– Finansowanie i wspieranie wszystkiego oznacza w rezultacie niefinansowanie i niewspieranie niczego. W ciągu najbliższego roku ministerstwo opracuje zasady finansowania na wyraźnie i ściśle określone zadania, i po spełnieniu określonych warunków – powiedziała po igrzyskach w Londynie ministra Joanna Mucha. „Złożony z byłych medalistów sztab ma wymyślić program, który pchnie polski sport do sukcesów za 16 lat. Niebawem grupa ta ma określić, które dyscypliny będą dla nas priorytetowe, a które nie będą mogły liczyć na hojne dotacje z budżetu państwa” – informowała „Gazeta Wyborcza”.
Dzisiaj wreszcie odkryto karty. – 29 stycznia w polskim sporcie skończył się komunizm – powiedziała dumna ministra i przedstawiła listę dyscyplin priorytetowych (kajakarstwo, kolarstwo, narciarstwo, pływanie, podnoszenie ciężarów, wioślarstwo, zapasy, żeglarstwo, drużynowe: piłka nożna, siatkówka, koszykówka, piłka ręczna).
Najciekawszy w tym wszystkim jest podział pieniędzy. Otóż okazuje się, że część sportów priorytetowych – lekkoatletyka, kajakarstwo i wioślarstwo – dostanie o 10 procent mniej pieniędzy niż dotychczas, natomiast pozostałe dyscypliny priorytetowe otrzymają dotacje w niezmienionej wysokości.
Mówiąc krótko – TO NIE Ł»ADNA REFORMA, TYLKO ZWYKŁE CIĘCIA.
Pani ministra pół roku pracowała nad planem, który miał popchnąć nasze kluczowe dyscypliny sportowe, a efekt jest taki, że owe dyscypliny albo dostaną tyle samo pieniędzy, albo mniej. Pozostałe – spoza listy – dostaną zdecydowanie mniej.
Jak to ma się do słów „finansowanie i wspieranie wszystkiego oznacza w rezultacie niefinansowanie i niewspieranie niczego”? Można było odnieść wrażenie, że komuś się zabierze, że komuś dać, prawda? Guzik prawda. Zabrać – zabrano. Ale dać? Nie dano. Przecież teraz dalej – zgodnie z logiką Muchy – będzie niefinansowane i niewspieranie czegokolwiek, tylko w sposób jeszcze bardziej drastyczny. W jaki niby sposób jeszcze większe niefinansowanie i niewspieranie ma pomóc odnosić sukcesy na igrzyskach? Przecież ani jedna dyscyplina nie otrzyma potężniejszych środków niż dotychczas. Gdzie więc ten przełom?
Cały ten plan i całe to gadanie o końcu komunizmu to nic więcej jak PR-owa sztuczka, która ma przysłonić dość oczywisty wniosek: będzie mniej pieniędzy. I gdyby to zakomunikowano wprost, nawet nie można byłoby mieć pretensji: zieloną wyspą to my dawno nie jesteśmy, gdzieś trzeba szukać pieniędzy (nie tylko na drogach, stawiając fotoradary). Ale tutaj ludzie są zwyczajnie okłamywani, mamieni, ktoś liczy, że się nie zorientują. To jest pospolita podłość.
I na koniec, pani ministro, dwia dość oczywiste – ale pewnie nie dla pani – wnioski:
Po pierwsze – komunizm w polskim sporcie to akurat czas największych sukcesów, więc akurat ogłaszanie końca komunizmu w sporcie i zarazem udawanie, że to początek drogi po medale, nie jest zabiegiem szczególnie logicznym.
Po drugie – jeśli chce pani rzeczywistego końca komunizmu w polskim sporcie, to niech pani przestanie wspierać jakikolwiek sport wyczynowy i rozwiąże całe swoje niepotrzebne nikomu ministerstwo.