Jak podsumować starcie Realu Madryt z Cadizem? Można bardzo prosto – walenie głową w mur. Królewscy mieli przewagę, mieli pełną kontrolę, ale zabrakło im najważniejszego – pomysłu na to, jak złamać defensywę gości. Nie da się tego wytłumaczyć absencją niektórych piłkarzy.
To nie jest tak, że Real zmarnował kilkanaście doskonałych sytuacji. Takie dobre okazje można właściwie policzyć na palcach jednej ręki, bo cała frustracja rodziła się jeszcze przed oddaniem strzału na bramkę Ledesmy. Argentyński golkiper zaliczył parę naprawdę udanych interwencji, wyjął między innymi bombę Valverde zza pola karnego. Należy jednak podkreślić, że większość roboty odwalali za niego obrońcy, którzy udanie blokowali kolejne ofensywne zapędy podopiecznych Carlo Ancelottiego.
Sam Włoch może mieć pretensje nie tylko do zawodników, lecz i do siebie. W końcu reagowanie na boiskowe wydarzenia nie szło mu chyba najlepiej. Przeprowadził tylko dwie zmiany, a pierwszą w 70. minucie. Dość późno, szczególnie jeśli zwrócimy uwagę na wynik, który utrzymywał się przez całe spotkanie. Co więcej, Ancelotti nie zmienił też samego planu gry. Jak Real Madryt zaczął próbować zdobywać pole karne Cadiz kolejnymi centrami, tak właściwie nie mógł przestać. Nie potrafił również dostrzec tego, że nie przynosi to żadnych efektów.
Ile pand dzisiaj poległo?
Gdyby za każdą nieudaną centrą Vazqueza szła śmierć pandy, gatunek ten wypisałby się z ziemskiego jestestwa. Hiszpan tak nakręcił się na wrzucanie piłki w pole karne, że nikt nie potrafił go od tego pomysłu odpędzić. W konsekwencji tego Cadiz miało o tyle proste zadanie, że na każde tego typu zagranie mogli reagować jednakowo – o piłka, wybijemy, za minutę wróci i znowu spróbuje.
Podobnie konsekwentny w swoich działaniach był dzisiaj Vinicius Jr., który niespodziewanie dostawał dzisiaj oklep od obrońców Cadiz. Brazylijczyk wiele razy przegrywał rywalizację na swojej stronie, a jego dryblingi były nieefektywne. O strzałach trudno cokolwiek powiedzieć, bo ich w zasadzie nie było – Real Madryt dopadła w tym starciu jakaś ogólna apatia, która trawiła nawet najlepszych zawodników.
Dość powiedzieć, że na podobnym poziomie grał Karim Benzema. Zwykle dostarczał show najwyższego poziomu, a dzisiaj głównie snuł się na boisku, schowany między kolejnymi defensorami Cadiz. Nie można powiedzieć, żeby Francuzowi grało się dzisiaj łatwo, ale też sam fakt, że nie potrafił znaleźć sobie miejsca, dużo mówi o tym, jak wyglądał ten mecz.
Goście bronili się naprawdę umiejętnie. Królewscy oddali aż 36 strzałów, ale tylko 25% z nich leciało w ogóle w światło bramki. Takiego konkretnego zagrożenia było jeszcze mniej, bo statystyka ta zawiera również śmieszno-straszne próby, przy których Ledesma mógł się tylko łagodnie uśmiechnąć.
Dla porównania warto dodać, że piłkarze Cadiz zablokowali aż 15 strzałów. Byli wszędzie tam, gdzie zawodnicy Realu Madryt i stwierdzenie, że na ten punkt dzisiaj zasłużyli, wcale nie będzie nagięciem rzeczywistości. Grali bardzo prosto, grali z całkowitym ukierunkowaniem na defensywę, ale też z poświeceniem, na które chyba żaden gracz stołecznej ekipy nie potrafił się dzisiaj zdobyć.
Czy z Edena Hazarda będą jeszcze ludzie?
Ten mecz był prawdopodobnie ostatnią szansą na to, by Eden Hazard pokazał się w pierwszym składzie. Ostatni raz zagościł tam we wrześniu, gdy Real grał z Sheriffem w Lidze Mistrzów. Niestety, trudno określić poczynania skrzydłowego mianem udanych. W pierwszej połowie można było nawet odnieść wrażenie, że gra on swój własny mecz.
Na wierzch wyszły wszystkie braki Belga, przede wszystkim te, które dotyczą motoryki. Zero przyspieszenia akcji, jakiegoś zrywu, ruszenia z piłką i zdobycia kilku metrów. Raczej na stojąco z nadzieją na to, że kolega z drużyny pójdzie na obieg. Jak można się domyślić, niewiele dobrego z tego wynikało.
Później było trochę lepiej, to też Belgowi trzeba oddać. Zagrał błyskotliwą piłkę, dał jakiś konkret. Tylko to wszystko działo się na tle bardzo przeciętnego – ogólnie rzecz ujmując – zespołu. Ktoś poważniejszy niż Cadiz raczej nie zostawiłby mu tyle luzu, miejsca i czasu a to jego Hazard najbardziej potrzebuje, by móc realnie zaistnieć w spotkaniu.
Do tego cieniem kładą się dwie zmarnowane okazje, które Belg w swojej normalnej dyspozycji powinien zamienić na gola. Generalne wrażenie pozostawił zaś takie, że ludzie z niego mogą być. Ale na pewno nie na poziom Realu Madryt, Chelsea albo innego topowego klubu europejskiej piłki. Hazard na ten poziom raczej już nie wiedzie, nie ma windy, która pomogłaby we wciągnięciu go na to miejsce.
Mówimy w końcu o graczu 30-letnim, którego ostatnie lata naznaczone są nie stabilizacją, lecz kolejnymi urazami i nieudaną walką o powrót do formy. To obraz bolesny, tak jak bolesne dla Realu Madryt było dzisiejsze starcie z Cadiz. Z perspektywy Królewskich – dobrze, że reszta ligi goni ich w żółwim tempie.
REAL MADRYT 0:0 CADIZ
Czytaj także:
Fot.FotoPyk