Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

14 października 2021, 20:06 • 5 min czytania 31 komentarzy

Minimalizm potrafi być chorobą. Czymś, co nie pozwala ci osiągnąć tego, na co cię stać. Gdy to tylko taka błahostka jak – powiedzmy – twoje życie, no to trudno, twój wybór. Masz prawo zrobić z danym ci czasem to, co chcesz. Ale gdy odpowiadasz za coś, co jest ważne dla wielu, na przykład – znowu błahostka – milionów Polaków, to już gorzej. Z tym zmagał się od pierwszych dni kadencji Paulo Sousa.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Ale cienka potrafi być granica pomiędzy graniem na strunie minimalizmu, uzasadnionym wymaganiem, a zapętleniem się w krytykanctwie. Gdy dzień po meczu z Albanią, zaraz z samego rana, przeczytałem narzekania szanowanego przeze mnie Tomasza Frankowskiego, że kadra nie robi progresu…

No, ręce mi trochę opadły.

Może dlatego opadły, że chwilę wcześniej przetoczyła się burza wokół braku wyjazdów Paulo Sousy na Ekstraklasę, która mogła być celnym przytykiem, ale gdy nabrała rozmiarów niemal ogólnonarodowej dyskusji – problem proporcji. Może dlatego, że chwilę wcześniej Dariusz Dziekanowski zgłaszał jakieś absurdalne pretensje wobec tego, jak portugalski selekcjoner wykorzystuje Roberta Gumnego, choć portugalski selekcjoner wykorzystywał Roberta Gumnego dokładnie tak, jak szanowny Robert Gumny jest wykorzystywany w Niemczech.

Reklama

Pisałem kiedyś w felietonie: selekcjoner to praca, która ma wiele wymagań, ale w topowej trójce jest posiadanie nie tyle twardych, co ołowiano-kevlarowo-żeliwnych czterech liter. Każdy jest u nas selekcjonerem, a strzelam, że pewnie nie tylko u nas: to jak z tym koszem pod zlewem, niby symbol polskości, a pewnie w tym samym miejscu stoi w innych krajach. Dlatego bycie krytykowanym jest do pewnego stopnia niemal stanem naturalnym w tej robocie. Bierze się z tego, że reprezentacja aż tak wielu obchodzi. Aż takie – używając nowomowy – reprezentacja ma zasięgi, które mogą pięknie wybrzmieć, by wspomnieć choćby bezcenną spajającą rolę kadry Nawałki na Euro latem 2016, na pewno dzięki występowi naszych piękniejszym.

No ale przychodzi moment, kiedy należałoby wstrzymać konie.

Dla mnie po remisie z Anglią Paulo Sousa zasłużył po prostu na trochę więcej kredytu zaufania. A dokładnie na tyle, by teraz jego pojedyncza decyzja – a krytykowany był w gruncie rzeczy za sprawy drugorzędne – nie była dzielona na czworo.

Powiecie: Milewski, mówiłbyś tak, gdyby Szymański nie trafił na 1:1 w ostatniej minucie meczu?

No cóż, ostatnia minuta meczu to – jak ostatnio sprawdzałem – też część meczu. I mam prawo oceniać cały mecz.

Tak, w futbolu czasem jedna akcja może wiele zmienić w tym, jak coś jest postrzegane, ale z Anglią przecież ten remis nie był czymś przypadkowym. Był wynikiem zasłużonym. W przekroju całego spotkania na 1:1 zasłużyliśmy. Dopiero co widzieliśmy Anglię kroczącą do finału Euro, a z nami nie mieli żadnej okazji poza bombą z trzydziestu metrów. A przydarzyło się to drużynie, wokół której pojawiały się uzasadnione żarty, że z przodu może i trafi, ale stracić też potrafi z każdym.

Reklama

Tomasz Frankowski powiedział po Albanii, że ta kadra nie robi progresu.

No cóż, dla mnie właśnie progres jest tym, co najbardziej widać w tej kadrze w ostatnich miesiącach.

Nie zachwycam się 1:0 z Albanią. Ale też lekceważenie tego rywala jest skrajnie niesprawiedliwe. By nie powiedzieć, że jest powierzchownym spojrzeniem na samą Albanię. Za tą nazwą, dla niektórych będącą powodem do lekceważenia, kryje się solidna drużyna, która udowadnia swoją solidność przez cały rok, a najlepiej o jej solidności zaświadczyć mogą Węgrzy, którzy dwukrotnie oberwali w łeb. Nie wszyscy piłkarze Albanii grają w topowych klubach? Cóż, my też swego czasu potrafiliśmy klecić takie drużyny, choćby za wczesnego Leo Beenhakkera. Śmianie się z nich to śmianie się z samego siebie.

Pokonanie Albanii w Tiranie nie jest czymś, co wpisze się do annałów polskiego futbolu. Mecz był tak brzydki, jak tylko mecz brzydki być może, ale tu znowu widziałem konsekwencję w budowie tego zespołu. Przypominam, że to Albania musiała ten mecz wygrać – tylko trzy punkty dawały im przewagę na finiszu eliminacji. A mimo tego, NIE ZROBILI NIC. Nie zagrozili nam poważnie nawet jeden raz. Wojtek Szczęsny mógł wyjść trzy razy w tym meczu na papierosa. Owszem, były błędy ze stratami na własnej połowie, ale też, po pierwsze, zdążyliśmy wrócić i sprawić, by z tego nie było nawet poważnego strzału, a, po drugie, im dalej w mecz, tym było solidniej.

Z Albanią widziałem znowu defensywę rzetelną, tak samo jak z Anglią. Różnica klas drużyn jest tu czymś drugorzędnym – w dwóch ważnych meczach rywal w zasadzie nie był w naszej szesnastce z groźną sytuacją. Przeciw komu byś nie grał – pozdrawiam San Marino – to jest sztuka.

Wiadomo, że Paulo Sousa umie w zmiany, bardzo lubię to uczucie w trakcie meczu, że OK, nie idzie, remisujemy, przegrywamy, ale wiem, że to może się zmienić. Wiem, że jest duża szansa, iż będzie na to właściwa reakcja. To naprawdę znacząco poprawia komfort oglądania spotkania, bo pamiętam taką reprezentację Polski, która jak dostała gonga, to już się nie podnosiła. Może nie leżała na deskach, ale gdzieś tam najwyżej było ją stać na drgawki, zrywy, a nie koherentną, spójną reakcję. W jakimś większym stopniu zaplanowaną. Tu też jest konsekwencja i po tym też sobie sporo obiecuję, w kontekście nadciągających baraży.

Ale to jednak tą defensywną jakość mam za większy atut. Bo kadra Paulo Sousy lubiła fajnie pograć z przodu, a potem kompletnie się rozlecieć przy byle kontrze. To ją pogrążało. A ja do bólu będę przypominał:

Najlepszy wynik reprezentacji Polski w ostatnich dekadach to Euro 2016, kiedy nie graliśmy ładnie. To znaczy, my to tak pamiętamy, ale byliśmy drużyną jednak defensywną. Tu mającą swój największy atut. I to była bodaj największa sztuka trenera Nawałki, że wprowadził porządek w pięknym, ale chaosie eliminacji. Bardzo fajnie ten rozwój widać na meczach z Niemcami:

  • 2:0, niby jedyne zwycięstwo, ale przecież też obrona Częstochowy
  • 1:3, przegrane, ale odważne
  • 0:0, wyrównane, zasłużone, jeden z najlepszych meczów polskiej kadry w XXI wieku, tak naprawdę pod względem stylu znacznie lepszy niż to 2:0.

Gdzieś ten element pogubił się u Nawałki później, co doskonale było widać na mundialu 2018. Moim zdaniem na ofensywce da się zrobić wynik do pewnego momentu, ale defensywa to jak te majtki przy odpływie – odpływ każdej drużynie się przydarzy, odpływem są play-offy, odpływem są finały. To nas często weryfikowało.

Nie wiem jak zakończy się ta kampania. Może Sousa wyłapie 0:3 od Węgier. Może po wyrównanym meczu przegra baraż. Może zdarzy się coś jeszcze. Beatyfikacji nie głoszę.

Ale oceniając na tu i teraz, widzę w reprezentacji to, co chciałbym widzieć:

Realny progres.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

31 komentarzy

Loading...