Gdy na początku 2011 roku w hiszpańskiej prasie sportowej pojawiły się informacje o przejęciu Racingu Santander przez miliardera z Indii – Ashana Ali Syeda, wydawało się, że Kantabryjczycy chwycili Pana Boga za nogi. Drużyna z El Sardinero tonęła w długach, a główny udziałowiec – firma Dunviro znajdowała się na skraju bankructwa. Hindus z miejsca oznajmił, że kocha futbol i zamierza uczynić z Racingu Santander konkurencyjną siłę w La Liga dla Barcelony i Realu. Inwestor zobowiązał się do spłaty długów Racingu wobec skarbu państwa i przeznaczenia pokaźnej sumy pieniędzy na transfery, czym zyskał sobie przychylność sympatyków klubu z Kantabrii i niemal z miejsca został okrzyknięty „Wybawicielem”.
Ashan Ali Syed rozpoczął pracę w nowym klubie z impetem i zaangażowaniem. Jedną z jego pierwszych decyzji było zwolnienie Manuela Portugala ze stanowiska trenera Racingu. Przybysz z Indii nie zdążył co prawda poszaleć na rynku transferowym przed zamknięciem okienka transferowego i jedynym wzmocnieniem klubu stało się sprowadzenie Giovaniego dos Santosa z Tottenhamu na zasadzie wypożyczenia, ale właściciel imponował zaangażowaniem w życie codzienne klubu. Dość powiedzieć, że pojawiał się wśród kibiców na każdym spotkaniu Racingu rozgrywanym na El Sardinero odziany w barwy klubowe i żywiołowo dopingował swoich piłkarzy. Entuzjazm Syeda wzbudzał ogromna sympatię. – On nigdy w życiu nie był na meczu piłkarskim. Kiedy obrońca podawał piłkę do bramkarza, on bił brawo i wrzeszczał jak szalony – komentował jeden z oficjeli, który miał „przyjemność” oglądać mecz w towarzystwie Hindusa.
Racing Santander ukończył rozgrywki sezonu 2010/2011 na 12 miejscu i wydawało się, że pod wodza nowego trenera – doświadczonego Hectora Raula Cupera (Marcelino odszedł do Sevilli), ruszy w lecie do transferowej ofensywy. Tymczasem na światło dzienne zaczęły wypływać kolejne rewelacje dotyczące inwestora z Indii. Z tygodnia na tydzień Syed na El Sardinero bywał co raz rzadziej, aż wreszcie na początku rozgrywek 2011/2012 słuch o nim niemal całkowicie zaginął…
Okazało się, że obietnice Hindusa nie mają żadnego pokrycia. Syed zobowiązał się do spłaty długów Racingu Santander, tymczasem wierzyciele klubu nie otrzymali od właściciela ani grosza. Prezydent Racingu – Francisco Pernia, zgłosił się do władz Kantabrii o finansowe wsparcie i choć udało się spłacić część pieniędzy, to w wakacje Racing Santander ogłosił bankructwo, a federacja nałożyła na klub zarząd komisaryczny, co praktycznie uniemożliwiło dokonanie niezbędnych wzmocnień kadrowych. Co więcej, buntować zaczęli się również piłkarze, którzy albo nie dostawali wypłat wcale, albo należne im pieniądze wypłacane były z dużym opóźnieniem. W kuluarach mówiło się, że najbardziej doświadczeni gracze Racingu – Munitis, Colsa, czy Kennedy nie grają symulując kontuzje. Klub skierował sprawę do sądu przeciwko nie wywiązującemu się z warunków umowy właścicielowi, ale póki co sprawa stoi w martwym punkcie.
Kibice za taki obrót sprawy obwinili…Francisco Pernię. Niemal na każdym meczu Racingu pojawiały się transparenty nawołujące do dymisji prezydenta klubu i zarządu. Pernia bronił się pokazując nawet dowody bankowe sugerujące przelewy zlecone przez właściciela z Indii, ale tak on, jak i wierzyciele pieniędzy nigdy na oczy nie zobaczyli. Wraz z końcem października zarząd klubu na czele ze wspomnianym Pernią złożył dymisję.
Należy zadać sobie pytanie: jak można było do tego dopuścić? Jak można było sprzedać zespół anonimowej tak naprawdę postaci, której nawet życiorys budzi wiele wątpliwości (do dziś nikt nie potwierdził autentyczności miejsca urodzenia, czy zdobytego wykształcenia Syeda)? Desperacja – to chyba jedyna w miarę racjonalna odpowiedź. Ali Syed kłamał niemal od pierwszego momentu, kiedy pojawił się przy bramach stadionu El Sardinero ogłaszając wszem i wobec, jaki to z niego wielki miłośnik piłki nożnej, tak na prawdę nic nie wiedząc o tym sporcie. Dość powiedzieć, że kilka miesięcy wcześniej podobną oferta Syeda odrzucił Blackburn Rovers. Hindus również w Anglii obiecywał złote góry, ale kiedy okazało się, że opuszczając Wyspy Brytyjskie w 2005 roku Syed pozostawił za sobą niespłacone długi sięgające kilkudziesięciu tysięcy funtów, delikatnie mówiąc: podziękowano mu za oferowane „dobrodziejstwo”.
Dziś Ashan Ali Syed jest ścigany przez Interpol oraz niespłaconych wierzycieli z całego świata. „Biznesmen” z Indii ukrywa się jednak przed światem, a w obawie przed zatrzymaniem nie pojawił się nawet na pogrzebie własnego ojca. Sytuacja Racingu Santander jest więc opłakana: Syed zostawił klub z niespłaconymi długami, rosnącymi odsetkami i zaległościami finansowymi wobec piłkarzy i pracowników klubu.
Dni klubu z Kantabrii wydają się policzone, tym bardziej, że i forma sportowa nie dopisuje i powiem szczerze, że nie wierzę w utrzymanie Racingu. Jedna nieodpowiedzialna decyzja, jeden nieodpowiedzialny „romans” z hinduskim inwestorem skończy się prawdopodobnie upadkiem ekipy z El Sardinero. Jak mawiają…”Ł»ycie to nie Facebook – nie przyjmuj zaproszeń od nieznajomych”.
WOJCIECH LEWANDOWSKI
Primeradivision.info
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
