Polski futbol czasami zrzuca na nas wieści-bomby atomowe. Należy do nich informacja, że pierwszoligowy ŁKS zatrudnił trenera z Paragwaju. Trenera, który nie skończył nawet trzydziestki, lecz już ma na koncie cztery trofea. Trenera, który stał się pierwszym w historii kraju beneficjentem umowy pomiędzy UEFA i CONMEBOL. Kim jest Ariel Galeano, jak trafił do Łódzkiego Klubu Sportowego i jak to się stało, że w tak młodym wieku dyrygował Oscarem Cardozo czy Roque Santa Cruzem?
— Bez względu na scenariusz nie przewiduję zwolnienia trenera po dwóch wiosennych kolejkach, po meczach z Górnikiem Łęczna i Miedzią Legnica — powiedział w grudniu Robert Graf, dyrektor sportowy Łódzkiego Klubu Sportowego, który przed chwilą… zwolnił trenera po dwóch wiosennych kolejkach, po meczach z Górnikiem Łęczna i Miedzią Legnica. Można to łatwo obśmiać, skwitować uśmiechem politowania, ale wypada zauważyć to, co w „Haru”, życiowej refleksji osadzonej w japońskiej kulturze, odnotowała jej autorka, Flavia Company.
Ludzie się nie zmieniają, zmieniają się okoliczności.
W przypadku ŁKS i Roberta Grafa nową perspektywą stała się okazja z początku lutego. Ariel Galeano, ambitny trener z Paragwaju, który za wszelką cenę chciał pracować w Europie, odszedł wówczas z PAS Gianina. Drugoligowiec, jak to w greckich klubach bywa, zapominał o przelewach ze słowem „pensja” w tytule, więc trener stał się dostępny na rynku.
Wyciągnięcie Grafowi jego własnych słów i zestawienie ich z późniejszym, sprzecznym działaniem, wystawia go na śmieszność. Dyrektor sportowy miał jednak przecież świadomość tego, że się na to narazi. Mimo to zdecydował się przyjąć ten cios, bo na horyzoncie pojawiła się szansa, której wcześniej nie było. Na starcie rozgrywek, gdy ŁKS nie dogadał się z Mariuszem Misiurą czy Dawidem Szwargą i sięgnął po Jakuba Dziółkę, Galeano pracował w ojczyźnie, gdzie zdobył cztery trofea. Wówczas nie mógł nawet marzyć o pracy w Europie, bo nie spełniał wymogów formalnych, żeby dostać fuchę w tym regionie świata.
Co sprawiło, że parę miesięcy później Robert Graf zaufał mu na tyle, że zaprzeczył sam sobie i postawił na zaledwie 28-letniego szkoleniowca, który nawet nie mówi biegle po angielsku?

Najmłodszy mistrz Paragwaju, fanatyk ofensywnej gry. Kim jest Ariel Galeano, nowy trener ŁKS?
Ariel Galeano i Libertad — najbardziej ofensywny zespół w Paragwaju
Tak, tak, też gdzieś to już widzieliśmy. Gdy Jarosław Królewski zaprzęgł do poszukiwań nowego trenera Wisły Kraków model analityczny skonstruowany przez Piotra Wawrzynowa, człowieka, który zajmował się profilowaniem szkoleniowców dla doradzającej światowym gigantom platformy Analytics FC, wybór okazał się równie nieoczywisty. Albert Rude był ciut starszy, potrafił się dogadać w języku Szekspira, ale jego doświadczenie też ograniczało się głównie do futbolu za Oceanem. Pracował w Meksyku i Kostaryce, co brzmi równie egzotycznie jak Paragwaj.
Podobnie jak Rude, Ariel Galeano zaimponował polskim działaczom przede wszystkim swoją wizją gry, pomysłem przewodnim. Wiadomo, że rok temu nikt nie ślęczał do późnych godzin nocnych, żeby śledzić poczynania wyjątkowo młodego szkoleniowca w Libertad. Technologia sprawia jednak, że możemy zapoznać się z grą tej drużyny w formie obszernego skrótu, wyciągnąć najciekawsze treści, doszukać się w nich tego, co chcielibyśmy widzieć w naszym zespole. Robert Graf z pewnością to znalazł, bo Galeano sam o sobie mówił:
– Jesteśmy najbardziej ofensywną drużyną w Paragwaju.
Trener-samochwała operuje językiem faktów. W przedziwnym, południowoamerykańskim systemie rozgrywek, gdzie mistrzostwo przyznaje się za rundę (apertura — otwarcia; clausura — zamknięcia), jego zespół dwukrotnie finiszował na szczycie tabeli z największą liczbą strzelonych bramek i najlepszym bilansem bramkowym w stawce.
Galeano ogrywał trenerów z siwym, sumiastym wąsem, gdy sam miał pod swoim mleko. W Paragwaju sięgnął także po krajowy puchar oraz superpuchar. Pierwszy sukces odniósł jako 27-latek, co zapewniło mu miejsce w annałach rodzimego futbolu — nigdy wcześniej, ani nigdy później młodszy trener nie zdobył żadnego istotnego trofeum w krajowej piłce. Warto dodać, że poprzednim rekordzistą był człowiek, który trenował Cerro Porteno przed inwazją Adolfa Hitlera na Polskę, więc wybicie się w tak młodym wieku to naprawdę wielka sztuka.

Czegoś takiego nie mógł dokonać absolutny gołowąs. Ariel może i był młody wiekiem, lecz niekoniecznie stażem. Licencję trenerską zdobył, gdy na jego torcie urodzinowym dwójka zastąpiła z przodu jedynkę. Jako dwudziestolatek pracował w roli asystenta, trzy lata później po raz pierwszy został głównym sternikiem łajby, choć jeszcze w roli tymczasowego opiekuna zespołu. Niemniej, sporo to mówi o jego potencjale i charyzmie. Nikt nie byłby na tyle szalony, żeby posadzić na ławce ekstraklasowego klubu przypadkowego studenta, który nie ma pojęcia, co robi.
Ariel Galeano to pojęcie ma. W Ole, gdzie przy okazji meczu Libertad ze słynnym River Plate w Copa Libertadores przybliżano jego historię, wśród swoich idoli wymieniał najistotniejsze postaci południowoamerykańskiej szkoły trenerskiej — Marcelo Bielsę i Jorge Sampaloego. Docenił też nestora argentyńskiej myśli szkoleniowej, mniej znanego w Europie Ariela Holana. Mówił wówczas, jak sprawia, że goście pokroju Roque Santa Cruza czy Oscara Cardozo akceptują fakt, że facet, który mógłby być ich synem, rozstawia ich po boisku.
– Gdy piłkarze widzą, że sztab szkoleniowy potrafi konkretnie uargumentować swoje pomysły, wątpliwości znikają. Okazujemy im wiele poświęcenia i oni to szanują.
W podobny sposób zresztą wypowiadał się wspomniany już Albert Rude, gdy pytaliśmy go o współpracę z Bryanem Ruizem, żywą legendą piłki w Kostaryce. Galeano z innej legendy, Oscara Cardozo, uczynił króla strzelców rozgrywek, kluczową postać w swojej taktyce. Rui Martins z Tactical Football Analysis ocenia, że sukces Libertad to zasługa ofensywnego tridente wieńczącego formację 4-1-2-3, ulubione ustawienie Ariela. Martins zwraca uwagę na skuteczne wykorzystanie skrzydłowych:
– Galeano instruuje ich, żeby grali bliżej środka, wykorzystując przestrzeń między liniami i zbliżając się do napastnika. Powoduje to zamieszanie w defensywie rywala, gdzie stoper i boczny obrońca muszą zdecydować, kto kryje schodzącego do środka skrzydłowego.
Albert Rude: Nie mogłem odmówić Wiśle Kraków [WYWIAD]
W ten sposób Ariel Galeano tworzył lukę w bocznym sektorze, z której korzystali ofensywnie usposobieni obrońcy. Sam zainteresowany uważa, że „oskrzydlający obrońcy mają kluczowe znaczenie w strategii ofensywnej, odgrywają fundamentalną rolę w tworzeniu okazji bramkowych”, wymagając od bocznych defensorów pracy na całej długości boiska. Często stosował też metodę przeciążenia jednej strony boiska, w celu rozładowania drugiej, gdzie gotowy do ofensywnej szarży był już prawy lub lewy obrońca. Gdy dostał on piłkę, zostało mu już tylko obsłużenie Cardozo w polu karnym.
Martins w swojej analizie podkreśla wyjątkowość rozwiązań stosowanych przez Galeano na tle paragwajskiej konkurencji. Przyznaje, że jego Libertad „wydaje się być europejską drużyną wrzuconą do południowoamerykańskiej ligi”, z uwagi na to, że koncentruje się na budowaniu ataków pozycyjnych, krótkich i szybkich podaniach, zamiast na fizycznej młócce, w której technika jest tylko dodatkiem wynikającym z naturalnych zdolności piłkarzy z tego zakątka świata. Potrafił też zmienić podejście, zagrać bardziej bezpośrednio, skorzystać z silnej dziewiątki z przodu, jeśli tylko wymagały tego okoliczności boiskowe.
Ralph Hannah, twórca podcastu Guarani Vision, który opowiada o futbolu w Paragwaju, potwierdza nam, że nowy trener ŁKS imponował w ojczyźnie swoim podejściem. – Zwykle grał w ofensywnym stylu, w ustawieniu 4-3-3. Miał bardzo dobry skład.
Podobne zdanie ma Roberto Rojas z ESPN. – Grał bardzo ofensywnie, lubił stawiać na młodzież. Wykorzystywał naturalne atuty paragwajskich piłkarzy.
Wreszcie, to samo usłyszeliśmy w Łódzkim Klubie Sportowym. – Ma dobry sztab i dobrych jakościowo piłkarzy do tego, co chce grać. Chcemy utrzymać naszą filozofię, czyli ustawienie 4-3-3 i intensywność gry. Uzupełni to większa liczba rozwiązań w budowaniu ataków, gra przez środek.
Wychował piłkarzy Premier League. Ariel Galeano i jego pomysł na futbol
Atutem Ariela Galeano ma być też to, że jest bardzo wpływowym człowiekiem, ma łatwość w przekazywaniu wiedzy. W Paragwaju nie tylko bardzo szybko pojawił się na ławce trenerskiej ekstraklasowych zespołów, ale też błyskawicznie zaliczył awans w strukturach Club Libertad.
— W 2022 roku zaczął pracę z drużyną do lat 17 w Libertad, a już w następnym roku był koordynatorem całej akademii. Zespół przejął we wrześniu 2023 roku, gdy Daniel Garnero został selekcjonerem reprezentacji Paragwaju. Gdy pracował w akademii Libertad, przewinęli się przez nią trzej piłkarze, którzy trafili do Premier League: Julio Enciso, Diego Gomez i Enso Gonzalez. Na pewno miał na nich wpływ. Był bardzo dobrym trenerem młodzieży — tłumaczy nam Ralph Hannah.

Galeano nie pracował w seniorach z żadnym z nich. Nie był też trenerem, który prowadził którąś z gwiazdek paragwajskiej piłki przez całą ścieżkę juniorską. Gdy jednak spytamy Julio Enciso o tego faceta, nie wzruszy ramionami i nie zmruży oczu, próbując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek słyszał to nazwisko. Hannah żartuje zresztą, że do ŁKS wkrótce trafi pewnie jakiś rodzimy talent (obecnie klub nie ma miejsca dla obcokrajowców spoza UE – przyp.), bo Ariel ma świetne rozeznanie rynku.
— W międzyczasie pracował przy projekcie dla utalentowanych, piłkarskich stypendystów wysyłanych do USA, wyrobił sobie kontakty w Stanach Zjednoczonych — przekonuje nasz rozmówca.
O tym, że Ariel Galeano potrafi narzucać swój styl, przekonano się wszędzie. W PAS Gianina błyskawicznie wdrożył podstawowe założenia, jego zespół przegrał tylko jedno spotkanie, pokazując ambitny futbol. W Libertad sformował drużynę bezgranicznie wierzącą w jego przekonania. Dwukrotnie sięgając po mistrzostwo, miał nie tylko najlepszą ofensywę w stawce, ale też najlepiej bronił, mimo że gra defensywna opierała się na ogromnym ryzyku.
— Wadą defensywy Libertad było to, że skrzydłowi czasem zbyt długo wracali do obrony, nie nadążali za akcjami w fazach przejściowych. Drużyna starała się skracać przestrzeń między linami obrony i pomocy, ale nie zawsze było to możliwe. W fazie ataku mają dużą przewagę ofensywną, co skutkuje dodatkowym wysiłkiem podczas bronienia i może mieć fatalne konsekwencje, gdy mierzysz się z rywalem z wyższej półki — analizuje Rui Martins.
W obronie Galeano jest ryzykantem, ale potrafi operować ryzykiem. Wymaga agresywnej i twardej gry, jego defensorzy dominowali we własnym polu karnym. Jest fascynatem wysokiego pressingu, w który angażuje zwłaszcza pomocników oraz obrońców. Jak sam tłumaczy, chce odebrać piłkę w środku, dostarczyć ją na skrzydło i w ten sposób zagrozić bramce rywali. Jednocześnie w Libertad musiał zmierzyć się z faktem, że typowo ofensywni piłkarze byli już wiekowi, niezdolni do napierania na przeciwnika przez pełną długość spotkania. Ariel bardzo często stosował więc mocny pressing w pierwszych minutach, budował na tym przewagę i z biegiem gry pozwalał drużynie spuścić z tonu.
— Wysoki pressing pozwala odzyskać piłkę w obszarach bliższych bramce rywala, skrócić czas i przestrzeń potrzebną do dostania się w tę strefę. To niezbędne, żeby zdestabilizować obronę przeciwnika i wymusić błędy. Kontratak po wysokim odbiorze to śmiercionośna broń. Kluczem są szybkość i precyzja, wykorzystanie wykreowanych przestrzeni — tłumaczył Galeano.

Krótko mówiąc, Ariel Galeano jest zwolennikiem boiskowej jatki, lecz w zorganizowanym, europejskim wydaniu. Myślą przewodnią jego trenerskiej filozofii jest śmiałość. To człowiek, który ustawiał drużynę tak ofensywnie, że stosował najbardziej odpowiedzialną i wymagającą dla środkowego pomocnika rolę: pojedynczego pivota, kopii Sergio Busquetsa. Alvaro Campuzano w Libertad schodził między stoperów w fazie rozegrania, harował jak wół w defensywie i dyktował tempo gry całej drużyny. Takiego samego człowieka szukał w Grecji (zdaje się, że był nim doświadczony Niemiec Tim Rieder), podobnie będzie pewnie i w Łodzi.
Jednocześnie, choć w Libertad roiło się od weteranów europejskich boisk, Galeano ma doświadczenie w pracy z młodzieżą, co także jest spójnie z filozofią ŁKS. Dwa największe obecnie talenty paragwajskiego klubu rozwinęły skrzydła pod jego kuratelą. Dobrze więc, gdzie wady?
Umowa z UEFA, marzenie o Europie i grecka bieda
Prędzej czy później musiało dojść do tego, że ktoś w Paragwaju zaczął podważać metody chłystka, który tak śmiało poczynał sobie w lidze, wypominając mu właśnie młody wiek. Brak doświadczenia w przypadku Ariela Galeano tyczy się przede wszystkim faktu, że nigdy nie grał profesjonalnie w piłkę. W szkole, w juniorskim futbolu, zdarzało mu się stanąć między słupkami, lecz sam zainteresowany zorientował się, że chleba z tego nie będzie. Zawsze bardziej ciągnęło go do trenerki niż do kopania.
— W szkole, gdy wszyscy rówieśnicy zajmowali się zbieraniem wyklejanek z kartami zawodników, on kolekcjonował je, żeby spróbować zestawić z nich jak najsilniejszy zespół — czytamy w sylwetce nowego trenera ŁKS, autorstwa Ole.
Z Libertad wyleciał nagle, w niezbyt zrozumiałych okolicznościach. Co prawda nie wygrał pięciu kolejnych spotkań, w tym czterech w lidze, lecz ledwie parę tygodni wcześniej świętował mistrzostwo ligi apertura. Największy wpływ na to miał chyba fakt, że Daniel Garnero, którego Galeano zastąpił na stanowisku, w podobnym okresie wylądował w pośredniaku, pogoniony z reprezentacji Paragwaju, z którą zaliczał absolutnie fatalne wyniki.
Miesiąc po zwolnieniu z tej posady faktycznie wrócił do Libertad, lecz i stamtąd już się zawinął. Ster objął Sergio Aquino i uwierzcie, że nie zarzucalibyśmy was dziwnymi, latynoskimi nazwiskami, gdyby nie miały one wpływu na los Ariela.
— Najbardziej krytykowano go za to, że ktoś taki, w jego wieku, z brakiem piłkarskiej przeszłości, nie może być autorytetem dla zawodników. Jego asystentem w Libertad był Sergio Aquino, bardzo doświadczony i utytułowany były piłkarz, który obecnie prowadzi zespół. Nie powiem, że byli otwarcie skonfliktowani, ale czasami nawet po mowie ciała widać było, że za sobą nie przepadają — tłumaczy nam Ralph Hannah.

Arial Galeano wygrał dużo, ale jak się okazało wciąż niewystarczająco, żeby odeprzeć argument o tym, że nie wie, jak pachną skarpetki w szatni. Dżokej w tym przypadku powinien być koniem, takimi prawami rządzi się trenerka w Asuncion. Paragwajczyk nie zraził się jednak do zawodu. Zaproponowano mu powróto do akademii Club Libertad, lecz odmówił. Chciał popracować nad sobą, spędzić czas z rodziną.
Bardzo szybko okazało się, że jego plany wykraczały jeszcze dalej. Jesienią południowoamerykańskie media poinformowały o przełomowym wydarzeniu. UEFA i CONMEBOL, federacje zarządzające futbolem na odległych kontynentach, podpisały porozumienie w myśl którego licencje trenerskie uzyskane w Ameryce Południowej miały taką samą wagę w Europie. Odpowiednie dokumenty parafował APF, piłkarski związek z Paragwaju, dzięki czemu szkoleniowcy z tego kraju na podstawie papierów wyrobionych w ojczyźnie mogli dostać pracę na Starym Kontynencie.
Ariel Galeano stał się pierwszym w historii beneficjentem tej umowy. Pod koniec października przeprowadził się do Europy, został trenerem drugoligowego greckiego PAS Gianina. Na podstawie tego samego zapisu może teraz objąć Łódzki Klub Sportowy, legitymując się licencją UEFA Pro. Ariela uznano za pioniera i latarnię dla rodaków.
Grecka przygoda młodego szkoleniowca miała słodko-gorzki smak. Nie poległ przez wyniki, nie potknął się na zarządzaniu drużyną. Spotkał się z brutalnymi realiami europejskich lig, w których zawarte umowy mają drugorzędne znaczenie. Z klubu odszedł dlatego, że mu nie płacili, a na wolontariat się nie pisał. Za wszelką cenę chciał jednak zostać w Europie i zaczepić się w innym miejscu. Zależy mu na tym, żeby wyrobić sobie nazwisko, trafić do lepszego świata.
Galeano ma ambicje, uczy się języka angielskiego. Nie zna go w stopniu biegłym, ŁKS zatrudni tłumacza, który pomoże mu dogadać się z drużyną – choć pomocą w tym zakresie posłuży pewnie Pirulo, lider łódzkiej szatni. Robert Graf i Dariusz Melon, który ma największy wpływ na strategię pierwszoligowca, podejmują duże ryzyko. Jeśli przestrzelą, jeśli Ariel nie zdoła zaadaptować się do nowego środowiska, będą mogli zanucić za pomarszczonym Iggy Popem jeden z jego ostatnich hitów: pieprzyć to, pakuję duszę i spadam do Paragwaju.
Głupio byłoby jednak skreślać coś na starcie, tylko dlatego, że wyłamuje się poza schemat. W końcu ten sam Iggy Pop zaznacza, że ucieczką do Paragwaju salwuje się dlatego, że zmęczyło go to, że nie ma tu nic nowego, tylko kupa ludzi, którzy się boją; wszyscy cholernie się boją.
SZYMON JANCZYK
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jakub Dziółka zwolniony z ŁKS-u Łódź
- ŁKS wzmocnił defensywę. Sięgnął po zawodnika z Ekstraklasy
- Oficjalnie: ŁKS ma nowego napastnika z ukraińskiej ekstraklasy
fot. Newspix, Łódzki Klub Sportowy