Reklama

Dlaczego kibice Manchesteru United nienawidzą rodziny Glazerów?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

03 maja 2021, 13:59 • 11 min czytania 32 komentarzy

Nie wszyscy właściciele klubów są kochani przez kibiców tychże drużyn. Znamy to nie tylko z angielskiego, ale i polskiego podwórka. Często coś wypala się w trakcie, gaśnie wskutek braku sukcesów, serii rozczarowań. Prawdziwy problem jest jednak wtedy, gdy już od pierwszego dnia idziesz z nowymi właścicielami na gołe pięści. Tak właśnie zrobili kibice Manchesteru United z rodziną Glazerów. 

Dlaczego kibice Manchesteru United nienawidzą rodziny Glazerów?

Komuś mogłoby wydawać się, że protesty są wynikiem tego, że Czerwonym Diabłom nie idzie. Mistrzostwo Premier League zdobyli wiele lat temu, nie mówiąc o Lidze Mistrzów. W tym czasie ich największy rywal – Liverpool – zgarnął oba te trofea, zaś Manchester City seryjnie wygrywał na krajowym podwórku. Do przodu szła też Chelsea, nie mówiąc o mniejszych klubach pokroju Leicester City.

Jedynym miejscem, w którym zaciągnięto hamulec ręczny i pociąg, zamiast snuć do przodu, stał w miejscu, jest Arsenal. Co za przypadek, że właścicieli obu tych klubów łączy ta sama narodowość i podejście właściciela. Glazerowie i Kroenke są Amerykanami, którzy swoje kluby traktują jak gigantyczną maszynkę do zarabiania pieniędzy. Różne są jednak początki ich działań na The Emirates i Old Trafford.

W 2001 roku sir Alex Ferguson był szkoleniowcem Manchesteru United od piętnastu lat. Już wówczas traktowano go jako postać pomnikową, a jego wartość miała tylko rosnąć w ciągu następnych lat. Na początku XXI wieku, Czerwone Diabły zdobyły piętnaście dużych trofeów. Ferguson zdobył też konia – Rock of Gibraltar – który jest dla całej tej historii kluczowy.

Skorzystaj z wyjątkowych promocji u bukmachera Fuksiarz.pl! Odbierz cashback na start do 500 PLN!

Szkocki szkoleniowiec stał się właścicielem zwierzęcia razem z Irlandczykami – Johnem Mangierem i Johnem Patrickiem McManusem. Tercet dogadywał się tak dobrze, że wkrótce wspomniana dwójka kupiła małą część udziałów w klubie z Old Trafford. Nikt nie widział w tym czegokolwiek niewłaściwego, wszak kibice Manchesteru United mieli do Fergusona pełne zaufanie. Problemy zaczęły się w momencie, gdy Rock of Gibraltar zaczął odnosić spektakularne sukcesy. Wówczas szkoleniowiec Czerwonych Diabłów uznał, że koń jest de facto jego własnością, gdyż to do niego należy 50% praw do zwierzęcia.

Reklama

McManus i Mangier nie chcieli się na to oczywiście zgodzić. Sytuację komplikował fakt, że stopniowo zwiększali swoje udziały, ba! Spółka Cubic pracowała już nad tym, by Irlandczycy stali się większościowymi właścicielami Manchesteru United. Klub stanął wówczas na skraju konfliktu między właścicielami a menadżerem, czego w swojej historii Czerwone Diabły jeszcze nie przerabiały. Wówczas jednak do akcji wkroczył dyrektor generalny David Gill, który odniósł pyrrusowe zwycięstwo.

Nie chcąc by doszło do wspomnianego zwarcia, Gill zaczął poszukiwać kogoś, kto mógłby przeszkodzić Cubic. Kogoś, kto miał tyle pieniędzy i chęci, by zainwestować w klub z Old Trafford. W trakcie swoich wypatrywań, dojrzał rodzinę Glazerów. Ferguson pogodził się wówczas z kolegami od konia, ale było za późno. Manchester United miał swojego Konrada Mazowieckiego.

Rodzina Glazerów kontra kibice Manchesteru United – dlaczego się nienawidzą?

Fanom pomysł ściągnięcia Amerykanów nie podobał się właściwie od samego początku. W świecie futbolu byli kompletnie anonimowi, zaś sukcesy w NFL nie przemawiały do świadomości angielskiego widza. Z rosnącym niepokojem obserwowano zatem proces krojenia coraz większego kawałka tortu. Najpierw 9% (za 9 milionów funtów), niespełna pół roku później już 20%. W kotle już nie wrzało, z kotła wystrzeliła pokrywka i woda obryzgała ściany kuchni.

Kibice Manchesteru United ruszyli do masowych protestów. Wiedzieli, co zaczyna dziać się z ich klubem. Apelowali do Fergusona, bezskutecznie. Próbowali namówić innych akcjonariuszy do kontroferty, bezskutecznie. Chcieli zatrzymać Glazerów przed wykupieniem udziałów Cubic, bezskutecznie. Wtargnęli nawet na murawę i spalili amerykańską flagę. Bezskutecznie.

Nawet tak wyraźny znak nie powstrzymał Glazerów przed kupieniem Manchesteru United. Tak, tak, kupieniem, bo to od początku nie było inwestowanie.

W momencie wejścia prominentnej rodziny na Old Trafford, Czerwone Diabły pozostawały bez długów od 1931 roku. Piękny wynik, patrząc na to, że już wówczas wiele klubów wpadało w mniejsze lub większe malwersacje finansowe. Manchester United to szczęśliwie omijało, aż do tamtego momentu.

Reklama

W kontekście działa Galzerów najczęściej pojawia się sformułowanie wykup lewarowy. Jego działanie jest – przynajmniej w teorii – bardzo proste. Właściciel zaciąga horrendalną pożyczkę, wykupuje klub, a gdy jego wartość rośnie, kwota długu nie zmienia się, dzięki czemu cały zysk może lądować w kieszeni właściciela. Amerykanie trafili na bardzo dojną krowę i postanowili to wykorzystać. Dobili do 98% posiadania papierów własnościowych.

Zaczęło się i kończy na udziale policji

Gdy w 2005 roku rodzina Glazerów pojawiła się na Old Trafford, fani zgotowali im gorące powitanie. Z pewnością jednak nie takie, o którym Amerykanie marzyli. Wspomnieliśmy wcześniej o tym, że podczas meczu rezerw doszło do spalenia flagi USA. Wówczas miało to wydźwięk symboliczny. Teraz Anglicy zareagowali bardziej dosłownie.

Grupa kilkuset fanów znalazła miejsce, którym właściciele mieli wyjść ze stadionu. Szczelnie je otoczyli i chociaż ich intencje nie są znane, trudno podejrzewać, żeby chcieli przybyszy serdecznie uściskać. W stronę Glazerów poleciały rożne rzeczy, aż w końcu d0 akcji wkroczyła policja. Nie zamierzała ona jednak walczyć z masą rozwścieczonych fanów. Osłoniła po prostu Amerykanów i przetransportowała do radiowozu, którym właściciele uciekli spod Old Trafford.

Jeśli jako bardzo bogaty człowiek masz marzenia dotyczące początków rządów w jakimś klubie, to z pewnością są one zgoła odmienne od tego, co zafundowali Glazerom fani Manchesteru United. Trzeba jednak oddać tutaj kibicom pewną konsekwencję, bo w tej wojnie, która trwa już ponad 15 lat, nawet na moment nie podpisano zawieszenia broni.

Hasła przeciwko Amerykanom powiewały na trybunach Łużnik, gdy w 2008 roku Manchester United zdobywał Ligę Mistrzów. Powiewały też kilkanaście dni temu, gdy Czerwone Diabły były jedną z marek odpowiedzialnych za powstanie Superligi. To właśnie ten projekt, sen Florentino Pereza, rozpętał piekło na nowo. Poza tradycyjnymi: „Glazers out”, „Love United, hate Glazers”, pojawiło się „Gracie, kiedy my tego chcemy”. Wczoraj słowa przeszły w czyn.

Kiedy zostanie rozegrany mecz Manchesteru United z Liverpoolem?

Trudno wyobrazić sobie lepszy moment na wielki protest niż mecz z Liverpoolem. Bitwa o Anglię, starcie tak tradycyjne jak herbata z mlekiem. Gdy więc kibice wdarli się na Old Trafford – przy zerowej i zrozumiałej reakcji ze strony stewardów – wszyscy wiedzieli, że mają do czynienia z czymś absolutnie niezwykłym.

Skala buntu przeszła chyba najśmielsze oczekiwania. Początkowo sądzono, że uda się towarzystwo rozgonić i skrzętnie omijając przepisy covidowe, rozegrać spotkanie jeszcze tego samego dnia. Nic bardziej mylnego. Policja nie mogła nic zrobić, a fani zaczęli coraz mocniej rozbestwiać się na stadionie swojego ukochanego klubu. W ruch poszły pięści, w powietrze wyleciało kilka kamer telewizyjnych. Chociaż trudno taką brutalność pochwalać, z pewnością wpisuje się ona w podręcznikową definicję sprzeciwu, buntu. A to przecież o to fanom Manchesteru United idzie. Nie zaś o kolejne hasła i slogany, bo one na Glazerach nie robią najmniejszego wrażenia.

Wczoraj ucierpiał wizerunek nie kibiców, lecz Manchesteru United jako produktu medialnego. A to dla Amerykanów, którzy wszystko mają obliczone na zysk, jest siarczystym policzkiem prosto w twarz.

Cała ta sytuacja może też uderzyć w sam klub, jeśli idzie o ligową tabelę. Zakładając, że nie uda się rozegrać tego meczu dzisiaj – do godziny 17 – możliwe jest przyznanie Liverpooli walkoweru. Później termin trudno będzie wynaleźć, zważywszy na Ligę Mistrzów, Ligę Europy, a także inne mecze Premier League, którymi obłożony jest terminarz aż do końca sezonu.

To dla Czerwonych Diabłów o tyle mały problem, że niemal pewni są pozostania w czołowej czwórce angielskiej ekstraklasy. A że delikatnie pomogą The Reds, to już tylko świadczy o tym, jak bardzo nienawidzą komercji prosto z Ameryki.

Wszystko obliczone na zysk

Są to uczucia wprost proporcjonalne do tego, jak bardzo Glazerowie kochają pieniądze. Lista ich nadużyć pod tym kątem jest tak długa, że trudno nie pominąć jakichś mniejszych igiełek konsekwentnie wsuwanych fanom Manchesteru United pod płytkę paznokcia, o czym informował choćby The Athletic:

  • Glazerowie to jedyni właściciele klubu z Premier League, którzy sami sobie wypłacają dywidendy (23 miliony funtów rocznie),
  • z powodu skąpstwa nie modernizują stadionu (mimo obietnic). Do 2018 roku w strefie dziennikarskiej na Old Trafford… nie było Wi-Fi,
  • Manchester United jest używany jako zabezpieczenie, przy braniu kolejnych kredytów,
  • Glazerowie zaciągają bowiem kolejne, mniejsze pożyczki. Ostatnio 60 milionów funtów z Bank of America,
  • regularnie rosły ceny biletów – o 12.5% w pierwszym sezonie,
  • od 2014 roku nie włożyli do klubu ani jednego centa, wyciągając blisko 90 milionów funtów. W tym czasie Roman Abramowicz wpompował w Cheslea grubo ponad 400 milionów.

To oczywiście nie koniec. Jak podaje Przemysław Kuchar – w momencie przejęcia klubu Galazerowie zaciągnęli pożyczkę na 580 milionów funtów, a w tym momencie zadłużenie klubu wynosi aż 600 milionów funtów! Amerykanie nie wytrzymują porównania nie tylko z rosyjskim oligarchą, ale przede wszystkim z właścicielami Manchesteru City. Tyle, ile włożyli szejkowie w klub z The Etihad, tyle Glazerowie wypompowali z Old Trafford.

Zostań Fuksiarzem i zarejestruj się TERAZ!

Wszystko, co Czerwone Diabły zdołają osiągnąć same, musi wystarczyć im na przeżycie. Transfery Paula Pogby, Harry’ego Maguire’a, Anthony’ego Martiala czy Bruno Fernandesa były finansowane w 100% przez zyski, jakie wytworzył Manchester United. Glazerowie nie dołożyli tam niczego, po prostu przyjęli delikatnie mniejszy zastrzyk gotówki, starając się stworzyć wizerunek dobrotliwego właściciela, który pomaga klubowi, któremu wyraźnie nie idzie.

Problem w tym, że nikt nie chce się na to nabrać. Amerykanie nie przekroczą wąskiej granicy i gdy uznają, że tyle na transfery wystarczy, to tyle na transfery wystarczyć musi. Manchester United miał pewne problemy z obsadą pozycji napastnika, a jako back-up wykorzystywany był Odion Ighalo. To oczywiście Glazerów niespecjalnie obchodziło.

Old Trafford jest napakowane bannerami reklamowymi jak kabanos (63 sponsorów, w tym chrupki Mister Potato), Manchester United sprzedaje się do Chin, ściąga się Dogna Fangzhuo. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby za tym procesem komercjalizacji szedł proces zwiększania klubowej gablotki. A nie idzie.

Masters of puppet

Promil nieco bardziej naiwnych fanów Manchesteru United liczył, że po bojkocie Superligi relacje z właścicielami ulegną minimalnej choćby zmianie. Oczywiście nikt nie sądził, ze Glazerowie nagle przestaną traktować swój klub inaczej niż jako bankomat bez ograniczeń. Tliła się jednak nadzieja, że Joel Glazer – bezpośredni sukcesor Malcoma Glazera, który zmarł w 2014 roku – nawiąże z kibicami jakikolwiek kontakt. Próżne nadzieje. Tak jak Glazerowie byli nieobecni w codziennym życiu klubu, tak pozostali dalej.

Wspomniany Joel wystosował jedynie pismo do kibiców. Blablabla, żałuję Superligi, blablabla, mam nadzieję, że teraz nawiążemy dialog. Obietnice wyssane z palca. Właściciel klubu nie pojawił się na obiecanym spotkaniu z fanami, dalej skrywając swoją twarz w odmętach internetu. Nietrudno się bowiem dziwić młodszym fanom Manchesteru United, którzy utożsamiają oblicze Eda Woodwarda z amerykańskimi właścicielami.

Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Woodward pośredniczył w transakcji, która przypieczętowała przejęcie klubu przez rodzinę miliarderów. Był w tym czasie bankierem holdingu J.P Morgan. Tego samego, który miał finansować cały projekt Superligi. Przypadek? Oczywiście, że żaden przypadek. Woodward pełniący na Old Trafford funkcję prawej ręki Glazerów koncentrował na sobie ogień zaporowy kibiców, ale też pokaźne sumy. Przez kilkanaście lat rządów do jego kieszeni trafiło ponad 20 milionów funtów.

Trzeba jednak dyrektorowi generalnemu oddać to, że zna się na robocie. Przynajmniej pod kątem biznesowym, bo u niego Excel zawsze świecił się na zielono. Abstrahując od gigantycznego zadłużenia klubu, zdołał on trzykrotnie zwiększyć przychody klubu w latach 2005 – 2012. To świetny wynik, tylko że znowu – kibiców niezbyt on interesuje, skoro drużynie zupełnie nie idzie, skoro trzeba się cieszyć nie z mistrzostwa Premier League i Ligi Mistrzów, ale drugiego miejsca i ogrania AS Romy w półfinale Ligi Europy. Takie coś by przeszło raz, może trzy. Impas trwa jednak zdecydowanie zbyt długo.

Woodwarda obarczano też za brak wzmocnień, złą pogodę i spadek formy Davida de Gei. Był winny niemal wszystkiemu, co tylko w połowie jest prawdą.

Prawdopodobnie jednak – gdyby nie upadek Superligi – Woodward pozostałby dalej na swoim stanowisku. Glazerowie nie mogli mieć do niego jakichkolwiek zastrzeżeń. Sytuację o 180 stopni zmieniła wspomniana kompromitacja i nasilające się protesty kibiców Manchesteru United, którzy tym razem posunęli się o krok za daleko i fajerwerkami ostrzelali dom 49-latka. Ten w końcu zdecydował się ustąpić wraz z końcem bieżącego sezonu. Będzie to koniec bardziej rozczarowujący, lecz Amerykanie nie mogą sobie pozwolić na ronienie łez. Już teraz trwają poszukiwania nowej marionetki, którą wystawi się do fanów. Tak bowiem jak nie zamierzają nagle wyjść z cienia i regularnie pojawiać się na Old Trafford, tak nie zamierzają sprzedawać klubu.

Czy rodzina Glazerów i kibice Manchesteru United mogą się pogodzić?

Rozstanie się z Manchesterem United byłoby dla Glazerów wylaniem dziecka z kąpielą. Kilka lat temu wprowadzili klub na giełdę papierów wartościowych, co wygenerowało zysk w postaci 165 milionów funtów. Podzielili przy tym akcje na dwie klasy – A i B. Klasa A jest właściwie tylko ciekawostką dla kibiców, bowiem głos takiego akcjonariusza jest 10 razy mniej istotny, niż głos akcjonariusza klasy B. Jak zostać akcjonariuszem klasy B, zapytacie. Ano trzeba mieć na nazwisko Glazer, bo te papiery nie są dostępne do „otwartej” sprzedaży. Oznacza to mniej więcej tyle, że Amerykanów nie da się przegłosować na walnym zgromadzeniu.

Równie ważne jest w tym wszystkim to, że prowadzony przez nich klub osiągnął wartość 2.3 miliarda funtów. Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wykupić klub z rąk Glazerów, trzeba będzie go nazwać cholernie bogatym szaleńcem. A może nawet głupkiem.

Prowadzi nas to do dość oczywistej konkluzji. Kibice Manchesteru United nie uścisną sobie dłoni z właścicielską familią. Jasne, osiągnęli za ich czasów stan euforii kilka razy, lecz znacznie częściej musieli połykać gorzką pigułkę rozczarowania. Raz po raz walono ich mokrą ścierką w twarz, by sekundę później wyszeptać tylko: sorry.

Jedynym wyjściem z tej sytuacji byłaby dobrowolna rezygnacja Glazerów poprzedzona spłatą zadłużenia, ale dajmy spokój takim teoriom. One nie zdarzają się nawet w bajkach. Już bardziej prawdopodobne jest to, że fani Manchesteru United zajmą Old Trafford przez zasiedzenie i w ten sposób zatrzymają czas.

Fot.Newspix

***

Za pomoc merytoryczną serdecznie dziękuję Krzysztofowi Bieleckiemu (Angielskie Espresso).

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

32 komentarzy

Loading...