Denis Thomalla w Lechu grał już blisko dekadę temu, jednak jego nazwisko często powraca przy wszelkiego rodzaju dyskusjach o nieudanych transferach obecnego mistrza Polski. Po wielu latach spędzonych w ojczyźnie 32-latek zdecydował się na spróbowanie swoich sił na Cyprze i nie okazał się to najlepszy wybór w jego życiu. Po zaledwie roku klub rozwiązał z nim kontrakt.
Niemiec w poprzednim zimowym okienku transferowym trafił do AEL-u Limassol po blisko 10 sezonach spędzonych w Heidenheim. Druga zagraniczna przygoda okazała się równie nieudana, jak ta pierwsza. Łącznie na Cyprze rozegrał osiem meczów i zaliczył jedną asystę. Praktycznie wszystkie spotkania rozegrał na wiosnę. W rundzie jesiennej na boisku pojawił się raz i to na sześć minut.
Były piłkarz Lecha odszedł z klubu. Kibice odetchnęli z ulgą
Umowa 32-latka obowiązywała do końca bieżącego sezonu, jednak już wiadomo, że nie wypełni jej w całości. Na pół roku przed jej końcem AEL Limassol poinformował o rozwiązaniu z zawodnikiem kontraktu za porozumieniem stron. Kibice w komentarzach nie przejawiają smutku z tego powodu. Można przeczytać głównie pytania, dlaczego tak długo z tym zwlekano.
Thomalla do Polski trafiał tuż po zdobyciu przez Lecha mistrzostwa Polski. Z 22-latkiem z RB Lipska wiązano spore nadzieje, jednak okazał się on sporym rozczarowaniem. W Ekstraklasie ani razu nie zdołał trafić do siatki rywala. Łącznie we wszystkich rozgrywkach w barwach Kolejorza rozegrał 27 meczów, strzelił dwa gole – oba w europejskich pucharach – i zaliczył jedną asystę. Mimo wieloletniego kontraktu klub opuścił zaledwie po jednej rundzie. Udał się na wypożyczenie do Heidenheim, gdzie finalnie pozostał na wiele następnych lat.
Tak pisaliśmy na Weszło równo dekadę temu, gdy umieściliśmy Thomallę w rankingu najgorszych nabytków ekstraklasowych klubów w trakcie letniego okienka transferowego w 2015 roku:
Nagrody Weszło. Statuetka imienia Bogdana Stratona
„Gdyby William Szekspir żył w dzisiejszych czasach i interesował się Ekstraklasą, zacierałby ręce ze szczęścia: liga podesłała mu gotowca. Dramat, tragikomedię – wszystko w jednym, tylko spisać i wystawiać we wszystkich teatrach. Wiecie, że latem pytano Thomallę którą reprezentację ewentualnie by wybrał – polską czy niemiecką? Tak jest, człowiek, który ma problem z trafieniem ręką do kieszeni własnych spodni, a co dopiero piłką do bramki rywali, stawał przed tak fundamentalnymi pytaniami.
Podpisano z nim wieloletni kontrakt, a po paru miesiącach dochodzimy do rozdziału, w którym piłkarz publiczne mówi, iż zrobiono z niego kozła ofiarnego i chce odejść. Kibice niemal domagają się utworzenia komisji śledczej, która wyjaśni kulisy jego zatrudnienia, a wydawnictwa zastanawiają się czy nie wydać wielkiej księgi żartów o nim. Z faktami nie da się dyskutować: pod jego akcje z rundy jesiennej wypada tylko podłożyć muzykę z Benny Hilla.”
Tak z kolei pisaliśmy na Weszło pół roku później, gdy okazało się, że Thomalla do Poznania już nie wróci, bowiem Heidenheim zdecyduje się na skorzystanie z opcji wykupu po zakończonym wypożyczeniu:
„Jeśli słyszeliście kilka godzin temu jakiś dziwny huk, to najprawdopodobniej były to kamienie spadające z serc sterników klubu z Wielkopolski. Piotr Rutkowski sam mówił przecież w jednym z wywiadów, że na takie pomyłki jak Thomalla ich po prostu nie stać. Denis, dzięki za wszystko. Dokładniej: za powody do kręcenia beki, których nam dostarczyłeś.”
Słyszeliście ten huk? To kamienie spadające z serc w Poznaniu
Czytaj więcej na Weszło:
-
Mateusz Bogusz może mieć problem. Zaskoczył swoim zachowaniem
- Trudny wieczór Polaka w Portugalii. Stracił cztery gole
Fot. 400MM