Czwartkowa prasa koncentruje się na meczu Lecha z Villarrealem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nie jest piłkarzem, którego plakaty dzieci wieszają sobie na ścianie. Ale dziś trudno wyobrazić sobie Lecha bez Jespera Karlströma.
Karlström przyszedł do Lecha ze szwedzkiego Djurgardens IF. Zapowiadał się na piłkarza dużego kalibru. Był ważnym zawodnikiem szwedzkiej młodzieżówki, którą zresztą prowadził wtedy obecny trener Pogoni Szczecin Jens Gustafsson. Lech chciał piłkarza pozyskać już wcześniej. O transferze mówiło się w 2020 roku, ale wtedy Szwedzi zablokowali go, bo uznali, że jest niezbędny. Przeszedł długą drogę do miejsca, w którym się znajduje. Wydawało się, że w piłce może osiągnąć więcej, ale wpadł w dług hazardowy, który pewnie wyhamował karierę. Jak sam opowiadał: „To jasne, że ma to wpływ grę. Mało śpisz w nocy, przychodzisz na trening i czujesz się jak gówno. Stajesz się
mistrzem kłamstwa”.
W pewnym momencie, według szwedzkich mediów, jego długi wynosiły milion dolarów. Wtedy też, w 2018 roku, otrząsnął się, poszedł po pomoc i otrzymał ją w klubie. Jest realistą W październiku 2021 roku, gdy ukazał się cytowany wywiad, Karlström był czysty od trzech lat i co ważne, nie miał już długów. Od roku grał w Polsce, w Lechu Poznań. – Dziś mam 25 lat i wiem, że nie miałem szans na Premier League. Z czasem marzenia o wielkim futbolu się zmieniły na cele bardziej realne. Po prostu chciałem iść wyżej i Lech dał mi taką możliwość. To była dla mnie naprawdę dobra decyzja – mówi Karlström. – Polska liga jest silniejsza niż szwedzka, ranking nie ma znaczenia. Tu są lepsi piłkarze, silniejsi, wyższe tempo. Więc dla mnie transfer do Polski był krokiem do przodu – dodaje.
Liga Konferencji to dla Filipa Bednarka okazja, by przekonać władze klubu, że nie muszą wciąż szukać nowego golkipera.
– Kiedy Lech sprowadził Rudkę, wydawało się, że Bednarek już pozostanie rezerwowym – wspomina letnie przemyślenia były bramkarz Radosław Majdan. Mimo że rywal zawodził, Polakowi musiał pomóc los. Rudko doznał kontuzji – miał kłopoty z pachwiną, okazało się, że potrzebuje kilku tygodni przerwy. W tym czasie szansę na pokazanie się trenerowi Johnowi van den Bromowi dostał właśnie Bednarek – człowiek, którego kariera wielokrotnie polegała na walce z przeciwnościami. – I Bednarek tę szansę wykorzystał. Broni pewnie, nie popełnia błędów, choć ciąży na nim duża presja. Nie jest łatwo być bramkarzem w takim klubie jak Lech. Gdy zespół traci gole, od razu szuka się winnych, najczęściej upatrując ich m.in. właśnie w bramkarzu – zauważa Majdan.
Michał Skóraś widzi progres w swojej grze, ale nie jest jeszcze gotowy na zagraniczny transfer.
Z pierwszego koszyka piłkarz Lecha najbardziej chciał trafić na West Ham, żeby móc porównać swój poziom na tle Premier League. Ale na przedstawiciela LaLiga raczej nie będzie kręcił nosem. 22-latek ma świadomość, że mecze w europejskich pucharach to doskonała okazja, żeby się wypromować. – Wiadomo, że każdy zawodnik chce się pokazać na tle europejskim, ale z drugiej strony nie chodzi o to, żeby każdy z nas miał się teraz starać wyróżniać na tle zespołu. Musimy być kolektywem i pokazać, że jako drużyna możemy wygrywać mecze – odpowiada piłkarz, który trzeźwo patrzy na miejsce, w którym się obecnie znajduje. Gdyby spojrzeć na kadrę Lecha, to on prawdopodobnie jest następnym młodym graczem Kolejorza, który w przyszłości zapracuje na transfer zagraniczny.
Skóraś: – Ale myślę, że nie jestem jeszcze gotowy na wyjazd. Dopiero po całym sezonie rozegranym w ekstraklasie będzie można cokolwiek powiedzieć. Mam na koncie dopiero kilka meczów, które rozegrałem po 90 minut. Forma jest zwyżkowa, ale jestem też świadomy, że przyjdzie w tym sezonie słabszy moment, jeśli chodzi o moje występy. Nie myślę o tym, że jestem kolejnym do wyjazdu. Skupiam się tylko na tym, żeby dobrze grać i kiedyś nie żałować, że byłem graczem typowanym do transferu zagranicznego i nic z tego nie wyszło.
Raków w ekspresowym tempie skrócił dystans do ligowej czołówki. Przez wielu obserwatorów uchodzi nawet za faworyta niedzielnego starcia z Legią. 25 lat temu, gdy Częstochowę na stolicę zamieniali Jacek Magiera i Paweł Skrzypek, taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia.
— To była ogromna różnica, jeśli chodzi absolutnie o wszystko. Dziś myślę, że Legia również bije Raków na głowę jeśli weźmiemy pod uwagę infrastrukturę, stadion, liczbę kibiców czy osiągnięcia. Wtedy dochodziła do tego jeszcze przepaść finansowa i medialna — wspomina Jacek Magiera.
— Przejście w tamtych realiach z Rakowa to Legii to była wielka nobilitacja. Wtedy w Polsce liczyły się tak naprawdę Legia i Widzew. Przeskok pomiędzy tymi klubami a resztą był ogromny. Ja dostałem wtedy oferty z obu tych klubów, wybrałem Legię i nie żałuję. W Rakowie miałem okazję się wypromować i ten klub zawsze będzie dla mnie ważny. Z Legią nie udało mi się sięgnąć po mistrzostwo, ale dzięki grze w Warszawie zagrałem 10 meczów w reprezentacji Polski. To był bardzo miły okres — z nostalgią mówi o czasach sprzed 25 lat Paweł Skrzypek.
Sprzedaż swoich czołowych zawodników w przerwie zimowej sezonu 1996/1997 miała być dla częstochowskiego klubu lekarstwem na kłopoty finansowe i zapewnieniem dalszego funkcjonowania w najwyższej lidze.
Rozmowa o rankingu UEFA z Janem Sikorskim, specjalistą w tej materii.
Michał Głuszniewski: Obecnie Polska zajmuje 28. miejsce w krajowym rankingu UEFA. Czy po tym sezonie nasza lokata może się zmienić?
Jan Sikorski (autor bloga rankinguefa.pl): W rankingu krajowym nasza sytuacja specjalnie się nie zmieni. W Lidze Konferencji Europy gra Lech, ale pozostałe kraje też mają tam swoje kluby. Możemy awansować góra o jedno, dwa miejsca, ale do tego potrzeba kilku zwycięstw. Jeśli chodzi o inne cele, to Kolejorz gra w pierwszej kolejności o rozstawienie w I rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i to jest jak najbardziej do osiągnięcia. Oczywiście, by z tego skorzystać, Lech musiałby w tym sezonie ponownie zdobyć mistrzostwo Polski.
A czy musimy oglądać się za siebie?
Raczej nie. Jedynym krajem, który realnie może nas wyprzedzić, jest Azerbejdżan. Qarabag Agdam gra w fazie grupowej Ligi Europy i ma wymagających rywali (SC Freiburg, FC Nantes, Olympiakos Pireus – przyp. red.). Ten zespół musiałby wygrać o cztery mecze więcej od Lecha i wtedy Azerbejdżan mógłby nas wyprzedzić. Pozostałe niżej notowane kraje albo nie mają już zespołów w pucharach, albo tracą za dużo punktów.
SPORT
Tajna broń Górnika Zabrze? Może się nią okazać Japończyk Kanji Okunuki.
Tuż przed zamknięciem letniego okienka Górnik sprowadził do siebie piłkarza z dalekiej Japonii. Chodzi o 23-letniego Kanji Okunuki. Skąd ten zaskakujący wybór? – Szukaliśmy szybkiego zawodnika, bo takiego nam brakowało. Z doświadczenia mojego i trenera Gaula, który w Niemczech pracował z Japończykami, wynika, że to mocno i rzetelnie pracujący piłkarze. Liczymy, że wniesie nam jakość pod względem szybkości, a także dorzuci swoje umiejętności w grze jeden na jeden, czego nam brakowało w profilu zespołu. Myślę, że to będzie to, na co czekaliśmy – mówi Roman Kaczorek, szef skautów Górnika.
Zabrzanie nie oglądali go w akcji na żywo. Jak mówią działacze odpowiedzialni za transfer, zaufano za to dobrym systemom i zobaczono jego grę na ekranie na boiskach J2 League, a więc drugiego poziomu rozgrywkowego w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wieść niesie, że udział w tym transferze miał też ponoć Lukas Podolski. „Poldi” ma w Japonii, z racji kilkuletniej gry w tym kraju, bardzo dobre kontakty.
Dariusz Żuraw chce efektownie grającego Podbeskidzia.
– Wszyscy wiemy, w jakiej sytuacji jest dzisiaj Podbeskidzie. To przecież klub, który ma aspiracje ekstraklasowe. Ma włączyć się do walki o awans. Na razie to wszystko nie wygląda tak, jak kibice i wszyscy tutaj by sobie tego życzyli. Dlatego czeka nas dużo pracy, by jak najszybciej wrócić na właściwe tory. Po to, żeby zespół grał lepiej i wygrywał. Zależy mi na tym, by Podbeskidzie pokazywało ten góralski charakter – podkreślił Dariusz Żuraw, który jest trzecim, a w zasadzie czwartym trenerem bielskiej drużyny w tym roku.
Najpierw zespół prowadził szkoleniowy duet, Piotr Jawny i Marcin Dymkowski, a następnie za wyniki odpowiadał Mirosław Smyła, którego Żuraw zastąpił. Nowy trener zespołu spod Klimczoka przedstawił również swój wstępny pomysł na to, jak pod jego wodzą powinno grać Podbeskidzie. Trzeba przyznać, że nie rożni się on specjalnie od tego, co chcieli grać poprzedni szkoleniowcy. Sęk jednak w tym, że gorzej bywało z realizacją. – Chciałbym, aby Podbeskidzie grało bardziej ofensywnie i abyśmy wyżej odbierali piłkę. Chciałbym, aby moja drużyna budowała akcje, bo w przeciwnym wypadku nie przyciągniemy na trybuny kibiców. Będziemy pracować w tym kierunku, ale przede wszystkim musimy jak najszybciej podnieść zespół mentalnie, tak aby już w meczu w Chojnicach prezentował się lepiej i abyśmy cieszyli się po tym spotkaniu z trzech punktów. Każdy zespół jest inny. Do tych zawodników, których mamy w Podbeskidziu, musimy dobrać odpowiedni styl gry i właściwą taktykę – powiedział trener Żuraw.
Rozmowa z Tomaszem Lisińskim, prezesem Odry Opole.
„Niektórzy chcieliby waszego niepowodzenia w Tychach”. To znaczy?
– Nie mam akurat na myśli środowiska opolskiego, a typowe szukanie sensacji. W Polsce lubimy się pastwić, patrzeć, jak komuś jest gorzej. My się tym nie przejmujemy, robimy swoje, niczego drastycznie nie zmieniamy. Oczywiście, wprowadzamy korekty. Wierzymy, że doprowadzą do tego, iż będziemy się mogli cieszyć z lepszej gry zespołu, a to na pewno przełoży się na lepszy wynik.
Po 9 kolejkach plasujecie się tuż nad strefą spadkową I ligi z 7-punktowym dorobkiem. Jakie ma pan odczucia, patrząc na 1,5 miesiąca sezonu?
– Na pewno nie są dobre. Liczyliśmy się z tym, że ten sezon po zmianach, jakie nastąpiły, będzie ciężki, ale nie aż tak ciężki, jak to na początku wygląda.
Jakie zmiany ma pan na myśli?
– Odmłodzenie drużyny, sprowadzenie zawodników młodszych, postawienie na takich, którzy najlepszy piłkarsko wiek mają przed sobą. Dokonaliśmy tych zmian w pełni świadomie, licząc się z konsekwencjami i tym, że drużyna nie będzie od razu gotowa do walki o najwyższe cele, ale wierząc, że w dłuższej perspektywie przyniosą oczekiwane efekty.
Czyli?
– Czyli dobrą grę. W poprzednich sezonach z roku na rok osiągaliśmy lepszy wynik, notowaliśmy progres i wierzymy, że jesteśmy w stanie czynić to dalej. Potrzebujemy jednak czasu, by obecna drużyna zgrała się, zrozumiała, by przynosiło to owoce w postaci bramek, punktów. Jestem przekonany, że latem pozyskaliśmy wartościowych zawodników, którzy jeszcze dadzą nam wiele radości.
FAKT
Jerzy Podbrożny nie daje Lechowi żadnych szans z Villarrealem.
FAKT: Czy Lech ma jakiekolwiek szanse w wyjazdowym meczu z Villarrealem?
Jerzy Podbrożny: Żadnych. Zdecydowanie stuprocentowym faworytem są Hiszpanie. To inny poziom. Grają w jednej z najmocniejszych lig w Europie, mają klasowych piłkarzy.
A jak będzie w starciach z pozostałymi rywalami – Austrią Wiedeń i Hapoelem Beer Szewa?
Z nimi już można powalczyć. Choć ekipy z Izraela dzisiaj już nie są dostarczycielami łatwych punktów, mają niezłych piłkarzy, a Austria chyba wreszcie wychodzi z kryzysu. Uważam, że siłą Lecha będzie własne boisko i wsparcie kibiców. Lech w dyspozycji z poprzedniego sezonu może starać się o drugie miejsce w grupie.
Syn Lukasa Podolskiego już strzela gole dla młodzieżowych drużyn Górnika Zabrze.
Podolski junior ma dopiero 14 lat, ale wygląda na to, że odziedziczył talent po tacie. Jest podstawowym zawodnikiem drużyny U-15 występującej w Centralnej Lidze Juniorów, ma już na koncie pierwsze trafienie w rozgrywkach, pokonał bramkarza Chrobrego Głogów. W ostatniej kolejce nie trafił jednak do siatki, a Górnik przegrał 1:2 w meczu na szczycie tabeli z Odrą Opole. Młody Podolski ma jeszcze dużo czasu, żeby nawiązać do osiągnięć ojca. Na razie nie wiadomo, który kraj chciałby reprezentować. Jeżeli w PZPN wierzą, że jabłko faktycznie pada niedaleko od jabłoni, to powinni już teraz zainteresować się piłkarzem. Do Podolskiego seniora zgłosili się za późno, a resztę tej historii zna chyba każdy polski kibic.
SUPER EXPRESS
Jan Urban liczy na to, że Lech nie da się stłamsić Villarrealowi.
Jan Urban nie ma wątpliwości, że zdecydowanym faworytem jest Villarreal. Liczy na to, że poznański zespół zaprezentuje futbol godny mistrza Polski. – Nie chciałbym widzieć Lecha wystraszonego, który podchodzi do rywala ze zbyt dużym respektem, lecz grającego swoją piłkę – tłumaczy. – Trzeba być sobą. Ważne, aby po spotkaniu nic sobie nie zarzucić. Gdy Lech pokaże na boisku serducho, to nikt nie będzie miał pretensji i żalu w przypadku niepowodzenia – przekonuje trener Urban.
Fot. FotoPyK