Trzy dekady temu magazyn FourFourTwo określił George’a Weaha jako przyszłego przywódcę Liberii — tuż po tym, jak został wybrany najlepszym piłkarzem świata w 1995 roku. Powracamy do wywiadu, którego nam wtedy udzielił, gdy przekonywał, że polityka nie jest dla niego…
![George Weah: „Prezydent Liberii? To nie było moje marzenie!” [FourFourTwo]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/10/260758_0009-scaled.jpg)
Ten człowiek jest gorącym tematem. Nie dość, że jest aktualnym Afrykańskim Piłkarzem Roku oraz pierwszym zdobywcą Złotej Piłki pochodzącym spoza Europy, to George Weah został również niedawno uznany przez FIFA za najlepszego zawodnika na świecie. Ledwie odebrał nagrodę, a już zaprosił swojego mentora, Arsène’a Wengera, by wszedł na scenę, i przekazał mu trofeum. U Weaha błyskotliwość na boisku i hojność poza nim idą w parze.
30 lat po wywiadzie George’a Weaha dla FourFourTwo: To nie było moje marzenie zostać prezydentem Liberii
W końcu ilu piłkarzy wzięłoby na siebie finansowe utrzymanie własnej, biednej federacji piłkarskiej? Weah, chłopak znad rzeki z Monrovii, prawdopodobnie skończyłby jako technik telefoniczny, gdyby nie sława i fortuna, które przyniósł mu futbol.
Lone Stars, jak nazywana jest reprezentacja Liberii, to jego dziecko. To on opłaca bilety lotnicze swoim kolegom z Europy, by mogli wziąć udział w kluczowych meczach, kupuje im stroje i nawet wypłaca premie za zwycięstwa. Dzięki niemu Liberia po raz pierwszy w historii zakwalifikowała się do Pucharu Narodów Afryki.
Weah jest być może największą okazją transferową ostatniej dekady. Niezwykłe, że ten napastnik, którego Milan kupił od Paris Saint-Germain latem za 6 milionów funtów — kwotę, która już wtedy wydawała się prawdziwą okazją — kosztował wcześniej zaledwie 12 tysięcy funtów, gdy Monaco ściągnęło go z kameruńskiego klubu Tonnerre Yaounde w 1988 roku.
Jednak przemiana Weaha w światowej klasy łowcę bramek, który w poprzednim sezonie został najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów, mimo że PSG nie dotarło do finału, nie była usłana różami. Musiał dążyć do sukcesu, mierząc się z dręczącą myślą, że jego rodzice — uwięzieni w chaosie wojny domowej w Liberii — mogli zostać zamordowani tak, jak wielu innych.
Pod okiem Wengera w Monaco Weah mógł rozwinąć swoją grę. Jeśli jego finezyjne przyjęcie piłki i naturalne wyczucie sytuacji nie wzbudzają strachu wśród rywali, to jego potężna sylwetka sprawia, że jest niemal nie do upilnowania.
Prezydent Milanu, Silvio Berlusconi, nie miał żadnych wątpliwości przy jego zatrudnianiu — posunął się nawet do tego, że jego zespół prawników toczył kosztowną batalię przed Europejskim Trybunałem w Strasburgu, by uznać Weaha za obywatela Francji, dzięki czemu nie naruszyłby włoskiego limitu dwóch piłkarzy spoza Unii Europejskiej na klub.
Rossoneri mieli już w składzie Zvonimira Bobana i Dejana Savicevicia, lecz trener Fabio Capello potrzebował zawodnika, który wypełniłby lukę po zakończeniu kariery przez Marco van Bastena. Z Juventusu sprowadzono także Roberto Baggio.
To była niezwykła europejska odyseja dla Weaha — tutaj napastnik wspomina tę podróż…
*
Po tym, jak pomogłeś Liberii zakwalifikować się do Pucharu Narodów Afryki, co odpowiadasz tym, którzy nazywają was drużyną jednego człowieka?
To nieprawda. Może tak mówią, ponieważ samodzielnie sponsoruję drużynę, nie otrzymując pomocy ani od rządu, ani od żadnej innej osoby. Włożyłem w to własne pieniądze, ponieważ chcę, by wizerunek Liberii na świecie — mocno nadszarpnięty przez wojnę domową — został naprawiony dzięki piłce nożnej.
Jak wydajesz własne pieniądze na reprezentację swojego kraju?
Kupuję cały sprzęt meczowy i opłacam międzynarodowe bilety lotnicze dla niektórych zawodników grających w Europie, aby mogli przyjeżdżać na mecze Liberii rozgrywane w różnych krajach. Płacę też premie meczowe moim kolegom z drużyny, którzy nie mają tyle szczęścia finansowego, żeby byli zadowoleni i zmotywowani do jak najlepszej gry dla ojczyzny.
Śledzisz, ile już wydałeś na Lone Stars?
Ogromne pieniądze! Nie byłoby właściwe, gdybym ujawnił dokładną sumę, jaką dotąd przeznaczyłem. Kiedy wydajesz pieniądze na swój kraj z własnej woli, jak ja to robię, sama kwota nie ma znaczenia. Ale powiem jedno — to ogromna odpowiedzialność, która pochłonęła dziesiątki tysięcy dolarów.
Kilka dni temu minister sportu Liberii odwiedził cię w Mediolanie, prosząc o dalszą pomoc finansową. Czy to, że musisz tak dużo wydawać, cię nie męczy?
Nie, ponieważ wierzę, że robię coś, co poprawia życie moich młodszych kolegów z drużyny, którzy wciąż mieszkają w Liberii. Chcę wykorzystać rozgłos zdobyty dzięki udziałowi w dużych turniejach, takich jak Puchar Narodów Afryki, aby pomóc im zdobyć zawodowe kontrakty w Europie.
Jak to było, kiedy po raz pierwszy przeniosłeś się do Europy, by grać dla Monaco?
Nie było łatwo. Musiałem przyzwyczaić się do zimnego, europejskiego klimatu oraz do biznesowego podejścia do futbolu, którego brakuje w Afryce. Miałem ogromne szczęście, że spotkałem Arsene’a Wengera. Jego treningi bardzo przyczyniły się do tego, kim dziś jestem. Traktował mnie tak, jakbym był jego własnym synem.
Czy mieszkanie we Francji i we Włoszech, tysiące kilometrów od przyjaciół i rodziny w Liberii, bywa samotne?
Tak, ponieważ nigdzie nie jest jak w domu. Europejscy koledzy mogą dzwonić do swoich rodzin po przystępnych cenach albo łatwo polecieć, by się z nimi zobaczyć, a ja nie mogę ot tak po prostu polecieć do Monrovii, by odwiedzić rodzinę — ze względu na odległość i czas podróży. Pozostaje więc regularnie do nich dzwonić. Gdy już porozmawiam z rodzicami i dalszą rodziną, mój miesięczny rachunek telefoniczny wynosi od 5 do 6 tysięcy dolarów. Na szczęście mam przy sobie wspierającą żonę i dzieci, co pomaga mi mniej tęsknić za domem i skupić się na dobrej grze.
Brutalna wojna domowa w Liberii trwała, gdy grałeś dla Monaco i PSG. Czy świadomość tego, co działo się w ojczyźnie, miała na ciebie wpływ?
To miało na mnie bardzo negatywny wpływ. Nie wiedziałem, czy moi rodzice żyją, czy nie — w tamtym czasie nie dało się zadzwonić do Liberii. Niestety ludzie mieli trudność, by zrozumieć mękę, przez którą przechodziłem. Europejczycy mają ogromny problem, by pojąć, co czujemy my, Afrykanie, gdy myślimy o domu. Dla nich sprawa jest prosta: dostajesz zapłatę za wykonywanie swojej pracy, więc masz po prostu ją wykonywać. Ale gdyby to oni znaleźli się na moim miejscu, byliby w znacznie gorszym stanie psychicznym niż ja.
Jak do tej pory udało ci się odnaleźć w życiu i grze we Włoszech?
Jeśli chodzi o piłkę nożną i grę w Milanie, wszystko idzie bardzo dobrze. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby moja żona i dzieci polubiły Mediolan, bo jeśli nie, musiałbym odesłać ich do Nowego Jorku [Weah ma dwa domy w USA] albo do Liberii, a wtedy byłoby mi bardzo samotnie tutaj, we Włoszech.
Spotkałeś Marco van Bastena, którego miałeś zastąpić po jego zakończeniu kariery z powodu kontuzji. Co możesz o nim powiedzieć?
Dzięki naszym regularnym rozmowom przy stole w klubowej stołówce odkryłem, że to naprawdę miły facet. Szkoda, że musiał zakończyć karierę — zawsze marzyłem, by zagrać z nim w jednej drużynie.
Jak to jest grać w ataku obok Roberto Baggio?
To bardzo satysfakcjonujące doświadczenie. To inteligentny zawodnik, praktycznie bez błędów technicznych. Kiedy gramy razem, świetnie się rozumiemy. Staram się też podpatrywać u niego nowe sztuczki i triki.
Nauka nowego języka bywa trudna. Jak to wygląda w twoim przypadku?
(uśmiecha się) Całkiem dobrze. Mam nauczyciela, który przychodzi do mojego domu w poniedziałki i piątki. Bardzo chcę się nauczyć włoskiego, żeby móc komunikować się z drużyną i rozumieć wszystkie polecenia od pana Capello. Choć futbol ma swój uniwersalny język, ważne jest dla mnie, żeby mieć przynajmniej podstawową znajomość włoskiego. Ale na razie nie jest źle, bo wielu moich nowych kolegów mówi po angielsku lub po francusku.
Jakie było twoje najtrudniejsze doświadczenie z trenerami, odkąd grasz w Europie?
Zdecydowanie z portugalskim trenerem Paris Saint-Germain, Arturem Jorge’em. Trzymał mnie na ławce rezerwowych nawet wtedy, gdy grałem dobrze — to było bardzo frustrujące. Nigdy nie zapytałem go, dlaczego tak robi, bo uważałem, że skoro dobrze prezentuję się na treningach, zasługuję na miejsce w pierwszym składzie. Byłem przekonany, że sytuacja sama się unormuje — i tak właśnie się stało.
Wywiad w nigeryjskim magazynie Complete Football International cytuje cię słowami: „Artur Jorge jest rasistą — nie mówi tego wprost, ale to widać gołym okiem”. Czy ten cytat jest prawdziwy?
Nie przypominam sobie, żebym coś takiego powiedział, ale wiem, że bardzo utrudniał mi życie, gdy był trenerem PSG.

George Weah podczas meczu Pucharu UEFA Zagłębie Lubin – AC Milan w 1995 roku
Czy kuszą cię pokusy związane z głośnym, błyszczącym stylem życia we Włoszech — szybkie samochody, modne ubrania, piękne kobiety?
Nie interesują mnie takie przyziemne rzeczy. Biznes to biznes — jestem w Mediolanie, żeby grać w piłkę. (chwila przerwy) No dobrze, muszę przyznać, że lubię ładne ubrania i czasem wybiorę sobie dobrą parę butów, ale na tym koniec. Praca jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest drugorzędne.
Czy są piłkarze, których szczególnie podziwiasz?
Wszystkich czarnoskórych zawodników, ale jeśli chcesz konkretnych nazwisk, to wymienię Iana Wrighta z Arsenalu, Tony’ego Yeboaha z Leeds, Jay-Jay Okochę z Eintrachtu Frankfurt, Rashidiego Yekiniego ze Sportingu Gijon i Abediego Pele z Torino. Kiedy widzę innych Afrykanów odnoszących sukcesy, czuję dumę. Piłkarze z krajów takich jak Nigeria czy Ghana przetarli szlak. Ich ciężka praca poprawiła wizerunek afrykańskich graczy i sprawiła, że europejskie kluby zaczęły wierzyć w nasze umiejętności.
Włoskie calcio wciąż jest czymś nowym dla afrykańskich piłkarzy. Czy uważasz się za tego, który otworzy drogę innym Afrykanom do Serie A?
Nie. To Roger Mendy [senegalski reprezentant, który grał w Pescarze] i Abedi Pele otworzyli Włochy na afrykańskich zawodników. Kiedy Milan zobaczył ich wyjątkowe występy, postanowił pozyskać Marcela Desailly’ego [reprezentanta Francji urodzonego w Ghanie] i on ich nie zawiódł — myślę, że właśnie to zachęciło klub, by sięgnąć po mnie.
Czy fakt, że Liberia nie zakwalifikowała się do Pucharu Narodów Afryki, miał na ciebie wpływ?
Ogromny! To było bardzo frustrujące, ponieważ mieliśmy wystarczająco dużo talentu, by awansować wcześniej, ale zawsze przegrywaliśmy przez słabe przygotowania — aż do teraz. Dopiero niedawno znalazłem się w sytuacji, w której mogłem wesprzeć drużynę finansowo. Liberyjscy piłkarze mają wystarczająco dużo talentu, by rywalizować z Nigerią i Ghaną na afrykańskim poziomie, ale nasz sposób myślenia o przygotowaniach do rozgrywek zawsze był dużym problemem. Jednak dzięki temu, że kilku liberyjskich zawodników miało już okazję grać w Europie i zobaczyć, jak powinno się zarządzać drużyną piłkarską, jestem przekonany, że sprawy mogą się w przyszłości potoczyć znacznie lepiej dla naszej reprezentacji.
Czy kiedykolwiek żałowałeś, że nie urodziłeś się w innym kraju, co mogłoby ułatwić ci karierę piłkarską?
To bardzo trudne pytanie, ale wierzę, że w jakimkolwiek kraju Bóg postanowi cię umieścić, robi to w jakimś celu. Pomimo wszystkich problemów, które dotknęły Liberię, jestem dumny, że jestem Liberyjczykiem. Nigdy nie będę się wstydził swojego kraju z powodu trudności, z jakimi się zmagamy. Najważniejsze teraz to zastanowić się, jak zacząć naprawiać sytuację, byśmy znów mogli stać się spokojnym narodem.
Jak się czułeś, gdy zostałeś wybrany Afrykańskim Piłkarzem Roku 1995, po tym jak w 1994 roku przegrałeś z Emmanuelem Amunike z Nigerii?
Byłem bardzo szczęśliwy. Nie spodziewałem się tego, ale przypuszczam, że moja gra dla Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów w poprzednim sezonie oraz obecna forma w Milanie przyczyniły się do tego, że przyznano mi tę nagrodę.

Dobre występy w Milanie oraz PSG pozwoliły Weahowi zdobyć Złotą Piłkę w 1995 roku
Jesteś najsłynniejszym Liberyjczykiem na świecie! Czy czujesz dużą presję, będąc w centrum uwagi?
Bycie w centrum zainteresowania rzeczywiście wywołuje presję, ponieważ jestem postrzegany jako ambasador mojego kraju — zarówno na boisku, jak i poza nim. Ale kiedy widzę wdzięczność, jaką okazują mi Liberyjczycy za to, co zrobiłem, motywuje mnie to do jeszcze większego wysiłku na rzecz mojego ukochanego kraju.
Niedawno wydano cztery znaczki pocztowe Liberii z twoim wizerunkiem, aby cię uhonorować. Jak to jest być pierwszym liberyjskim sportowcem, a może nawet jedynym afrykańskim piłkarzem, który doczekał się takiego wyróżnienia?
To było przytłaczające doświadczenie. Nigdy nie przypuszczałem, że ludzie mają o mnie tak wysokie mniemanie. Sam fakt, że mogłem zostać w ten sposób uhonorowany, wydaje mi się wręcz niewiarygodny.
Finansujesz klub Junior Professional FC, który niedawno wygrał liberyjską pierwszą ligę. Opowiedz o nim coś więcej.
Utrzymuję drużynę od października 1993 roku. W zeszłym sezonie zdobyli mistrzostwo drugiej ligi, a w tym — wygrali pierwszą ligę już przy pierwszej próbie. To było ogromne zaskoczenie w Liberii, bo kiedy zacząłem sponsorować klub, wielu ludzi śmiało się ze mnie, twierdząc, że nigdy nie będę w stanie dorównać takim zespołom jak Mighty Barrolle czy mój były klub, Invincible Eleven — dwóm najlepszym drużynom w kraju.
Kiedy Liberyjska Federacja Piłkarska odebrała im tytuł z błahych powodów, byłem wściekły. Moi zawodnicy byli przygnębieni po tak niesprawiedliwej decyzji, ale powiedziałem im, żeby się nie martwili, bo jestem bardzo zadowolony z ich postawy. Sponsoruję ten zespół, ponieważ chciałem pokazać moim rodakom, że młodzież jest przyszłością Liberii.
Czy masz powszechnie powtarzaną ambicję zostania prezydentem Liberii po zakończeniu kariery piłkarskiej, skoro jesteś najbardziej popularną osobowością w kraju?
Nie, nie chcę zostać prezydentem Liberii. Moim celem jest po prostu wykorzystanie futbolu, aby pokazać Liberię w pozytywnym świetle na całym świecie. Wiem, co to znaczy nieść taką odpowiedzialność. Mam jednak nadzieję, że prawdziwa demokracja zawita do Afryki, aby obywatele mogli swobodnie wyrażać swoje opinie o swoich rządach. Naprawdę podziwiam sposób, w jaki uprawiana jest polityka w Europie i mam nadzieję, że afrykańscy politycy w przyszłości wezmą z tego przykład.

George Weah był prezydentem Liberii w latach 2018-2024
Czy przywódcy różnych walczących frakcji w Liberii próbowali nakłonić cię, byś poparł ich punkt widzenia w sprawie pokoju?
Nie do końca. Przywódcy różnych frakcji zaangażowanych w konflikt są moimi przyjaciółmi, ale oni są politykami, a ja jestem sportowcem. Powinni zrobić wszystko, co w ich mocy, aby znaleźć trwałe rozwiązanie kryzysu w Liberii i przynieść długo oczekiwany pokój zwykłym Liberyjczykom, podczas gdy ja i moi koledzy z Lone Stars robimy wszystko, co możemy, aby promować międzynarodowy wizerunek kraju poprzez piłkę nożną.
Jak widzisz swoje życie po zakończeniu kariery piłkarskiej?
Mógłbym zostać trenerem lub chciałbym w jakiś sposób pomóc Liberyjskiej Federacji Piłkarskiej. Cokolwiek się stanie po mojej emeryturze, chciałbym, żeby było to coś, co przyczyni się do rozwoju sportu w Liberii.
Nie ulega wątpliwości, że twój pobyt w Europie uczynił cię bardzo bogatym człowiekiem. Wielu uważa, że musisz być milionerem w każdej walucie, aby móc sponsorować zarówno reprezentację kraju, jak i liberyjski klub ligowy…
Milioner? Chciałbym być milionerem! Duża część tego, co zarabiam, trafia do ludzi w potrzebie. Dopóki głód nie puka do moich drzwi, jestem szczęśliwy. Szacuję, że wydałem blisko 20% moich zarobków w europejskim futbolu na moją dalszą rodzinę, przyjaciół i Liberyjczyków, których nawet nie znam. Być może, gdybym był skąpym i samolubnym człowiekiem, trzymającym pieniądze tylko dla siebie, to już byłbym milionerem! (śmieje się)
Wywiad po raz pierwszy ukazał się w marcowym wydaniu miesięcznika FourFourTwo w 1996 roku.
CZYTAJ WIĘCEJ EKSLUZYWNYCH MATERIAŁÓW WE WSPÓŁPRACY Z FourFourTwo:
- Urawa Red Diamonds – diamentowi staruszkowie
- Pedro: „Nasza Barcelona była niezniszczalna”
- Alexander Wielki! Droga Isaka do najdroższego transferu Liverpoolu
- Trzy miliardy funtów na transfery! Szalone lato w Premier League
- Chicharito: „Próba znalezienia kolejnego Sir Alexa była błędem”
fot. Newspix