Stwierdzenie, że całe Wyspy Brytyjskie świętują to spore nadużycie, nie da się jednak nie odnotować ciepłego przyjęcia decyzji ekscentrycznego właściciela Cardiff City, Vincenta Tana, który właśnie przywrócił klubowi jego tradycyjne, niebieskie barwy. Czy kwestia kolorów, w które ubierani są gracze walijskiego klubu faktycznie była w Zjednoczonym Królestwie aż tak ważna? Cóż, mamy wrażenie, że BBC nie robi specjalnych relacji LIVE z każdej konferencji dotyczącej klubów Championship…
Skąd tak duża uwaga, jaką angielscy i walijscy kibice poświęcali wszelkim “kolorowym” decyzjom ekscentrycznego Malezyjczyka? Tradycyjnie wszystkie strony sporu uderzały w pompatyczne tony. Walka o tradycję, o tożsamość, o zwycięstwo pasji nad brudną siłą pieniądza. Z drugiej strony zaś – próba profesjonalizacji i komercjalizacji, szczypta ambicji, cała fura upartości i… paradoksalnie, również tradycja. Dlaczego sytuacja była aż tak zawiła?
By zrozumieć istotę sporu o barwy Cardiff należy się cofnąć do samego początku działalności w klubie Vincenta Tana Chee Yiouna. Sprawiający wrażenie postaci z kiepskiego filmu komediowego biznesmen w ciemnych okularach rządy w Walii rozpoczął bowiem dokładnie według stereotypów, których obawia się każdy fanatyczny kibic na świecie. Okej – spłacam wszystkie długi i oferuję świetlaną przyszłość, ale w zamian oczekuję władzy absolutnej, podporządkowania we wszystkich, nawet najdrobniejszych sprawach oraz – i to warunek niepodważalny – czci, a także szacunku dla wielmożnego dobrodzieja. Wszystko byłoby pewnie do spełnienia, gdyby nie… malezyjskie symbole. W stronach, z których pochodzi prezes Cardiff kolor niebieski oznacza bowiem płacz i niemoc, oznaczeniem siły jest zaś czerwień. Dla Tana oczywistym wydała się więc szybka zmiana barw na potężniejsze, przeprowadzana zresztą wraz z podmianką klubowego, bezpłciowego ptaka na efektownego smoka.
Niech rzuci kamieniem, kto nie chciał mieć w dzieciństwie kozackiej dziary ze smokiem. Albo chociaż koszuli ze smokiem. A czy jest na sali ktoś, kto chciał ptaszka, choćby i na piórniku, albo naszywce na plecak? No właśnie.
Tan rozumował dokładnie w ten sam sposób. Dla niego – absurd, ale tak właśnie tłumaczył się sam właściciel – najważniejsza była tradycja. A w Malezji tradycją jest unikanie niebieskich barw. Naturalnie nie do końca przypadło to do gustu Walijczykom, którzy przez 114 lat istnienia klubu zdążyli się przyzwyczaić do swojego herbu i pechowego koloru na koszulkach. Rozpoczęła się mała wojenka, która nie elektryzowała szczególnie Wysp Brytyjskich, ale jednak pozostawała w świadomości środowiska piłkarskiego ochoczo przyłączającego się do każdej podobnej zawieruchy – czy to zmiana nazwy Hull City na Hull Tigers, czy dylematy z barwami Cardiff.
Dlatego też wczorajszy dzień, oficjalne komunikaty klubu, list samego właściciela Cardiff City oraz cała atmosfera wokół zmian w stolicy Walii przyciągały tak olbrzymią uwagę mediów. Dziennikarze ostrzyli już pióra i szukali odpowiednio podniosłych określeń na wielkie zwycięstwo tradycyjnego niebieskiego nad “dolarowym” czerwonym. I oczywiście się nie zawiedli, a Vincent Tan jak zwykle ubrał swoją decyzję w kapitalną opowieść o świątecznym pojednaniu. Próbowaliśmy przeczytać oficjalne oświadczenie na stronie klubu. Nie udało się – za każdym razem łzy napływały nam do oczu po cytacie Johna Fitzgeralda Kennedy’ego.
Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku dał mi czas na refleksję dotyczącą wydarzeń z ubiegłego roku. Spędzenie czasu z moją rodziną miało na mnie bardzo głęboki wpływ. Moja matka, Low Siew Beng, pobożna buddystka, która chodziła na mecze Cardiff City FC, by obejrzeć ich w grze, rozmawiała ze mną na temat roli takich wartości jak wspólnota, jedność i szczęście.
Cardiff City Football Club jest dla mnie bardzo ważny i naprawdę chciałbym widzieć, że jest zjednoczony i szczęśliwy. Z inspiracji, z błogosławieństwem i z olbrzymim wpływem mojej matki poprosiłem władze klubu o radę i konsultację z naszymi kibicami.
(…)
Parafrazując słowa Johna F. Kennedy’ego: nigdy nie idźmy na kompromisy ze strachu, ale też nigdy nie bójmy się kompromisów.
I dalej, cały czas w tym klimacie. Generalnie jednak Tan poza tonami wzruszających opowieści przekazał w swoim oświadczeniu kilka ważnych konkretów. Powrót starego herbu. Powrót do niebieskich trykotów podczas meczów rozgrywanych na własnym stadionie. Utrzymanie tej decyzji na kolejny sezon.
Reakcje?
Cieszyli się zawodnicy…