Ostatnie tygodnie to dla Bayernu Monachium droga przez mękę. Trzy porażki z rzędu poniesione w fatalnym stylu doprowadziły do oficjalnego ogłoszenia, że Thomas Tuchel pożegna się z klubem wraz z zakończeniem sezonu. Można się więc było zastanawiać, jak drużyna zareaguje na taką informację i jak w tej sytuacji poradzi sobie w niezwykle ważnym meczu z bardzo trudnym rywalem, jakim niewątpliwie jest RB Lipsk. Bawarczycy długo nie mogli znaleźć odpowiedniego rytmu, popełniali te same błędy co zawsze, ale w końcu od czego mają Harry’ego Kane’a.
Obecny sezon jest dla Bayernu Monachium prawdziwym koszmarem, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Bawarczycy w końcu sprowadzili sobie napastnika z prawdziwego zdarzenia, dysponowali niezwykle mocną kadrą, Thomas Tuchel był bogatszy o doświadczenia z drugiej połowy poprzedniego sezonu, a mimo to drużyna rozpadła się na kawałki.
Bayern Monachium – RB Lipsk 2:1. Ciężkie życie Thomasa Tuchela
Ten napastnik, czyli Harry Kane, jest dziś w zasadzie jedynym pozytywnym akcentem w Bayernie. Oprócz niego cała reszta zespołu, ale też w ogóle całego klubu, ma dzisiaj twarz Thomasa Tuchela siedzącego na srebrnej walizce przy linii bocznej boiska z miną mówiącą coś w stylu: „Zabierzcie mnie stąd jak najszybciej”. Po niemieckim szkoleniowcu raczej nie można się już spodziewać niczego dobrego. Poniósł kolejną porażkę w swoim trenerskim życiu w ostatnim czasie, skłócił się z większością drużyny do tego stopnia, że nikt za niego umierał nie będzie. A jest jeszcze coś, co dodaje tragizmu obecnej sytuacji, bo cokolwiek by się nie działo, musi jeszcze spróbować powalczyć o mistrzostwo z rozpędzonym Bayerem Leverkusen.
Ekipa Xabiego Alonso to chyba najgorsze, co spotkało Tuchela i Bayern w tym sezonie, bo nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby nie ona, to Bawarczycy pomimo wszelkich mankamentów zmierzaliby dzisiaj po mistrzostwo. Hiszpan stworzył jednak prawdziwego potwora, który zanotował 33. mecz bez porażki z rzędu i tym samym pobił rekord Bayernu z sezonu 2019/20, jednocześnie odjeżdżając monachijczykom na 11 punktów w tabeli Bundesligi.
Bayern musiał więc zrobić wszystko, co tylko mógł, żeby odpowiedzieć na to, co wydarzyło się wczoraj. Problem w tym, że przyszło mu się zmierzyć z jednym z najtrudniejszych przeciwników, jakich ma w Bundeslidze, a więc RB Lipsk. Podopieczni Marco Rose może nie są w takim gazie jak Bayer Leverkusen, ale mają na tyle dużo potencjału, że mogli pokrzyżować plany gospodarzom sobotniego spotkania.
I trzeba przyznać, że prawie im się udało. Ekipa z Lipska od samego początku spotkania była doskonale zorganizowana, choć nie ustrzegła się błędów w defensywie. Po jednym z nich już w pierwszych minutach gry do siatki mógł trafić Harry Kane, ale jego uderzenie głową fantastycznie obronił Janis Blaswich. W zasadzie trudno powiedzieć, jak Niemiec tego dokonał, bo strzał był naprawdę dobry. Piłka jednak jakimś cudem odbiła mu się od ręki, a następnie od słupka. Gdyby nie to, mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej.
Potoczył się jednak tak, że mogliśmy oglądać naprawdę wyrównane widowisko. Przez większość spotkania akcja toczyła się od bramki do bramki. Oczywiście więcej zagrożenia stwarzali gospodarze, ale to głównie dlatego, że mają więcej jakości w ofensywie. Problem w tym, że poza Harrym Kanem, cała reszta zawodników z tej formacji ma problem ze skutecznością i dokładnością. Tym samym zawsze brakowało postawienia „kropki nad i”. Sane znacznie lepiej radził sobie w tyłach, bo jego powroty i odbiory robiły naprawdę ogromne wrażenie, natomiast w przodzie – za co się wziął, to zepsuł. Zresztą niewiele lepiej można ocenić grę Thomasa Muellera.
Pochwalić można za to Jamala Musialę, bo od samego początku to właśnie on był najjaśniejszą postacią w Bayernie, i to właśnie od niego rozpoczynały się niemal wszystkie akcje ofensywne. I jakżeby inaczej – to właśnie on świetnie zagrał do Harry’ego Kane’a, który w 56. minucie po raz pierwszy pokonał Blaswicha. Było to już 26. trafienie w tym sezonie ligowym Anglika. Wow. A to i tak jeszcze nie koniec.
W tamtym momencie wydawało się już, że Bawarczycy nie dadzą sobie tego wyrwać, ale jak to mają w zwyczaju w tym sezonie, pogubili się w defensywie i dali strzelić bramkę niezawodnemu Benjaminowi Sesko. Słoweniec miał tyle miejsca na skraju pola karnego, na wprost bramki, że sam Neuer był zaskoczony i nawet nie zareagował przy strzale.
Thomas Tuchel tylko patrzył. Nie zareagował w żaden sposób zarówno na trafienie Kane’a, jak i na utratę bramki. Kamienną twarz zachował do końca, nie spieszyło mu się, żeby zagrzać drużynę do walki. Na szczęście dla wszystkich kibiców zgromadzonych tego wieczoru na Allianz Arenie, piłkarze tego nie potrzebowali. W doliczonym czasie gry De Ligt świetnie zagrał długą piłkę do Choupo-Motinga, a ten tylko oddał ją Kane’owi. Anglik uderzył z woleja tak precyzyjnie, jak tylko się dało. Blaswich był bez szans, więc 30-latek znów został bohaterem Monachium.
Bayern nie mógł sobie poradzić z Lipskiem, ale w końcu od czego ma się takich asów jak Harry Kane. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, gdzie byłaby drużyna z Monachium gdyby nie on. Zapewne Tuchela nie byłoby już w klubie, a Bayer Leverkusen odliczałby dni do oficjalnego świętowania mistrzostwa. Na szczęście dla całej Bawarii Anglik jest i dlatego też szanse na dogonienie ekipy Xabiego Alonso również jeszcze są.
Niewielkie, ale są.
Bayern Monachium – RB Lipsk 2:1 (0:0)
Kane 56′, 90+1′ – Sesko 70′
Czytaj więcej o niemieckiej piłce:
- Zdalnie sterowane samochody i piłeczki tenisowe wygrały z żądzą pieniądza
- Nie tylko Harry Kane. Wybitni piłkarze bez ligowego tytułu na koncie
- Karbownik odżył w tym roku. Poprawił grę w defensywie
- Highway Tuchel. Bayern zmierza w przepaść
- Czarniecki: Tendencja się odwróciła. Polscy piłkarze wolą Włochy czy Belgię, zamiast Niemiec
Fot. Newspix