Reklama

PRASA. Zieliński: Czasem trzeba dostać po pysku, by to zrozumieć

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

20 listopada 2021, 06:46 • 9 min czytania 6 komentarzy

Pytano mnie, czy trenerzy w moim wieku nie są wypaleni. Nie rozumiem takiej dyskusji. Mam wrażenie, że w Polsce nie ceni się doświadczenia, ludzi, którzy coś w piłce osiągnęli. Bo ja przecież nie wypadłem z kapelusza, trochę w futbolu zrobiłem. Może i było to już parę lat temu, ale w piłkę w dalszym ciągu gra się po jedenastu, na dwie bramki. Myślę, że pewne rzeczy demonizujemy. Choćby wiek – mówi Jacek Zieliński w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Zieliński: Czasem trzeba dostać po pysku, by to zrozumieć

„SPORT”

Forma Piasta Gliwice faluje, a w tej kolejce trzeba zmierzyć się z liderem. Czy Piast znajdzie sposób na Lecha?

Porażka w fatalnym stylu z Wartą – i to jeszcze przed własną publicznością – mogłaby zmobilizować i zmotywować gliwiczan, gdyby… kolejny mecz odbył się tydzień później. A jako że odbywa się dwa tygodnie później, to sportowa złość zdążyła się rozmyć. W dodatku po każdej przerwie reprezentacyjnej forma drużyny to zawsze pewna niewiadoma, bo trening to jedno, a mecz – drugie. – Niewiadomą jest, jak będziemy się prezentowali na  tle Lecha Poznań. Patrząc na to, jak to wyglądało wczoraj i w poprzednich dniach na treningu, to wydaje się, że jesteśmy w bardzo dobrej dyspozycji – przekonuje Waldemar Fornalik. Szkoleniowiec miał pracowite 2 tygodnie. Nie dość, że musiał pracować z zespołem nad mankamentami, które było widać ostatnio, ale i przygotować Piasta na najbliższe tygodnie, czyli ostatnią część rundy. – Na pewno dużo pracowaliśmy, ale również z myślą o tym, że rezultaty nie mogą procentować dopiero w przedostatnim czy ostatnim meczu. Musimy być przygotowani i być w dobrej dyspozycji już na mecz z Lechem – dodaje Fornalik. 

Górnik kontra Legia. Klasyk nieco wyblakły, ale wciąż podgrzewający obie strony. Jesus Jimenez cieszy się z tego, że kibice jednak będą na stadionie.

Reklama
Jakie nastawienie przed meczem z Legią?

– Jak zawsze, podchodzimy do meczu z zamiarem zdobycia trzech punktów. Wiemy, że to specjalne spotkanie dla naszych kibiców i zespołu, chcemy zwyciężyć. Zdajemy sobie sprawę, ile ten mecz znaczy dla naszych fanów. W czasie pandemii w poprzednim sezonie nie mogli oglądać meczów, teraz jest inaczej, chcemy dla nich wygrać.

Na ile ważne dla was jest to, że nie ma bojkotu, Torcida dogadała się z klubem i będzie normalny doping?

– Wiemy jak ważny dla kibiców jest Górnik, trenujemy i gramy dla naszych fanów. Nie ma teraz bojkotu, jest pauza, bo to specjalny mecz dla wszystkich, także dla nas. Myślę, że będzie bardzo dobra atmosfera.

Ruch obawia się, że Chorzów nie dorzuci się do klubowej kasy. Kibice wzywają prezydenta miasta do dotrzymania obietnicy.

Przynajmniej raz dotrzymaj słowa. Daj co obiecałeś dla dumy Chorzowa – tej treści transparent zawisł wczoraj na chorzowskim rynku przy punkcie rejestracji pojazdów, naprzeciwko Urzędu Miasta. To odpowiedź kibiców na coraz mocniej krążące pogłoski, jakoby magistrat nie zamierzał przeznaczyć w przyszłym roku na Ruch ani złotówki, a adresatem słów z transparentu jest oczywiście prezydent Andrzej Kotala. Fanatycy „Niebieskich” praktycznie na każdym meczu „pozdrawiają” go, nie mogąc pogodzić się z rezygnacją miasta z budowy nowego stadionu przy Cichej, który prezydent niejednokrotnie obiecywał. Teraz mogą otrzymać ku temu kolejny powód.

Brak nowego stadionu włodarze Chorzowa tłumaczą względami finansowymi, reformą podatkową wprowadzoną w połowie 2019 roku przez rząd. Teraz argumentem jest „Nowy Ład” wdrażany przez PiS, również uderzający samorządy po kieszeni i z nim ściśle powiązane są doniesienia, jakoby miasta nie było stać na wsparcie Ruchu. Pierwsze głosy brzmiały kategorycznie, że kasy z magistratu dla klubu nie będzie. Teraz – może, może… Ale to wciąż mało. – Jest za wcześnie, aby spekulować o kształcie budżetu. Budżet wciąż się tworzy, a sesja budżetowa dopiero w grudniu. Jedno jest pewne: wpływy do budżetu Chorzowa będą mniejsze o kilkadziesiąt milionów złotych. Wszystko przez kolejne, negatywne dla samorządów, rządowe zmiany podatkowe – mówi Kamil Nowak, rzecznik chorzowskiego Urzędu Miasta.

Reklama

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Podolski pod ostrzałem krytyki, ale czy słusznie? Oczekiwania na pewno były większe, natomiast czy Podolski jest winny wszystkiemu co złe?

Kierownika drużyny Górnika denerwuje, gdy słyszy głosy, że Podolski przyjechał do Zabrza na emeryturę. – Ktoś sobie myśli, że on wpadnie na trening indywidualny w czwartek, w piątek poćwiczy z drużyną, a w sobotę wyjdzie na mecz. Tak to nie wygląda – prostuje Skutnik. – Narosło wiele mitów wokół jego udziału jako juror w niemieckiej telewizji, a z tego powodu nie opuścił żadnego treningu. Zabrakło go jedynie wtedy, gdy w Niemczech zaraził się koronawirusem i trafił na kwarantannę.

Mariusz Kondak, były trener analityk Wisły Kraków i Wisły Płock, specjalnie dla PS obejrzał wszystkie dziewięć spotkań ligowych Podolskiego od początku sezonu. Zwraca uwagę, że być może jako lewonożny zawodnik powinien być częściej ustawiany na prawej stronie. Kondak: – Jeśli uwzględnimy statystyki dotyczące expected goals, to Podolski ma zaledwie jedną niewykorzystaną „dużą szansę”. Chodzi o okazję z drugiej połowy meczu z Wisłą Kraków. Czy można narzekać na jego nieskuteczność, skoro nie miał zbyt wielu sytuacji? Podczas około 80 procent czasu meczu Podolski porusza się bliżej lewej strony, w niektórych przypadkach, jak druga połowa spotkania z Radomiakiem jest ustawiony po prawej lub znajduje się tam przez kilka minut gry w konsekwencji wymienności pozycji. Znając jego charakterystykę, czyli korzystanie z lewej nogi, oraz obserwując go epizodycznie po prawej stronie, jej zmiana mogłaby być detalem, który wywoła pozytywny efekt. Wyobraźmy sobie Podolskiego na prawej stronie, gdzie w prosty sposób może sobie otworzyć drogę do dryblingu. Nie musi wtedy uciekać rywalowi wzdłuż linii, a kontrolując piłkę lewą stopą przy użyciu balansu ciała ścinać do środka. Wtedy w strefie centralnej przed polem  karnym ma większe szanse wykorzystać siłę swojego strzału. Próbkę tego zobaczyliśmy dopiero w ostatnich meczach z Zagłębiem oraz Radomiakiem. 

Artur Boruc wraca do składu. Jeśli on nie pomoże Legii, to już nie wiadomo co miałoby przynieść Legii coś pozytywnego.

Dokładnie po dwóch miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją pleców 41-letni bramkarz ma wrócić do gry i wystąpić w niedzielnym meczu w Zabrzu. Ostatni raz zagrał 21 września w wygranym 3:1 spotkaniu ligowym z Górnikiem Łęczna. Bez niego w bramce stołeczna drużyna przegrała wszystkie sześć ekstraklasowych meczów i osunęła się na przedostatnie miejsce w tabeli. O tym, jak ważny jest Boruc na boisku, nikogo nie trzeba przekonywać – bilans z nim w bramce to osiem zwycięstw, dwa remisy i trzy porażki. Bez niego cztery wygrane, remis i dziewięć porażek. I tu nie chodzi o to, by krytykować młodziutkich i niedoświadczonych Cezarego Misztę oraz Kacpra Tobiasza, którzy robią, co mogą, by godnie zastępować mistrza, ale w sytuacjach najcięższej próby potrzebni są właśnie tacy zawodnicy jak Boruc.

– Gdybym w ogóle miał wskazywać jakiekolwiek plusy tych ostatnich tygodni, to jednym z najważniejszych byłby powrót do treningów Artura. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, zagra w Zabrzu. Kiedy jest z nami na murawie, od razu widać jakość w bramce i ma to przełożenie na całe boisko – powiedział niedawno trener warszawskiego zespołu Marek Gołębiewski. 

Rozmówka z Dawidem Szulczkiem, nowym trenerem Warty. Trochę o tym, dlaczego w ogóle w tak młodym wieku został trenerem. Ale też kilka wątków stricte warcianych.

Jest pan często nazywany „polskim Nagelsmannem”. To wynika głównie z tego, że jest pan najmłodszym trenerem w Polsce z licencją UEFA Pro, czy może faktycznie wzoruje się pan na niemieckim szkoleniowcu?

Myślę, że chodzi o to, że po prostu jestem najmłodszym trenerem z taką licencją. Poza tym ktoś kiedyś dorobił do tego teorię, bo Nagelsmann grał trójką obrońców z tyłu. Przez pewien okres graliśmy tak w Wigrach, stąd takie porównania. Oczywiście, obserwowałem i analizowałem, jak grało Hoffenheim i RB Lipsk pod wodzą Nagelsmanna, ale uważam, że to inna skala. Mówiąc o Bundeslidze i ekstraklasie, mówimy trochę o innym sporcie.

Jak ocenia pan obecną sytuację Warty w tabeli? Jest tragiczna, czy może nie jest tak źle?

Patrzę na to w ten sposób, że gramy w sobotę z Wisłą Płock, a potem zostanie nam jeszcze 19 spotkań do rozegrania. Uważam, że to całkiem dobra informacja, że mamy przed sobą 20 meczów, w których możemy zdobywać punkty.

A jakby pan chciał, żeby funkcjonowała drużyna Warty? Już w najbliższym meczu zamierza pan mocno namieszać w taktyce i w personaliach?

Myślę, że trener Tworek to dobry fachowiec, który znał szatnię i wiedział, kto może gwarantować najlepsze wyniki. Stawiał więc na najlepszy skład oraz dobierał taką taktykę, która jego zdaniem była najskuteczniejsza. Na pewno nie dokonam pięciu zmian w składzie i nie będę odwracał taktyki do góry nogami. Wiem, że chciałbym kontynuować sporą część pracy, która była wykonywana przez trenera Tworka i jego sztab, ale oczywiście chciałbym także wprowadzić swoje elementy, bo uważam, że obecni piłkarze są w stanie je wykonać. Skupię się na pewno na grze ofensywnej, choć wiem, że na to potrzeba czasu.

Duża, wielowątkowa rozmowa z Jackiem Zielińskim po powrocie do Cracovii. Skoro przed momentem było o trenerze najmłodszym, to teraz o trenerze najstarszym w Ekstraklasie.

Jakie to były dwa lata? Czuł pan, że znalazł się na uboczu?

Do końca bym tak tego czasu nie nazwał. Pracowałem w innej formie, jednak cały czas byłem blisko piłki. Obejrzałem więcej spotkań niższych lig, poza tym jeździłem na konferencje, szkolenia, treningi pokazowe. Czasem tak się zdarza, że trzeba zresetować głowę, przemyśleć pewne rzeczy, popatrzeć z boku i wrócić mocniejszym.

Potrzebował pan na to aż dwóch lat?

Nie była mi potrzebna tak długa przerwa, pojawiały się propozycje, ale nigdy nie doszło do fi nalizacji.

Był moment, w którym pomyślał pan: może już nie wrócę? 

Nigdy nie miałem takich myśli. Zawsze w siebie wierzyłem i wierzę, wiem, że mogę dać Cracovii jeszcze wiele dobrego. Pytano mnie, czy trenerzy w moim wieku nie są wypaleni. Nie rozumiem takiej dyskusji. Mam wrażenie, że w Polsce nie ceni się doświadczenia, ludzi, którzy coś w piłce osiągnęli. Bo ja przecież nie wypadłem z kapelusza, trochę w futbolu zrobiłem. Może i było to już parę lat temu, ale w piłkę w dalszym ciągu gra się po jedenastu, na dwie bramki. Myślę, że pewne rzeczy demonizujemy. Choćby wiek. Zawsze byłem zwolennikiem otaczania się młodymi ludźmi, dobierałem do sztabu młodych chłopaków, którzy mogli przy mnie się rozwijać i rosnąć. To daje dobrą mieszankę energii, bo doświadczenie też jest ważne. Zawsze jednak najważniejszym kryterium są wyniki – to jest niezmienne i nie zależy od rocznika. Życie trenerskie naprawdę nauczyło mnie pokory, spokoju w osądach. Każdy na własnej skórze musi tego doświadczyć, czasem dostać po pysku, żeby to zrozumieć.

Kiedy najmocniej dostał pan po pysku?

Było kilka strzałów, po których człowiek był zamroczony. Choćby w momencie zwolnienia z Lecha, Arki czy Cracovii. Nie ma sensu nad tym rozpaczać, czasem z porażek wyciąga się najcenniejsze wnioski. Bo sukcesy usypiają, człowiek staje się mniej czujny.

„SUPER EXPRESS”

Naczelny ekspert Superaka, czyli Jan Tomaszewski, po swojemu – brak Lewandowskiego w kadrze na Węgry to „afera stulecia”, a Sousa jest do zwolnienia

– Niemcy zakwalifikowali się na mundial i mieli w d… baraże. Tam o tym się nie mówiło. Więc Robert, mieszkający na stałe w Niemczech, miał prawo nie znać zasad rozstawień. Ale powinien poznać je na kadrze! Przed meczem z Andorą pewnie powiedzieli sobie z Sousą, że jak wygramy, to na pewno jesteśmy w barażach. I później nie było informacji, bo Robert Lewandowski dopytywał, kiedy możemy być rozstawieni! On moim zdaniem o tym nie wiedział. No, Chryste Panie! Proszę publicznie zadać Lewandowskiemu pytanie, czy wiedział o tym, że jeśli przegramy mecz z Węgrami, to możemy być nierozstawieni – łapie się za głowę Tomaszewski, który nie zostawia suchej nitki na Paulo Sousie, od którego żąda dymisji. – On jest pierwszym winnym całej afery – kończy Tomaszewski.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...