Jan Urban meczami z Nową Zelandią i Litwą powinien więcej wygrać niż stracić i umocnić się na fali wznoszącej. Ale prawdziwym wyzwaniem w pracy selekcjonera będzie umiejętność poradzenia sobie z pierwszym poważnym kryzysem. Bo te w ostatnim czasie zmiatały z planszy każdego z jego poprzedników. Ba, selekcjonera polskiej kadry, który w XXI wieku opanowałby kryzys… jeszcze nie było.

Cykl życia selekcjonerów w ostatnich latach był bardzo prosty. Początkowy optymizm, polepszenie atmosfery -> awans na turniej (najlepiej po wygranym barażu) -> pogorszenie wyników i atmosfery -> zwolnienie z reprezentacji.
Taki schemat przerobili zarówno Czesław Michniewicz, jak i Michał Probierz. Pierwszy zaczął od objazdowego tournée po piłkarzach oraz medialnego show, w którym z pasją i zaangażowaniem tłumaczył taktyczne zawiłości i imponował wiedzą na temat przeciwników. Do tego dołożył zwycięstwo w barażu ze Szwecją i przez chwilę był bohaterem narodowym, lądując na objazdowej grafice z wielkimi Polakami obok Piłsudskiego, Małysza i Pudzianowskiego.

Ale miesiąc miodowy szybko się skończył i kiedy wybuchł ogień – podlany benzyną afery premiowej i krytyki gry reprezentacji, Michniewicz na stanowisku nie przetrwał. Pierwszy poważny kryzys okazał się jego ostatnim w roli selekcjonera.
Podobną drogę przeszedł Probierz – zaczynał od rekordowej serii meczów bez porażki (choć bez poważnej weryfikacji) i wygranego barażu w Cardiff oraz optymistycznych sparingów przed Euro. Kończył porażką z Finlandią i w oparach afery opaskowej. Kiedy w kadrze znów zagościł kryzys, receptą okazała się zmiana selekcjonera.
Obu przebił rzecz jasna Fernando Santos, który od razu przeszedł do punktu trzeciego i fatalnymi wynikami zapracował na błyskawiczne zwolnienie.
Jan Urban na razie jest na pierwszym etapie – remis z Holandią i pewne zwycięstwo z Finlandią wlały w serca kibiców sporo optymizmu, a z racji, że przed nim spotkania w teorii łatwiejsze niż trudniejsze – wydaje się, że październikowe zgrupowanie powinno jedynie podbudować pozycję nowego selekcjonera.
Ale prawdziwym wyzwaniem będzie dopiero opanowanie kryzysu. Bo że ten prędzej czy później (oby później) nadejdzie, jest pewne. Zawsze nadchodzi.
Selekcjonerzy polskiej reprezentacji. Żaden nie przetrwał kryzysu
Jeśli prześledzimy dokładnie losy selekcjonerów w ostatnich 25 latach, to takiego, który przetrwał poważny kryzys właściwie nie znajdziemy. Adam Nawałka awansował na dwa wielkie turnieje, odniósł sukces na Euro 2016, ale zrezygnował w momencie pierwszego poważnego niepowodzenia – braku wyjścia z grupy na mundialu w Rosji.
Jerzy Brzęczek padł pod naporem kryzysu składającego się z krytyki, topornej gry i milczenia Roberta Lewandowskiego. Nieco inaczej wyglądało jedynie odejście Paulo Sousy – ten do dezercji nie potrzebował nawet poważnej wpadki, choć nieudane Euro i wymiana całego składu na mecz z Węgrami nie poprawiały jego notowań.
Waldemara Fornalika pogrążyły nieudane eliminacje MŚ 2014, Franciszka Smudę klęska na Euro 2012, nawet cudotwórcę Leo Beenhakkera Grzegorz Lato zwalniał w telewizyjnym wywiadzie, gdy tylko przestały zgadzać się wyniki.
Wcześniej Paweł Janas i Jerzy Engel funkcjonowali w cyklu: zwycięskie eliminacje -> mundialowa klęska, też odchodząc po pierwszym poważnym niepowodzeniu. Żaden z nich nie dostał szansy, by popracować z kadrą dłużej. W międzyczasie z kryzysem nie potrafił uporać się także selekcjoner Zbigniew Boniek.
Kryzys oznacza wyrok?
Słowo „kryzys” dla selekcjonerów reprezentacji Polski oznacza właściwie „wyrok”. Przegrywasz turniej z kretesem – wylatujesz. Tracisz szatnię – wylatujesz. Wybucha afera – wylatujesz. Na razie każdy szkoleniowiec sprząta po poprzednikach, ale takiego, któremu udałoby się wyjść na prostą z własnego bałaganu – jeszcze nie było.
Czy Jan Urban okaże się pierwszy? Tego dowiemy się dopiero, gdy w kadrze znów zagości najmodniejsze ostatnio w kontekście reprezentacji słowo. Czy będzie to już w okolicach baraży do mundialu, czy po lub na samym turnieju – na razie nie wiadomo. A może nawet znacznie później? Oby, trzymamy kciuki za taką wersję zdarzeń.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Kozłowski a Pietuszewski. Powołanie nie ma znaczenia, transfer już tak
- Michał Skóraś: Gent to duża zmiana pod względem zaufania i roli w zespole
- Zaszufladkowany bramkarz. Kamil Grabara powinien być numerem jeden?
Fot. Newspix.pl