Cztery. Dokładnie tyle razy kibice stołecznego klubu mogli w tym sezonie ucieszyć się z ligowej wygranej swojego ukochanego zespołu. Podejść było siedemnaście, więc nietrudno wysnuć tezę, że Legia wygrywa raz od wielkiego dzwonu. Zresztą wystarczy rzucić okiem na tabelę i wszystko staje się jasne. Zwycięstwa ekipy z Warszawy możemy tej jesieni liczyć na palcach jednej ręki.

Właśnie, daleko nie trzeba szukać. Jeśli chcecie znaleźć pod ręką coś, czego jest więcej od ligowych triumfów Legii w tym sezonie, to wystarczy, że spojrzycie na… rękę właśnie. Pięć palców u dłoni to i tak więcej niż marne cztery wygrane mecze na przestrzeni siedemnastu kolejnych spotkań Ekstraklasy. Pobawmy się odrobinę kosztem Wojskowych, bo rezultat ich „starań” jest na tyle kuriozalny, że pozostaje już tylko się trochę pośmiać.
Zacznijmy od tematu na czasie, czyli zbliżającego się wielkimi krokami Bożego Narodzenia.
Legia marzy o spadku. Kolejna kompromitacja [CZYTAJ WIĘCEJ]
Wygranych Legii jest tyle, co kot napłakał. Mniej niż handlowych niedziel
Że potraw na wigilijnym stole znajdzie się w naszych domach więcej, to akurat oczywiste. Trzymam też kciuki za to, żeby każdy z was dostał więcej prezentów, o co w sumie nie będzie bardzo trudno. Patrzcie sami, zapodam taką męską perspektywę. Wystarczy, że dostaniecie:
- parę skarpet,
- parę gaci,
- balsam po goleniu (u mnie w domu jest na nie specjalna szafka),
- wodę kolońską „Brutal”,
- pomarańczę
I załatwione. A gdyby tak każdą skarpetkę policzyć oddzielnie, to robi się jeszcze maleńki zapas – wszystko z myślą o niedalekiej przyszłości, w której Legia może się Piastowi odgryźć za tydzień i dobić do zawrotnej liczby pięciu wygranych meczów w sezonie. Nie to, że trzeba wierzyć w taki obrót spraw. Po prostu przyszykujmy się na wszelki wypadek.
Zanim jednak zapanuje w naszych domach świąteczne szaleństwo, niektóre rzeczy trzeba do tych domów znieść. Na takie prozaiczne potrzeby idealne mają być w grudniu niedziele handlowe, których było już w tym roku więcej niż jesiennych zwycięstw Legii. Dziś wypada szósta taka niedziela, więc jeśli wasza druga połówka właśnie zamierza wyruszyć na zakupowe łowy, to macie problem, ale nie powinniście dyskutować.
Tym bardziej, że w każdym sklepie łatwo znaleźć kolejne rzeczy, których mamy więcej od ligowych zwycięstw Legii.
Ale jaja! Legia chyba nie chce wygrywać, nie?
Zacznijmy od towaru pierwszej potrzeby, który po wypełnionym tym tematem listopadzie, w grudniu schodzi na dalszy plan.
Jaja, kochani, jaja.
Wiecie, jak bardzo trzeba się napocić, żeby znaleźć czteropak jajek? W dyskoncie obok mojego domu nie ma. W większym markecie kawałek dalej też nie. Sklepik osiedlowy? A gdzie tam, nie ma. Znalazłem na Temu, w dodatku na trzynastoprocentowej promocji, wytłaczankę na cztery jajka, ale nie wiem, komu i gdzie sprzedają ten kurzy dar w takiej śmiesznej liczbie.

Za taką cenę, to aż grzech nie kupić
Może popytam i skoro już w tej Warszawie dzieją się teraz takie jaja, to może by im kupić takie wytłaczanki? Zmieszczą się w nich akurat wszystkie cztery zwycięstwa, które Legia odniosła w Ekstraklasie.
Jedno miejsce na mecz z Koroną z lipca. Jedno na starcie z GieKSą chwilę później. Jedno na cztery gole wbite Radomiakowi w połowie września. I jedno na wygraną z Pogonią po golu Milety Rajovicia.
Wróćmy jednak do tematu jajek. Ja kupuję je od razu na całego, na pobliskim ryneczku, raz na jakiś czas dwadzieścia sztuk i sobie leżą w lodówce. Gdybym jednak miał wielką potrzebę, skoczyłbym w przypływie słabości do pobliskiego Lidla, to najmniejsze pudełeczko, jakie bym tam znalazł, i tak zawierałoby więcej jajek niż zwycięstw ma na dziś Legia wygranych w lidze. Sześć.
Więcej byłoby też kas samoobsługowych. Oraz typów czekolady z orzechami.
Kinomani też mają lepiej od kibiców Legii
Okej, jaja na bok, tym bardziej, że kojarzą się raczej z Wielkanocą. Mamy jednak grudniowy weekend, dobry moment, żeby przypomnieć sobie kilka animowanych hitów, którymi raczą nas często w telewizji. A im bliżej świąt, tym będą nas raczyć częściej. Kojarzycie pewnie Epokę lodowcową – to ten film, w którym leniwiec, wyglądający trochę jak Max Verstappen, mówi słynną kwestię o ostatnim w tym sezonie mleczyku, a włochaty mamut, z fryzury całkiem podobny do mnie, niesie przez zamrożony świat maleńkiego bobasa. Tak było przynajmniej w pierwszej części, bo potem nakręcili jeszcze drugą.
A także trzecią, czwartą i piątą. Ta ostatnia nosi podtytuł „Mocne uderzenie”.

Kawał dobrego kina, sprawdźcie sami
Z innych bajkowych klasyków – w czerwcu swoją premierę ma mieć piąta część Toy Story. Na razie doczekaliśmy się czterech, więc Legia chyba może spać spokojnie, ale przydałoby się jeszcze coś w tym sezonie wygrać, tak na wszelki wypadek. A tu nawet ostatni na ten moment w tabeli Bruk-Bet okazywał się już rywalem zbyt groźnym dla drużyny ze stolicy. Łatwo nie będzie.
Teraz coś dla nieco starszych kinomanów. Szklana pułapka też ma więcej części (5) niż Legia jesiennych zwycięstw w lidze (przypomnijmy, 4, może ktoś zapomniał). Szybcy i wściekli dystansują stołeczny klub (10 części!) i spokojnie mogą rywalizować z Wojskowymi w skali całego 2025 roku.
Serio, Legia wygrała w całym bieżącym roku dziesięć spotkań Ekstraklasy.
A w słynnej serii o szybkich samochodach i wściekłych kierowcach planowana jest jedenasta część, która ma być efektownym zwieńczeniem całej sagi. Stawka kolejnego meczu z Piastem jest zatem wyjątkowo wysoka.
(komentarz: mój redakcyjny kolega Sebastian zauważył, że w sumie franczyza „Fast & Furious” to już teraz 11 filmów, bo do głównego kanonu należy wliczyć jeszcze spin-off)
Rafał Augustyniak rozgoryczony. „Niech ten rok się kończy” [CZYTAJ WIĘCEJ]
No i tak to jest…
Gdzie nie spojrzeć, to mnożą się kolejne doskonałe przykłady. Kół olimpijskich jest więcej niż ekstraklasowych zwycięstw Legii na jesień. Posiłków w zbilansowanej dziennej diecie też. O grzechach głównych nie wspominając.
Trenerów rywalizującego z Legią od lat Widzewa było w tym roku… no, akurat tych było tylu samo, ale walka jest zacięta. Można sobie pożartować, można się ponabijać, lecz warszawscy kibice nie byli raczej mentalnie przygotowani na taką degrengoladę.
Transfery na papierze mocne, kadra całkiem przyzwoita, podobnie jak całe zaplecze ku temu, by odnosić w skali kraju sukcesy. A zwycięstw w tym sezonie, po siedemnastu rozegranych meczach, najmniej w lidze. Mniej niż palców u dłoni.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:
- Tyle Legię będzie kosztowało utrzymanie Papszuna. Droga sprawa
- Legia wylądowała w strefie spadkowej tabeli Ekstraklasy
- Legia chce zatrzymać Nsame, ale pod jednym warunkiem
- Leśnodorski ostro o Legii. „Najgorsza drużyna w lidze”
- Jak słaby jest Mileta Rajović? Czy Legia miała gorszego napastnika?
Fot. Newspix