Paweł Wojtala mistrzostwo Polski z Lechem Poznań wygrywał dwukrotnie. Teraz po raz pierwszy może cieszyć się z niego jako prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. Co czuł po finale Pucharu Polski? Jak ocenia pracę trenera Skorży? Co sądzi na temat wydarzeń spod stadionu? Jakich wzmocnień musi dokonać Lech, aby powalczyć o awans do Ligi Mistrzów? Jak widzi przyszłoroczne derby Poznania? Zapraszamy.
Był pan 2 maja na PGE Narodowym?
Byłem…
Jakie myśli krążyły w głowie po przegranym finale?
Przede wszystkim smutek, żal, rozczarowanie. W tamtym momencie myślałem nawet, że jest już po sezonie, że mistrzostwa nie będzie, że Raków tego nie wypuści. Gdy jednak podszedłem do tego wszystkiego na chłodno i przeanalizowałem sytuację… Wrócił do mnie ten optymizm, widziałem miejsca, w których zespół z Częstochowy może zgubić punkty. I to się sprawdziło.
Co pańskim zdaniem było kluczowe w końcówce sezonu, co pozwoliło Lechowi wrócić na ligowy szczyt?
No przede wszystkim pozwoliły na to Cracovia i Zagłębie Lubin. A tak poważnie – ogromna determinacja, która była w całym klubie. Ostatnie mecze, czy to z Piastem czy z Wartą, to nie były łatwe i przyjemne wygrane. Te trzy punkty było trzeba wywalczyć, wyszarpać, zagrać z poświęceniem. Zresztą podobnie było we wcześniejszych meczach – we Wrocławiu czy w Płocku. Mistrzostwo decyduje się w kwietniu i maju. W tym czasie Lech wygrał 6 z 7 spotkań w lidze, wytrzymał do końca, Raków w tym czasie zgubił punkty. I mamy to. Tytuł powrócił do Poznania.
Słychać głosy, jakoby Maciej Skorża dostał „samograja”. Dariusz Dziekanowski we wczorajszym felietonie dla Przeglądu Sportowego napisał, że Marek Papszun wycisnął z Rakowa więcej, niż Skorża z Lecha. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
Nie zgodzę się z Darkiem. Pamiętajmy, że Lech poprzedni sezon zakończył na 11. miejscu i jakoś nie był powszechnie wymieniany jako faworyt do mistrzostwa. Zwróćmy też uwagę, że poza Amaralem – którego również trener potrafił dla Lecha „odzyskać” – o sile Kolejorza w tym sezonie stanowili głównie piłkarze, którzy byli w klubie już wcześniej. To wyraźnie pokazuje nam, że Maciej Skorża potrafił poprawić ich formę, poukładać ten zespół wedle własnego planu i zwyczajnie wycisnąć z tych zawodników dużo więcej. Na Marka Papszuna i jego pracę patrzy się trochę inaczej przez to, jak długo jest już w Rakowie. Przeszedł długą drogę, zrobił awans, wprowadził klub do ogólnopolskiej czołówki, dwukrotnie wygrał Puchar Polski. Jego wkład w rozwój Rakowa w ostatnich latach jest niepodważalny. Trener Skorża zaś wrócił do klubu po siedmiu latach nieobecności, nie brakowało głosów wątpiących czy sobie poradzi. Miał dużo do udowodnienia, podobnie jak Lech.
Jakie widzi pan różnicę między dzisiejszym Maciejem Skorżą, a Maciejem Skorżą z 2015 roku?
Trudno mi to ocenić. To były zupełnie inne zespoły personalnie. Inni liderzy. Czy trener się zmienił? Na pewno nieco inaczej pracuje z drużyną, jest zdecydowany, bardzo dobrze zorganizowany. Ale najważniejsze jest to, że doprowadził zespół do wyznaczonego celu – mistrzostwa na stulecie.
Pytam o to w kontekście poprzedniej misji Skorży w Lechu, która po mistrzostwie zakończyła się wielką katastrofą i Janem Urbanem w roli strażaka. Czy Kolejorzowi nie grozi powtórka z tamtych lat?
Za porażki w sportach zespołowych nie można winić tylko jednej osoby. Oczywiście, trener ma być szefem, ma dowodzić swoimi zawodnikami. Ale nie można zrzucać na niego całej odpowiedzialności za tamte wydarzenia. Uważam, że teraz Lech jest silniejszy – piłkarsko i mentalnie. I ja wierzę – podobnie jak cała Wielkopolska – że ten scenariusz się nie powtórzy. Wszyscy oczekujemy teraz stabilizacji i powtarzalności, które będą kluczowe aby cały czas grać o najwyższe cele w polskiej piłce.
Właśnie, kwestie piłkarskie. Gdyby miał prezes wskazać kluczowe boiskowe postaci mistrzowskiego Lecha byliby to…
Na wyróżnienie w tym sezonie zasługuje cały zespół. Teraz pamiętamy najlepiej to, co działo się na końcu – Ishak, który zdobył mnóstwo bramek, w tym kluczową w Gliwicach. Świetna pomoc, Amaral i Kamiński, który odzyskał blask po kilku słabszych występach i został powołany do reprezentacji Polski. Ważnymi postaciami z pewnością byli też Kownacki, Murawski czy Salamon. Siłą Lecha było to, że miał w swoich szeregach wielu piłkarzy, którzy często brali na siebie odpowiedzialność.
W poprzednich latach w Lechu brakowało takich mocnych, charakternych piłkarzy, brakowało liderów w stylu Bartka Salamona czy Dawida Kownackiego? Może to był największy problem klubu?
Nie powiedziałbym tego. Każdy sezon jest inny, każdy ma swoich liderów. Zmieniają się czasy i okoliczności. Pamiętajmy też, że to nie jest pierwszy sezon Salamona w Lechu. Potrzebował czasu, aby dojść do miejsca, w którym jest teraz, aby stać się wiodącą postacią w zespole. Podobnie Ishak, który odnalazł się w roli kapitana.
Widział pan nagrania z szatni Lecha?
Oczywiście, widziałem. Myślę, że cała Polska widziała – nawet ci, którzy może nie do końca chcieli takie obrazki widzieć.
Dwukrotnie zdobywał pan mistrzostwo w barwach Kolejorza i z pewnością w pamięci pozostało świętowanie tamtych sukcesów. Dużo się zmieniło przez te 30 lat, czy niektóre sceny pozostają takie same?
Bawiliśmy się równie dobrze, ale wyglądało to zupełnie inaczej. Największą zmianą są przede wszystkim media społecznościowe. Wtedy nie było z nami kamer, nie było aparatów, nie było smartfonów. Takie rzeczy z szatni nie wychodziły, była jakaś sfera prywatności. To, jak świętowało się kiedyś, a jak teraz jest nie do porównania. Wszystko zostawało w naszym gronie, a teraz kamery są w miejscach, do których wejście niegdyś było nie do pomyślenia.
Pozostając w temacie sobotniego świętowania – co sądzi pan o filmach spod stadionu, wokół których zrobiło się dużo szumu? O Piotrze Rutkowskim i piłkarzach, którzy mieli skandować niewybredne hasła na temat innych klubów…
Na początku musielibyśmy ustalić kto faktycznie i co śpiewał, jakie słowa padały z czyich ust? Znam Piotra wiele lat i z mojej perspektywy w ogóle to do niego nie pasuje. To jest bardzo mądry człowiek. Oczywiście, są momenty, gdy pojawia się euforia, jest duży sukces, emocje biorą górę i niektórzy tracą kontrolę. Ale moim zdaniem nie dotyczy to takich ludzi, jak Piotr. Dodatkowo czytałem wczoraj, że odbyły się rozmowy z władzami Rakowa i wszystko zostało wyjaśnione. Dla mnie więc sprawa jest zamknięta.
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii sportowych. Latem Lech startuje w eliminacjach do Ligi Mistrzów, wierzy pan w powodzenie tej misji i awans?
Bardzo bym chciał, aby Liga Mistrzów w końcu zawitała do Poznania, a nawet patrząc szerzej – aby po prostu wróciła do Polski, bo nasza piłka tego potrzebuje. Zadanie będzie jednak niezwykle trudne. Kluczowe w eliminacjach będzie moim zdaniem odpowiednio szybkie skompletowanie kadry, przy jak najmniejszych zmianach w niej samej. Nie możemy rozsprzedać całego zespołu. Kręgosłup drużyny musi zostać utrzymany. To jest zadanie dla działu sportowego na czele z Piotrem Rutkowskim i Tomaszem Rząsą, przed którymi stoi naprawdę duże wyzwanie.
Które pozycje w Lechu wymagają wzmocnień?
Do każdej formacji w Lechu powinien dołączyć minimum jeden klasowy zawodnik. Potrzeba nowego bramkarza – tu kibice mieli chyba najwięcej zastrzeżeń. Ważne będzie pozyskanie nowego stopera, trzeba się bowiem liczyć z potencjalną utratą Lubomira Satki. Odchodzi Kuba Kamiński, Lech znów musi więc rozejrzeć się za nowym skrzydłowym. Oczywiście nie skreślam tych, którzy już są w kadrze, może po okresie adaptacyjnym „odpalą”, podobno do klubu ma też wrócić Jan Sykora po udanym wypożyczeniu do Czech – zobaczymy na ile uda się go trenerowi wkomponować w zespół. Nie wiadomo czy w Poznaniu zostanie Ishak, a tym bardziej Kownacki, któremu kończy się wypożyczenie z Niemiec. Jeśli nie – to trzeba sprowadzić Ishakowi godnego piłkarza do rywalizacji… Nie mamy jeszcze pełnej wiedzy o odejściach z klubu, a to też jest sprawa kluczowa. Pracowników klubu czekają naprawdę pracowite tygodnie.
Czy ten sukces uda się przełożyć na coś trwałego, długofalowego? Widać, jak Lech „grzeje” cały region, mnóstwo ludzi z całej wielkopolski przyjeżdża na Bułgarską. Grzechem byłoby to znów stracić.
Tak jak mówiłem wcześniej – klub potrzebuje teraz stabilizacji na wysokim poziomie. Zarówno sportowym, jak i finansowym. Wszyscy widzimy, co się dzieje – Lechowi idzie dobrze, Lech zwycięża i jest w stanie regularnie zapełniać jeden z największych stadionów w Polsce. A to nie jest przecież nasza ligową codziennością, na innych obiektach komplety są rzadkością. Jeżeli będzie stabilizacja – będzie dobrze.
Lech mistrzem, Warta utrzymała się w Ekstraklasie – udany sezon dla wielkopolskiej piłki. Jak prezes oceniłby postawę Zielonych?
Po tym, co działo się jesienią chyba nawet najwięksi optymiści nie wierzyli w to, że Warta będzie w stanie się utrzymać. A jednak – trener Szulczek odczarował ten zespół. Dobrze przepracowany okres przygotowawczy, trafione transfery i naprawdę ciekawe rozwiązania taktyczne przyniosły oczekiwany efekt. Cieszę się, że w najwyższej klasie rozgrywkowej zostają oba poznańskie kluby i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie obie odsłony derbów obejrzymy już w Poznaniu. Rzecz jasna – na Stadionie Miejskim, bo Warta do „Ogródka” rzecz jasna wrócić jeszcze nie może. Myślę, że oba kluby nauczone doświadczeniem z mijających rozgrywek w przyszłym sezonie będą w stanie wypracować takie porozumienie, które pozwoli cieszyć się Poznaniakom z derbów w swoim mieście dwukrotnie. I rozwiązanie to nie powinno budzić wtedy żadnych kontrowersji wśród innych klubów z całego kraju.
A co z obiektem przy Drodze Dębińskiej? Kiedy Warta wróci do domu?
Szczerze mówiąc – nie wiem. Na pewno nie w przyszłym sezonie. Oczywiście, jakieś środki zostały przez miasto na ten cel zabezpieczone. Ale pamiętajmy też o tym, co się dzieje dzisiaj nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W budownictwie ceny wzrastają w szalonym tempie i za chwilę może się okazać, że koszt przebudowy stadiony wzrośnie o jakieś 50-60%. A niestety – pieniędzy tak łatwo „dosypać” nie można. Pozostaje nam cierpliwie czekać.
Więcej o Lechu Poznań:
- Czy Lech jest wyjątkowym mistrzem?
- Pięciu bohaterów mistrzowskiego sezonu Lecha Poznań
- To była długa droga do mistrzostwa. Pamiętajmy o tym, gdy patrzymy na radość Lecha
fot. Piotr Kucza/400mm.pl