Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2015, 14:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

400 tysięcy euro, czyli ponad 1,6 miliona złotych kosztowała urodzinowa impreza Cristiano Ronaldo. No ale trzydziestkę kończy się w życiu raz (ha, cóż za odkrycie) i musiało być na bogato.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Kilka godzin wcześniej Portugalczyk zanotował katastrofalny występ przeciwko Atletico Madryt. Jak wyliczyła gazeta „AS”, zanotował 19 strat, 0 odbiorów i oddał tylko jeden strzał, niecelny. Zaledwie dwa razy spróbował dryblingu, raz skutecznie.

Co te liczby mają ze sobą wspólnego? Zdaniem wielu osób, jeśli ktoś 19 razy stracił piłkę i przerżnął mecz 0:4, to nie ma prawa kilka godzin później hucznie biesiadować. W wielu przypadkach moje myślenie byłoby podobne. W wielu, ale nie w tym.

Pytanie brzmi: czy można wymyślić lepszy termin niż w dniu przegranego meczu?

Odpowiedź brzmi: nie, nie można.

Reklama

To znaczy da się trzydzieste urodziny wypadające w lutym zorganizować w czerwcu, ale powiedzmy sobie szczerze: byłoby to całkowicie bez sensu. Mógł też Ronaldo zrobić imprezę przed meczem z Atletico, ale to by było już całkiem niedorzeczne (prasa by miała używanie!), albo dzień lub dwa dni po nim. Hmm… Dwa dni po meczu z Atletico to jednak ciągle byłoby dwa dni po druzgocącej porażce, więc zarzuty byłyby te same, a dodatkowo byłoby to dwa dni bliżej kolejnego spotkania.

Ronaldo wybrał termin najlepszy z możliwych. Przebieg meczu sprawił, ale optymalna data stała się datą nieszczęśliwą, ale to teraz miał 30. urodziny, to teraz Real ma jeden z niewielu luźniejszych tygodni, gdy nie wypada mu żaden mecz w środę. A że przytrafiła się porażka? I to 0:4? Można tylko Portugalczykowi współczuć, bo jakkolwiek dobrze bawił się na swoim przyjęciu, to gdyby mecz wygrał 4:0 i strzelił w nim cztery gole, bawiłby się po stokroć lepiej. Akurat największy sportowy wstyd ostatnich lat spotkał go w dniu, w którym zaplanował warte 400 tysięcy euro przyjęcie i nie wierzę, że nie zmąciło to atmosfery. Nie wierzę, że nie zjawiła się tam chociaż jedna osoba, która nieroztropnie zapytała: – Hej Cris, co tam się stało?

Internet daje mnóstwo odpowiedzi na temat ludzkiej psychiki. Okazuje się, że ogromna część internautów w razie niepowodzenia w pracy odwołałaby zorganizowane przyjęcie o wartości pięknego apartamentu w Warszawie. Zamiast tego zamknęłaby się w czterech ścianach i po cichu smuciła. Ktokolwiek spartoli robotę o 10 rano, o północy uśmiecha się co najwyżej półgębkiem. Mówi do kumpla: – Stary, dzisiaj nie baluję. Nie uwierzysz! Wysłałem plik bez załącznika i była obsuwa! Jak wyglądałbym przed szefem i jak przed klientami firmy?

Podczas gry Ronaldo nie sprawiał wrażenia zawodnika, po którym wszystko spływa. Wydawał się najbardziej sfrustrowaną osobą na boisku. Nie sądzę, by męczyła go myśl, czy aby wszystko w knajpie jest dopięte na ostatni guzik. Nie zastanawiał się, czy na pewno odebrał garnitur z pralni, czy drinki będą schłodzone i czy piosenkarz doleciał szczęśliwie z Kolumbii. Wielokrotnie udowadniał, że jest człowiekiem zaprogramowanym na sukces, obsesyjnym profesjonalistą. Po prostu spotkanie mu nie wyszło, to się zdarza i zdarzy się jeszcze 50 razy w karierze. Ale nie miało to związku z urodzinami, lecz z formą Atletico i formą Realu.

Dopiero co zakończył się nadzwyczajny dla Ronaldo rok 2014, dopiero co odebrał „Złotą Piłkę”. Teraz jakieś błazny stają wzdłuż drogi i na prześcieradłach wypisują hasła w stylu „wasz śmiech, nasz wstyd” (straszny wstyd – kibicować drużynie, która wygrała Ligę Mistrzów i jest liderem ligi hiszpańskiej). Byłoby to iście monty-pythonowskie, gdyby nakręcić scenkę, jak Ronaldo z podobnym transparentem chodzi za taksówkarzem, który teraz szczerzy zęby, a pięć godzin wcześniej pomylił drogę, albo za kucharzem, który bawi się na imprezie dziecka, a poprzedniego dnia niechcący dosypał za dużo soli do zupy. Portugalczyk jest aż piłkarzem i tylko piłkarzem. Wykonuje zawód, który wymaga od niego odpowiedniego rygoru, życiowej dyscypliny. Wyniki świadczą, że wykonuje ten zawód bardzo dobrze. Nie sądzę, by do jego obowiązków zaliczało się przeżywanie żałoby wspólnie z kibicami.

Powiedzenie, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ zawsze mnie irytowało, ale to w sumie jedno z najbardziej trafnych zdań na temat sportu, jakie kiedykolwiek napisano. Nagle przestaje mieć znaczenie, kim jest Ronaldo, co osiągnął, jak ciężko pracuje. Przestało mieć znaczenie, że to nie Adriano, który przebimbał karierę, i że to nie byle chłystek, który po końcowym gwizdku szczerzy japę, bez względu na wynik. Problem, bo wziął mikrofon i zaśpiewał.

Reklama

Myślę, że to nie były udane urodziny. Myślę, że Ronaldo był rozdrażniony, zły i że co kilka minut stawały mu przed oczami obrazki z Vicente Calderon. Zgaduję, że temat tego meczu przewijał się podczas rozmów z kolegami. A że nie urządzili sobie kącika płaczu, to akurat całkiem normalne – przy takiej liczbie spotkań, przy tak ciągłej presji, czasami trzeba sobie dać na luz. Bez tego można byłoby zwariować.

A wariaci nie kolekcjonują trofeów.

Najnowsze

Polecane

Czy Świątek i Wiktorowski stanowili najlepszy tenisowy duet ostatnich kilkunastu lat?

Kacper Marciniak
2
Czy Świątek i Wiktorowski stanowili najlepszy tenisowy duet ostatnich kilkunastu lat?

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...