– To wszystko jest zależne od trenerów, od umiejętnego wychowania piłkarzy. Szkoleniowcy muszą iść z biegiem czasu, czuć aktualne trendy w futbolu. Oczywiście bardzo ważny jest potencjał finansowy zespołów. Czy w Danii i Austrii są dużo lepsze warunki do piłki niż w Polsce lub Czechach? Nie. Tu chodzi o pracę fachowców, o szkolenie oparte na odpowiednio dobranym i wypracowanym systemie. Edukacja trenerska musi być na pierwszym miejscu – mówi Werner Liczka, były szkoleniowiec Wisły Kraków czy Radomiaka Radom, a obecnie szef Czeskiego Związku Trenerów. Były członek sztabu reprezentacji Czech opowiedział nam, dlaczego ich drużyna narodowa poczyniła duży postęp. Ponadto wytłumaczył, co wpłynęło na to, że czeskie kluby zaczęły z powodzeniem rywalizować na arenie międzynarodowej.
Co miało największy wpływ na progres reprezentacji Czech? Czy Czesi w pewnym momencie zachłysnęli się sukcesami utalentowanej generacji na przełomie wieków? Jakie zmiany wprowadzono w systemie szkolenia? Co różni Patricka Schicka od Roberta Lewandowskiego? Zapraszamy!
Obecny sukces reprezentacji Czech to efekt wprowadzonych zmian w szkoleniu młodzieży?
Dążyliśmy do tego metodą „step by step”. My czekamy już 17 lat na duże osiągnięcie naszej kadry na wielkiej imprezie. Mieliśmy wspaniałą generację piłkarzy, m.in.: Pavel Nedved czy Karel Poborsky. W rankingu FIFA byliśmy nawet na trzecim miejscu. Potem jednak zrobiła się dziura pokoleniowa, nagle wszystko się popsuło. Szukaliśmy przyczyn tego stanu rzeczy, dlaczego tak się stało. Znaleźliśmy źródło problemu. Stąd też w ostatnich latach całkowicie zmieniliśmy koncepcję edukacji trenerów i wychowywania młodych zawodników. W Czechach stworzono regionalne klubowe akademie. Praktycznie od podstaw zbudowano pion szkolenia. Proces tych zmian trwa już prawie dziesięć lat. Teraz dopiero widać efekty. Wynik naszej reprezentacji na Euro 2020 to potwierdzenie, że tego, że zmierzamy w dobrym kierunku.
Niemniej jednak potrzebna była osoba, która wykorzysta w reprezentacji potencjał zawodników, umiejętnie poskłada elementy w spójną całość.
Zdecydowanie. Jarosłav Sihlavy dobrał do swojego sztabu bardzo dobrych współpracowników. Stworzył wokół siebie świetną kadrą trenerską. Ponadto bardzo intensywnie współpracuje z Czeskim Związkiem Trenerów. Cały czas są przeprowadzane wspólne analizy. Jego początki były kiepskie. Przecież nasza kadra przegrał 0:5 z Anglią, ale miał duży kredyt zaufania. Wiedzieliśmy, że reprezentacja będzie czynić progres i zobaczymy zmianę na plus. W dobrym stylu awansowała na Euro 2020. Ponadto dostała się do dywizji A Ligi Narodów. Zagrała już klika bardzo dobrych spotkań – wygrana 2:1 z Anglią w Pradze, remis 1:1 z Belgią. Właśnie w tych meczach widzieliśmy, że proces budowy silnej kadry przebiega prawidłowo i może być jeszcze lepiej. Przede wszystkim Sihlavy preferuje nowoczesny futbol: bardzo intensywna gra oparta na wysokim pressingu. Akcent jest położony na atak pozycyjny. A zawodnicy sami uwierzyli w swój potencjał.
Próżno szukać w kadrze Czech gwiazd europejskiego formatu. Według pana siłą tej drużyny jest kolektyw, który realizuje założenia taktyczne wyznaczone przez szkoleniowca?
Trzeba powiedzieć o jednej bardzo istotnej sprawie. Rozwój reprezentacji Czech pokrył się w czasie z sukcesami Slavii Praga. Zawodnicy z tego klubu, który wskoczyli na wyższy poziom, dali także więcej jakości reprezentacji. Vladimir Coufal kapitalnie rozwinął się i zaczął stanowić o sile ekipy Sihlavy’ego. Tak samo, jak Tomas Soucek. Zresztą obaj wyjechali do West Hamu. Można jeszcze wymieniać podobne przykłady. Alex Kral także wywodzi się ze Slavii. Lukas Masopust wciąż występuje w tej drużynie. Slavia pod wodzą Jindricha Trpisovsky’ego także gra nowocześnie, jest perfekcyjnie przygotowana motorycznie. Oczywiście efektem tego wszystkiego są wyniki w europejskich pucharach. Udane występy w Lidze Mistrzów, ćwierćfinały Ligi Europy nie określiłbym dziełem przypadku, a znakomitej pracy trenerów. Z kolei ma to też ogromny wpływ na postawę drużyny narodowej.
Pracował pan wiele lat zarówno lidze czeskiej, jak i w Polsce. Zastanawiał się pan nad tym, dlaczego wasze zespoły są w stanie z powodzeniem rywalizować na arenie europejskiej, a polskie kluby spisują się jeszcze gorzej, niż miało to miejsce, choćby dziesięć lat temu?
To wszystko jest zależne od trenerów, od umiejętnego wychowania piłkarzy. Szkoleniowcy muszą iść z biegiem czasu, czuć aktualne trendy w futbolu. Oczywiście bardzo ważny jest potencjał finansowy zespołów. Czy w Danii i Austrii są dużo lepsze warunki do piłki niż w Polsce lub Czechach? Nie. Tu chodzi o pracę fachowców, o szkolenie oparte na odpowiednio dobranym i wypracowanym systemie. Edukacja trenerska musi być na pierwszym miejscu, a następnie kluczowe jest wykorzystanie tej wiedzy w praktyce. Najlepszy przykład to Jindrich Trpisovsky, który przyszedł do Slavii Praga, będąc mało popularnym trenerem. Owszem, pracował wcześniej w Slovanie Liberec, z tym że nie miał dużych sukcesów. Ale ukończył wiele kursów, jest chłonny wiedzy. Działacze praskiego klubu zaufali mu, uszanowali jego wizję i pomysł na rozwój drużyny. I już czwarty rok pełni swoją funkcję.
Czyli kluczem do rozwoju futbolu klubowego w Czechach była cierpliwość?
Tak, na pewno. W pewnym momencie działacze Slavii mieli duże możliwości finansowe i zaczęli kupować gwiazdy. Ale taki sposób budowy zespołu się nie sprawdził. Z kolei trener Trpisovsky zaczął sprowadzać najzdolniejszych czeskich graczy. I tak oto do Slavii przyszli zawodnicy nieznani przeciętnym kibicom, właśnie Coufal czy Soucek. A co najlepsze – inne czeskie kluby nie chciały tych zawodników. Ani Sparta Praga, ani Viktoria Pilzno.
Pewnie plują sobie teraz w brodę. Sporo pieniędzy przeszło im koło nosa.
W oczach wielu czeskich trenerów jawili się jako bardzo przeciętni zawodnicy. A zobaczy pan, przeszli do Slavii, minęły dwa lata, a teraz z powodzeniem występują za granicą, wyrabiają sobie pozycję w europejskim futbolu. Akurat to, że trafili ostateczne do Slavii to też skutek tego, że trener Terpisovsky poznał ich perfekcyjnie podczas pracy w poprzednich klubach. Przede wszystkim sprowadził ich do stolicy ze względu na charakter. Podkreślę to: teraz są rozpoznawalni w Europie, a jeszcze trzy lata temu nawet w Czechach mało kto ich znał, tylko osoby interesujące się futbolem, i to nie wszystkie.
Selekcjoner Jaroslav Sihlavy objął stery nad czeską kadrą mniej więcej w tym samym czasie co u nas Jerzy Brzęczek. W Czechach widać efekty trzyletniej pracy, w Polsce zaś reprezentacja wciąż jest wielkim placem budowy. A patrząc obiektywnie, Polska ma na papierze lepszych zawodników. Z czego to wynika?
Większość widzi tylko efekty pracy – wynik końcowy meczu. Natomiast z racji tego, że jestem w związku trenerów, obserwuję, jak sztab szkoleniowy reprezentacji Czech codziennie współpracuje z nami. Robimy wspólne analizy, cały czas dyskutujemy na temat tego, jak wygląda aktualnie futbol. Organizujemy cykliczne szkolenia dla trenerów akademii klubowych, w których udział biorą członkowie kadry trenerskiej reprezentacji. Staramy się, żeby to istniał system oparty na współpracy pomiędzy różnymi szczeblami. Stąd też jest świetna komunikacja pomiędzy sztabem szkoleniowym drużyny narodowej i klubami. Myślę, że to jest przyczyna prawidłowego rozwoju naszego futbolu.
W Polsce z jednej strony podziwiamy występ reprezentacji Czech na Euro 2020. Z drugiej – panuje u nas zazdrość, że potrafiliście wykorzystać maksymalnie wykorzystać potencjał kadry.
Uczucia towarzyszące Polakom względem postawy drużyny narodowej, towarzyszą Czechom od ponad 15 lat. Proszę pamiętać, że nasza kadra swego czasu miała naprawdę duże sukcesy. Finał Euro 1996, potem półfinał w 2004 r. A jeszcze doliczmy osiągnięcia kadry Czechosłowacji – złoto na mistrzostwach Europy 1976. A po Euro 2004? Nagle pustka, kompletnie nic nie mogliśmy zdobyć. Do Pragi zaczęli przyjeżdżać fachowcy ze Szwajcarii czy Belgii i w naszym głowach pojawiały się myśli: kurczę, w czym niby oni są lepsi od nas? W każdym razie w Czechach potrzebna była zdecydowana reakcja na to, jak wyglądała tamtejsza piłka. Musieliśmy uderzyć się w pierś i powiedzieć: „koledzy, spieprzyliśmy ostatnie piętnaście lat”. Taka prawda, rozsypał się nam system szkolenia młodych zawodników. Ale podjęliśmy decyzję, że przeprowadzimy zasadnicze zmiany.
Kiedy dokładnie zaczęły być wprowadzane nowe rozwiązania?
Jeżeli chodzi o regionalne akademie piłkarskie, to stworzyliśmy te struktury w okolicach 2015 r. Owocem pracy w tych akademiach jest David Zima, 20-letni stoper Slavii Praga. Uczęszczał do szkoły sportowej w Ołumuńcu. Znajdował się w kadrze pierwszego zespołu Sigmy Ołomuniec, ale zagrał w niej raptem dwa mecze ligowe w podstawowym składzie. A co zrobił trener Slavii? Kupił go i od razu zrobił z niego zawodnika pierwszej jedenastki. Co ciekawe – ten chłopak zagrał we wszystkich ważnych spotkaniach.
Umiejętności umiejętnościami, ale jego przykład to efekt pracy nad kształtowaniem charakteru u młodych zawodników?
Trenerzy muszą mieć oko do zdolnych zawodników. Zima ma potencjał piłkarski, ale tak jak pan zauważył również odpowiedni charakter do tego, by odnieść sukces. Natomiast ważne jest też to, że jest świetnie wyszkolony pod względem fizycznym. Ma wytrzymałość, świetną kondycję. Potrafi wygrywać pojedynki. Jest przygotowany do tego, by za granicą dostosować się do trendów nowoczesnego futbolu. Aktualnie konieczne jest poprawne operowanie piłką. Tworzenie ataków z fazą przejściową. Potrzeba wysokiego pressingu i co istotne – kooperacja zawodników w tzw. grze bez piłki. Piłkarz musi być przygotowany i wyedukowany w aspekcie organizacji gry.
Kilka lat temu największym talentem czeskiej piłki był bez wątpienia Patrik Schick. Dopiero teraz został prawdziwym liderem kadry. Czesi musieli trochę poczekać na to, aż w końcu zacznie spełniać oczekiwania.
Problem z nim polegał na tym, że już jako bardzo młody piłkarz nie był typem pracusia. On po prostu otrzymał wielki talent od Boga, ale trudno było zagonić go wymagającej roboty. O ile z początku, w Sampdorii Genua, radził sobie bardzo dobrze, tak potem, gdy przeszedł do AS Roma, wyszły jego braki w przygotowaniu kondycyjnym. Podczas gry na dużej intensywności, zaczęły także pojawiać się u niego problemy mięśniowe. Jeżeli chodzi o timing, rozeznanie się w sytuacji w polu karny, powiem wprost: to jest czeski Robert Lewandowski. Różnica polega jednak na tym, że Lewandowski jest tytanem pracy, bierze na siebie dużo więcej odpowiedzialności. A co do Schicka – w przypadku, gdy będzie intensywnie trenować, pracować nad sobą, może jeszcze zostanie gwiazdą europejskiej piłki.
Z racji liczby strzelonych bramek na Euro 2020 pojawiły się jego osoby porównania do Milana Barosa.
Baros był zawodnikiem o innej charakterystyce. Agresywny, szybki. Świetny charakter do piłki. Strzelił 40 bramek dla reprezentacji. Myślę, że – i on sam to podkreśla – za wcześnie odszedł z Liverpoolu. Nie potrzebnie zdecydował się na transfer do Aston Villi. Potem przeszedł do Olympique Lyon, i ostatecznie wylądował w Galatasaray. A moim zdaniem najlepszym przykładem rozwoju piłkarskiego jest Robert Lewandowski – po prostu trzeba trenować i grać z najlepszymi zawodnikami.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia? Ewentualne odpadnięcie w ćwierćfinale spowoduje, że będzie pan czuł niedosyt?
Dania jest obecnie bardzo mocna. To jest świetny zespół. Jej piłkarze wykonują na boisku kapitalną pracę, w dodatku grają na odpowiedniej intensywności i poziomie agresji. Uważam, że to lepsza reprezentacja niż Holandia. Nasze szanse określę w proporcji: 50/50.
Rozmawiał Piotr Stolarczyk
fot. Newspix