Niesamowitą liczbę sytuacji stworzyła sobie dzisiaj Legia. To był momentami szturm na bramkę mistrza Gibraltaru. Goście nie wiedzieli, co się dzieje, a Antonio Colak trafił do siatki po kapitalnej akcji, w której idealnie wyczuł, gdzie pobiec. Później Legia poszła za ciosem i ostatecznie odniosła piękny triumf 4:1 nad Lincoln Red Imps. Dobra, dość ironii.
Na ten mecz, ostatni w Lidze Konferencji, nie przez cały czas dobrze się patrzyło, ale jest chociaż wyraźnie wygrany. To moment, by wróciła Sylwia Grzeszczak i jej: „Cieszmy się z małych rzeczy”. Wiecie, że Colak na trafienie do siatki w jakimkolwiek meczu czekał ponad rok? To trochę tak, jakby listonosz miał nieustanny problem z włożeniem listu do skrzynki.
Czy zmienimy po tym spotkaniu opinię o Antonio Colaku? Raczej nie. Gość co prawda trafił do siatki, co trochę nas zaskoczyło, ale jednocześnie w starciu z mistrzem Gibraltaru miał elementarne problemy z pilnowaniem linii spalonego i z przyjęciem piłki. A to – pewnie się zgodzicie – jednak podstawowe kwestie. Legia w końcu wygrała, pierwszy raz od 23 października (zwycięstwo w Krakowie 2:1 z Szachtarem Donieck), ale nie oszukujmy się – wygrała głównie dlatego, że na Łazienkowską przyjechał dziś zespół jeszcze słabszy niż Piast Gliwice czy Termalica Bruk-Bet Nieciecza.
Drużyna, z którą u siebie raczej poradziłaby sobie Pogoń Siedlce.
Antonio Colak ponad rok czekał na bramkę. Dziś strzelił dla Legii Warszawa
Niezwykłe jest to, jakich ruchów na pozycji napastnika dokonała w ostatnich miesiącach Legia. Zrezygnowała z Marca Guala, odpuściła Ilję Szkurina, który może i jest specyficzny, ale potrafi trafiać do siatki. Wydała fortunę na Miletę Rajovicia, który w spotkaniu z FC Noah z Armenii zdobył bramkę z akcji po 1152 minutach (a i tak zrobił to po „wielbłądzie” obrońcy). Dziś Colak strzelił pierwszego gola od… 403 dni. Był dokładnie 10 listopada ubiegłego roku, kiedy uczynił to jako zawodnik włoskiej Spezii.
Przypomnijmy – facet jest napastnikiem.
Colak dał Legii prowadzenie w 21. minucie: po sprytnym i mądrym zgraniu piłki przez Bartosza Kapustkę.
ANTONIO COLAK OTWORZYŁ WYNIK MECZU PRZY ŁAZIENKOWSKIEJ ⚽🚨
📺 Polsat Sport Extra 3, transmisja łączona na Polsat Sport 1#UECL pic.twitter.com/ZtHLflwx9j
— Polsat Sport (@polsatsport) December 18, 2025
Jeżeli kogoś chwalić za pierwszą połowę, to właśnie pomocnika i zarazem kapitana gospodarzy. Kapustka kilka razy dobrze pokazywał się na wolnej przestrzeni. Z lewej strony aktywny był debiutant w pierwszym składzie, Jakub Żewłakow. Niby Legia poza bramką miała jeszcze kilka niezłych szans, ale pierwsza część meczu to też zagranie Arkadiusza Recy, które nie wiadomo, czy było podaniem, czy strzałem. To pretensje Petara Stojanovicia do kolegów. To kontra gości, których piłkarz znalazł się w świetnej sytuacji, ale przestrzelił.
Legia Warszawa ma sześć punktów, ale odpada z Ligi Konferencji
W drugiej połowie Legia od początku ruszyła na gości. Najpierw przedobrzył Ermal Krasniqi, a Colak został zablokowany. Po chwili Żewłakow trafił z kilku metrów w bramkarza. Goście długo byli bezradni z przodu. W Legii mogły się podobać dwójkowe akcje Urbańskiego z Żewłakowem. Chyba warto, by Marek Papszun, który jutro o 14.00 zostanie oficjalnie ogłoszony nowym trenerem Legii, stawiał odważnie na tę dwójkę.
Na 2:0 podwyższył Kapustka strzałem z boku pola karnego. Symboliczne – kapitan Legii nawet specjalnie nie cieszył się z tej bramki.
BARTOSZ KAPUSTKA Z GOLEM PRZECIWKO LINCOLN ⚽#UECL pic.twitter.com/1Y0myXrBGU
— Polsat Sport (@polsatsport) December 18, 2025
Później jeszcze Colak przypomniał sobie, że jest Colakiem, bo kopnął z 16 metrów jak zawodnik rugby – wysoko nad bramką. A kiedy zastąpił go Rajović, Duńczyk po chwili strzelił gola głową. Kapustka nie cieszył się z bramki, a Rajović po swoim trafieniu wziął piłkę i kopnął ją jak najmocniej w górę. Widać było, jak wiele w nim siedziało po kolejnych fatalnych występach.
ŚWIETNE DOGRANIE ŻEWŁAKOWA I GOL RAJOVICIA 🚨⚽
📺 Polsat Sport Extra 3, transmisja łączona na Polsat Sport 1#UECL pic.twitter.com/gU4ReGmjgz
— Polsat Sport (@polsatsport) December 18, 2025
Przed meczem kibice opuścili Żyletę. Było bardzo dużo pustych miejsc. Doping? Niemal zerowy, słychać za to było regularne: „Mioduski! Co? Wypier…..!”. Przed początkiem rywalizacji ligowej, patrząc na terminarz, każdy przypuszczał, że Legia przed starciem z mistrzem Gibraltaru będzie już pewna udziału w fazie pucharowej, a tu klops. Zespół Inakiego Astiza wcześniej stracił szanse na cokolwiek w Lidze Konferencji. Mimo zdobycia dziś trzech punktów i w sumie sześciu na koncie i tak jest w klasyfikacji za Lincoln Red Imps, które uzbierało siedem oczek.
Mistrz Gibraltaru pokonał wcześniej u siebie Lecha Poznań, wygrał z Sigmą Ołomuniec i zremisował z Rijeką. Poza własnym obiektem to jednak totalny słabeusz. Pokonał go 3:1 mistrz Malty, teraz ograła go Legia.
W 81. minucie na boisku w drużynie gości pojawił się Lee Casciaro. Rocznik 1981, 44 lata. Piłkarski Noriaki Kasai. No dobra, trochę młodszy. Niedługo później Wahan Biczachczjan trafił na 4:0 dla Legii. I trzeba przyznać, że zrobił to efektownie, wślizgiem, z bardzo trudnej pozycji. Ale piłkarze Legii nie byliby obecnymi piłkarzami Legii, gdyby się nie skompromitowali. W 89. minucie mnóstwo miejsca miał Tjay De Barr i strzelił honorowego gola dla mistrza Gibraltaru.
A mogło być chociaż w takim meczu 4:0… Ech, szkoda gadać. Jedni na stadionie zamilkli, drudzy zareagowali szyderą.
Kiedy ostatnio przy Łazienkowskiej była tak posępna atmosfera? Ciężko stwierdzić. Ten mecz tak naprawdę mało kogo obchodził. Smutny to był wieczór.
Legia Warszawa – Lincoln Red Imps 4:1 (1:0)
- 1:0 Colak – 21′
- 2:0 Kapustka – 62′
- 3:0 Rajović – 70′
- 4:0 Biczachczjan – 83′
- 4:1 De Barr – 89′
WIĘCEJ O LEGII NA WESZŁO:
- Możliwa ciekawa wymiana na linii Legia – Widzew
- Rewolucja w Legii. Wiadomo, kto może odejść
- Tego dnia Legia zaprezentuje Papszuna
Fot. Newspix.pl