Dotychczas tylko pięciokrotnie polskie kluby trafiały na oponentów z Niemiec w europejskich rozgrywkach w XXI wieku. I bilans tych spotkań nie jest z naszej perspektywy wcale aż tak niekorzystny, jak można by było przypuszczać, nawet jeśli ostatnie polsko-niemieckie konfrontacje akurat niespecjalnie nam się udały. Ale może Lech Poznań przełamie tę nie najlepszą passę w meczu z FSV Mainz w Lidze Konferencji?
Spełniłoby się wówczas proroctwo Tymoteusza Puchacza, że Mainz może przyjechać do Poznania i dostać w trąbę.
Wisła Kraków – Schalke 04
- Puchar UEFA 2002/03
Wspominki polsko-niemieckich bojów – przynajmniej tych z bieżącego stulecia – należy otworzyć tym klasykiem. Bez dwóch zdań.
Wisła Kraków zmagania w Pucharze UEFA 2002/03 zaczęła od triumfu nad Glentoranem. Łatwy dwumecz, kompletnie bez historii. W następnej rundzie na drodze Białej Gwiazdy stanęło NK Primorje – kolejna miażdżąca wygrana, 8:1 w dwumeczu. Prościzna. No ale kiedy w listopadzie 2002 roku podopieczni Henryka Kasperczaka wyrzucili za burtę również Parmę, stało się jasne, że tę drużynę stać na dokonanie czegoś nadzwyczajnego w tej odsłonie europejskich rozgrywek.
W trzeciej rundzie Pucharu UEFA los skojarzył Wisłę z Schalke 04. Był to podwójnie interesujący dwumecz z polskiej perspektywy. Po pierwsze, co oczywiste, z uwagi na udział w nim najsilniejszej wtedy kadrowo ekipy z naszego kraju. A po drugie ze względu na polskie akcenty w zespole z Gelsenkirchen. Wprawdzie Tomasz Wałdoch stracił rundę jesienną sezonu 2002/03 z powodu kontuzji, ale jego imiennik Tomasz Hajto jak najbardziej przeciwko Wiśle wystąpił. Mało tego, reprezentant Polski trafił nawet do siatki w meczu rewanżowym na Arena AufSchalke. Jego gol na niewiele się jednak zdał. Choć zespół z Krakowa w pierwszym spotkaniu tylko zremisował z Schalke 1:1, co stawiało go w niezbyt korzystnym położeniu przed rewanżem, to niebagatelny potencjał ofensywny Wisły ponownie dał o sobie znać.
Drugie starcie zakończyło się triumfem Białej Gwiazdy 4:1. Trafienie Hajty okazało się zatem tylko golem honorowym. Popularna anegdota głosi, że po końcowym gwizdku „Gianni” odwiedził wiślaków w ich szatni, pomachał im kartą kredytową przed nosami i powiedział: – No, ale ja teraz idę sprawdzić stan konta.
Był to tak wymowny triumf Wisły, że nawet stroniący od mediów Bogusław Cupiał w przypływie euforii zgodził się na krótką rozmówkę do magazynu „Tempo”. – Nie żałuję, że zainwestowałem w Wisłę. Dzisiaj dała popis gry taktycznej. Widać wielką pracę wykonaną przez Henryka Kasperczaka. To już nie są przypadkowe wygrane, bo zawsze strzelamy po kilka bramek i odnosimy przekonujące zwycięstwa. To nie są wymęczone sukcesy. To efekt długofalowej pracy, która zaczyna procentować.
- Wisła Kraków – Schalke 04 1:1
- Schalke 04 – Wisła Kraków 1:4
Legia Warszawa – Schalke 04
- Puchar UEFA 2002/03
Interesujące, że Schalke 04 tuż przed starciem z Wisłą rywalizowało także w Pucharze UEFA… z Legią.
Wojskowi również zaczęli tę edycję europejskich zmagań całkiem nieźle. Wprawdzie odpadli z eliminacji do Ligi Mistrzów po porażce z Barceloną, ale w pierwszej rundzie Pucharu UEFA całkowicie zdeklasowali Utrecht, pokonując go w dwumeczu aż 7:2. No a później los skojarzył stołeczną ekipę właśnie z Schalke.
To, co w tym dwumeczu najważniejsze, wydarzyło się przy Łazienkowskiej. W drugiej połowie pierwszego spotkania goście z Gelsenkirchen wyszli bowiem na dwubramkowe prowadzenie za sprawą Gustavo Vareli. Podopieczni Dragomira Okuki zdołali jeszcze powrócić z dalekiej podróży i odpowiedzieli oponentom własnymi dwoma trafieniami, ale w samej końcówce meczu Ebbe Sand zapewnił niemieckiej drużynie bardzo cenny, wyjazdowy triumf.
U siebie Schalke umiejętnie przypilnowało bezbramkowego remisu.
Wspomniany Hajto w Warszawie został wygwizdany przez miejscowych fanów, ale zapewniał, że nie robi to na nim wrażenia. – Gwizdy i krzyki kibiców nie denerwowały mnie, wprost przeciwnie – mobilizowały. Jestem zawodnikiem Schalke, wykonuję swoją pracę. Tak się złożyło, że teraz graliśmy przeciwko Legii. Nie gniewam się na fanów Legii. Liczę że zostanę miło przyjęty podczas przyjazdu na zgrupowanie – mówił obrońca, cytowany przez portal Łączy nas Piłka.
- Legia Warszawa – Schalke 04 2:3
- Schalke 04 – Legia Warszawa 0:0
Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – Hertha Berlin
- Puchar UEFA 2003/04
Wróćmy jednak do miłych wspomnień, zwłaszcza że nie trzeba było na nie długo wtedy czekać.
W kolejnej odsłonie Pucharu UEFA błysnął Groclin. Ekipa z Grodziska Wielkopolskiego zaskoczyła już w pierwszej rundzie, kiedy to po wyrównanym dwumeczu udało jej się pokonać Herthę Berlin z Arturem Wichniarkiem w składzie i Bartoszem Karwanem na ławce. Podopieczni Dusana Radolskiego zaczęli od wyszarpania bezbramkowego remisu na Olympiastadion w Berlinie, a u siebie – dosłownie i w przenośni – przepchnęli w końcówce wygraną 1:0.
Gol na wagę zwycięstwa niby wylądował na koncie Grzegorza Rasiaka, choć to bardziej Andrzej Niedzielan trafił do siatki przy pomocy swojego kolegi z ofensywy. Czy raczej – przy pomocy Josipa Simunicia, bo prawda jest taka, że tę bramkę należałoby sklasyfikować po prostu jako samobója.
Rasiak tak się jednak z gola cieszył, że aż go zawłaszczył.
Przedstawiciele Herthy nie mogli uwierzyć, że Dyskobolia przegoniła ich z pucharów. Dieter Hoeness – ówczesny działacz Starej Damy – grzmiał już po pierwszym, zremisowanym starciu: – Skoro ci piłkarze nie gwarantują dobrych wyników, to muszę się zastanowić, czy nie zacząć ich wymieniać.
- Hertha Berlin – Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski 0:0
- Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – Hertha Berlin 1:0
Śląsk Wrocław – Hannover 96
- Liga Europy 2012/13
Na tym pomału kończą się zaszczytne momenty polsko-niemieckich, pucharowych bojów w XXI wieku.
Śląsk Wrocław do europejskich rozgrywek w sezonie 2012/13 przystąpił jako mistrz Polski, fakt, ale chyba dla każdego było oczywiste, że podopieczni Oresta Lenczyka to bram do Champions League najprawdopodobniej nie sforsują. I rzeczywiście, wrocławianom udało się wprawdzie wyeliminować Buducnost Podgorica, ale już w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów zostali dość brutalnie sprani przez Helsingborgs IF. Pozostała im zatem walka w Lidze Europy.
Tylko że tam już pierwsze spotkanie z Hannoverem 96 nie zwiastowało niczego pozytywnego. Owszem, trzeba Śląskowi oddać, że powalczył. Przegrywał 0:2, złapał kontakt. Przegrywał 1:3, wyrównał. No ale koniec końców to Niemcy zatriumfowali na Dolnym Śląsku 5:3. Mało im jednak było strzelanin. W rewanżu znowu wsadzili wrocławianom pięć sztuk. Tym razem Śląsk był już jednak w stanie odpowiedzieć zaledwie jednym trafieniem.
Dziesięć ciosów przyjętych przez mistrza kraju w dwumeczu z zespołem z szerokiej czołówki Bundesligi… To bolało.
– Dwóch rzeczy się nie spodziewałem. Że stracimy aż pięć bramek i że zdobędziemy aż trzy bramki – komentował w swoim stylu Lenczyk po pierwszym meczu. Po rewanżu był natomiast dla swoich graczy bezwzględny. – Ambicja i wola walki nie wystarczyła. Początek był obiecujący, ale każdy mecz trwa 90 minut. Zabrakło nam atutów, a w końcówce – podobnie jak we Wrocławiu – rywale nas wypunktowali.
- Śląsk Wrocław – Hannover 96 3:5
- Hannover 96 – Śląsk Wrocław 5:1

Legia Warszawa – Borussia Dortmund
- Liga Mistrzów 2016/17
Z drugiej strony, jak tak się spojrzy na wynik dwumeczu Legii Warszawa z Borussią Dortmund w fazie grupowej Ligi Mistrzów 2016/17, to można dojść do wniosku, że Śląsk wcale nie bronił aż tak źle. Choć trzeba brać poprawkę na fakt, że BVB dysponowała wielokrotnie potężniejszym składem niż Hannover.
No i mówimy o fazie grupowej Champions League. Już sam awans do niej stanowił sukces Wojskowych.
Nie ma co jednak pudrować rzeczywistości. Kiedy Legia – jeszcze pod wodzą Besnika Hasiego – otworzyła grupowe zmagania klęską 0:6 z Borussią, można było nabrać przekonania, że to po prostu za wysokie progi jak na nogi Wojskowych. Że Legia do Ligi Mistrzów najzwyczajniej w świecie nie pasuje i czeka ją cała seria tego rodzaju, brutalnych oklepów. Tak się jednak nie stało, choć w rewanżowej potyczce z BVB drużyna z Warszawy – już dowodzona przez Jacka Magierę – przyjęła jeszcze więcej ciosów. Ale sama też kilka niezłych uderzeń zadała. W efekcie spotkanie zakończyło się zwycięstwem dortmundczyków 8:4.
Absurdalny rezultat. To zresztą do dziś mecz z największą liczbą goli w erze Champions League. Spotkanie typu: podwórko na podwórko.
- Legia Warszawa – Borussia Dortmund 0:6
- Borussia Dortmund – Legia Warszawa 8:4
***
No i od tego czasu – aż do starcia Lecha Poznań z FSV Mainz – polsko-niemieckich konfrontacji w europejskich pucharach już nie było. Wychodzi więc na to, że w czterech ostatnich meczach z zachodnimi sąsiadami przedstawiciele Ekstraklasy stracili – uwaga, uwaga! – 24 gole.
Oby Kolejorz nie podrasował za mocno tego dość zawstydzającego wyniku. Chętniej obejrzymy natomiast jakieś nawiązanie do triumfu Wisły albo chociaż Groclinu.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kibice Rayo Vallecano pobici w Polsce
- Legia może przegrać bez lekceważenia meczu. Noah ma czym straszyć
- Polskie kluby w strachu. Mogą stracić miliony przez zmianę prawa! [NEWS]
fot. NewsPix.pl