończyk dostał, ale – jak przypuszczamy – były adekwatne do poziomu, który obecnie prezentuje, więc zostały odrzucone. Do końca sierpnia skrzydłowy ma czas na znalezienie jakiejś zadowalającej oferty, w czym pomóc ma też Legia. Jakkolwiek patrzeć, zarówno dla klubu, jak i samego zawodnika sytuacja nie jest idealna, więc obie strony dążą do jak najszybszego rozwiązania.
Nas w tym wszystkim uderza sam zjazd zawodnika, który przecież kosztował niemało, i o którego biły się dwa najlepsze polskie kluby. Wydawało się, że Ojamaa to facet zdeterminowany i nastawiony na sukces, więc spodziewaliśmy się, że prędzej czy później odpali. Można było odnieść wrażenie, że jest pracowity – bo po transferze do Legii treningi rozpoczął jeszcze przed startem okresu przygotowawczego – oraz zdawał się mieć bardzo mocną psychikę, która miała pozwolić na rozwój nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach. Unikał imprez, prowadził higieniczny tryb życia i miał być skoncentrowany wyłącznie na celach sportowych. Wydawało się, że to profesjonalista jakich mało. Czego więc zabrakło?
Według nas kluczowym aspektem okazał się brak pokory. Kiedyś w rozmowie z nami Ojamaa przyznał, że niewiele robił sobie z krytycznych uwag ze strony Jana Urbana, kolegów z szatni, czy nawet selekcjonera reprezentacji Estonii. Jak sam podkreślał, oglądał każdy swój mecz w domu i bardzo często był zadowolony. Nikogo nie słuchał, myślał że jest najmądrzejszy, zawsze chodził swoimi ścieżkami. A dziś może robić za przestrogę dla innych piłkarzy.
Ojamaa został brutalnie zweryfikowany, nawet nie przez sam pobyt w Legii, ale przede wszystkim przez kolejne wypożyczenia do Szkocji i Norwegii. W obydwu klubach dostał swoją szansę w linii ataku lub jako cofnięty napastnik, czyli na pozycjach, na których miał czuć się najlepiej. I w obydwu przypadkach zawiódł, więc oddawano go bez żalu. Jego bilans wygląda następująco:
Motherwell: 18 meczów, 3 gole, 1 asysta
Sarpsborg: 10 meczów, 0 goli, 1 asysta.
Razem mamy 28 spotkań, głównie w roli środkowego lub cofniętego napastnika, i udział ledwie przy pięciu bramkach swojego zespołu. Drużynowo też nie wyszło najlepiej, bo Motherwell o mało nie spadło z ligi, kończąc rozgrywki na przedostatnim miejscu, natomiast Sarpsborg to obecnie dwunasta drużyna norweskiej Tippeligaen. Nie musimy chyba dodawać, że obydwie ligi są niżej notowane, niż nasza.
Co dalej? W zasadzie wszystko zależy od samego Ojamy. Z Legią został mu jeszcze rok kontraktu i do tego czasu może liczyć na jako taką opiekę, a potem – o ile nic się zmieni – trafi na piłkarski śmietnik. Sami jesteśmy ciekawi, czy dziś Estończyk jest równie pewny siebie i czy po obejrzeniu wszystkich swoich meczów ze Szkocji i Norwegii jest z siebie zadowolony. Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie może być absolutnie kluczowa w kontekście jego przyszłości.
Fot. FotoPyK