Męczył się niemiłosiernie Liverpool. Gra się nie kleiła, brakowało dynamiki, Vicario nie miał zbyt wiele do roboty. Z pomocą przyszli jednak Xavi Simons oraz Cristian Romero, którzy postanowili zabawić się w świętych Mikołajów i ułatwili zadanie mistrzowi Anglii. Choć zaczęło się od „Cichej nocy”, skończyło się na prawdziwym rollercoasterze.
Tottenham – Liverpool: nastroje przed meczem
Zwolnienie Ange Postecoglou i zatrudnienie Thomasa Franka miało zapewnić Tottenhamowi progres. No i jest. Na tym etapie rozgrywek rok temu Spurs mieli punkt mniej niż obecnie. Kibice oczekiwali jednak nieco więcej, a tymczasem ostatnie tygodnie to pasmo niepowodzeń. Najdobitniej pokazują to mecze domowe – osiem meczów i zaledwie osiem punktów. Londyńczycy są też jedyną ekipą w lidze, która nie potrafiła u siebie pokonać Wolverhampton. Absolutny wstyd.
Liverpool z kolei miał gorszy okres, gdzie lał ich kto chciał, jak chciał i kiedy chciał. Teraz jest ciut lepiej, nawiązała się seria pięciu meczów bez porażki i z w miarę pozytywnym nastawieniem The Reds podchodzili do starcia ze Spurs. Ale bez Mo Salaha, który pojechał na Puchar Narodów Afryki.
Tottenham – Liverpool
Emocje, zwroty akcji, pościgi, wybuchy, eksplozje. Tak można określać mecze tych dwóch ekip w poprzednim sezonie. Łącznie zobaczyliśmy w nich aż 15 (słownie: piętnaście) bramek. Spotkanie zapowiadano jako takie, gdzie gole są gwarantowane.
Jednak oglądając pierwszą połowę, można było mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie odpaliło się jakiegoś sparingu w Turcji.
Abstrahując od mizernego poziomu, na stadionie panowała zupełna cisza. Ta atmosfera w połączeniu z ciemnością za oknem powodowała, że obiektywnemu kibicowi po prostu chciało się spać. Mnóstwo złych decyzji, niedokładności, powolnej gry, a z drugiej strony solidna gra w defensywie sprawiły, że obejrzeliśmy w pierwszej części meczu zawrotne trzy celne strzały.
Ten najgroźniejszy oddał Kolo Muani, który z pięciu metrów uderzył nie dość, że za lekko, to i jeszcze w sam środek. Alisson złapał tę piłkę bez większych problemów.
Pomoc Tottenhamu
Co będziemy się oszukiwać, szykowało się spotkanie na 0:0, no, może na 1:0 dla którejś z ekip. Do 30. minuty.
Cofnijmy się w czasie – latem Tottenham zakupił Xaviego Simonsa za 65 milionów euro, żeby Holender mógł nieszablonowymi rozwiązaniami i ideami pomagać Spurs. I właśnie na taki pomysł wpadł Simons w meczu z Liverpoolem.
Widząc, że będący na własnej połowie Van Dijk nie ma możliwości na podanie do przodu i szykuje się do wycofania piłki do bramkarza, Simons stwierdził, że zaatakuje ścięgno Achillesa swojego kolegi z reprezentacji. Na pół roku przed mundialem. W zupełnie niegroźnej sytuacji. Przy wyniku 0:0.
Gratulujemy intelektu, panie Simons. A Tottenhamowi gratulujemy kapitalnie wydanych pieniędzy.
Czerwona kartka totalnie odmieniła losy spotkania, bo Tottenham zaczął grać… lepiej. Gospodarze zaczęli kontrować i wykorzystywać spore przestrzenie na połowie Liverpoolu i niezmiennie elektryczną formę Konate. Zawsze jednak czegoś brakowało. A to lepszego podania Bergvalla, a to piłka trafiła w poprzeczkę po strzale (podaniu?) Kolo Muaniego, a to Alisson musiał ratować skórę kolegom i uprzedził Kudusa.
Wtedy na scenę wkroczył Cristian Romero. Widząc, że Liverpool gra dosyć ślamazarnie, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wręczył rywalom prezent. Jego katastrofalne podanie napędziło szybką kontrę The Reds. Wirtz zgrał do Isaka i zrobiło się 1:0.
Wszedł, zrobił swoje i zszedł
Szwed pojawił się na murawie w przerwie, zmieniając Bradleya, który ucierpiał po starciu ze Spencem. Szwed wszedł, pograł kwadrans i wykorzystał swoją jedyną sytuację. Dobry występ, prawda? Niestety, przy strzale wpakował się w niego Van de Ven. Efekt? Isak ledwo chodził i musiał zostać zmieniony.
Szczęście w nieszczęściu dla kibiców @LFC 😱
Alexander Isak trafia do siatki, ale przy okazji nabawił się urazu i schodzi z boiska… 👀
📺 Oglądaj: https://t.co/1wptvdwN5f pic.twitter.com/IZ8YcHuMSV
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 20, 2025
Wszedł za niego Frimpong, który… również skończył z urazem. Oberwał łokciem w twarz od Richarlisona i Arne Slot zdecydował się go zmienić w końcówce.
Zanim jednak Frimpong zszedł, zdążył zanotować asystę. Do jego dośrodkowania dopadł Hugo Ekitike, który oparł się na Romero i głową podwyższył prowadzenie. Argentyńczyk oczywiście domagał się faulu, machał rękami, dyskutował z arbitrem i po raz kolejny nic nie wskórał… wróć, zarobił żółtą kartkę.
Hugo Ekitike’s eight Premier League goal of the season.
He dunks on Romero and gets the header on point. pic.twitter.com/mqyYD4aeWA
— Liverpool Xtra (@Liverpool_Extra) December 20, 2025
I gdy wydawało się, że ten mecz zakończy się spokojnym zwycięstwem Liverpoolu, po gigantycznym zamieszaniu w polu karnym gola z niczego strzelił Richarlison.
RICHARLISON! Tottenham walczy w osłabieniu! 🔥
📺Oglądaj: https://t.co/1wptvdwN5f pic.twitter.com/UPtf0heLfD
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 20, 2025
No i się zaczęło.
Mieliśmy te wspomniane emocje, pościgi, wszystko co najlepsze. Nawet fani Tottenhamu zaczęli żywo reagować na wydarzenia boiskowe i przestali gwizdać na Virgila van Dijka. Widząc to, Cristian Romero stwierdził, że skoro zawalił dwie bramki, to warto dołożyć wisienkę na torcie absolutnej katastrofy. Po gwizdku arbitra kopnął sobie Ibrahimę Konate. Druga żółta, czerwo, wylot. Kapitan. Wzór do naśladowania.
Tottenham zatem kończył w dziewiątkę, ale gracze Spurs byli na tyle zdeterminowani, że nie było widać przewagi dwóch zawodników gości. Był strzał z rzutu wolnego Pedro Porro, było kilka centr w pole karne Alissona, ale Liverpool nie stracił już prowadzenia.
Pierwsza połowa to była cicha noc, nudy, natomiast po zmianie stron było absolutne szaleństwo, anieli grają, bydlęta klękają i te sprawy. Ale cudów nie ogłoszono. Tottenham znowu nie wygrał u siebie, a Liverpool dzięki wygranej zrównał się punktami z czwartą Chelsea.
Tottenham – Liverpool 1:2 (0:0)
- 0:1 – Isak 56′
- 0:2 – Ekitike 66′
- 1:2 – Richarlison 83′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Maresca uciął spekulacje. Jasne stanowisko trenera Chelsea
- UEFA ukarała niemieckie kluby. Powodem zachowanie kibiców
- „Traktował nas jak g***o”. Trener Pyrki mocno skrytykowany
Fot. Newspix