Raków wielkim wygranym ostatnich tygodni. I to potrójnym

Przemysław Michalak

13 grudnia 2025, 08:07 • 4 min czytania 48

Raków Częstochowa z powodu sagi z Markiem Papszunem zmagał się z największym wewnętrznym kryzysem od chwili powrotu do Ekstraklasy. Na koniec roku jednak wychodzi z niej mocniejszy i to aż potrójnie. Dla klubu spod Jasnej Góry nie ma dziś żadnych minusów tej zawieruchy.

Raków wielkim wygranym ostatnich tygodni. I to potrójnym
Reklama

Żadnych, poza nieuniknioną stratą samego trenera, ale na to już nie było siły. Z niewolnika długoterminowo nie ma pracownika, choćby najlepiej opłacanego i najbardziej hołubionego. Marek Papszun chciał iść do Legii, której za młodu kibicował i o której prowadzeniu marzył. Nic nie mogło zmienić jego zdania, więc Medalikom pozostało zminimalizowanie strat. A to udało się perfekcyjnie, chyba nawet lepiej, niż zakładał sam Michał Świerczewski i jego otoczenie.

De facto Raków upiekł trzy pieczenie na jednym ogniu.

Reklama

Raków Częstochowa wyszedł zwycięsko z wojny z Legią Warszawa

Po pierwsze – mimo agresywnych zakusów Legii i szybkiego publicznego określenia się trenera, że chce odejść, drużyna realizuje wszystkie cele sportowe. Porażka z Piastem Gliwice na początku całego zamieszania zwiastowała problemy, ale to było jedyne potknięcie. Raków wygrał pięć kolejnych meczów, a ogółem w ostatnich dwunastu odniósł dziewięć zwycięstw, dwa razy zremisował i zaliczył tę wyjątkową wpadkę z Piastem.

Efekt? Raków ma duże szanse, żeby w nowy rok wejść jako lider Ekstraklasy. Wystarczy zrobić swoje w zaległym meczu z Zagłębiem Lubin. Ale nawet jeśli nie wyjdzie, walka o mistrzostwo i tak pozostanie sprawą w pełni otwartą.

W Lidze Konferencji jako jedyni z naszych przedstawicieli częstochowianie są już pewni występów na wiosnę. Ba, mają duże szanse na pierwszą ósemkę, co oznaczałoby rywalizowanie dopiero od 1/8 finału. Cel minimum już zrealizowali, a może być jeszcze piękniej.

Do tego pozostają w Pucharze Polski. W ćwierćfinale łaskawy los przydzielił im trzecioligową Avię Świdnik. Droga do półfinału stoi otworem.

Raków Częstochowa

Zachowanie powagi

Tutaj też trzeba oddać Papszunowi, że rozwiał ważną wątpliwość. Udowodnił, że potrafi skutecznie rywalizować na kilku frontach. Do tej pory wiedzieliśmy, że gdy ma mecz raz w tygodniu, jest w stanie seryjnie punktować, ale zagadką pozostawało, jak funkcjonowałby przy znacznie bardziej napiętym kalendarzu. Dotychczas z europejskimi pucharami styczność miał tylko do fazy kwalifikacyjnej. Tej jesieni pokazał, że także na tym wyższym poziomie piłkarskiego wtajemniczenia wszędzie dowozi wyniki. To dobry znak dla Legii, choć akurat w kontekście najbliższego półrocza (jeśli nie dłużej) nie był on jej potrzebny.

Po drugie – Raków potwierdził, że trzeba się z nim liczyć w gabinetach. Może gra na najgorszym stadionie w lidze – tu pretensje głównie do władz miasta – ale jako klub niezmiennie jest poważną organizacją.

Michał Świerczewski po raz drugi wręcz ośmieszył Dariusza Mioduskiego, pokazując mu, że w żaden sposób nie będzie przed nim klękał, bo to pan właściciel Legii Warszawa. Legia nie może sobie po prostu przyjść i stwierdzić, że chce trenera, więc proszę się odsunąć i nie przeszkadzać. Wszystko odbyło się na warunkach Rakowa. W stolicy musieli grzecznie czekać, a na koniec przecież i tak poniosą znaczące koszty.

Podcięcie skrzydeł ligowemu konkurentowi

Także te długofalowe. Bo wreszcie po trzecie – Michał Świerczewski dzięki swojej stanowczej postawie jednocześnie wykrwawił Legię. W Warszawie wiedzieli, że finalnie Papszun do nich przyjdzie, ale nie od razu. Tkwiąc w zawieszeniu nie zatrudniali nikogo innego na dwa miesiące i liczyli, że w najgorszym razie jakoś przetrwają do świąt.

No cóż, to „jakoś” skończyło się katastrofą i prawdopodobnie przegraniem całego sezonu. Inaki Astiz w roli pierwszego trenera okazał się nieporozumieniem. Legia wyrównała już niechlubny rekord w meczach z rzędu bez zwycięstwa (10), a lada dzień może go przebić. Z Pucharu Polski zdążyła odpaść w ostatnim akcie krótkiej kadencji Edwarda Iordanescu, po pięciu kolejkach straciła szansę nawet na 24. miejsce w Lidze Konferencji, a w Ekstraklasie wylądowała w strefie spadkowej.

Dziś trudno choćby nieśmiało myśleć, żeby walczyć wiosną o coś więcej niż spokojne utrzymanie, mimo że wtedy będzie już Papszun.

Marek Papszun

A przecież przed sezonem jasno deklarowano, że kolejny brak mistrzostwa będzie katastrofą (braku europejskich pucharów zapewne w ogóle nie brano pod uwagę). Już takie niepowodzenie mogłoby zachwiać fundamentami Legii. Teraz chyba dochodzimy do momentu, gdy klubowi grozi wysadzenie wraz z tymi fundamentami.

Gdyby Raków nie był tu nieprzejednany, ta historia nie musiałaby się skończyć dla Legii tak tragicznie. Tyle dobrze, że Papszun i Świerczewski najwyraźniej rozstaną się w pokoju. Trener jeszcze w ubiegłym tygodniu prezentował postawę konfrontacyjną, zapowiadał jakieś oświadczenie, ale najwidoczniej dopiął wreszcie temat zmiany klubu między rundami i przed meczem ze Zrinjskim Mostar mówił już o zakopaniu wojennego toporka.

Z tej wojny Raków wyszedł w zasadzie bez uszczerbku, zwłaszcza że od dawna miał wyselekcjonowanego następcę w osobie Łukasza Tomczyka. Legia za to leży i kwiczy. Marek Papszun wejdzie do szatni, w której będzie musiał zrobić porządek do spodu i dopiero zbudować zespół walczący o cele, które jego powoli była już drużyna osiąga tu i teraz. Ale sam tego chciał i wie, na co się pisze.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

48 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Media: Kilku graczy na wylocie z Górnika Zabrze

redakcja
0
Media: Kilku graczy na wylocie z Górnika Zabrze
Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama