Wszyscy go znają. Niezwykła historia Braithwaite’a

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

21 czerwca 2021, 16:25 • 10 min czytania

Cristiano Ronaldo żachnął się na Coca-Colę i namawiał do picia wody. Stanisław Czerczesow zamaszystym gestem podważył kapsel Coca-Coli Zero o zwykłą Coca-Colę. Paulowi Pogbie nie spodobał się bezalkoholowy Heineken. Andrij Jarmołenko ostentacyjnie postawił przed sobą colę i piwko, żartując, że chętnie zareklamuje wszystko, czego tylko zażyczą sobie producenci tych wielkich koncernów, jeśli tylko zamachają mu przed nosem banknotami. Co na to Martin Braithwaite?

– Nie muszę przenosić butelek, żeby zyskać na popularności. Ludzie już mnie znają. 

Kropka. Duńczyk jest bardzo pewny siebie. Często podkreśla, że życie przemyka, umyka, ulatania się z każdym dniem. Że – jak pisał Daniel Naborowski – to jedna czwarta mgnienia i nic więcej. W dzieciństwie Braithwaite przewalczył chorobę stawu biodrowego, przez którą dwa lata życia spędził na wózku inwalidzkim. Długo borykał się z problemami rasizmu. Wraz z wujkiem inwestuje w budowę napakowanego nowoczesną technologią akademika w USA.

Piłkarzem wielkim nie jest, choć sam mówi, że że jest „mega dobry”. I zaraz dodaje, że „to pieprzone szczęście, że jest Duńczykiem”.

Wózek inwalidzki i rasizm

Martin Braithwaite pamięta pojedyncze klisze z wczesnego dzieciństwa. Właściwie niewiele, tyle, ile człowiek może zarejestrować z pierwszych pięciu lat swojego życia. Jego rodzice poznali się w Stanach Zjednoczonych – ojciec Keith pochodził z Gujany, matka Heidi z Danii. Dzieci rodziły im się już w duńskim Esbjergu. Keith był surowy, zdystansowany, wymagający. Martin Braithwaite długo uważał, że ojciec go nie lubi, dopiero po czasie uświadomił sobie, że w ten sposób rodziciel starał się kształtować jego charakter. Czy to było potrzebne? Taki styl, czasu się nie cofnie, wszystko inne to tworzenie alternatywnych historii.

Chłopiec nie miał łatwo i bez wymagań ojca. Między piątym a siódmym rokiem życia trafił na wózek inwalidzki. Cierpiał na chorobę Legga-Calvégo-Perthesa. Osteochondroza młodzieńcza głowy kości udowej. Jałowa martwica kości. Dotyka ona jedno dziecko na pięć tysięcy. Wikipedia informuje, że u dzieci innych ras niż biała choroba występuje sporadycznie, ale u mulata Braithwaite’a to się zdarzyło.

Dania pokona Rosję – 1.73 w Fuksiarz.pl

– Inne dzieci biegały, śmiały się, grały w piłkę. To było naprawdę trudne. Pamiętam, że było mi wstyd, bo byłem inny. Czasami, bardzo rzadko, ktoś podchodził i pytał się mnie, czy potrzebuję pomocy. Upokarzało mnie to. Doceniłem coś tak prostego, jak chodzenie, jak poruszanie się z miejsca w miejsce. Byłem młody i nie rozumiałem, dlaczego muszę być przykuty do wózka inwalidzkiego. Byłem niepełnosprawny. Musiałem przestać ćwiczyć piłkę nożną, siedzieć na wózku, kiedy inni korzystali z życia, z natury, z codzienności. Dziękuję Bogu za dzień, w którym znów mogłem grać w piłkę –  nigdy tego nie zapomnę. Pamiętam wzrok innych. Stygmatyzację, czucie się innym. A tak naprawdę jedyne, czego chcą ci ludzie, to czuć się tak samo jak wszyscy – wspominał Braithwaite.

Wiedział, co to znaczy czuć się inaczej niż wszyscy również po tym, jak wyleczył Legg-Calve-Perthes. Esbjerg jest wyjątkowo niezróżnicowanym etnicznie miastem. W tej portowej miejscowości mieszkało 80 tysięcy bardzo podobnych do siebie osób. Martin Braithwaite był inny. W szkole wyzywano go za kolor skóry. Szykanowano go w wieku, kiedy każdy dorastający nastolatek poszukuje akceptacji, a każdy wyróżnik w wyglądzie jest powodem do żarcików i docinek. Dłużej się wgrywał, trudniej było mu o znalezienie znajomych. Z czasem to minęło, ale Braithwaite jest przewrażliwiony na punkcie rasizmu i to już nigdy się nie zmieni. Nawet mimo tego, że na murawie nigdy nie spotkały go przejawy rasizmu.

Martin Braithwaite

Filantrop i inwestor 

Dzieciństwo wpłynęło na Martina Braithwaite’a. Kiedy grał dla francuskiej Tuluzy, wymyślił sobie akcję Score2Help. Był akurat po najlepszym sezonie w karierze. W Ligue 1 udało mu się przekroczyć barierę dziesięciu bramek strzelonych w jednej kampanii. Wpadł więc na pomysł, że zamiast inkasować premię za każdego gola, po każdym trafieniu będzie wpłacał 1000 euro na cele charytatywne. Jak zapowiedział, tak robił.

Wyglądał wówczas nieco ekscentrycznie, może trochę dziko. Włosy utrzymywał w nieładzie. Na niektóre zdjęcia doklejał sobie wąsa. Francuski dziennikarz, który odwiedził go, żeby porozmawiać z nim o jego filantropijnej akcji, pisał: „broda zaniedbana, włosy nieułożone, sportowa niebieska moro koszulka i spodenki gimnastyczne – tak nie wygląda współczesny piłkarz, tak wygląda Martin Braithwaite. Jest pod każdym względem przystępny, szczery i gościnny. Od wejścia pyta, jak się miewam, jest żywo zainteresowany moją zwięzłą odpowiedzią, jego pokora dodaje rozmówcy odwagi. To miły, wesoły gospodarz. Gadamy nie jak dziennikarz z rozmówcą, a jak dwóch kumpli przy kuflu piwa, bez piwa”.

Obstawiaj Euro 2020 na Fuksiarz.pl

Martin Braithwaite jest wrażliwym człowiekiem. Twierdzi, że na „na świecie dzieje się za dużo zła” i „codziennie jesteśmy bombardowani negatywnymi wiadomościami ze wszystkich zakątków świata”. Dlatego „trzeba pomagać”, „nie można chować się za niczyimi plecami” i „należy wierzyć, że całe dobro zaczyna się od jednego człowieka”.

– Widzę głodujących ludzi na całym świecie. My żyjemy bez żadnych zmartwień. Jasne, martwimy się problemami międzyludzkimi, złamanymi sercami, kłótniami z przyjaciółmi, kredytami, rachunkami, ale to niewiele, to nic wobec tego, że ktoś żyje na skraju ubóstwa i skrajnej nędzy. Jest tak wielu ludzi, którzy mają szczęście braku konieczności myślenia o tym, co będą musieli jeść. Ba, czasem jesteśmy nieszczęśliwi, że jemy to, a nie coś innego. Zrobiliśmy się wybredni. Przestaliśmy doceniać własność i pomagać innym – grzmiał swojego razu.

Martin Braithwaite odda więcej niż 1.5 celnego strzału w meczu z Rosją – 2.25 w Fuksiarz.pl

Martin Braithwaite wpisuje się w profil świadomego współczesnego piłkarza. Wraz z wujkiem, właściwie „bardziej bratem”, jak sam o nim mówi, inwestuje w rynek nieruchomości. Panowie budują ultra-nowoczesny akademik dla Temple University w amerykańskiej Pensylwanii. Nazywają to mokrym snem współczesnego studenta i projektem spełniającym potrzeby ucznia z pokolenia Z. Projekt napakowany jest technologią Hi-Tech – od wykorzystania wirtualnej rzeczywistości, przez operowanie na możliwościach sztucznej inteligencji, po otwieranie drzwi bez konieczności posiadania klucza za pomocą systemu rozpoznawania twarzy. A to tylko czubek góry lodowej.

– Odchodzimy od oldschoolowych rozwiązań. Proces wynajmowania pokoju, znajdowania współlokatorów, organizowania sobie życia w klasycznym systemie jest nudny. Staramy się to upłynnić, zrobić rewolucję na miarę Tindera w świecie randek i Ubera w świecie transportu – przekonywał Philip Michael, amerykański inwestor, wujek piłkarza Barcelony i reprezentacji Danii.

– Pierwszy dom we Francji kupiłem jako dwudziestodwuletni młody piłkarz. Przewidziałem, że jego wartość się zwielokrotni i stanie się aktywem. Każda kariera kiedyś się kończyć, lepiej zabezpieczać się finansowo. Kiedy mój wujek zaczął odważniej inwestować w nieruchomości, naturalnie wszedłem do tego świata ze swoimi pieniędzmi i swoimi pomysłami – uzupełniał Martin Braithwaite.

Przyzwoity piłkarz

Jakim jest przy tym wszystkim piłkarzem?

Bardzo przyzwoitym jak na standardy najsilniejszych lig Europy. Nie wyróżnia się. Strzał? Przyzwoity. Skuteczność? Przyzwoita. Zdolność do asystowania? Przyzwoita. Technika? Przyzwoita. Gaz? Przyzwoity. Efektowność? Przyzwoita. Efektywność? Przyzwoita. Nawet wiekiem, ma trzydziestkę na karku, wpisuje się w ten profil. Pewnie nie pasuje piłkarsko do gwiazdorskiej Barcelony. W złotych czasach tego klubu, pewnie jakoś dekadę temu, raczej by się na Camp Nou nie znalazł. Statystyki z wielu lat kariery?

Statystyki Martina Braithwaite’a:

  • Esbjerg (Dania) – 97 występów, 19 bramek (z czego pięć trafień w 2. lidze duńskiej), 10 asyst
  • Toulouse (Francja) – 149 występów, 40 bramek, 15 asyst
  • Middlesbrough (Anglia) – 40 występów, 9 bramek (wszystkie w 2. lidze angielskiej), 2 asysty
  • Girondins Bordeaux (Francja) – 14 występów, 4 bramki, 3 asysty
  • Leganes (Hiszpania) – 43 występy, 10 bramek, 8 asyst
  • Barcelona (Hiszpania) – 53 występy, 8 bramek, 4 asysty

W Middlesbrough potrafił pokłócić się z Tonym Pulisem, krytykując go za toporny styl gry, oparty głównie na lagach od stoperów na napastników. Pulis odgryzł mu się, że nigdy nie widział tak przepłacanego grajka w Championship i dodał, że Braithwaite w żenujący sposób – krzykiem, lamentem i groźbami – wymuszał wypożyczenie do Legenes. Hiszpański klub kosztował on 5 milionów euro. Wielkie było więc zdziwienie wszystkich, kiedy niedługo później – wcale nie po jakichś wybitnych wyczynach w La Liga – Barcelona zapłaciła za niego 18 milionów euro.

Martin Braithwaite

Masz kochankę?

Sam Martin Braithwaite też nie dowierzał. Zwykle jest otwarty, wygadany i ekstrawertyczny, ale tu nie chciał zapeszać. Zainteresowanie Barcelony ukrywał nawet przed żoną. I to do tego stopnia, że kiedy po raz wtóry podczas kilku dni opuszczał dom na kilkadziesiąt minut z telefonem w ręku, żeby omawiać szczegóły przyszłego kontraktu, partnerka – pół żartem, pół serio – zadała mu fundamentalne pytanie, którego boją się wszyscy nieuczciwi mężowie tego świata:

– Czy ty masz kochankę?

Martin Braithwaite chciał zrobić swojej żonie niespodziankę, ale się nie udało. W dzień finalizacji umowy wszystkie hiszpańskie media trąbiły o tym transferze. Braithwaite musiał poważnie porozmawiać z żoną, przecież po coś była ta cała konspiracja.

– Muszę ci coś powiedzieć.

– Wiem, już wiem, no, daj spokój, gratulację – odpowiedziała żona, zanim w ogóle dokończył zdanie.

Martin Braithwaite strzeli gola w meczu z Rosją – 3.30 w Fuksiarz.pl

Od tego czasu jest piłkarzem Barcelony. Na początku nie przekonywał nikogo. Ot, chociażby jego prezentacja na stadionie wyszła fatalnie. Zaczął dobrze. Żonglerka? Pewna. Parę ładnych machnięć nad piłką? Proszę bardzo, żaden problem. Skupione oczy na piłce? Widać, że chłop nie chce poruty. Rainbow? Jeden wyszedł. Im dalej w las, tym było gorzej. Trzeba wiedzieć, że ludzie tylko czekają na jakieś trzynaście sekund wpadek, a Braithwaite im je zaprezentował. Żonglerka główką na dużej przestrzeni prowadzenie piłki na ziemi – co mogło pójść nie tak? Ano wszystko.

Ludzie wątpili. Martin Braithwaite to nie poziom Barcelony. Co on może tej drużynie dać, co on może do niej wnieść? Niby kontuzję miał wówczas Luis Suarez, niby Barcy brakowało klasycznego napastnika, ale przecież Duńczyk to żaden snajper, żaden goleador. Czy 30-latek zamknął wszystkim usta? To nie historia z Hollywood. Okazał się po prostu przeciętnym uzupełnieniem składu. Kataloński Sport wyliczył nawet, że każda minuta spędzona przez Braithwaite’a na boisku przez jego pierwsze barcelońskie półrocze kosztowała klub 54 tysiące euro. Wystąpił w dziewięciu z dwunastu meczów Blaugrany, ale przebywał na murawie tylko przez 332 minuty. Każde spotkanie Braithwaite’a kosztowało więc Barcelonę dwa miliony euro. Zabawne.

Pół Duńczyk, pół Amerykanin

On jednak w swoje umiejętności nie wątpił. Na każdym kroku podkreśla, jak wielkie wrażenie robi na nim gra z Leo Messim. W żartach powiedział nawet swojego razu, że kiedy Argentyńczyk dotknął jego koszulki w radości po jakiejś bramce, postanowił, że nigdy tej koszulki nie wypierze. W podobnym tonie wypowiadał się na temat kultury i historii klubu, jego znaczenia na piłkarskiej mapie Europy i w życiu duńskiego piłkarza. Swoim entuzjazmem, naturalnością w wyrażaniu emocji przekonał do siebie część sceptyków, choć na boisku wielkich rzeczy nie robił.

W swoim pierwszym meczu w barwach Barcelony, przestrzelił w dogodnej sytuacji.

Graj na Fuksiarz.pl

– Moja głowa nie działa tak jak u innych. Nie myślałem o tej wpadce nawet przez sekundę. Ludzie mówili, że pokazałem charakter. Że wytrzymałem presję w sytuacji, w której nawaliłem i wielu pewnie pomyślało, że jestem parodystą. Tylko się uśmiechałem. To jest futbol, to jest życie. Musisz podejmować ryzyko, a to wiąże się z popełnianiem błędów, które cię rozwijają. Jeśli cały czas spędzasz we własnej strefie komfortu, nic z tego nie wyjdzie. Nie boję się, że popełnię błąd, że się ośmieszę – wspominał Braithwaite w Guardianie.

To zawodnik drużynowy, poświęcający się dla dobra drużyny. Swojego czasu oddał piłkę Ousmanowi Dembele przed rzutem karnym, mimo że sam był wyznaczony do egzekwowania jedenastki, bo uznał, że Francuz tego gola potrzebuje w większym stopniu. Braithwaite chwalił się też, że plan treningowy w Barcelonie stanowi tylko jedną trzecią całościowego mikrocyklu, jaki sam sobie narzuca w każdym tygodniu. Dobrze opisał to wszystko Kasper Lorentzen, były duński piłkarz, na łamach tamtejszych mediów: „wszyscy w Danii wiedzą, że nie jest wystarczająco dobry, żeby grać w Barcelonie, ale każdy docenia trud, jaki wkłada w to, żeby się tam odnaleźć”. 

W reprezentacji Danii też nie jest największą gwiazdą, ale tutaj akurat ma pewne miejsce w składzie.

– W Danii ludzie są nieco bardziej pokorni, stąpamy twardo po ziemi. Nie mamy wielkich marzeń. Mój ojciec wychował się w USA, tam za to marzą. Myślę, że mam w sobie część duńską i część amerykańską –  mam wielkie marzenia i chcę podbić świat stąpając twardo po ziemi – mówi sam o sobie Martin Braithwaite.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama
Reklama