Najpierw był wielkim talentem w Ekstraklasie. Później trafił do Włoch, gdzie ciągle zmieniali mu się trenerzy i miał specyficznego, przesądnego prezesa. Gdy Filip Jagiełło wrócił do naszej ligi i grał „ogony”, wchodząc z ławki, nie wydawało się, że da wiele Lechowi. A jednak. Dziś jest jednym z liderów zespołu i wszyscy cieszą się, kiedy przed meczem z FSV Mainz Niels Frederiksen mówi, że ma już pomocnika do dyspozycji.
Mecz 1/8 finału STS Pucharu Polski z Piastem Gliwice był dla Lecha Poznań specyficzny. Z jednej strony wygrana 2:0, bardzo cenna, bo przeciwnik grał nieźle i w pierwszej połowie to głównie on tworzył kolejne okazje. Z drugiej – utrata dwóch piłkarzy. Najpierw, w 24. minucie, z boiska z kontuzją schodzi Filip Jagiełło. W tym momencie opuszcza je również Timothy Ouma, drugi środkowy pomocnik. On akurat dlatego, że gra przefatalnie i jest dwunastym zawodnikiem Piasta. Jagiełłę zmienił Gisli Thordardson, ale w 68. minucie również Islandczyk doznał urazu na katastrofalnej murawie w Gliwicach.
Wydawało się, że Niels Frederiksen ma gigantyczny problem ze środkiem pomocy. I miał – w spotkaniu z Cracovią na tej pozycji, cofnięty, wystąpił Pablo Rodriguez. Efekt? Hiszpan w 39. minucie spotkania dostał dwie żółte kartki i musiał opuścić boisko, a osłabiony Lech tylko zremisował 2:2 w Krakowie. W dużej mierze przez Rodrigueza właśnie.
Powrót Filipa Jagiełły to atut Lecha Poznań
Teraz, przed meczem Ligi Konferencji przeciwko FSV Mainz, Frederiksen powiedział: – Wraca do nas Filip Jagiełło. Będę mógł skorzystać z jego usług.
Dla Lecha to świetna wiadomość, bo pomocnik stał się jednym z najważniejszych zawodników w zespole. Obecny sezon? 24 spotkania dla Kolejorza we wszystkich rozgrywkach, cztery zdobyte bramki i pięć asyst. Liczbowo wygląda to naprawdę nieźle. Do tego niemal 1800 rozegranych minut. Wśród graczy z pola tylko Mateusz Skrzypczak, Joel Pereira, Mikael Ishak i Antoni Kozubal mają ich więcej. I pomyśleć, że kiedy Jagiełło latem 2024 roku przychodził do drużyny z Poznania, po jego pierwszych występach raczej mało kto spodziewał się, że będzie aż tak istotny.

Jagiełło w meczu z Wisłą Płock
Na początku był rezerwowym. W pierwszych 14 spotkaniach w lidze Jagiełło wchodził na boisko z ławki. W kolejnym zagrał od początku, ale był to mecz u siebie przeciwko Widzewowi (4:1), w którym został ustawiony jako prawoskrzydłowy, schodzący do środka. Frederiksen trochę szukał mu pozycji: w następnej kolejce, gdy Lech przegrał w Gdańsku 0:1 z Lechią, wystąpił jako ofensywny środkowy pomocnik. Został zmieniony w przerwie.
Jagiełło: Na miejscu trenera też bym nie zmieniał
Później kolejne wejścia z ławki. Dużo zmieniło się, gdy poważne problemy zdrowotne zaczął mieć kontuzjowany do dzisiaj Radosław Murawski, wcześniej absolutny fundament. Jagiełło wskoczył w jego miejsce i zaczął grać w środku pola u boku Kozubala. Gdy 27 kwietnia Kolejorz remisował 2:2 w Radomiu, mimo dwubramkowego prowadzenia jeszcze na 12 minut przed końcem, wszyscy mogli być wściekli, ale akurat Jagiełło nie miał sobie wiele do zarzucenia. Najpierw miał asystę przy golu Mikaela Ishaka, a później sam trafił do siatki. Wtedy wydawało się, że Lech może się wyłożyć i nie wywalczyć mistrzostwa Polski, ale ostatecznie finiszował świetnie, rywale się potknęli i tytuł trafił do Poznania.
Trzy miesiące temu Jagiełło udzielił wywiadu kanałowi „Futbolownia”. Zapytany o swoje początki w Lechu, opowiadał: – Przez pierwszych sześć, siedem miesięcy pełniłem rolę rezerwowego, ale nie było żadnego momentu frustracji. Myślę, że gdybym ja był trenerem, też bym niczego nie zmieniał i nie dlatego, że źle wyglądałem w treningach czy meczach. Po prostu forma chłopaków – Radka, Antka czy Afonso Sousy – była na tyle wysoka, że trener nie był w stanie ich posadzić na ławce. Ja to w pełni rozumiałem. Wiedziałem, że muszę trenować i być gotowy na swoją szansę.
– Gdy wchodzisz w 70. minucie, masz zupełnie inne zadania, niż człowiek grający od początku. Ja się zgodzę, że moje występy czasami były bezbarwne, bo nie zrobiłem nic super, ale jednocześnie opinia kolegów i trenera utwierdzała mnie w tym, że robiłem dobrą robotę. Jeżeli moją rolą po wejściu było utrzymanie piłki i spowolnienie gry, to nie będę wariatem i nie wezmę piłki, idąc jak Messi, na trzech, czterech przeciwników. Po niektórych meczach byłem zły na siebie i mówiłem: „Co ja robię?”. Po tym, jak dostałem szansę i zacząłem grać od pierwszej minuty, nabrałem jednak pewności siebie – dodawał w tej samej rozmowie.
Chaos i przesądny prezes we Włoszech
Zastanawiając się nad silniejszą pozycji w Lechu, warto spojrzeć na jego karierę szerzej. Zaufanie, stabilność, konkretna wizja – to zastał w klubie, który od lata ubiegłego roku ciągle prowadzi Frederiksen. Wcześniej tego nie miał.
Jagiełło to wychowanek Zagłębia Lubin, szkolony w tamtejszej cenionej akademii. W wieku 16 lat zadebiutował w Ekstraklasie, jako 18- i 19-latek uzbierał niemal 800 minut w sezonie. Po kolejnych dwóch latach, w których był podstawowym graczem Zagłębia, odszedł do włoskiej Genoi. W Italii zetknął się z inną kulturą piłkarską, w której najważniejsza jest taktyka, ale również – z chaosem i dziwactwami.

Jagiełło w barwach Zagłębia Lubin
W nowym klubie nie grał za wiele, spędził dwa lata na wypożyczeniu w Brescii w Serie B, później wrócił do Genoi i pomógł jej w powrocie do Serie A, by następnie znowu zostać wypożyczonym, tym razem do Spezii. Mało tego – w dwa lata miał sześciu trenerów, przez cały czas we Włoszech – aż dwunastu. Ktoś może stwierdzić, że piłkarz w takich warunkach poznaje przeróżne metody taktyczne i staje się na boisku mądrzejszy, ale z drugiej strony i to przede wszystkim – rozwój wymaga pewnego spokoju, a Jagiełło raczej go nie doświadczał.
W Brescii dodatkowo zetknął się z prezesem Massimo Cellino. Specyficzny człowiek, przekonany, że numer 17 przynosi wielkie nieszczęście. Gdy jego zespół miał grać mecz ligowy 17 kwietnia, rozdał zawodnikom swojej drużyny, w tym Polakowi, fioletowe kąpielówki. Cellino miał pewność, że ten właśnie kolor wykasuje pecha. Do tego na stadionie Brescii nie było oczywiście krzesełek z numerem 17, a żaden z zawodników nie mógł nosić go na plecach. A to tylko część dziwactw z udziałem tego człowieka.
W Lechu na pewno jest Jagielle inaczej, spokojniej. Wybrał klub z Poznania, choć interesowała się nim również Legia Warszawa. W rozmowie dla „Futbolowni” nie ukrywa, że finansowo stracił na powrocie do Polski, ale liczyły się inne aspekty: – Mówiłem żonie: „Wracamy do Polski, bo widzę w Lechu szansę na rozwój. Wiem, że taki ruch da mi dużo dobrego. Wielu zawodników, którzy występują dziś w innych ligach, powrót do Polski parzy, ale Ekstraklasa idzie w takim kierunku, że czasami jest lepiej grać tutaj w super zespole niż występować za granicą w gorszych klubach – powiedział.
Niels Frederiksen – trener z zupełnie inną filozofią
O szkoleniowcu Kolejorza wypowiedział się natomiast w ten sposób: – To jest zupełnie inna filozofia niż miałem we Włoszech i w Zagłębiu. Trener Frederiksen bardzo mocno zwraca uwagę na intensywność gry. Akcentuje zachowania w pressingu i poczynania z piłką. Mamy być z nią dynamiczni i jak najszybciej transportować ją w pole karne przeciwnika. Choć są też oczywiście momenty, gdy piłkę trzeba utrzymać cierpliwiej.
W sytuacji, gdy Murawski, ważna postać również w szatni, ze względu na cechy mentalne, wciąż jest kontuzjowany, a Ouma równie dobrze może być na boisku świetny, jak i się kompromitować (choć częściej to drugie), wydaje się, że najbardziej odpowiednie zestawienie środka pola to właśnie Jagiełło oraz Kozubal.
W obecnym sezonie wychowanek Zagłębia ma niezłe liczby, a na przełomie września i października w trzech kolejnych ligowych meczach notował po asyście.
Z Jagiellonią u siebie (2:2): pokazał się w środku po piłkę, pomknął z nią ponad 20 metrów, dostrzegł Leo Bengtssona i świetnie zagrał mu na lewe skrzydło. Gol.
Z GKS-em w Katowicach (1:0): Jagiełło był sprytniejszy od Mateusz Kowalczyka, ograł go i pobiegł z piłką wzdłuż bramki gospodarzy. Wyłożył ją Bryanowi Fiabemie (!). Bramka.
Z Pogonią Szczecin u siebie (2:2): tu już wcześniej, w drugiej połowie mógł sam trafić na 2:1, ale piłka po rykoszecie od obrońcy gości odbiła się od słupka. Niedługo później ściął z piłką do środka i idealnie zagrał do wybiegającego na wolną przestrzeń Bengtssona. Gol, wydawało się, że zwycięski, ale chwilę potem Pogoń wyrównała.
W tamtym spotkaniu z Pogonią Jagiełło wiele razy napędzał akcje Lecha. Pokazał, że może błyszczeć w intensywnym spotkaniu z dość mocnym w ofensywie rywalem. Mainz to co prawda ostatnia drużyna Bundesligi, ale w Lidze Konferencji radzi sobie dobrze. Niemiecki klub też ma w środku pola bardzo ciekawych graczy. W tym meczu wyjątkowo potrzebne mogą być właśnie umiejętności Jagiełły, który choć grał we wszystkich reprezentacjach młodzieżowych, to w dorosłej polskiej kadrze jeszcze nie.
Czy to może się zmienić w przyszłości? Jeżeli utrzyma wysoką formę, to kto wie.
Statystyki zawodnika (sezon) dostarczony przez Superscore
Fot. Newspix.pl