Nie tylko Rajović. Colak dopełnieniem ataku śmiechu Legii

Przemysław Michalak

12 grudnia 2025, 16:31 • 5 min czytania 24

Lista kompromitacji Legii Warszawa na poszczególnych polach jest za ostatnie miesiące dłuższa niż trasa ze Świnoujścia do Zamościa, ale nawet w takim tłoku są kompromitacje większe i mniejsze. Za jedną z największych trzeba uznać to, jak stołeczny klub latem zarządził swoim atakiem. Od początku gotował według przepisu na katastrofę.

Nie tylko Rajović. Colak dopełnieniem ataku śmiechu Legii
Reklama

Nie chodzi tylko o tego nieszczęsnego Miletę Rajovicia. O nim napisaliśmy już wiele. Facet jest wysoki i dużo biega, ale to słaby napastnik. Na poważniejszym poziomie nigdy nie zrobił furory liczbami, a do 2023 roku – czyli 24. roku życia – nie wyszedł poza poziom drugiej ligi duńskiej. Jest w nim sporo z piłkarskiego prawdziwka, co w przypadku niektórych ma sporo uroku, lecz w przypadku Rajovicia głównie irytuje.

Czerwonych flag przed rekordowym transferem było tu całe zatrzęsienie i wszystkie się potwierdziły. Wczoraj 26-latek zdobył pierwszą bramkę od ponad dwóch miesięcy, choć w Legii gra praktycznie cały czas. Gratulacje.

Reklama

Antonio Colak nic nie daje Legii Warszawa. Jest równie bezużyteczny jak Mileta Rajović

On jednak nie definiuje w pojedynkę problemu Wojskowych z atakiem, bo obok znajduje się drugi ananas imieniem Antonio i nazwiskiem Colak. To na pewnym etapie swojej kariery był poważny piłkarz i nie chodzi o to, że kiedyś strzelił 10 ligowych goli dla Lechii Gdańsk. Jeszcze skuteczniejszy był potem w Rijece, Malmoe czy Rangersach.

Gdyby wracał do Polski dwa lata temu, moglibyśmy mówić o bardzo ciekawym ruchu, bo dopiero co sporo postrzelał w Szkocji, mimo że nie był pewniakiem do składu. Od tamtej pory Colak stał się jednak napastnikiem głównie z nazwy. Licząc od sezonu 2023/24 do teraz rozegrał 60 meczów, w których zdobył… cztery bramki.

Jeszcze bardziej zatrważa fakt, iż po raz ostatni do siatki rywala w jakimkolwiek spotkaniu o punkty trafił – uwaga – 10 listopada 2024 roku. Jest nawet nagranie z tego pamiętnego momentu. Chorwat wszedł w samej końcówce meczu z Juve Stabia i dobił przeciwnika.

30 meczów bez bramki

To już ponad 13 miesięcy bez gola! A bardziej zagłębiając się w szczegóły, wychodzi nam 30 meczów niemocy i 827 minut bez bramki. Łatwo policzyć, że średnia to 27,5 minuty na występ, czyli Colak najczęściej grał jako zmiennik. Nadal jednak mówimy o wstydliwej passie.

Legia na najbardziej ostatniej z ostatnich prostych podebrała Chorwata Górnikowi Zabrze, w barwach którego miał już on nawet zrobione zdjęcia do prezentacji. Dyrektor sportowy Michał Żewłakow był potem zaskoczony całą sprawą, za wszystkim stał Fredi Bobic. Po czasie na Śląsku mogą ligowemu rywalowi dziękować. Colak najpewniej również u nich okazałby się rozczarowaniem, a przecież byłby dla Górnika nietanią inwestycją.

W Legii na pierwszy rzut oka sprawiał niezłe wrażenie, zwłaszcza w porównaniu do Rajovicia. Żywszy, bardziej mobilny, bardziej wszechstronny i przede wszystkim robiący jakiś szum z przodu. Tyle że na koniec efekt był taki sam, czyli brak goli i zwycięstw. Szczególnie odczuwalne było to w europejskich pucharach. Z Celje Colak zmarnował trzy sytuacje – zwłaszcza ta pierwsza po podaniu Augustyniaka była wyśmienita – i Legia ostatecznie przegrała mecz, w którym mogłaby się na siebie wściekać również po remisie.

Z kolei ze Spartą Praga Chorwat nic nie dawał w ofensywie, za to od jego złego zagrania do tyłu spod linii bocznej zaczęło się całe nieszczęście, dające gościom zwycięską bramkę. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdyby w jego miejsce pojawił się ktoś bardziej jakościowy, Legia w najgorszym razie szykowałaby się teraz do decydującego starcia z Lincolnem o grę w pucharach na wiosnę.

Paweł Wszołek po porażce Legii Warszawa

Nie ma Guala, Szkurina i Alfareli, nie ma pola manewru

Najbardziej rozbrajający jest w tym wszystkim fakt, że Legia tak pokierowała budową kadry zespołu, że została tylko z tą dwójką niemot. Żadnej realnej alternatywy dla Rajovicia i Colaka. A przecież ten drugi przychodził już po kontuzji Nsame, gdy stało się jasne, że sprawa jest bardzo poważna.

I mimo to kilka dni później pozbyto się Ilji Szkurina i Migouela Alfareli. Jasne, obaj często irytowali, mieli mnóstwo wad, ale jednak czasem coś dawali. Francuz na dodatek w zasadzie nigdy nie grał jako „dziewiątka”, z konieczności musiał się męczyć na skrzydle. Nie wspominamy już nawet o sprzedanym wcześniej Marcu Gualu, który z tym swoim wywieszonym jęzorem i dziesiątym zablokowanym strzałem wydawał się najbardziej irytującym zawodnikiem świata, ale ludzie złoci – dziś wielu kibiców Legii dałoby sobie sporo uciąć, żeby mieć Hiszpana z powrotem. On przy Rajoviciu i Colaku wydaje się kandydatem do Złotej Piłki.

Legia po zamknięciu okienka rozważała jeszcze awaryjne zakontraktowanie trzeciego napastnika. W mediach przewijało się nazwisko George Puscasa. Podobno on sam nie chciał. Do dziś jest bezrobotny, coś na pewno poszło nie tak.

Przy Łazienkowskiej finalnie uznali, że Rajović i dopiero mający dojść do formy Colak wystarczą im do końca roku na ogarnięcie z powodzeniem Ekstraklasy, Pucharu Polski i Ligi Konferencji. Nawet gdybyśmy wstawili tu ciekawsze nazwiska, założenie to było z gruntu niepoważne. A jak jesteś niepoważny, boisko szybko cię pokarze. Rachunek za taki brak rozwagi jest bardziej słony niż przesolone chipsy.

CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK

24 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama