To bardzo dobra wiadomość, że Łukasz Piszczek został nowym trenerem GKS-u Tychy. W końcu bowiem dowiemy się, jakim szkoleniowcem tak naprawdę jest, na razie poruszaliśmy się w sferze domysłów według czystego chciejstwa – był świetnym piłkarzem, jest więc świetnym trenerem, a jak wiele przypadków pokazało, to nie takie proste.

Oczywiście mamy nadzieję, że faktycznie Piszczek tym znakomitym fachowcem się okaże, ale właśnie – w końcu trzeba było to sprawdzić. Do tej pory był on łączony na przykład z reprezentacją (czy klubami Ekstraklasy) głównie dlatego, że rozegrał masę spotkań w kadrze i Borussii Dortmund, występował na najlepszych stadionach przeciwko najlepszym piłkarzom i celnie dośrodkowywał w pełnym biegu. Nawet asystentem w Borussii został przez swoje osiągnięcia na boisku, bo przecież gdyby jego kariera potoczyła się inaczej i nie grałby w Dortmundzie tylko na przykład w Wolfsburgu, to potem w tym Dortmundzie nawet przez tę chwilę by nie pracował.
Świetna prasa umiejętności trenerskich Piszczka brała się też z wielkiego pragnienia, byśmy w końcu mieli trenera na wysokim poziomie międzynarodowym. Fajnie, że taki Maciej Skorża jest w Japonii, ale jednak chciałoby się widzieć Polaka prowadzącego dobry europejski klub, by spędzać z nim wieczory na przykład w Lidze Mistrzów. Do tej pory nie było na to żadnych szans, ale skoro Piszczek miał wielką piłkarską karierę i poszedł w trenerkę, co nie grozi Lewandowskiemu, Błaszczykowskiemu albo Krychowiakowi, to ciśnienie było jeszcze większe i Piszczka chwalono, wpychano wręcz wszędzie, gdzie zwalniało się miejsce.
No a jednak trzeba karierę trenerską od piłkarskiej oddzielić, bo gdyby nie trzeba było, Diego Maradona byłby lepszym szkoleniowcem niż Jose Mourinho, a nie był. Jasne, tak bogata piłkarska karta jak Piszczka musi pomagać w trenerce, to nic zdrożnego, to naturalna kolej rzeczy, ale wszystkiego na historii w korkach się nie zbuduje.
Trzeba na masę rzeczy spojrzeć inaczej, by na końcu wszystko rozliczyły wyniki.
Łukasz Piszczek w GKS-ie Tychy. W końcu wyczekiwany test
I to jest ciekawe, tak wyczekiwane, że wreszcie będziemy mogli rozmawiać o Piszczku-trenerze w ramach konkretów. No bo trudno jednak na super poważnie brać wyniki Goczałkowic, a nawet jeśli przygoda w Dortmundzie była krótka, to zawsze większa odpowiedzialność spoczywała na Sahinie, nie na Piszczku.
A tutaj praca jak każda inna. Przychodzi trener i ma zrobić rezultat, a potem się sprawdzi, czy faktycznie zrobił.
No i też trzeba przyznać, że Piszczek nie ładuje się w najprostszy projekt, tylko w porównaniu do plotek łączących go z największymi graczami w Polsce, jest to wybór dość przyziemny. Po pierwsze GKS Tychy to wieczny pierwszoligowiec, który ma swoje ambicje, ale od blisko dekady w tej pierwszej lidze siedzi. Po drugie zaraz i za tym może zatęsknić, jeśli – właśnie – Piszczek nie pomoże, bo tyszanie są w strefie spadkowej i do kreski mają blisko, punkt mniej niż Stal. Ale dalej robi się problem: taka Puszcza odjechała już na sześć oczek.
Zatem jest co robić i trzeba zrobić to szybko. Piszczek prędko więc będzie musiał wykazać, że pochwały skierowane w jego stronę nie były przesadzone i wzięte na zbyt duży kredyt za karierę piłkarską.
Pozostaje życzyć powodzenia, bo dobrych trenerów w Polsce nigdy nie ma zbyt wielu. Niech były zawodnik dołącza do tego grona.
WIĘCEJ O I LIDZE NA WESZŁO:
- ŁKS ma nowego trenera. „Zasługuje na szansę”
- Królewski o Buksie: Poszczę od kontrowersji
- Robert de Niro w Krakowie. Dostał koszulkę Wisły
Fot. Newspix