Szeroko, naprawdę szeroko poszła Wisła Kraków przed starem nowego sezonu. Białą Gwiazdę wzmocnił już Alan Uryga, Mateusz Mlyński oraz Aschraf El Mahdioui. Teraz do tego grona dołączył kolejny piłkarz, na papierze wyglądający całkiem obiecująco. Nowym zawodnikiem Wisły Kraków został Jan Kliment, który może nie otrzymuje samych dziesiątek za styl, ale swoje na boisku robi.
Jan Kliment – nowy piłkarz Wisły Kraków
W minionym sezonie czeskiej ekstraklasy napastnik reprezentował barwy FC Slovacko i miał wydatni udział w osiągnięciu historycznego wyniku, jakim było zakończenie rozgrywek na czwartym miejscu. Jan Kliment zdobył 10 bramek, ale zanotował też pięć asyst. Wynik – przynajmniej pod względem liczbowym – jest naprawdę niezły.
W ogólnej klasyfikacji strzelców Kliment zajął 12 miejsce i wyprzedził choćby Jakuba Maresa, znanego nam dobrze z występów dla Zagłębia Lubin. Chociaż wspomniane 10 goli może nie powala na kolana, to wypada zaznaczyć, że 27-latek był najskuteczniejszym zawodnikiem FC Slovacko, a Złotego Buta w Czechach zgarnął Adam Hlozek, który zdobył 15 bramek. Nie ma więc ogromnej różnicy, a i tak niewielki margines jest jeszcze neutralizowany przez inne plusy, którymi Kliment zdołał wykazać się w ekstraklasie naszych południowych sąsiadów.
Jeśli idzie o wygrane pojedynki, nowy napastnik Wisły Kraków zajął bardzo wysokie czwarte miejsce. Uplasował się tuż za plecami Michala Papadopulosa (Karvina), Martina Dolezala (Jablonec) i Tomasa Poznara (Zlin). Znowu wygrał rywalizację klubową, co pozwala nam stawiać go jako jednego z liderów FC Slovacko. Nie zawsze jednak Jan Kliment radził sobie tak dobrze.
Jan Kliment – z ziemi niemieckiej do czeskiej
Rodzinna Vysocina Jihlava była klubem, w którym Kliment stawiał swoje pierwsze kroki w piłkarskiej karierze. Przeszedł przez wszystkie akademie młodzieżowe, będąc powoli wprowadzanym do pierwszego zespołu. Dość szybko przyciągnął zainteresowanie ze strony zagranicznych klubów – na testy zaprosił go między innymi Heracles Almelo. Pozostał jednak w kraju i wyszedł na tym całkiem dobrze. Rozgłos w ojczyźnie przyniósł mu mecz pucharowy ze Slovanem Rosice – Vysocina wygrała 6:1, a Kliment popisał się hat-trickiem. Miał wówczas 20 lat.
W Czechach grał jeszcze przez dwa lata, zaliczając w międzyczasie wypożyczenie na Słowację. W Dukli Bańskiej Bystrzycy występował jednak relatywnie rzadko, dostając szansę przede wszystkim w sparingach. Przed sezonem pojawił się na boisku między innymi w spotkaniu z Sandecją Nowy Sącz, której zapakował dwa gole. W lidze nie wiodło mu się już tak dobrze – jego dorobek na Słowacji zamyka się na 13 meczach i jednej asyście. A mimo tego Jan Kliment znalazł się na celowniku klubów z Bundesligi.
Czech został bowiem powołany do młodzieżowej reprezentacji swojego kraju. Z kadrą U-21 pojechał na Mistrzostwa Europy, które rozgrywane były w jego ojczyźnie. Okazały się one niezwykle istotnym momentem w karierze nowego zawodnika Wisły Kraków, nawet jeśli Czesi nie mogli zaliczyć tego turnieju do udanych.
Gospodarze odpadli już w fazie grupowej, ale sam Kliment został wykreowany na jedną z gwiazd całej imprezy. Wszystko za sprawą spotkania z Serbią, które jego reprezentacja wygrała aż 4:0. Zawodnik Vysociny zdobył wówczas trzy bramki, które koniec końców zagwarantowały mu status najlepszego strzelca turnieju.
Jak się okazało – na tym plusy się nie kończyły. Kliment zaraz po Euro otrzymał ofertę ze Stuttgartu, który nie wahał się wyłożyć ponad miliona euro. Tym samym tuż przed sezonem 2015/16, napastnik wylądował w Niemczech. Przygoda ta nie była jednak udana.
Wbrew pozorom Kliment dostawał swoje szanse. Znowu nieźle zaczął w sparingach, trafiając przeciwko Viktorii Pilzno. Pechowo jednak debiutował w Bundeslidze, bo Stuttgart dostał od FC Koeln aż 1:3. To na moment przyhamowało karierę Czecha, który do gry wrócił dopiero w 7. kolejce. Przez osiem minut biegał między zawodnikami Borussi Moenchengladbach – niestety, bez efektów.
Udało mu się jednak trafić do siatki w swoim występie numer trzy. Przeciwko Hoffenheim niespodziewanie dostał blisko pół godziny, co miało swoje bardzo pozytywne efekty. Kliment przez kilkanaście minut tworzył duet z Timo Wernerem, co poskutkowało dwoma bramkami dla Stuttgartu. Pierwszą – po uderzeniu piłki głową – zdobył Czech, zaś wynik spotkania ustalił Niemiec, który trafieniem z 90. minuty zapewnił swojej drużynie jeden punkt.
Do końca sezonu Kliment dostał jeszcze poważną szansę przeciwko Darmstadt i Augsburgowi, ale nie zdołał z nich skorzystać. Po zaledwie jednym sezonie został wypożyczony do duńskiego Broendby.
Przełomowy pobyt w Danii
Bez wątpienia miejsce to można uznać za kluczowe w dalszej karierze najnowszego nabytku Wisły Kraków. Niestety, nie dlatego, że bił rekordy strzeleckie. Kliment nie miał dobrego wejścia do zespołu – w pierwszym sezonie zdobył tylko jedną bramkę. Udało mu się jednak dobrze zaprezentować przy drugiej szansie, którą otrzymał od Broendby.
Pierwsze dziesięć kolejek sezonu 2017/18 miał – co tu kryć – rewelacyjne. Strzelił cztery gole (między innymi Midtjylland), ale zanotował też pięć asyst. Był więc powody do tego, by Klimenta zacząć postrzegać jako całkiem udany ruch. Radość nie trwała jednak specjalnie długo. Do końca sezonu zasadniczego zdołał zaledwie dwa razy więcej wpisać się na listę strzelców. Nie to jednak było najgorsze.
Mimo tego, że nie był zimnokrwistym napastnikiem, regularnie otrzymywał szansę. Ceniono go przede wszystkim za umiejętność poświęcania się dla zespołu, a także kreację akcji bramkowych. Kliment nie skupiał się aż tak mocno na tym, by samemu wepchnąć piłkę do siatki, lecz starał się zrobić wszystko, by ułatwić to drużynie. Być może zostałby w Broendby na kolejny sezon, być może bardziej postawiłby na niego Stuttgart, być może wróciłby do Czech lub zszedł do 2.Bundesligi. Tego się jednak nie dowiemy – na początku kwietnia 2018 roku, Kliment doznał poważnej kontuzji zerwania więzadła krzyżowego. Pauzował aż 15 miesięcy.
Więcej plusów niż minusów
W pierwszej drużynie Stuttgartu szansy już nie otrzymał – grał jedynie w rezerwach. W minionym sezonie wygasła umowa, która wiązała go z Niemcami i Jan Kliment wrócił do ojczyzny. Trafił do wspomnianego FC Slovacko i wybór chyba nie mógł być lepszy.
Napastnik odżył, nawiązał do swojej dyspozycji z czasów Młodzieżowych Mistrzostw Europy. Pod względem strzeleckim nie przypominał jednak siebie z przeszłości – do siatki trafiał nader często. 10 bramek w jednym sezonie zdobył pierwszy raz w karierze, co może niekoniecznie zadowalać sympatyków Wisły Kraków. Jednakże na ich szczęście Kliment uczynił to zupełnie niedawno, nie zaś pięć lat temu.
Do Ekstraklasy przychodzi jako jeden z lepszych piłkarzy czeskiej ligi. Nie należy być może do czołówki, ale znacznie mu do niej bliżej niż do zwykłego przeciętniactwa. Biała Gwiazda może skorzystać przede wszystkim z jego przeglądu pola, chociaż z bramkami też nie powinno być źle. Nie ma co udawać, że Ekstraklasa stoi na wyższym poziomie niż czeskie rozgrywki, więc na podwójną liczbę goli 27-latka można chyba liczyć.
🇨🇿 Dostałem klika zapytań od Was o potencjalnym nowym napastniku Wisły Kraków. Na szybko zrobiłem kompilację asyst Jana Klimenta, a przede wszystkim jego bramek w dopiero co zakończonym sezonie F:L. 😉 pic.twitter.com/kppICOdtns
— Karol Żuradzki (@zurekcz) May 30, 2021
Na papierze ten ruch wygląda zadziwiająco sensownie. Kliment jawi się jako napastnik w ostatnim czasie skuteczny, trudny do powalenia. Jasne, ma swoje minusy i niewykluczone, że jego przygoda w Polsce podobna będzie do występów w Niemczech czy pierwszego sezonu w Danii. Wydaje się jednak, że plusów jest więcej niż minusów.
Co by o Klimencie nie mówić, swoje w Czechach zrobił. Był ważną postacią drużyny młodzieżowej, dla dorosłej kadry zagrał kilkanaście razy. W rodzimej lidze ma wypracowaną markę i do Ekstraklasy trafia nie po to, by kupony odcinać, ani nie po to, by karierę ratować. Jeśli byśmy z góry skazywali takie ruchy na porażkę, byłoby to działanie cokolwiek pochopne. Tym bardziej, że Klimenta ściąga Wisła Kraków, a nie któryś z pucharowiczów. Chociaż, patrząc na to z jeszcze większego dystansu, czy taki Raków Częstochowa pogniewałby się na taki transfer 27-letniego Czecha? Wątpliwe.
Jan Kliment raczej koła nie wymyśli, kozakiem, który zaraz pójdzie gdzieś dalej, też może nie zostać. Istnieją jednak solidne przesłanki ku temu, by został wyróżniającym się zawodnikiem na tle całej ligi. W zalewie szrotowiska i zaciągu ogórkowego – na papierze wygląda na transfer na plus.
Fot. newspix.pl