Reklama

Jose Embalo i Aghwan Papikjan. Z 1. ligi do europejskich pucharów

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

23 sierpnia 2021, 15:10 • 15 min czytania 3 komentarze

Jest połowa lipca 2020 roku. Pierwszoligowcy kończą szalony, przerwany przez pandemię sezon. Chojniczanka Chojnice i Olimpia Grudziądz, czyli solidny klub zaplecza i beniaminek, który celował w baraże, spadają z ligi. W barwach pierwszej z drużyn oglądamy Aghwana Papikjana. Drugą reprezentuje Jose Embalo. Co łączy tych dwóch gości? To, że dokładnie rok później obaj grają w jednym zespole. Ale nie w drugiej lidze polskiej, a w europejskich pucharach. Ormianin i Portugalczyk spotkali się w Erywaniu i dołożyli dużą cegiełkę do historycznego, pierwszego awansu klubu z Armenii do fazy grupowej pucharowych zmagań.

Jose Embalo i Aghwan Papikjan. Z 1. ligi do europejskich pucharów

43. minuta meczu Alaszkiertu z Kajratem Ałmaty. Papikjan dostaje piłkę na boku boiska, zabiera się z nią i dogrywa płasko w pole karne. Embalo już tam jest, spokojnie czeka, aż futbolówka dotrze do jego stopy i kieruje ją do siatki obok bezradnego bramkarza.

https://twitter.com/K_Rogolski/status/1425853984565350404

To mecz rewanżowy eliminacji do Ligi Europy, więc ten gol waży sporo. Kajrat co prawda rzucił się do ataku tak szybko, że wyrównał jeszcze przed przerwą, ale co z tego, skoro kilka chwil po powrocie z szatni Embalo ukąsił po raz drugi. Później pomagali już Kazachowie: dwie czerwone kartki sprawiły, że nawet dowiezienie wyniku 2:2 do końca meczu nie oznaczało spacerku po awans.

Reklama

Alaszkiert w dogrywce dobił rywala i awansował do czwartej rundy kwalifikacji. Ma za sobą pierwszy mecz z Rangers – Embalo i Papikjan wyszli na murawę słynnego Ibrox, a mistrzowie Armenii przegrali minimalnie, 0:1. Jeśli w rewanżu odrobią straty, będzie to wielka sprawa – faza grupowa Ligi Europy. Jeśli nie wciąż zapiszą się w historii, bo Ormianie mają już pewny występ w grupie Ligi Konferencji. Dla przedstawiciela kraju, który jeszcze nigdy nie brał udziału w żadnej wielkiej imprezie, będzie to pierwszy występ na międzynarodowej arenie.

Aghwan Papikjan i Jose Embalo zagrają w Lidze Konferencji

Bez dwóch zdań możemy stwierdzić, że gdyby nie byli piłkarze Olimpii Grudziądz tego sukcesu by nie było. Embalo w pucharach zanotował także asystę z walijskimi Nomadami, która przyczyniła się do przejścia rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W ten sposób, cegiełka po cegiełce, budował się doskonały wynik Alaszkiertu. Ale skąd w ogóle Portugalczyk wziął się w Armenii? To przecież niecodzienne, żeby piłkarz, który spada z drugiej ligi polskiej, trafił do najlepszej drużyny w kraju. Nawet jeśli mówimy o egzotycznym kierunku.

Jestem Ormianinem, więc mam dobre kontakty z tamtejszymi klubami. Razem z bratem w nich graliśmy, poznaliśmy dużo osób. Jose Embalo miał oferty z Polski, ja podpowiedziałem Alaszkiertowi, że warto zwrócić na niego uwagę. Wiadomo, że mistrz Armenii raczej zawodników z drugiej ligi polskiej nie śledzi. Sytuacja była taka, że byliśmy w kontakcie z polskim klubem, ale po weryfikacji właściciela, trenera i dyrektora Alaszkiert się ze mną skontaktował i zaufano mi, że da radę – tłumaczy Wołodia Papikjan, menedżer zawodnika. – Znali mnie już wcześniej, wiedzieli, że jestem szczery i uczciwy. “Józek” miał jeszcze dylemat co do wyjazdu, ale codziennie byłem z nim w kontakcie i w ostatniej chwili zdecydował się na Armenię. W jego przypadku to bardzo dobry ruch, bo każdy zawodnik marzy o tym, żeby zagrać w grupie europejskich pucharów. W Polsce nie miałby na to większych szans, bo zostałby w drugiej czy pierwszej lidze.

Brat, o którym wspomina Wołodia, to oczywiście Aghwan. Skrzydłowy wrócił do ojczyzny nieco wcześniej i zdołał zaliczyć dwa kluby. Z Araratem – tak, tym, z którym mierzył się Śląsk Wrocław – wywalczył Puchar Armenii. A potem trafił do Alaszkiertu. – Brat wolał zostać w Polsce, Jose tak samo. Potem udało mi się przekonać brata, że to będzie dobry wybór. Trafił do Araratu, zdobył z nim puchar kraju. Miał ofertę przedłużenia umowy z klubem, jego transfer rozważały też inne kluby. Zdecydowałem się na Alaszkiert, bo miałem wiele spotkań z właścicielem klubu, z dyrektorem i wydawało mi się, że mają największe szanse, żeby zagrać w europejskich pucharach i tak właśnie się stało – mówi nam właściciel Papikyan International Agency.

Obaj piłkarze są podstawowymi piłkarzami Alaszkiertu i dobrze się rozumieją – a w przypadku skrzydłowego i napastnika to całkiem istotna sprawa. Do tego stopnia dobrze, że po szybkim zejściu Aghwana z boiska w pierwszym meczu z Rangersami (uraz), kibice w social mediach ubolewali nad tym, że szanse ormiańskiej drużyny na strzelenie bramki w Szkocji mocno zmalały.

Reklama

Jose Embalo – silny jak Lukaku

Wołodia Papikjan twierdzi, że Jose Embalo tak dobrze wypadł w pucharach, bo jego drużyna potrzebowała zawodnika w jego stylu. Pod jego zdjęciami natrafiliśmy na komentarze, w których jest nazywany “ormiańskim Lukaku”. Można się uśmiechnąć, biorąc pod uwagę to, jak rozwija się kariera jednego i drugiego, ale faktycznie – gdyby porównać same zdjęcia, Portugalczyk ma w sobie coś z potężnego Belga. Blisko 190 cm wzrostu, sylwetka “kabanosa”. W pierwszej i drugiej lidze przestawiał rywali, jakby byli stolikiem nocnym. Trener Paweł Cretti, z którym współpracował w Olimpii Grudziądz, także nawiązuje do Lukaku, gdy pytamy go o cechy wyróżniające tego zawodnika.

Nie trafiłem na jego topową dyspozycję. Kontekst był taki, że przyszedł do Olimpii Grudziądz, która była na piątym miejscu w tabeli, pewnie z apetytami na grę w barażach. To było pół roku, zanim ja trafiłem do klubu. Po sezonie znalazł się w drugiej lidze, z ważnym kontraktem. Nie był do końca zadowolony z tej sytuacji, rozmawiałem z nim o tym. Ma duży potencjał, pokazał to w naszej lidze. W Rakowie może nie, ale w Puszczy, jak był w sztosie fizycznym, to był maszyną. Duży chłop, z umiejętnościami technicznymi, skała. Na koniec sezonu w 1. lidze złapał kontuzję, jak przejąłem drużynę, cały czas był w trakcie rehabilitacji i niestety musieliśmy go doprowadzić do odpowiedniej formy. To się w końcu udało i pewnie trener Zbigniew Smółka był z niego bardziej zadowolony, bo w końcówce sezonu już strzelał. Mogę tylko powiedzieć, że jeśli jest w formie fizycznej, jest zmotywowany, to chłopak na duże granie. Parametry, oczywiście trochę na wyrost, ma jak Romelu Lukaku.

Właśnie na to skusili się działacze klubu z Armenii. – Cały czas rozmawiałem z przedstawicielami Alaszkiertu i mówiłem im, że brakuje im takiego napastnika jak “Józek”. Fajnie funkcjonowali, ale do momentu dojścia do pola karnego. Brakowało im silnej “dziewiątki”. Kiedy robiłem ten transfer, sporo osób mówiło mi, że on nie da rady, ale ja w niego wierzyłem. Dużo z nim rozmawiałem, tłumaczyłem mu, że będzie miał tu spore możliwości. Zostając w 1. lidze, zwracałby uwagę jedynie polskich klubów, bo większość klubów zagranicznych tych rozgrywek nie śledzi. W europejskich pucharach jest w oknie wystawowym. Strzelisz parę bramek, zrobisz coś dobrego i wpadasz w oko, bo obserwują cię wszyscy. Wiele klubów marzy, żeby zagrać taki mecz, z Glasgow Rangers. On nie dość, że w nim zagra, to jeszcze ma zagwarantowany udział w grupie Ligi Konferencji. To duży przeskok – ze spadkowicza drugiej ligi do fazy grupowej pucharów – opowiada Papikjan.

Faktycznie, dla Jose Embalo taki rozwój wydarzeń to jak dar z nieba. Portugalczyk ma już 28 lat, więc za moment będzie miał ostatnią szansę na ugranie czegoś dobrego. Po udanym półroczu w Olimpii Grudziądz mógłby złapać coś w Polsce, ale na pewno nie z takiego poziomu. Dla gościa, który większość kariery spędził na zapleczu najsilniejszych lig w wielu krajach (Islandia, Rumunia, Portugalia – przyp.) to wręcz bajkowa historia. Ale nie byłoby jej, gdyby nie szereg przeróżnych, niekoniecznie szczęśliwych wydarzeń.

Embalo – wypatrzony przez Raków Częstochowa

Wysoki, silny i dobrze grający głową napastnik. Zgadniecie, jaki polski klub jako pierwszy postawił na Embalo? Tak jest, oczywiście Raków Częstochowa. – Poznaliśmy się przez naszego wspólnego znajomego – Tomasa Josla, który grał kiedyś w Ruchu Chorzów. Tomas i Jose grali razem w Rapidzie Bukareszt, spytał się mnie, czy nie szukam zawodnika, bo w Rapidzie mają zdolnego chłopaka z Portugalii z dużym potencjałem, a w Rumunii, jak w to w Rumunii, były problemy finansowe. Embalo trafił najpierw na Islandię, potem na Cypr aż w końcu poleciłem go do Rakowa Częstochowa. Tam zawsze był taki sam typ napastnika – duży i silny – więc idealnie pasował. Przyjechał na testy, Marek Papszun oglądał go cztery czy pięć dni, ocenił go pozytywnie. Był tam sezon, strzelił pięć bramek, ale nie dostawał dużo szans. Grał na zmianę z Adamem Czerkasem, w zależności od tego, jak ustawiał to trener Papszun. Po sezonie była decyzja, że Embalo nie zostaje. Wysłałem go później do Egiptu, rozmawialiśmy z jednym z klubów, trenował z nim, ale ostatecznie temat nie wypalił i Jose wrócił do Portugalii – objaśnia nam Roman Skorupa, menedżer, który ściągnął zawodnika do Polski.

Dlaczego Embalo nie został w Rakowie, mimo że kilka bramek dla tego klubu strzelił? – Jak to u trenera Marka Papszuna, musi być żelazna taktyka, przywiązanie do tego, co chce grać. Niezbyt dobra była komunikacja, bo trener Papszun nie mówił wtedy dobrze po angielsku, a Jose nie mówił wcale po polsku, więc porozumiewali się przez asystenta. To też jest typ zawodnika, który nie jest pracusiem i wydaje mi się, że to był największy zarzut. Piłkarsko, sportowo ma w sobie wszystko, ale brak dyscypliny taktycznej z jego strony, niewywiązywanie się z założeń dotyczących pressingu – też z racji swoich gabarytów – zadecydowały o tym, że nie został w Częstochowie na dłużej. Mimo to nie wyglądał źle, pod względem sportowym to był wtedy ich najlepszy napastnik – mówi były agent piłkarza.

Skorupa usługami Embalo zainteresował także Puszczę Niepołomice, choć przyznaje, że tamten transfer “Józek” – takiego pseudonimu dorobił się nad Wisłą rosły napastnik – realizował już sam. Do drużyny Tomasza Tułacza także pasował wręcz idealnie, bo ten trener ceni takich samych snajperów, jak Marek Papszun. W Niepołomicach spędził rundę, rozkręcił się na koniec, gdy w czterech meczach z rzędu notował bramki lub asysty. Nieco gorsze było jego pożegnanie z Puszczą, bo w Małopolsce do dziś wspominają, że Jose zakomunikował, że wraca do ojczyzny, a niedługo potem podpisał umowę z Olimpią Grudziądz, czyli ligowym rywalem. Beniaminek po rundzie jesiennej zajmował wysokie miejsce w tabeli i miał szanse zagrać w barażach o awans do Ekstraklasy. Wiosna była jednak koszmarem.

W pewnym sensie rozumiałem go jako człowieka. Odszedł z Puszczy Niepołomice, był w Portugalii, ale został namówiony przez prezesa Tomasza Asensk’yego i wrócił do Polski, a za moment był w drugiej lidze – tłumaczy Paweł Cretti. – W Grudziądzu liczono na to, że na jego plecach osiągniemy awans, choć wiedziałem, że może to być trudne. I ostatecznie nie dość, że nie było awansu, to był jeszcze spadek – dodaje.

cashback na start fuksiarz

Uniwersalny snajper, ale Olimpii nie uratował

W Polsce “Józek” miał swoje problemy. Jak wspominał jego były trener, w Olimpii trzeba było doprowadzić go do odpowiedniej formy, przez co stracił trochę czasu. W kilku miejscach słyszymy, że Embalo trzeba było mieć na niego oko, ale kiedy odpowiednio się go zmotywowało, zasuwał aż miło. Czasami nawet przesadzał. – Kiedy go przypilnowaliśmy, poszedł w dobrym kierunku, nawet za dobrym, bo w ciągu miesiąca zrzucił prawie 10 kg. To trochę za dużo i stracił swoją moc. Zimą, tak sobie wyobrażam, przeszedł normalny okres przygotowawczy, wszedł i zaczął strzelać – twierdzi Cretti.

Portugalczyk miał jednak sporo atutów. Był 14. piłkarzem w lidze pod względem stoczonych pojedynków w powietrzu. Często był łapany na spalonym (12 razy), ale miał całkiem niezłą skuteczność – co czwarty jego strzał lądował w siatce. W sezonie 2019/2020 potrafił i znaleźć podaniem kolegę z zespołu i popisać się skutecznym dryblingiem. Zresztą, mimo wspomnianych wad, wiele osób docenia to, co wnosił do zespołu.

Embalo przyszedł do nas i od razu wszedł do zespołu. Wysoki, silny, z dobrym wykończeniem. Potrafił utrzymać piłkę, kiedy byliśmy mocno zepchnięci do defensywy, zagrywaliśmy do niego i potrafił zrobić z tego użytek. Teraz dokłada do tego bramki w pucharach, więc też widać, że to jest bardzo dobry zawodnik. Trener Jacek Trzeciak stawiał na niego, mimo że rywalizował z Joao Augusto – twierdzi Konrad Handzlik, klubowy kolega “Józka”.

Patrząc na jego najlepsze momenty, to jest bardzo uniwersalny chłopak. Umie schować piłkę, utrzymać się przy niej, zagrać tyłem do bramki. Ma wkładkę, potrafi się znaleźć w polu karnym, ale jest też taka bramka z meczu ze Stalą Rzeszów. Dostał piłkę za plecy obrony, od połowy się ścigał i wygrał, więc ma szybkość i potrafi uderzyć z kontry, kończąc akcję samemu. Widzę go i jako samotnego napastnika i z zawodnikiem innego typu do pary. To nie jest jednowymiarowy piłkarz, ma też fajne uderzenie z dystansu, ma dużo zalet, chce być liderem. Został odpowiedzialny za szybki powrót do 1. ligi, ale mimo że się starał, to jego otoczenie wyglądało trochę gorzej niż to, które miał na zapleczu Ekstraklasy. Inna sprawa, że on miał sytuacje, praktycznie w każdym meczu miał jedną lub dwie “setki”. Gdyby wtedy strzelał, nawet w tej gorszej kondycji fizycznej, strzeliłby 10 bramek już jesienią i bylibyśmy w innym miejscu. Fajnie, że dziś jest w lepszym klubie, oby odnalazł tam swoją formę, bo jeszcze może pograć na dobrym poziomie – opowiada nam Paweł Cretti.

Aghwan Papikjan, czyli skuteczny drybler

W przypadku Jose Embalo powtarza się jeszcze jedna cecha: każdy podkreśla, że to wesoły człowiek, który nie ma problemów z aklimatyzacją i szybko wchodzi do zespołu. Być może dlatego tak łatwo przyszło mu strzelanie bramek w Armenii. Wołodia Papikjan twierdzi też, że Portugalczyk przyleciał do Erywania w bardzo dobrej formie. Zadbany, wytrenowany, gotowy do gry. To pewne przeciwieństwo w porównaniu do okresu, o którym opowiadał nam jego były trener z Grudziądza, a jak wiadomo – takie rzeczy mocno wpływają na postawę na boisku. Nie można też lekceważyć pomocy Aghwana, który doskonale mówi po polsku, a że i “Józek” nasz język rozumie, to nie jest zostawiony sam sobie w nowym miejscu. Kariera skrzydłowego wygląda nieco inaczej. Papikjan wychował się w ŁKS-ie, ma na koncie epizod w Spartaku Moskwa. Wiele sobie po nim obiecywano, o czym mówi nam Mariusz Pawlak, który współpracował z tym piłkarzem w Bełchatowie, a potem ściągnął go do Grudziądza.

Wracał po zerwaniu więzadeł krzyżowych, miał duży potencjał, gdy był młodym zawodnikiem, uważano go za duży talent. Wiemy, jak toczy się kariera piłkarska, jest wiele czynników, trzeba mieć trochę szczęścia. Często patrzymy na piłkarzy i pomijamy aspekt klubu, a one są często zaniedbane i nie wszyscy sobie z tym radzą. Szanuje go, nie mogę na niego narzekać, nie było sytuacji, żeby się nie starał. Miałem go w Bełchatowie i w Grudziądzu i nie miałem z nim żadnych problemów. Kiedy tylko był zdrowy, to z niego korzystałem. Wiem, że nawet po spadku z Chojniczanką miał ofertę przedłużenia umowy.

Ormianin w Polsce był piłkarzem nietuzinkowym, bo wykwalifikowanym technicznie, chętnie idącym w drybling. Handzlik mówi nam, że w Olimpii trener Pawlak uważał go za kluczowego zawodnika. On odwdzięczał się liczbami – osiem goli i osiem asyst w drugiej lidze, udział przy bramce co 113 minut. Absolutnie topowa postać w drugiej lidze, robił rywalom wielkie problemy.

To był mój bardzo dobry przyjaciel w Grudziądzu. Agwan przyszedł trochę później, ale od razu się polubiliśmy, a on się szybko wkomponował w zespół. Fajny, pozytywny gość i bardzo dobry zawodnik. Technika, prowadzenie piłki – od razu stał się ważną postacią w Grudziądzu. Robiliśmy wtedy awans do 1. ligi i widać było, że 2. liga to nie jest poziom dla niego. Myślałem nawet o tym, że odnalazłby się w Ekstraklasie. Widać było, że piłka mu nie przeszkadza i jest w stanie z nią wiele zrobić. W zasadzie ciągnął nasz zespół, miał asysty, bramki, gra się na nim opierała. Mieliśmy wtedy bardzo dobrą drużynę, a kiedy odszedł, zrobił się problem, to była duża strata. Wystarczy wspomnieć, że to on zdobył bramkę z Elaną Toruń, która zadecydowała o awansie. Nadal mam z nim kontakt i widzę, że dobrze sobie radzi. Trzymam za niego kciuki, żeby szło mu jak najlepiej – ocenia kolegę Handzlik.

Miał duży potencjał do gry jeden na jeden, a takich zawodników w Polsce nie ma wielu. Byłem za tym, żeby sprowadzić go do Grudziądza, bo brakowało mi takich piłkarzy. Stawiałem na ustawienie 4-2-3-1, z ofensywnymi skrzydłowymi. Była bardzo duża rywalizacja, miałem sześciu skrzydłowych, byli tam Tiago Alves, Marcin Kaczmarem czy Kacper Skibicki. Myślę, że to Aghwanowi wiele dało, bo niektórym szkodzi poczucie pewnego placu. Po tamtej rundzie wszyscy skrzydłowi z wyjątkiem Kaczmarka, który miał swoje lata, mieli oferty, było mocne zainteresowanie różnych klubów – dodaje trener Pawlak.

Ich sukces otworzy ormiański kierunek?

Papikjan to nieco inna osobowość niż Embalo. Bardziej wycofany, choć Konrad Handzlik zdradza nam, że Aghwan miał swoje grono kumpli, w którym czuł się dobrze. Grali razem w Fortnite’a, a przy okazji meczów… chodzili na kebaby. – Aghwan je lubił, a że jak raz poszliśmy i potem wygraliśmy, to wiadomo: szczęśliwych zwyczajów się nie zmienia! – żartuje były pomocnik Olimpii.

Brat i agent piłkarza mówi, że ten wciąż chce spróbować swoich sił w Polsce. Myślał o powrocie nad Wisłę już po sukcesach w Araracie. – Odchodząc z Araratu mówił mi, żeby rozważać opcje z Polski. Podchodziłem do tego sceptycznie, bo skoro gra w swoim kraju na najwyższym poziomie rozgrywkowym, kwalifikujesz się do pucharów i zmieniasz klub na 1. ligę czy dół tabeli w Ekstraklasie, to nie wypromujesz się tak, jak w pierwszym przypadku. Teraz na pewno Aghwan i “Józek” będą mieli łatwiejszą drogę do Ekstraklasy niż wcześniej. Są sprawdzeni na arenie międzynarodowej, bo przecież tylko Legia Warszawa dostała się do grupy Ligi Konferencji, a Raków wciąż o to walczy.

Teraz chyba nie ma co żałować, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. – Brat jest w kręgu zainteresowania reprezentacji, dostał powołanie w październiku, ale złapał koronawirusa. Potem dochodził do siebie, ale wciąż jest w szerokiej kadrze i może dostać powołanie na mecze eliminacji. Jestem w kontakcie ze sztabem reprezentacji, wiem, że Aghwan jest w tej 30-osobowej grupie, z której trener wybiera potem zawodników na zgrupowanie – zdradza Wołodia Papikjan.

Przygoda Papikjana w Polsce skończyła się spadkiem z Chojniczanką Chojnice, więc i on może mówić o filmowej historii. Niemniej niespecjalnie dziwi, że polskie kluby wciąż się nim interesują. Nawet gdy Ormianin i zespół z Chojnic lecieli z ligi, zdołał dostać się do TOP 15 dryblerów 1. ligi. Miał kapitalną średnią – 3,3 udane dryblingi na 90 minut. Do tego, jak to w przypadkach technicznych zawodników bywa – był często faulowany (58 razy). Tylko czy dziś, gdy skrzydłowy odniósł sukces w swoim kraju, ma w ogóle po co wracać do Polski? Jego brat zauważa, że skoro dwóm zawodnikom znanym głównie z zaplecza Ekstraklasy czy też z drugiej ligi, tak dobrze idzie po przeprowadzce do najlepszego zespołu w Armenii, ten kierunek może stać się bardziej popularny.

EARLY PAYOUT I CASHBACK DO 500 PLN – TYLKO W FUKSIARZ.PL!

Ich transfery mogą otworzyć ruch w tym kierunku. Reprezentacja Armenii jest obecnie liderem swojej grupy, wygrała z Islandią, Rumunią i Liechtensteinem. To nie jest przypadek, tak samo jak to, że Alaszkiert awansował do fazy grupowej. Armeński futbol idzie do góry, rozwija się w mocnym tempie. Trenerem kadry narodowej jest przecież Joaquin Caparros, świadczy o tym rozwoju, bo nie jest łatwo ściągnąć do siebie takiego trenera – tłumaczy agent piłkarski.

Alaszkiert za moment otrzyma niezły bonus za awans do grupy Ligi Konferencji. Prawdopodobnie zarobi na pucharach podobne pieniądze, co Legia Warszawa. Być może piłkarze z 1. ligi czy dolnych rejonów tabeli w Ekstraklasie potraktują Armenię tak, jak Hiszpanie z regionalnych rozgrywek traktują Polskę?

Czyli niby trochę egzotycznie, ale zawsze lepiej grać o trofea i wylosować Romę w grupie euro-pucharów trzeciej kategorii niż spędzać jesień gdzieś pomiędzy Suwałkami a Głogowem.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix, FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
0
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Na zapleczu

Komentarze

3 komentarze

Loading...