Piast Gliwice zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy i dopiero co zmienił trenera. Misja Maxa Moeldera zakończyła się niepowodzeniem, w jego miejsce zatrudniono Daniela Myśliwca. O wszystkich aspektach projektu ze Szwedem i przyczynach trudności, z którymi się zmagał rozmawiamy z dyrektorem sportowym klubu z Okrzei Łukaszem Piworowiczem. Mimo że wyniki się nie zgadzają, widzi on sporo plusów z okresu pracy Moeldera w Piaście. Zapraszamy.
Dyrektor Piasta Gliwice o zmianie trenera: Daniel Myśliwiec to fachowiec z bardzo dobrym warsztatem
Po pierwszych dwóch meczach Daniela Myśliwca nutka optymizmu chyba się pojawiła. W Gdyni fatalnie zaczęliście, ale potem sama gra była lepsza niż w poprzednich spotkaniach, a we wtorek wygraliście 2:0 pucharowe starcie z Odrą Opole.
Myślę, że został wysłany dobry sygnał. Trener bardzo dobrze wszedł do klubu, z pozytywną energią. Zawodnicy też odpowiedzieli we właściwy sposób. Mamy nadzieję, że za tym pójdą również lepsze wyniki.
Daniel Myśliwiec był teraz dla pana kandydatem numer jeden, skoro chcieliście go już latem?
Nie chciałbym tutaj mówić, kto był numerem jeden i tak dalej. Nie o to chodzi. Daniel Myśliwiec jest trenerem, którego uważamy za fachowca, z bardzo dobrym warsztatem i zrozumieniem tego, kto jest u nas dzisiaj w zespole. Ma dużo atutów, które skłoniły nas do jego zatrudnienia i cieszymy się, że zdecydował się na współpracę z nami.
W tym miejscu warto dodać, że – co paradoksalne – ze wszystkimi kandydatami dużo łatwiej rozmawiało nam się jesienią będąc na ostatnim miejscu w tabeli, niż wiosną, gdy przebudowa kadry była przed nami. Ludzie z branży dobrze czuli, że czeka nas karkołomne zadanie, do zrealizowania w bardzo krótkim czasie, bez pieniędzy na transfery gotówkowe, z ograniczeniami w budżecie na wynagrodzenia.
A jednak ostatecznie rynek pozytywnie ocenił kadrę, którą mamy teraz do dyspozycji, dzięki czemu trener Myśliwiec jest dzisiaj z nami. Za to należą się duże podziękowania dla działu skautingu, pracowników innych działów, członków sztabu szkoleniowego i przede wszystkim władz klubu – wszyscy ciężko pracowali przez kilka miesięcy, by to mogło się wydarzyć.

Daniel Myśliwiec
„Max Moelder dał nam coś, na czym będziemy mogli budować przez kolejne sezony”
Nie ma się co czarować: eksperyment z Maxem Moelderem, spróbowanie czegoś nowego i nieoczywistego zakończył się porażką na każdym froncie. I gra się nie podobała, i punktów brakowało.
Z tym zdaniem nie mogę się zgodzić. Trener Moelder przez pięć miesięcy pracy w klubie dał nam to, czego oczekiwaliśmy. Dał zawodnikom coś, co w dzisiejszej piłce jest bardzo ważne i na czym będziemy mogli budować przez kolejne sezony, czyli pewność gry z piłką przy nodze, pod presją, umiejętność wychodzenia z trudnych sytuacji. Do tego dołożył dużą dawkę profesjonalizmu i trochę innego spojrzenia na futbol. Mamy dziś drużynę, która bardzo dobrze czuje się w pressingu. We wszelkich rankingach jesteśmy w pierwszej trójce pod względem gry defensywnej w strefie ataku. Tych dobrych rzeczy, które otrzymaliśmy dzięki zatrudnieniu trenera Moeldera jest wiele. Mógłbym tutaj jeszcze sporo wymienić.
W piłce niestety bywa tak, że nie zawsze za dobrą pracą idą satysfakcjonujące wyniki. Czasem coś nie zadziała i tak też było w tym przypadku. Trudno natomiast powiedzieć dużo złego o trenerze Moelderze. To niezwykle ciekawa osobowość, człowiek o wielkiej wiedzy i merytoryce. Jeden z naszych piłkarzy określił go jako totalnego fanatyka futbolu.
Z punktu widzenia ligowego obserwatora najczęściej oglądaliśmy jednak jałowe posiadanie piłki, mało sytuacji i mało goli. Często mecze Piasta były trudne w odbiorze i nawet solidniejsza defensywa nie wystarczała. Nie zmierzało to w dobrym kierunku. Gdyby było inaczej, Szwed dalej by pracował przy Okrzei.
Na pewno mieliśmy swoje problemy. Nie próbuję przekonywać, że wszystko szło jak z płatka i zespół prezentował się perfekcyjnie.
Co do stylu gry, znów nie mogę się zgodzić, że ten styl nie przynosił żadnych efektów. W wielu meczach przeciwnicy nie tworzyli praktycznie żadnego zagrożenia pod naszą bramką. Totalnie kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń, co powodowało, że nawet takim drużynom jak Górnik Zabrze, Jagiellonia czy Cracovia – czyli czołówce tabeli – nie pozwalaliśmy na rozwinięcie skrzydeł. Jak się jeszcze raz obejrzy te spotkania, warto zwrócić na to uwagę. A defensywa faktycznie działa dobrze, do tej pory tracimy mniej goli niż wynosi średnia ligowa.
Jak widać, trochę tych plusów w naszej grze da się odnaleźć. A to, że nie byliśmy zbyt mocni jeśli chodzi o stwarzanie sytuacji i ich wykorzystywanie było związane też z innymi elementami. Przede wszystkim całkowicie przebudowaliśmy ofensywę. To generuje brak zrozumienia i optymalnej współpracy w początkowym okresie. No i wielu piłkarzy do przednich formacji dołączyło do nas już w trakcie sezonu, bez okresu przygotowawczego, po dość długim czasie bez treningu zespołowego. Wszystko ma swoje konsekwencje, z tym też się liczyliśmy.
Nie mieliśmy jednak wyjścia. Każdy zespół ma swój cykl życia. Z dwunastu zawodników, którym nie przedłużyliśmy kontraktów wiosną, poza Maćkiem Rosołkiem na poziomie Ekstraklasy nie utrzymał się nikt. Rynek, podobnie jak my, ocenił, że dla tych zawodników ten poziom jest już za wysoki.
Nie ma pan jednak wrażenia, że najlepsze momenty Piasta z przodu – w drugich połowach z Jagiellonią i Termaliką – wzięły się z tego, że zawodnicy odchodzili od pierwotnych założeń? Grali wówczas szybciej i bardziej bezpośrednio, czyli to, co wychodziło już wcześniej pod wodzą Aleksandara Vukovicia.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Ja w żaden sposób nie neguję tego, że w piłce należy grać atakiem szybkim. Po to utrzymujemy piłkę, żeby zyskać przewagę pozycyjną i znaleźć przestrzeń, którą możemy zaatakować, a jeżeli stracimy piłkę, chcemy ją jak najszybciej odebrać i strzelić gola. Założenia, o których pan mówi, cały czas nam przyświecają. To, że nie udało nam się ich realizować w wielu meczach tego sezonu miało dużo przyczyn.
Chcemy grać futbol nowoczesny, a w nim szybkość działania i szybkość podejmowania decyzji to są kluczowe tematy. Nad tym będziemy bardzo mocno pracować i sądzę, że wkrótce zauważymy rozwój zespołu w tych aspektach.
A czy te założenia nie są zbyt ambitne jak na obecną pozycję i możliwości Piasta, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie przetasowania w Ekstraklasie? Może kluby takie jak Piast na tę chwilę muszą koncentrować się przede wszystkim na punktowaniu za wszelką cenę, a dopiero z czasem tworzyć coś więcej.
Ale żeby punktować w lidze, trzeba stwarzać sytuacje i jednocześnie nie dopuszczać do sytuacji dla rywala.

Max Moelder
„Musimy rozwijać zawodników, inaczej nie zniwelujemy różnic finansowych”
A Piast tych szans kreuje mało. Ma drugie „xG” od końca w całej lidze.
Na razie faktycznie stwarzamy mało okazji, ale jeśli wniknie pan trochę głębiej w temat, widać wyraźnie, że Piast ma dużą łatwość wejścia w strefę ataku. Jesteśmy w tej statystyce czwartą drużyną ligi. Praca dotychczas wykonana pozwala nam łatwo docierać do trzeciej tercji.
Teraz trzeba pójść dalej i na bazie tego popracować nad konkretami, ale to wymaga czasu i zgrania zawodników. Niestety na razie jeszcze ani razu nie wyszliśmy dwa razy z rzędu w tym samym składzie. Takie rzeczy jak kontuzje, wykluczenia czy zdarzenia losowe w życiu prywatnym zawodników wpływają na niemożność wystawienia optymalnej jedenastki w kolejnych spotkaniach. Ciągle borykamy się z wieloma problemami. To wszystko ma duży wpływ na nasze kreowanie sytuacji i ich finalizację, a w efekcie także i na wyniki.
Wracając do stylu gry. Nie sprowadzałbym wszystkiego do tego, że nie da się w Polsce normalnie grać w piłkę i uzyskiwać w oparciu o to dobrych rezultatów. Nie brakuje w Ekstraklasie klubów, które godzą jedno i drugie. Znajdziemy również w ostatnich latach bardzo liczne przykłady zespołów starających się grać głęboką defensywą i opierać się na dalekich podaniach, kontratakach czy stałych fragmentach gry, które spadły z ligi. Jeśli więc sugeruje pan, że ekstraklasowy słabeusz – bo tak to odbieram – nie ma możliwości dobrego grania w piłkę, bo to się nigdy dobrze nie kończy, to nie jest to prawda. Nie ma tu generalnej złotej zasady. Każdy musi szukać swojej drogi.
Tyle że trzon drużyny w osobach Placha, Czerwińskiego, Dziczka, Chrapka, Tomasiewicza czy Felixa jest ten sam, a dotychczas ta drużyna grała zupełnie inaczej. Pytanie, czy ci zawodnicy są w stanie trwale się przestawić na nową koncepcję.
Tak, można powiedzieć, że ośmiu zawodników, których już mieliśmy w kadrze, może się dziś znaleźć w wyjściowej jedenastce. Uważam jednak to za nasz atut, mocną stronę. Jestem spokojny, że ta drużyna prędzej czy później zacznie wygrywać. Na razie wyniki nie są zadowalające, ale o przyczynach już sporo w tej rozmowie powiedzieliśmy.
W zeszłym sezonie, co też mało kto zauważył, w pewnym momencie mieliśmy na koncie jedno zwycięstwo w trzynastu meczach. Biorę pod uwagę regulaminowy czas gry, bez zwycięstw po dogrywce czy rzutach karnych w Pucharze Polski. To był ten sam zespół, graliśmy zupełnie inaczej i to też nie gwarantowało zawsze dobrych wyników.
Każdy trener ma swoją wizję i pomysł na grę. My staramy się w jakiś sposób oprócz tego, co już wypracowaliśmy, rozwinąć drużynę. Nie ma innej drogi. Jeśli Piast nie będzie rozwijał zawodników, w dłuższej perspektywie będzie mu bardzo trudno utrzymać się w Ekstraklasie z takimi ograniczeniami budżetowymi. Inaczej nie zniwelujemy różnicy między nami a bogatszymi klubami.
Realia dziś są takie, że tylko trzy zespoły w lidze podczas letniego okienka nie przeprowadziły transferu gotówkowego. Jednym z nich jest Piast. Cała reszta wydaje gigantyczne kwoty na transfery. Łącznie ponad 40 mln euro, co daje średnio ponad 2 mln euro na klub. Jeśli dysponujesz takimi środkami, masz 2-3 dużo lepszych piłkarzy niż konkurencja. Jeśli ten trend się utrzyma, łatwo sobie wyobrazić, dokąd będzie to zmierzało. Dlatego też musimy szukać alternatywnych rozwiązań. Uważamy, że jednym z nich jest rozwój piłkarzy.

„To była decyzja klubu”
Pytałem o to być może zbyt ambitne podejście również w odniesieniu do niedawnego tekstu Michała Treli. Cytuję: „W przypadku Piworowicza chęć przedstawienia autorskiego rozwiązania zwyciężyła w lecie nad pytaniem: czy to, co robię, zwiększy szansę, że Piast będzie wygrywał? Jako że mowa o kimś, kto doskonale zna realia polskiej ligi, jej konkurencyjność i skalę wyrównania, a także możliwości zawodników własnych i rywali, w decyzji z lata widzę głównie arogancję”. Jak się pan odniesie do tej opinii?
Nie czytałem całego artykułu, więc trudno mi się odnieść do szerszego kontekstu. Każdy może mieć swoje zdanie na ten temat. Wydaje mi się, że praca dyrektora sportowego polega na tym, żeby patrzeć do przodu trochę dalej niż w perspektywie miesiąca. Ja myślę o tym, co może być za rok, dwa czy trzy i co możemy zrobić, żeby pomóc klubowi długoterminowo. Od patrzenia tu i teraz jest pierwszy trener. Pracę dyrektora sportowego trzeba oceniać na dłuższą metę. Chętnie wrócę do tego tekstu za rok, dwa czy trzy. Wtedy powinno być nam łatwiej obiektywnie to ocenić.
W tekście padła również sugestia, że w tym przypadku odejście dyrektora sportowego razem z trenerem, który był autorskim jego autorskim projektem, byłoby uzasadnione. Czy choćby przez chwilę rozważał pan taki krok?
Nie do końca rozumiem logikę tego zdania. Jak już mówiłem, zupełnie inne są role i zupełnie inne są zakresy odpowiedzialności poszczególnych osób w klubie. Kompletnie nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Co nie znaczy, że nie biorę odpowiedzialności za swoją pracę – wręcz przeciwnie.
Co do Maxa Moeldera, rozumiem, że on był chętny do dalszej pracy? Decyzja o rozstaniu została podjęta przez klub?
Tak, to była decyzja klubu.
Kiedy poczuł pan, że „sorry Max, ale to chyba nie zadziała”? Mogło się wydawać, że zwycięstwo nad Termaliką dało mu trochę więcej czasu.
To nigdy nie jest moja jednoosobowa decyzja. Wszystkie decyzje podejmowane przez klub zapadają wspólnie, w szerszym gronie. Analizowaliśmy cały czas to, co się dzieje, od pierwszego do ostatniego meczu. Siłą rzeczy z każdym kolejnym spotkaniem dochodziły nowe argumenty „za” lub „przeciw”. W pewnym momencie argumentów za tym, że ta zmiana może być dla nas korzystna, zaczęło być więcej.
Gdyby Camilo Mena nie przeprowadził kontry na 2:1 w ostatniej minucie meczu na wagę wygranej Lechii Gdańsk, Max Moelder nadal pracowałby w Gliwicach czy decyzja zapadła wcześniej?
Tak samo mogę zapytać, czy tak by się to potoczyło, gdyby z Zagłębiem Lubin sędzia nie pomylił się i w doliczonym czasie nie podyktował błędnego rzutu karnego, przez co w zupełnie niezasłużony sposób straciliśmy dwa punkty. Albo gdyby z Jagiellonią sędzia przyznał nam oczywistego karnego po faulu Wdowika na Jirce, a Boisgard niesłusznie nie otrzymał pierwszej żółtej kartki. To są właśnie przykłady okoliczności, o których mówiłem wcześniej. Było ich mnóstwo, wszystkie wpłynęły na to, gdzie dziś jesteśmy.
Odpowiadając na pytanie – rozmawiając o alternatywnej rzeczywistości zawsze można dywagować o innych scenariuszach, w tym także takim, w którym dziś kto inny byłby trenerem Piasta.
Czy klamka zapadła już po meczu z Pogonią Szczecin?
Do takich kwestii nie chciałbym się odnosić. To już wewnętrzne dyskusje i analizy, których nie zamierzam ujawniać.
Jak trener zareagował na waszą decyzję? Był rozgoryczony czy jednak wykazał zrozumienie?
Ja o trenerze Moelderze mogę mówić tylko dobrze. To człowiek na poziomie, o dużej inteligencji, także tej emocjonalnej. Jeżeli powiedziałbym cokolwiek złego również o formie rozstania, byłbym nieuczciwy.

„Quentin Boisgard nie jest rozczarowaniem”
Zatrudniając Daniela Myśliwca przechodzicie z jednego ambitnego założenia na drugie. To też nie jest trener, którego znamy z celowania w proste środki. W Widzewie chciał stawiać na intensywność, wysoki pressing, odważną grę.
W jakimś stopniu trener Myśliwiec będzie kontynuował pracę, która została już rozpoczęta. Kadra, którą zbudowaliśmy jest dla niego odpowiednia. Trener pokazał już, że grając właśnie w ten sposób jest w stanie osiągać bardzo dobre wyniki. Końcówka w Łodzi była trudna, ale znów – było tam wiele elementów, które miały na to wpływ. Jak zawsze. Wcześniej przez wiele lat trener Myśliwiec udowadniał, że potrafi osiągać sukcesy.
Powtórzę: jeżeli chcemy iść do przodu, musimy starać się grać coraz lepiej w piłkę. Wiele naszych zespołów, także tych eksportowych, to pokazuje. Na tym tak naprawdę budujemy swoją pozycję w Europie.
To prawda, ale jednak one prezentują te założenia inaczej. Jagiellonia nie posiada piłki dla samego posiadania, a tak wyglądał Piast Maxa Moeldera.
Tak wyglądał, ale wciąż powtarzam, że było to spowodowane wieloma czynnikami, a nie tylko tym, że takie były założenia. Nie mamy ambicji, żeby w tym momencie rywalizować z Jagiellonią czy Lechem, natomiast uważamy, że wykorzystując swoje atuty, będziemy w stanie w dłuższej perspektywie być solidnym klubem Ekstraklasy. A jednocześnie będziemy w stanie rozwijać piłkarzy.
Pierwsze sygnały już są. Po meczach kadry U-21 wielu obserwatorów rozpływało się nad postępami Igora Drapińskiego. Igor w zeszłym sezonie wykonał świetną pracę pod kątem poprawy gry w defensywie, a od początku tego sezonu mocno pracuje w kontekście gry pod presją, gry z piłką i zwłaszcza w ostatnim spotkaniu młodzieżówki widzieliśmy jak na dłoni wymierne efekty jego wysiłków. Nie wzięły się one z niczego. To tylko jeden z przykładów, jak można rozwijać zawodników. To jest droga dla nas.
O paru nowych piłkarzach można już powiedzieć kilka ciepłych słów, że wspomnę o Rivasie czy Sance. Dalmau, jeśli będzie zdrowy, też swoje gole strzeli. Na kilku innych ciągle czekamy. Quentin Boisgard jest na razie dużym rozczarowaniem. Z czego to wynika, że nie pokazuje jakości, którą pewnie ma, skoro nie tak dawno dość dużo grał w Ligue 1?
No i znów pozwolę sobie nie zgodzić się z tym. Wszystko zależy od tego, jakie są oczekiwania. Mówimy o zawodniku, który przychodził tutaj jako środkowy pomocnik, mogący dać nam intensywność, grę pod presją, odpowiednią mentalność, żywiołowość, charakter i doświadczenie. To wszystko Quentin wnosi, ale to nie będzie król asyst czy regularny strzelec goli, bo to po prostu nie ten profil.
Swoją jakość już pokazał, co nie znaczy, że dziś znajduje się w optymalnej dyspozycji. Sądzę, że ma jeszcze rezerwy i jestem przekonany, że je uwolni. Potrzebuje nieco czasu, żeby się przyzwyczaić do ligi i znaleźć zrozumienie z partnerami, ale jest dla nas dużym wzmocnieniem. Cieszymy się, że jest z nami.

Quentin Boisgard
„Mogliśmy brać zawodników w maju lub czerwcu, ale woleliśmy poczekać”
Czekamy wciąż na Hugo Vallejo. Dotychczas wchodził z ławki i wiele nie pokazał.
We wtorek w Pucharze Polski zagrał od początku z Odrą Opole i zaliczył asystę drugiego stopnia przy drugiej bramce. Również z Pogonią Szczecin strzelił gola – niestety po minimalnym spalonym. Zobaczymy, co będzie dalej. Jak mówiłem, problemem było to, że wielu nowych zawodników przyszło do nas już po okresie przygotowawczym. W takich okolicznościach trudno z marszu wejść do składu i błyszczeć.
Przy czym jeszcze raz podkreślę, że była to nasza świadoma decyzja, wynikająca z naszej sytuacji finansowej w kontekście całej ligi. Mogliśmy kontraktować niektórych zawodników w maju lub czerwcu. Dla nich byliśmy pierwszym wyborem, ale wiedzieliśmy, że na koniec prawdopodobnie nie będziemy z nich zadowoleni. Uznaliśmy, że długofalowo lepiej poczekać na lepszych piłkarzy, z którymi mieliśmy pootwierane negocjacje, licząc, że nie trafią do klubów będących wyżej na ich liście i z czasem wrócimy do rozmów. Tak też się stało w przypadku Vallejo czy Jasona Lokilo. Haczyk jest taki, że potrzebują trochę czasu na nadrobienie zaległości. Każdy kolejny tydzień będzie działał na ich korzyść.
Co by pan dziś powiedział kibicom Piasta Gliwice, żeby ich uspokoić?
Fakty są takie, że nie doszliśmy jeszcze nawet do 1/3 sezonu. Przed nami wciąż 23 mecze ligowe. Mamy naprawdę ciekawy zespół i naprawdę dobrego trenera. Jest dobra, zdrowa atmosfera współpracy i wzajemnego wsparcia. Jestem relatywnie spokojny o to, że wyniki będą lepsze, natomiast ciężka praca przed nami. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Zrobimy wszystko, żeby ten sezon zakończył się dla nas pozytywnie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Czy warto stawiać na byłych trenerów Legii?
- Pięć rzeczy, które mogą zdenerwować Goncalo Feio w Radomiaku
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix