Reklama

Wielkie małe legendy. Kath Phipps, serce i dusza Manchesteru United

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 grudnia 2024, 11:15 • 11 min czytania 14 komentarzy

Manchester United był domem piłkarzy legendarnych, idoli całych pokoleń, nazwisk wyrytych w historii futbolu, ale jego największa postać nigdy nie wyszła na boisko. Kath Phipps przez ponad pół wieku witała zza biurka wielkich i większych, członków rodziny królewskiej, zdobywców Złotej Piłki oraz miliarderów. Nie sprzedała setek tysięcy koszulek ze swoim nazwiskiem, ale kibice oczekują, że klub wystawi jej pomnik. Śmierć pani Kath, niezwykłej recepcjonistki, na zawsze zmieni światowego giganta, jakim jest United. Bo nawet takie klub nie istnieją bez drobnych, lokalnych legend, które w ciszy i cieniu rozdają uśmiechy, dbając o to, żeby w pracy czuć się jak w domu.

Wielkie małe legendy. Kath Phipps, serce i dusza Manchesteru United

Dla świata miała tylko dobro, widać to już po kilku krótkich migawkach z wizyty Rio Ferdinanda w ośrodku treningowym w Carrington. Gdy razem z kamerami TNT Sports wparował do środka, pierwsze co usłyszał, to głośne: hello, darling! Najwięksi piłkarze globu byli dla niej na przytulasa. Darling, love, tak ich nazywała, ściskając ich, żartując, pytając, czy wszystko w porządku.

Sir Aleksa Fergusona przywitała jeszcze czulej, całusem w policzek. Przeżyła jego i wszystkich innych menedżerów, zaczynając od Sir Matta Busby’ego. Pierwszy dzień pracy Kath Phipss w Manchesterze United przypadł na wrzesień 1968 roku. Czerwone Diabły przed chwilą stanęły na szczycie Europy, wstawiły do gabloty pierwsze międzynarodowe trofeum.

George Best, Bobby Charlton i Denis Law, tercet pomnikowy sprzed Old Trafford, był dla niej szajką przyjaciół. Przynosiła im herbatę, gdy podpisywali autografy. Zapach fajki Busby’ego ciągnął się za nią na długo po tym, jak Sir Matt opuścił Old Trafford. Jego asystent, Jimmy Murphy, zwykł częstować ją słodyczami. Była wtedy niespełna trzydziestoletnią, pełną werwy kobietą. Fanką United, która dostała pracę, gdy jej koleżanka zmieniała zawód.

Reklama

Ferdinanda witała już jako staruszka, osiemdziesięcioletnia babcia, ale pasji nigdy jej nie brakło. Gdy Bruno Fernandes oprowadzał po Carrington grupkę kibiców, na widok Kath wymachiwał rękami tak, jakby chciał przekazać, że w United zajmuje się wszystkim i potrafi wszystko. Nie mijał się z prawdą, Phipps była instytucją, nie była obecna w klubie jedynie za zasługi.

Wiem, że się starzeję, ale nie mogłabym zostać w domu. Praca sprawia, że mój mózg działa. Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego — mówiła, gdy odbierała nagrodę za pięćdziesiąt pięć lat pracy dla United.

Gdy zmarła, klub dodał, że też nie wyobraża sobie tego, jak będzie wyglądał bez Kath. Wielki Manchester United, światowy gigant, nie będzie taki sam bez osiemdziesięciolatki za burkiem.

Zmarła Kath Phipps, największa legenda Manchesteru United. Pół wieku pracy, wychowanie Beckhama i przyjaźń z Fergusonem

Najbardziej uroczą historią z jej udziałem jest ta, którą na łamach autobiografii opowiedział Peter Schmeichel. Jako nastoletni chłopak Peter pojawił się na Old Trafford po prośbie, szukając możliwości, żeby choć na chwilę zerknąć na murawę legendarnego stadionu. Był zwykłym kibicem, który zaplątał się na recepcję. Być może jednym z tysięcy natrętów, którzy przewijali się przy biurku Kath. Ona jednak spojrzała na niego spod okularów, wykręciła odpowiedni numer i chwilę później mały Peter stał jak zaczarowany na płycie boiska, na której za parę lat przeżyje najpiękniejsze chwile kariery.

W tamtym czasie nie wiedziałem, że większość popołudni spędzę, siedząc obok ciebie, sortując listy od fanów, pijąc herbatę i rozmawiając. Będę cię pamiętał jako serce i duszę klubu — napisał Schmeichel we wspomnieniu Kath.

Reklama

Można jednak wymienić szereg piłkarzy, którzy przeżyli z Phipps wyjątkowe chwile. Trzydzieści lat temu im matkowała, potem babciowała, prowadząc gwiazdki za rękę. Najpiękniej opowiadał o tym David Beckham, który traktował Kath jak część rodziny. Poznała go jako piętnastolatka, obiecywała jego matce, że zaopiekuje się synem i upilnuje go, gdy spełni marzenie o dołączeniu do United.

Była pierwszą i ostatnią twarzą, jaką widziałem w klubie. Siedziała w recepcji, czekając, żeby dać mi bilety na mecz. Od pierwszego do ostatniego dnia wypełniała obietnicę, którą złożyła moim rodzicom. Old Trafford nie będzie taki sam bez twojego uśmiechu — napisał Beckham, żegnając Kath.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez David Beckham (@davidbeckham)

Do wzruszającego wpisu dołączył zdjęcie, gdy trzyma ją za wątłą dłoń, dłoń, z której powoli ulatuje życie. W ostatnich tygodniach życia Beckham przekładał plany, spotkania i eventy, żeby odwiedzać ją w domu, towarzyszyć jej tak, jak ona towarzyszyła jemu. Wystąpiła nawet w serialu Netfliksa, opowiadała o korespondencji od fanów, którą otrzymywał. W pewnym momencie szczerząc się do kamery, wypala:

To nieładne, wysyłać chłopcom bieliznę!

Na koniec dorzuca jeszcze krótkie, stanowcze „nie!”, gdy głos za szkiełka pyta, czy Beckham zadzierał nosa. Widziała szaleństwa Davida, ale zawsze stawała po jego stronie. Nawet wtedy, gdy musiała wymyślić na boku kłamstewko, żeby uchronić chłopaka przed srogą karą za spóźnienie od Aleksa Fergusona.

Poza Beckhamem to z Fergiem łączyły Kath najbliższe relacje. W jego autobiografii znajdziemy zdjęcia ze starego, niszczejącego centrum treningowego. Gdy United przeprowadzili się do Carrington, Alex od razu wskazał na Phipps i zarządził, że przenosi się razem z nimi, żeby zostać z drużyną. Ferguson dbał o to, żeby klub był jak rodzina. Kath stwierdziła, że jeśli miałaby opisać go jednym słowem, byłoby to „troskliwy”.

Gdy zmarł jej mąż, Sir Alex Ferguson interweniował, żeby klub wynajął taksówkę, która będzie ją woziła i odbierała z pracy — wspomina w „BBC” Simon Stone, od lat pracujący jako reporter przy United. Jako jedną z lepszych chwil, jakie przeżył przy klubie, wspomina moment, w którym Phipps zaprosiła go na pogawędkę.

Ferguson twierdził, że jest duszą klubu. Na pogrzeb Richarda wybrał się osobiście, wraz z ogromną delegacją piłkarzy United. Uważał, że tak przystoi, bo Kath jest częścią familii. Taksówkę zaaranżował, bo recepcjonistka nie miała prawa jazdy, ale nie chciała rezygnować z pracy.

Jeszcze bardziej wzruszający moment miał miejsce cztery lata temu, kiedy pandemia zamknęła na cztery spusty cały świat i Kath Phipps po raz pierwszy od pół wieku nie mogła pojawić się w klubie. Zawodnicy i biurowi koledzy organizowali więc wycieczki do jej domu, żeby spędzić z nią czas, żeby czuła się, jakby wciąż siedziała za biurkiem tętniącego życiem Carrington.

O jej oddaniu dla Manchesteru United najlepiej świadczy, że nie wybrała się na premierę dokumentu o Beckhamie.

Byłam zawstydzona, ale graliśmy wtedy mecz z Galatasaray, a ja nigdy nie opuściłam dnia meczowego — skwitowała w jedynej rozmówce, jakiej udzieliła, świętując jubileusz pracy w klubie.

Serdeczna babcia z Carrington. “W Kath Phipps tkwi historia Manchesteru United”

Kath Phipps miała ten niesamowity dar skracania dystansu. Z upływem lat stała się ikoną, wiedział o niej każdy chłopaczek, który wyściubił nos z klubowej akademii. Wszystkich traktowała tak samo czule. Twierdziła, że pojawia się w Carrington z uśmiechem na ustach, żeby dać go innym, rozpędzając na starcie dnia wszelkie chmury.

Ruud van Nisterlooy wspominał „The Athletic”, że gdy wrócił do Manchesteru jako członek sztabu szkoleniowego Erika Ten Haga, Kath witała go tak, jakby nigdy nie opuścił United. Zagadnęła go o żonę i dzieci, pamiętała ich imiona, a on nie mógł w to uwierzyć.

Setki tysięcy chińskich fanów, owoc zrobienia z United globalnej marki, mogły nie wiedzieć o jej istnieniu. Lokalsi byliby oburzeni, gdy ich brat po szalu nie znał pani Phipps. Świetnie zorientowani zausznicy Sir Jima Ratcliffe’a podpowiedzieli mu nawet, że dla jego wizerunku najlepsze będzie, jeśli pierwszą dłonią, którą uściśnie po przejęciu klubu, będzie ręka Kath. Wszystko uwieczniło czujne oko aparatu, misja się powiodła.

Zmieniający się krajobraz United był jedynym zmartwieniem Phipps. Komercjalizacja i mocny skręt w kierunku korporacji zabijał familijny klimat, który znała z odwiedzin w kanciapce Busby’ego czy w gabinecie Fergusona, gdzie serwowała sobie ulubionego drinka: Bacardi z colą. Była jednym z ostatnich reliktów dawnego United, zwłaszcza po czystce zarządzonej przez Ratcliffe’a, który dla oszczędności uciął dwieście pięćdziesiąt etatów.

Wiele z tych osób to długoletni przyjaciele Kath. Decyzje wzburzyły kibiców, którzy słusznie zwracali uwagę, że prawdziwe oszczędności tkwią na liście wypłat zawodników. W nowej rzeczywistości zawsze było jednak miejsce na uśmiech Phipps, który przypominał o wartościach United. Eric Cantona żegnając ją, stwierdził, że klub, który znał, odszedł już na zawsze.

***

Dzwonię do Piotra Sadowskiego, polskiego skauta, który przez siedem lat pracował dla Manchesteru United. Jest jedną z nielicznych osób w naszym kraju, które regularnie spotykały Kath Phipps. Potwierdza wszystko to, co przypuszczałem i przeczytałem.

Odbierałem to tak, że podtrzymywała rodzinną atmosferę, była gwarantem tego, że cząstka Manchesteru United funkcjonowała tak, jak przed laty. Największe wrażenie jest, gdy wchodzimy do czyjegoś domu, przekraczamy jego próg. W Manchesterze robiąc to widzieliśmy Kath.

Co było niezwykłego w tym przywitaniu, że wszyscy po latach je pamiętają?

Biła od niej serdeczność, po prostu miło było ją widzieć, słyszeć. Była zawsze uśmiechnięta, miła i pomocna. Wiadomo, teraz są inne czasy, rodzinna atmosfera przeszła trochę w ład korporacyjny. To ogromny klub, rozrósł się, ma mnóstwo pracowników. Za czasów Fergusona dział skautingu, który funkcjonował już w latach 90., gościł na treningach, był traktowany jak członkowie sztabu. Rozmawiali z nim, z piłkarzami, był bardzo bezpośredni kontakt. On był zwolennikiem tego, żeby relacje między pracownikami klubu były bardzo bliskie, dlatego Kath miała świetny kontakt z zawodnikami.

Czym to się objawiało?

Pamiętam, że gdy trenerem United został Ole Gunnar Solskjaer, Kath była pierwszą osobą, do której się udał. Wręczył jej ciasteczka i dziękował za to, jak opiekowała się nim, gdy grał w Manchesterze. Piłkarze byli do niej bardzo przywiązani, czuli jej pomoc, bo załatwiała wiele różnych spraw, nawet niezwiązanych z piłką. Nie mówimy tylko o zawodnikach pierwszego zespołu, ale też akademii, bo oni funkcjonują w Carrington. Od początku mogli poczuć się jak w domu.

Traktowali ją jak babcię, bliską sobie osobę?

Zdecydowanie tak. Rozmawiałem swego czasu z Johnem Cookiem, trenerem i skautem, mentorem dla młodzieży. To pokolenie George’a Besta, tyle że John trenował z nimi w akademii. Zawsze podkreślał, że w Kath Phipps tkwi historia Manchesteru United, ale ona się z tym nie obnosi. Potrafi w fajny sposób o tym opowiedzieć, zarazić kogoś historią klubu. Sam nie miałem możliwości dłuższej rozmowy z nią, mieliśmy kontakty typowo służbowe, ale zawsze była pomocna.

Czyli nie udało się wypić herbatki na recepcji?

Nie, ale przekonałem się, jaką była osobą. Nie słyszałem o niej wcześniej, natomiast poznaliśmy się podczas mojej pierwszej wizyty w Carrington i przywitała mnie rozmową o polskich akcentach w United. Interesowało ją, skąd jestem i od razu skojarzyła Tomka Kuszczaka, mówiła, że zawsze miał czas, żeby z nią porozmawiać. Byłem nawet troszkę zaskoczony, że starsza osoba pracuje w klubie, ale gdy dowiedziałem się, kim jest i zobaczyłem, jaka bije od niej energia, zrozumiałem, dlaczego tak jest.

Faktycznie miała niebywałą pamięć do twarzy i nazwisk?

Myślę, że tak, bo potem spoglądała na mnie spod swoich okularów i rzucała: a, ty jesteś tym skautem z Polski!

Małe legendy czynią kluby wielkimi

W dobie mnożenia zysków, eksploatacji zawodników do granic ich możliwości i fruwania z kontynentu na kontynent osoby takie jak Kath Phipps są łącznikiem między zwykłym ludem, robotniczą przeszłością klubów i erą brutalnego konsumpcjonizmu. W czasach tiktokowatości przekazu, gdy każdy goni za tym, żeby w kilkunastu sekundach zmieścić treść, która przyciągnie uwagę, pół wieku pani Kath na recepcji United wydaje się wiecznością.

Jakie wydaje się? Jest wiecznością!

Phipps widziała na własne oczy pięćdziesiąt wielkich triumfów United, zdobytych przez ten klub trofeów. To blisko trzy czwarte wszystkich sukcesów, jakie święcił klub z Manchesteru. Zespół z wdzięczności za jej poświęcenie zwykł zresztą ustawiać się do grupowego zdjęcia, wręczać jej puchar i pozować niczym klasa przy ukochanej nauczycielce.

Wszystkie fotki gromadziła w albumach, na ścianie, na szafkach, przy łóżku. Kilka pokoleń wychowało się na tym, że Kath w Manchesterze była zawsze. United też jej nie opuszczał, z The Athletic dowiemy się, że pielęgniarki, które opiekowały się schorowaną Phipps, gdy nie mogła ona już opuszczać domu, stwierdziły, że jeszcze nigdy nie widziały osoby, którą odwiedzałoby tak wielu ludzi, często zupełnie obcych, niezwiązanych więzami krwi.

Ryan Giggs, Alex Ferguson, Jonnny Evans. Juan Mata nie mógł przylecieć z Australii, więc dzwonił na FaceTime, jako jeden z jej ulubieńców. Phil Neville, który twierdził, że Kath uosabia wszystko, co wyjątkowe w United i Michael Carrick, który towarzyszył jej na scenie, gdy odbierała nagrodę za pięćdziesiąt pięć lat pracy dla klubu, też tam byli.

Świat futbolu bywa brutalny, wyzuty z uczuć, okrutny i bezkompromisowy. To panie Kath czynią z niego miejsce magiczne. Wszyscy takich ludzi znamy, wszyscy o nich słyszeliśmy. Bez względu, czy mowa o obcej polskiemu kibicowi starszej pani z Anglii, czy też o postaciach znacznie bliższych: „Leonie”, Stanisławie Sętkowskim, który przez kilka dekad dzwonił dzwonkiem w Zabrzu i wręczał piłkarzom koguty, czy też o „Hrabim”, Zdzisławie Radulskim, który piłkarzom w Radomiu wręczał kanapki i zabierał ich na czakry w lesie — to prawdziwe serca i dusze klubów, które budują ich mit oraz historię.

Dbajmy o nich, póki są wśród nas, pielęgnujmy pamięć o tych, którzy odeszli.

WIĘCEJ O ANGIELSKIEJ PIŁCE:

SZYMON JANCZYK

fot. Manchester United, Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

14 komentarzy

Loading...