Puchacz: „W Baku od razu wrzucili mnie na bęben”

Marcin Ziółkowski

26 grudnia 2025, 19:44 • 4 min czytania 3

Tymoteusz Puchacz dość często odwiedza mobilne studio Foot Trucka i tym razem po raz kolejny nie zabrakło ciekawych wątków dotyczących jego kariery piłkarskiej. Zawodnik Sabahu Baku wrócił do dobrej dyspozycji i choć gra w lidze azerskiej to ma przy tym dużo satysfakcji. Lato nie było dla niego łatwe, bowiem bardzo długo czekał on na rozwiązanie swojej sytuacji. Jak wyjawił sam Puchacz, była opcja na jego powrót o Lecha minionego lata.

Puchacz: „W Baku od razu wrzucili mnie na bęben”
Reklama

Trudne lato – długie czekanie na „tę jedyną” ofertę

Latem wydawało się iż Puchacz jest bardzo wybredny pod kątem ofert. Wielu piłkarzy nadal bowiem uznaje powrót do Ekstraklasy za porażkę i zamknięcie sobie drogi do kariery poza granicami Polski. Widać jednak, że w tym przypadku tak do końca nie było.

Puchacz chciał iść za głosem serca, czyli tak jak planował zrobić w 2022 roku (wtedy na koniec na decyzję wpłynął Urs Fischer)  – mimo to, jego otoczenie odradzało mu taki wybór. Jedne z negocjacji stanęły też na ich finiszu.

Reklama

Było zgrzytanie zębami, to był ciężki moment dla mnie. Dużo opcji się pozamykało. Miałem fajne oferty. Dziś może bym coś inaczej zrobił, może przeszarżowałem. (…) Ja chciałem tam pójść [do Slovana – przyp. red.], prawie się dogadaliśmy, ale jak to bywa czasem – ktoś znikąd się pojawia się i wskoczył na moje miejsce.

– Miałem ofertę z Lecha zanim oni zaczęli walkę o Ligę Mistrzów. (…) Ja chciałem tam iść, gdyby tylko zależało to w stu procentach ode mnie to wybrałbym to na 100 procent, ale staram się też słuchać innych osób.

– Nie jestem najmądrzejszym człowiekiem na świecie.  (…) Nauczyłem się słuchać mądrzejszych. Skoro wiele osób doradza mi, aby tego nie robić to znaczy, że nie warto tego robić. Czekaliśmy na lepsze oferty.

Puchacz w Azerbejdżanie, czyli „granie na kodach” i wizjoner Dambrauskas

Dużo dobrego Puchacz powiedział na temat Valdasa Dambrauskasa. Litwin to jego szkoleniowiec w drużynie Sabahu Baku. Były trener Omonii (zwolniony po porażce z Legią w Lidze Konferencji) w jego opinii to znakomity detalista. Wielokrotnie był on łączony z klubami z Polski.

– Nigdy nie miałem tak, że dzieje się to, co omawialiśmy na treningu. Przestrzenie wolne tam, gdzie miały być. Analiza przeciwnika, to jak gramy. To jak on nastraja zespół…  On jakby nas na PlayStation sterował i miał symulację meczu, wiedział, co się dokładnie dzieje.

W wielu superlatywach Puchacz wypowiedział się też o samej lidze azerskiej. Porównał ją do ligi tureckiej, w której wygrał mistrzostwo z Trabzonsporem. Przyznał też, że nie jest fanem tego, jak gra się w 2. Bundeslidze. Azerbejdżan zna od strony boiska jako „futbol na tak”.

– Poziom mnie zaskoczył, czuję się jak w Turcji. Dużo jest pojedynków jeden na jeden. W Trabzonie wszystkich dominowaliśmy, teraz jest podobnie. (…) Karabach to najlepsza drużyna z jaką graliśmy i byliśmy w tym meczu lepsi. (…) Tu jest dużo więcej ryzyka, rozgrywania, gra jest ładniejsza dla oka – nie to co 2. Bundesliga. Tam jest bieganie, kopanie, wrzucanie, zbieranie drugich piłek.

– Tu mnie od razu wrzucili na bęben. Nie trenowałem pięć miesięcy z zespołem, a tu od razu – „graj”. Ja pierwsze mecze to tyłem biegałem –  z przymrużeniem oka przyznał reprezentant Polski.

– Są mecze, gdzie są bardzo wysoko, a były też, gdzie grałem pół-lewego stopera. Nie jestem jednak uwiązany. My się mocno asekurujemy, mogę wbiec na pozycję numer osiem. Gramy ciągle tą samą jedenastką.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

3 komentarze

Człowiek urodzony w roku stulecia swojego przyszłego ulubionego klubu. Schodzący po czerwonej kartce Jens Lehmann w Paryżu w finale Ligi Mistrzów 2006 to jego pierwsze piłkarskie wspomnienie. Futbol egzotyczny nie jest mu obcy. Przykład? W jednej z aplikacji ma ustawioną gwiazdkę na tajskie Muangthong United, bo gra tam niejaki Emil Roback. Inspiruje się Robertem Kubicą, Fernando Alonso i Ottem Tanakiem, bo jest zdania, że warto dać z siebie sto i więcej procent, nawet mimo niesprzyjających okoliczności. Po szkole godzinami czytał o futbolu na Wikipedii, więc wybudzony nagle po dwóch godzinach snu powie, że Oleg Błochin grał kiedyś w Vorwarts Steyr. Potrafi wstać o trzeciej nad ranem na odcinek specjalny Rajdu Safari, ale nigdy nie grał w Colina 2.0. Na meczach unihokeja w szkole średniej stawał się regenem Lwa Jaszyna. Esencją piłki jest dla niego styl rodem z Barcelony i Bayernu Flicka, bo Zdenek Zeman i jego podejście to życie, a posiadanie piłki jest przehajpowane

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne ligi zagraniczne

Reklama
Reklama