Kamil Kuzera mógł zostać zapomniany przez wielu kibiców, po tym jak przez ponad rok od zwolnienia z Korony Kielce raczej zbyt często nie pokazuje się publicznie. Teraz dał o sobie przypomnieć, dzięki rozmowie, w której podsumował całą swoją pracę w Kielcach. Trener poruszył także trudniejsze wątki związane z problemami, z jakimi na co dzień musiał się zmagać.

Kuzera w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą opowiedział o trudach pracy trenera i o tym, jak ona często źle wpływa na rodzinę. 42-latek zauważył, że całe jego życie pochłaniały sprawy zawodowe i trzeba mieć umiejętność, by potrafić się od nich odciąć.
– To co było, gdy zostałem pierwszym trenerem Korony, to było szaleństwo. Funkcjonowanie w takim tempie, w takim natłoku wszystkich zdarzeń wokół Korony to było zdecydowanie za dużo i to odbiło się bardzo mocno na całej rodzinie, a tego obawiałem się najbardziej, podejmując się tego zadania. Dzisiaj sytuacja się unormowała. Potrafimy rozgraniczyć pewne rzeczy i postawiliśmy na samorozwój. To działa i jest łatwiej.
– Wtedy nie było tego wyjazdu w zapomnienie. Mecz się skończył, mikrocykl się skończył, miałem dwa dni wolnego, jechałem 100 kilometrów do rodziny, a tam i tak rozmawiałem o Koronie. Poszedłem zjeść obiad, a tam: „dzień dobry trenerze, dlaczego to, a dlaczego nie inaczej”. 24 godziny na dobę żyłem Koroną. Od tego się nie da odciąć. Trzeba umieć sobie to przewartościować. Byli ludzie, którzy nawet, gdy nie szło, wspierali, doceniali, że jestem lokalny. Cały mój sztab to byli ludzie z Kielc, a to było dość unikatowe.
Kuzera: W Koronie nie uderzałem w nikogo
Trener zwrócił też uwagę na trudy dużej rozpoznawalności w średniej wielkości mieście i pojawiających się przy tym nieprzychylnych komentarzach ze strony internetowych hejterów. Podzielił się przy tym jedną z historii, która go spotkała.
– Pewien człowiek kiedyś bardzo mocno wszedł w moją strefę prywatną. Zapamiętałem go, a los tak chciał, że spotkaliśmy się w restauracji. Był z żoną i dwójką dzieci. Od razu wiedziałem, że to on, ale nie reagowałem. Jego dzieci podeszły do mnie po autograf, wspólne zdjęcie. Do rozmowy włączyła się jego żona, która mówiła, że wspiera. Pokazałem jej screeny z tymi wypowiedziami tego Pana. Zrobiło się nieprzyjemnie. Bardzo mocno się zdziwiła, że jej mąż jest w stanie wypisywać takie rzeczy. W końcu mnie przeprosił ten gość, ale trzeba przystopować z takimi rzeczami. Później są tłumaczenia, że emocje, że trochę wypił, tylko wkraczasz w przestrzeń, której nie powinieneś dotykać. Nie każdy sobie z tym poradzi.
– Ludzie się zapominają, myśląc że są bezkarni, a w małym mieście jesteś w stanie bardzo szybko ustalić, kto gdzie mieszka, czym się zajmuje. Moja żona kiedyś interweniowała w przypadku jednego piłkarza, gdy pojawiały się już pogróżki grubego kalibru. Z tego, co wiem to klub reagował, ale dzisiaj jest taka bezradność. Każdy może założyć konto i powiedzieć wszystko, co nie zawsze jest poparte prawdziwymi informacjami.
Kuzera podsumował pracę w Koronie: To był overperformance w naszym wykonaniu
Kamil Kuzera w rozmowie na kanale Tomasza Ćwiąkały wyznał też prawdę o trudnych warunkach, z jakimi musiał się mierzyć podczas pracy w Koronie.
– W pierwszym sezonie byliśmy jedną z lepszych drużyn. Zrobiliśmy 28 punktów, wyciągnęliśmy absolutnego maksa. W drugim sezonie za rozwojem nie poszły wzmocnienia. Korona była miejska i nie było pieniędzy na nic. Nie było na remont szatni, jeździliśmy starym autokarem. Walczyliśmy o każdy posiłek, albo żebym mógł zabrać kitmana na obóz, to zrzucaliśmy się w sztabie na to. Nono i Łukowski to byli kluczowi zawodnicy, a przez kontuzje ich nie było. Robiliśmy transfery, ale nie miałem poczucia, żeby one były topowe.
Były piłkarz Wisły Kraków czy Widzewa Łódź wrócił też do słów z końcówki swojej pracy, gdy skrytykował Pau Restę, który był świeżo po przenosinach do Kielc. Trener powiedział wtedy, że Hiszpan nie jest gotowy na rywalizację na poziomie Ekstraklasy. Kontrowersję wzbudził fakt, że ten ruch był firmowany przez wiceprezydenta Kielc. Korona była wtedy pod władaniem miasta, więc takie słowa zostały uznane za atak w stronę władz.
– Nie brałem pod uwagę, że przy tym transferze brał udział jakiś polityk. My braliśmy człowieka i oglądając go razem z działem skautingu zdecydowaliśmy, że go bierzemy. Kiedy przyleciał do nas to widziałem go w treningu i on się nie nadawał absolutnie do niczego. Był kompletnie nieprzygotowany. Powiedziałem wtedy, że na ten moment on nie jest gotowy, a poszły nagłówki, że uderzam w dyrektora.
Trener, który obronił się odwagą. Kamil Kuzera odchodzi z podniesioną głową
Trener podsumował też swoją pracę jako pierwszego trenera Korony. Zespół Kuzery, licząc cały okres jego pracy zajął 11. miejsce w tabeli Ekstraklasy.
– Na tamten czas to na pewno był overperformance w naszym wykonaniu. Patrzę pod kątem ludzi i tego co udało nam się z tego wyciągnąć. Gra się zmieniła. Byliśmy na drugim miejscu pod względem wysokich odbiorów. My to chcieliśmy robić i to działało. To była praca od podstaw i mam satysfakcję, że udało się ten zespół scalić. Przekonanie ich do naszych pomysłów to był długi proces połączony ze zwiększaniem intensywności. Chcieliśmy wywierać presje i dobrowolnie nigdy nie cofnęliśmy się do niskiej obrony.
Czytaj więcej na Weszło:
- Czy Mainz może dostać w trąbę w Poznaniu? Oto rywal Lecha
-
Bili się z Lechem, odwiedzą Polskę. Czy trzeba się bać kibiców Rayo?
Fot. Newspix