Przed startem sezonu Florentino Perez postawił na Carlo Ancelottiego. Włoch miał odświeżyć zespół osierocony po odejściu Zinedine’a Zidane’a. Powroty bywają trudne i choć Królewscy przewodzą ligowej stawce, to przed przerwą na kadrę dopadła ich zadyszka. Problemy są widoczne i Carletto nie zamiata ich pod dywan. Dlaczego Real Madryt gra nierówno? Czy mają potencjał na odzyskanie mistrzostwa? To chwilowa zadyszka czy początek horroru?
Pod kątem wyników Real dobrze rozpoczął ten sezon. Siedem pierwszych spotkań przyniosło sześć zwycięstw i remis. Sama gra mogła jednak budzić wątpliwości. Z jednej strony kilku piłkarzy osiągnęło bardzo wysoki poziom i Królewscy potrafili wysoko wygrywać spotkania. Z drugiej – brakowało stabilizacji. Tak jak Adam Małysz zwykł powtarzać o oddaniu dwóch równych skoków, tak Real nie potrafił zaprezentować się dobrze w obu połowach. Wyniki w trzech ostatnich spotkaniach odkryły brudy, które wcześniejsze mecze zamiotły pod dywan.
VINICIUS, BENZEMA I ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA WYNIKI
Dyskusję na temat pracy każdego szkoleniowca należy wyważyć. W przypadku Ancelottiego należy docenić kilka aspektów. Nie sposób przejść obok przemiany Viniciusa. Wcześniej był kojarzony głównie z marnowaniem dogodnych okazji. Nie miał problemów ze znajdowaniem wolnych przestrzeni, potrafił wiele zdziałać w pojedynkę, zazwyczaj wszystko układało się doskonale do momentu ujrzenia gościa w rękawicach. Pewnie nawet Ancelotti nie spodziewał się nagłej eksplozji formy Brazylijczyka.
Skąd ta nagła zmiana? Od dawna wiadomo, że Vinicius krytycznie oceniał swoją grę. Włkoch obdarzył go większym wsparciem niż jego poprzednik. Tłumaczył, że piłkarzy, którzy potrafią zdobyć bramkę w piątym lub szóstym kontakcie z piłką jest wielu. Ciężej o zawodnika, któremu wystarczą maksymalnie dwa kontakty z piłką. Połączenie dwóch elementów – ciężkiej pracy piłkarza i trafnych wskazówek trenera – dało niesamowite efekty. W tym Brazylijczyk sezonie rozegrał dziesięć spotkań. Zdobył pięć bramek i zaliczył cztery asysty. Warto również porównać statystyki ligowe z tego sezonu, do tych które osiągał w poprzednich latach:
- 21/22 – 5 bramek i 3 asysty,
- 20/21 – 3 bramki i 5 asyst,
- 19/20 – 3 bramki i 2 asysty,
- 18/19 – 1 bramka i 2 asysty.
To już w zasadzie przesądzone, że zaliczy swój najlepszy sezon pod względem liczb. Większy spokój pod bramką to tylko jeden z elementów pozytywnej przemiany. Vinicius częściej zalicza kluczowe podania. Skuteczniej drybluje i pod tym względem na tle wszystkich piłkarzy Primera Division wypada wyśmienicie.
UNIWERSUM BEZ SUPERBOHATERÓW. NOWY SEZON LA LIGA
Piłkarze z największą liczbą udanych dryblingów:
- Nabil Fekir – 25
- Vinicius Junior – 25
- Javi Galan – 23
Statystyki wszystkiego nie oddają. Wcześniej większości jego zagrań towarzyszył chaos. Teraz sprawia wrażenie bardziej spokojnego. Należy brać poprawkę na to, że wciąż jest młodym piłkarzem, któremu będą przydarzać się słabsze spotkania. W lipcu skończył dwadzieścia jeden lat. Ma już na koncie 128 spotkań w pierwszej drużynie Realu Madryt. Sama liczba meczów nie sprawia, że piłkarz dojrzewa, ale wydaje się, że przynajmniej częściowo zaczął korzystać z doświadczenia, które posiadł. Przy jego wrodzonej szybkości już teraz niełatwo go zatrzymać, a pole do rozwoju pozostaje duże.
Grono piłkarzy, którzy skorzystali na współpracy z Ancelottim nie zamyka się na jednym nazwisku. Marco Asensio po przesunięciu do środka pola pokazał się z dobrej strony. Trener Realu zauważył, że Hiszpan nie ma już przyspieszenia, z którego słynął na początku kariery. Grając w środku, nie potrzebuje już takiego depnięcia. Niestety Asensio nadal ma problemy ze zdrowiem, które uniemożliwiają mu utrzymanie wysokiego poziomu.
Kolejnym beneficjentem współpracy z Ancelottim jest Fede Valverde. Gra na wielu pozycjach i co do zasady nie zawodzi. Jednak dyspozycja Karima Benzemy przebija wszystko. W wieku trzydziestu trzech lat osiągnął szczyt formy. Dziewięć bramek i siedem asyst w ośmiu spotkaniach ligowych to niesamowity wynik. Praktycznie w pojedynkę przesądza o losach meczów i nie zostawia żadnego pola do krytyki.
Liderzy punktacji kanadyjskich (ligi TOP5):
- Karim Benzema 9+7,
- Erling Haaland 7+4,
- Mo Salah 7+3,
- Ciro Immobile 6+2,
- Amine Gouri 5+3.
Innym plusem pracy Ancelottiego jest sprawienie, że piłkarze czują się odpowiedzialni za wyniki. Nie ma podziału „my i on”. W budowie więzi z piłkarzami Włoch jest specjalistą. Potrafi rozluźnić atmosferę barwnymi porównaniami. Kiedyś porównał mecz piłkarski do spotkania lwa z gazelą. „Gdy lew chce dorwać gazelę musi biegać tak szybko jak to możliwe. Pamiętajcie. Nieważne, czy w meczu jesteście gazelą, czy lwem i tak musicie biegać”.
Jedynym piłkarzem, który za nim nie przepada jest ponoć Isco. Hiszpan liczył, że będzie grał więcej, ale Ancelotti nie jest pierwszym trenerem, który woli stawiać na innych zawodników. Isco nie należy do tytanów pracy. Jego mowa ciała wskazuje często obojętność. Od lat zawodzi. Kiedyś Ancelotti porównał go do Zidane’a. Dziś takie porównaniu rozbawiłoby do łez. Isco pewnie pamięta tamte słowa i zastanawia się, jak można trzymać na ławce Zidane’a z Benamaldeny.
Włoch w szatni poszukuje partnerów. Wie, że sam nie jest w stanie efektywnie zarządzać szatnią. W pierwszym okresie pracy w Realu zaangażował w ten proces Casillasa, Ronaldo, Pepe i Ramosa. Dziś nie ma ich już w klubie, więc musiał znaleźć nową prawą rękę. Benzema w wywiadzie dla L’Equipe wspomniał o tym, że często rozmawia z Carletto na temat niuansów taktycznych i przyszłości Królewskich. Jednak ich relacja nie ogranicza się wyłącznie do pogaduszek. Benzema stara się pomagać trenerowi przy wprowadzaniu młodych piłkarzy. Pamięta, jak sam miewał problemy z odnalezieniem się w wielkim klubie. Zapewne nie chce, by młodsi koledzy popełniali jego błędy.
DOBRA. TO TERAZ O PROBLEMACH
Real nie wygląda najlepiej w kwestii bronienia dostępu do własnej bramki. Trudno wymienić jednym tchem kluby, które straciły mniej bramek w tym sezonie, ale spróbujcie. Real Betis, Rayo, Valencia, Espanyol, Elche, Real Sociedad, Barcelona, Atletico, Athletic, Sevilla oraz Villarreal. Lista ta jest zdecydowanie zbyt długa, jak na klub myślący o odzyskaniu mistrzostwa. Problem jest złożony. Najłatwiej wszystko zrzucić na zostawianie wolnych przestrzeni. Ancelotti chciał odbierać piłkę wyżej. Grać odważniej, ale takie podejście okazało się mieczem obusiecznym.
Przez wiele lat inne zespoły mogły traktować środek pola Realu Madryt jako punkt odniesienia. Czas nie jest z gumy i nie oszczędza Kroosa, Casemiro i Modricia. Urazy i dyspozycja tej trójki sprawiły, że Ancelotti musi kombinować. W tym sezonie swoje szanse otrzymali: Federico Valverde, Eduardo Camavinga, Isco, Marco Asensio i Antonio Blanco. Valverde stracił połowę poprzedniego sezonu. Camavinga jest nowy w zespole. Isco mentalnie jest po drugiej stronie rzeki. Dla Asensio to nowa pozycja. Antonio Blanco stawia pierwsze kroki w dorosłej piłce. To pokazuje, że choć nazwisk nie brakuje, to decyzje nie należą do łatwych.
W obronie również następują duże rotacje. W tym sezonie na prawej stronie obrony występowali: Dani Carvajal, Lucas Vazquez, Fede Valverde. Na lewej: David Alaba, Nacho Fernandez, Marcelo (tylko dwie minuty) i Miguel Gutierrez. W klubie czekają na Ferlanda Mendiego, który mógłby obsłużyć lewą obronę oraz środek. Wszystkie kombinacje alpejskie — te wynikające z wizji trenera, jak i problemów z kontuzjami — wpływają na funkcjonowanie całego bloku obronnego. W klubie nie ma Ramosa. Odszedł Varane. Sprowadzono tylko Alabę, który jeszcze nie raz pomoże Realowi, ale nie ma łatwego zadania. U jego boku zwykle występuje Eder Militao, którego adaptacja trwała bardzo długo i też nie wiadomo, jak potoczą się jego losy.
Tak prezentowała się obrona Realu w meczach ligowych:
- Alaba – Nacho – Militao – Lucas
- Alaba – Nacho – Militao – Lucas
- Gutierez – Alaba – Militao – Carvajal
- Gutierez – Nacho – Militao – Carvajal
- Nacho – Alaba – Militao – Carvajal
- Gutierez – Alaba – Militao – Nacho
- Nacho – Alaba – Militao – Valverde
- Nacho – Alaba – Militao – Lucas
Kibice Realu Madryt zdążyli już przywyknąć do ponadprzeciętnej liczby kontuzji, ale z pewnością jej nie akceptują. Powrót Antonio Pintusa miał uratować sytuację. Na ten moment efektów nie widać. Lista kontuzjowanych się nie zmniejsza. Mięśnie i stawy wielu zawodników trzymały się dosłownie na trytytkach, więc nie można się dziwić, że dochodzą kolejne urazy. A może być ich jeszcze więcej. Real będzie grał praktycznie co trzy dni. Do tego należy dodać, że część zawodników wyjeżdża na zgrupowania reprezentacji. Obciążenia są olbrzymie. Nie dziwi, że Thibaut Courtois krytycznie podchodzi do liczby spotkań, które muszą rozgrywać zawodowi piłkarze.
Uzależnienie wyników zespołu od dyspozycji jednego piłkarza nie jest niczym dobrym. Dużo będzie zależeć od tego, czy Benzema będzie w stanie utrzymać wyśmienitą formę na przestrzeni całego sezonu. Nie można wykluczyć, że pojawią się również gorsze momenty. Należy pamiętać, że Karim Benzema przez lata odpoczywał podczas przerw reprezentacyjnych. Nie wiadomo, jak zareaguje jego organizm na dodatkowy wysiłek. Kontuzja Benzemy mogłaby pogrążyć Real. Dziś Królewscy są uzależnieni od Francuza. Zdystansował swoich konkurentów do tego stopnia, że niektórzy kibice LaLigi mogli zapomnieć o czekających na kolejne szanse Joviciu i Mariano „czy się stoi, czy się leży” Diazie. Skrzydłowi powinni ściągnąć część ciężaru zdobywania bramek z barków Benzemy. Vinicius zaczął dokładać swoje trzy grosze. Rodrygo trafia głównie wtedy, gdy słyszy hymn Ligi Mistrzów, a najstarsi górale nie pamiętają, kiedy Eden Hazard rozegrał w pełnym wymiarze pięć spotkań z rzędu. Jest jeszcze Asensio, który mógłby wrócić do gry na nominalnej pozycji, o ile pozwoli mu na to jego zdrowie.
NA TLE POPRZEDNIKA
Zidane nie był najlepiej traktowany przez dziennikarzy. Często niesłusznie. Ostatni sezon Francuza nie był wybitny. Był solidny, ale nic poza tym. Półfinał Ligi Mistrzów i wicemistrzostwo Hiszpanii to przyzwoite wyniki. Mierzył się z podobnymi problemami, jak obecny trener. Kontuzje stale zbierały żniwa. Sezon wcześniej zdobył mistrzostwo, bazując na żelaznej defensywie. Z drugiej strony mógł sobie zarzucić, że rozwój niektórych piłkarzy został zatrzymany. Z jednego powodu Ancelotti będzie miał trudniej od Zidane’a. Francuz na Estadio Santiago Bernabeu był człowiekiem instytucją. Po prostu nie wypadało go zwolnić. Włoch ma zupełnie inną pozycję. Niepowodzenia w innych klubach sprawiły, że łatwiej będzie uczynić go kozłem ofiarnym. Pod kątem walki o mistrzostwo możliwe, że lepszym wyborem byłby Antonio Conte. Jednak Perez zdecydował się na trenera bardziej w typie miłego wujka niż złego policjanta. Kolejne tygodnie zweryfikują tę decyzję. Prawdopodobnie Conte w pierwszej kolejności skupiłby się na grze obronnej, z którą teraz Real ma olbrzymie problemy. Może jego zespół nie zdobyłby czterech bramek z Deportivo Alaves, pięciu z Celtą, sześciu Mallorką, ale niewykluczone, że wypunktowałby Espanyol i Sheriff.
Ancelotti pozostaje w grze, ale Perezowi z pewnością nie jest do śmiechu. W przeszłości prezes Realu ciężko znosił słowa, które usłyszał po porażce z Espanyolem „To nie był przypadek. Dzisiejsza porażka nie jest przypadkiem. Nie graliśmy dobrze, zasłużyliśmy na przegraną”. Zwykle tego typu słowa traktował jako policzek i motywację do poszukiwań nowego trenera. Niewykluczone, że już teraz zastanawia się nad opcjami A, B i C.
CZYTAJ TAKŻE:
PAWEŁ OŻÓG
fot. Newspix