Legia Warszawa jest bliska odblokowania nowego osiągnięcia – zimowania w strefie spadkowej. Po kompromitującym występie w Gliwicach przybliżyła się do tego celu. Jeśli nie zdobędzie punktu za tydzień – a z taką grą jak dziś nie zdobędzie nawet mając dzień konia – to spędzi w czerwonej strefie kilka tygodni. Co gorsza dla warszawskiego zespołu, byłoby to rozstrzygnięcie całkowicie zasłużone i sprawiedliwe.

Rany, jakie to było złe. Mamy na myśli i występ Legii, i Piasta w meczu, który teoretycznie był hitem soboty. Uznajmy jednak, że ci drudzy są usprawiedliwieni, jako że zaliczyli zryw w końcówce, podczas którego strzelili dwa gole. Wyłączając ostatnie minuty meczu, ten mecz był typowym zawracaniem gitary.
Nudnym.
Powolnym.
Męczącym.
Usypiającym.
Gdyby nie kompromitacja Legii w końcówce, napisalibyśmy pewnie tylko tyle, że po prostu się odbył.
Piast – Legia 2:0. Kolejna kompromitacja
Spotkanie wyglądało tak, jak murawa – czyli fatalnie. Albo tak, jak sam na sam w wykonaniu Kacpra Chodyny – czyli absolutnie żenująco. Skrzydłowy Legii biegł z piłką przez pół boiska, by na koniec zaprezentować farfocla niespotykanego nawet w okręgówce. Był ostatni kwadrans, na tablicy świetlnej 0:0, w teorii można było uratować zawody, przełamać się, zadbać o to, by zima w klubie była minimalnie spokojniejsza. Ale wyszło jak zwykle. Jeśli potrzebujecie jednej ilustracji, która zobrazuje całą rundę w wykonaniu stołecznego zespołu, ta nada się aż za dobrze.
Rajović śrubuje kolejne minuty bez gola. Mógł, a nawet powinien się przełamać – stał sam na sam z Plachem, który dobrze skrócił kąt – ale zachował się pod bramką rywala w swoim stylu. Typowy dla siebie mecz zagrał Krasniqi. Typowy mecz dla siebie zagrał Stojanović. Typowy mecz dla siebie zagrał Reca, który był jak zwykle niemrawy, a w dodatku spowodował karnego. Legia w pełnej krasie, po prostu.
Piast lepiej wyglądał w przekroju całego spotkania, choć Daniel Myśliwiec raczej nie będzie puszczał tego meczu w szatni jako przykładu dobrej gry swojego zespołu. W pierwszej połowie stworzył sobie kilka okazji, ale wszystko marnował – a to wolej Dziczka wybronił Augustyniak, a to Sanca dwa razy nie trafił w piłkę, a to przy jego akcji świetną interwencję zaliczył Piątkowski, a to Barkowskij kopnął w Tobiasza. W drugiej – aż do samej końcówki – dostosował się poziomem do gry Legii. No cóż, nie oglądało się tego dobrze, ale jak wspomnieliśmy – Piast jest usprawiedliwiony, bo przynajmniej te „wielkie zawody” wygrał.
Legia wydaje się nie mieć sufitu w swojej beznadziei. Nie wygrała w lidze już od dziewięciu meczów. Jeśli za tydzień nie zapunktuje z Piastem u siebie, czekają ją święta w strefie spadkowej. Z perspektywy sprawiedliwości dziejowej dobrze stałoby się, gdyby zrealizował się ten scenariusz. Legia zasłużyła na smutną zimę o wiele bardziej niż Motor Lublin.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Pogoń miała rywala na widelcu, ale Radomiak się wyrwał
- Widzew ma dziś twarz zrozpaczonego Fornalczyka
- Trener Widzewa i finisz jesieni. „Jesteśmy smutni”
Fot. FotoPyK