Jak pewnie zdążyliście się zorientować, w polskiej piłce działa Komisja Licencyjna oraz Komisja Odwoławcza ds. Licencji Klubowych. Obie te komisje są od siebie niezależne, więc nic dziwnego, że mogą mieć inną opinię na dany temat. Niestety, aktualnie sytuacja jest – hmm – wręcz patologiczna.
Zapomnijmy na chwilę, że chodzi o Widzew Łódź. To naprawdę nie ma żadnego znaczenia.
Klub X dostał od Komisji Licencyjnej karę w wysokości minus trzech punktów na start nowego sezonu. Komisja Odwoławcza zamieniła minus trzy punkty na 10 000 złotych. Wnioski, które w tym momencie ma prawo każdy wyciągnąć.
1. Komisja Licencyjna wydaje złe decyzje. Czyli jeden organ PZPN podważa zaufanie do drugiego. Bo gdyby decyzja była dobra, to przecież nie trzeba byłoby jej zmieniać. Skoro Komisja Licencyjna popełnia błędy, to jaki jest sens, by traktować ją poważnie?
2. Rozpoczęły się podchody, zakulisowe rozmowy, wicie-rozumicie i nagle decyzja jest inna. Hipoteza, że ktoś kogoś przekabacił ma ręce i nogi. Czy w PZPN właściwy werdykt można sobie wychodzić?
3. Zamiast punktów – kara finansowa (dla klubu, który nie spłaca długów). Wniosek, znowu uprawniony: skasowanie minus trzech punktów kosztowało 10 000 złotych. Gdyby chodziło o sześć punktów, może by było 20 000. Czy werdykty się kupuje? Na zmianie decyzji PZPN po prostu zarobił.
Organy odwoławcze oczywiście są potrzebne, natomiast to nie jest normalna sytuacja. Druga instancja powinna sprawdzić, czy werdykt wydano zgodnie z przepisami, a nie tak motać przy wyroku, żeby na koniec zarobić.