Kiedy zimą 2018 roku Virgil van Dijk dołączył do Liverpoolu za przeszło 80 milionów euro, początkowo kpiono z rozmiaru kwoty transferowej, ale bardzo szybko zaczęto jednak postrzegać Holendra jako kluczową postać w ekipie budowanej przez Juergena Kloppa. Jako obrońcę, który odmienił oblicze The Reds i pozwolił klubowi wdrapać się najpierw na europejski, a potem na krajowy szczyt. Van Dijka doceniono zresztą za jego wkład w grę Liverpoolu tak mocno, że otarł się on o Złotą Piłkę, co jest niezwykle rzadkie wśród defensorów. Rubena Diasa z Manchesteru City pewnie aż takie wyróżnienia nie czekają. Nie sposób jednak nie zauważyć, że Portugalczyk w sezonie 2020/21 jest dla “Obywateli” niemalże tym, kim van Dijk był dla Liverpoolu.
Za Diasa również trzeba było zapłacić małą fortunę. Benfica otrzymała za swojego gwiazdora blisko około 70 baniek w twardej walucie – sporo, nawet jak na współczesne realia. Jednak już teraz można stwierdzić, że Dias był wart każdego wydanego nań centa. Ze wszystkich obrońców – czy to środkowych, czy to bocznych – jacy w ostatnich latach trafili na Etihad Stadium za wielką kasę, 24-latek wydaje się być najsolidniejszym.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!
Ruben Dias – transfer trafiony w dziesiątkę
No, albo przynajmniej jednym z najsolidniejszych, żeby nie popadać w przesadę.
- Ruben Dias – ok. 68 mln euro (Otamendi w drugą stronę za 15 mln)
- Aymeric Laporte – ok. 65 mln
- Joao Cancelo – ok. 65 mln (Danilo w drugą stronę za 37 mln)
- Benjamin Mendy – ok. 57,5 mln
- John Stones – ok. 56 milionów euro
- Kyle Walker – ok. 53 mln
- Nathan Ake – ok. 43 mln
- Danilo – ok. 30 mln
Wpływ Diasa na grę Manchesteru City najlepiej zobrazować prostymi w sumie statystykami. Jak dotąd Portugalczyk rozegrał w barwach angielskiego klubu 44 mecze na wszystkich frontach. The Citizens stracili w tych starciach zaledwie 22 gole, co daje średnio – nietrudno wyliczyć – 0,5 straconego gola na mecz. A jak to wyglądało w poprzednim sezonie i na początku obecnego, ale jeszcze przed dołączeniem Diasa do zespołu (zadebiutował w 4. kolejce Premier League)? Cóż – gorzej. Podopieczni Pepa Guardioli tracili w tym okrasie średnio… 0,98 gola na spotkanie.
Kolosalna różnica. To nie jest zbieg okoliczności, to swoisty “efekt Diasa”.
Ruben Dias – brakujący element w układance Guardioli
Oczywiście nie jest tak, że wszyscy stoperzy, jakich wcześniej ściągał do klubu Guardiola, okazywali się niewypałami. Choćby Aymeric Laporte to zawodnik klasowy, w topowej formie – ścisła czołówka Europy na swojej pozycji. Sęk w tym, że ustabilizowanie wysokiej dyspozycji bardzo często utrudniały mu w ostatnim czasie kontuzje. Urazy nie omijały także Johna Stonesa. Notorycznie zdarzało się zatem, że manager “Obywateli” z konieczności przesuwał na pozycję stopera Fernandinho, a to miało niekiedy opłakane skutki. Nicolas Otamendi, który wylądował w Lizbonie w ramach rozliczenia za Diasa, także w wielu sytuacjach zwyczajnie nie dojeżdżał.
Od razu przypominają się choćby dwie konfrontacje Manchesteru City z Wolverhampton Wanderers w sezonie 2019/20. Ekipa Guardioli dwukrotnie wyszła przeciwko “Wilkom” z duetem stoperów Otamendi – Fernandinho i dwukrotnie tego pożałowała, ponieważ gracze Wolverhampton wręcz rozszarpali “Obywateli” w szybkich atakach.
W bieżących rozgrywkach takie babole w obronie Manchesteru City to już wielka rzadkość, a nie ponura norma. Głównie dlatego, że formację defensywną za twarz wziął właśnie Dias, który z miejsca stał się jednym z liderów zespołu. Co może w pewnym sensie zaskakiwać – mówimy o piłkarzu bardzo doświadczonym jak na swój wiek, jasne. O etatowym reprezentancie kraju od 2018 roku. Mistrzu Portugalii z roku 2019. Są to jednak wszystko osiągnięcia, które na gwiazdorach z niebieskiej strony Manchesteru raczej nie wywierają szczególnego wrażenia. Dias zaimponował nowym kolegom nie dorobkiem, lecz charakterem. I po prostu umiejętnościami. Można go w gruncie rzeczy zestawiać z Bruno Fernandesem, który także po transferze z ligi portugalskiej w mgnieniu oka wyrósł na lidera Manchesteru United. Obaj, Dias i Fernandes, nie potrzebowali czasu na aklimatyzację.
Wjechali do Premier League razem z drzwiami i futryną, rozstawiając wszystkich po kątach.
– Kiedy szkolisz się do gry na środku obrony w takim klubie jak Benfica, musisz być agresywny – opowiada jeden z byłych trenerów Diasa na łamach The Athletic. – Musisz mieć w sobie coś z mordercy. Twoja obecność musi być wyczuwalna na boisku. Ruben ma w swojej grze tę niezbędną intensywność. To czasami sprawia, że przekracza granicę, no ale takie wydarzenia są wpisane w grę środkowego obrońcy.
Ruben Dias – urodzony przywódca
W tym kontekście – trudno nie dostrzegać w Diasie następcy Vincenta Kompany’ego. Choć sam Portugalczyk stroni od takich porównań. – Na razie nie można mnie z nim zostawiać. On był na szczycie bardzo długo i wygrał tu prawie wszystko – powiedział skromnie Dias.
Portugalczyk liderem był – można powiedzieć – od zawsze. Pewnie dlatego z taką łatwością zdołał zawładnąć linią obrony w Manchestrze City. Z opaską kapitana biegał we wszystkich drużynach juniorskich Benfiki, reprezentował też Portugalię w drużynach U-16, U-17, U-19, U-20 i U-21. Choć, co paradoksalne, nigdy nie postrzegano go jako super-talent. Zaczynał przygodę z piłką – jeszcze w klubie Estrela da Amadora – jako napastnik. Po przenosinach do Benfiki przestawiono go do środka pola. Aż wreszcie, gdy odpowiednio podrósł i wzmocnił się fizycznie, wylądował w centrum defensywy. I dopiero tam naprawdę w stu procentach się odnalazł. – Podczas meczu nie zamykał się nawet na sekundę – wspominał jeden z byłych kolegów Diasa z Benfiki. – Gadał bez przerwy. Przez 90 minut. Czułem się, jak gdyby ktoś koło ucha puszczał mi nagranie z dyktafonu.
Summa summarum, że Dias to obecnie jeden z niewielu zawodników Manchesteru City, którzy praktycznie nie podlegają rotacji. Pep Guardiola znany jest z kombinowania przy dobieraniu wyjściowego składu i na pewno niejednego gracza Fantasy Premier League przyprawił już o zawał serca swoimi zdumiewającymi decyzjami, ale akurat Dias cieszy się bezwzględnym zaufaniem Hiszpana. Praktycznie w ogóle nie ląduje na ławce. Co jest zrozumiałe, ponieważ Portugalczyk – podobnie jak wspomniany już kilkakrotnie van Dijk – swoją obecnością na boisku oddziałuje na cały zespół.
Spójrzmy na liczby:
MANCHESTER CITY – STATYSTYKI w PREMIER LEAGUE |
|||
2018/19 | 2019/20 | 2020/21 | |
gole stracone |
23 (2. miejsce w lidze) | 35 (2.) | 24 (1.) |
xGA | 25,4 (1.) | 34,7 (1.) | 25,0 (1.) |
interwencje bramkarza (na mecz) | 1,5 (1.) | 1,92 (2.) | 1,58 (1.) |
czyste konta | 20 (2.) | 17 (1.) | 17 (1.) |
zablokowane podania (na mecz) | 11,6 (20.) | 11,7 (20.) | 11,0 (20.) |
odbiory w 3. tercji (na mecz) | 5,66 (20.) | 5,89 (20.) | 5,76 (19.) |
przerwane dryblingi (na mecz) | 4,39 (18.) | 6,00 (9.) | 5,79 (10.) |
przechwyty (na mecz) | 7,55 (18.) | 5,97 (20.) | 8,79 (19.) |
piłki odzyskane odbiorem (na mecz) | 9,26 (18.) | 9,61 (17.) | 9,76 (13.) |
wygrane starcia powietrzne (na mecz) | 10,6 (19.) | 13,5 (19.) | 13,5 (20.) |
Oczywiście dane z sezonu 2020/21 nie do końca oddają wpływ Diasa, bo odejmują też pierwsze mecze rozgrywek, w tym klęskę City w starciu z Leicester (2:5), ale i tak widać wyraźnie, że pod kątem statystycznym “Obywatele” prezentują się w defensywie pod wieloma względami skuteczniej niż w poprzedniej kampanii ligowej. Choć też nie jakoś piorunująco lepiej. To potwierdza, że ubiegłoroczne problemy ekipy Guardioli z poukładaniem defensywy wynikały najzwyczajniej w świecie z niedostatków kadrowych, a nie jakichś głębokich, strukturalnych wad.
Ruben Dias – gwarant spokoju
Tutaj pojawia się coś, co różni Diasa i van Dijka. Holender z taktycznego punktu widzenia – jeżeli chodzi o wyprowadzenie piłki, wysoko ustawioną linię obrony i tak dalej – otworzył przed Liverpoolem w 2018 roku szereg zupełnie nowych możliwości. Dias tymczasem idealnie się po prostu wpasował do układanki Guardioli. Układanki już wcześniej istniejącej. Okazało się to szczególnie cenne w sezonie 2020/21, gdy terminarz angielskich klubów jest napięty do granic wytrzymałości. City może sobie częściej pozwolić na wygrywanie meczów niskim nakładem siły, ponieważ defensywa kierowana przez Diasa jest godna zaufania i nie funduje przykrych niespodzianek. Dlatego “Obywatele” pewnym krokiem zmierzają po ligowy tytuł, choć jak na razie mają na koncie tylko 69 trafień w Premier League. A w zeszłym sezonie udało im się przecież przekroczyć setkę, lecz mistrzostwa nie zdobyli.
Być może – ujmijmy to – mentalny wpływ Diasa na zespół jest więc nawet ważniejszy niż to, co wnosi on do drużyny z taktycznego punktu widzenia. Nie jest zresztą tajemnicą, że sam Guardiola widział paru innych obrońców w swoim zespole prędzej niż byłego stopera Benfiki, ale wymarzonych transferów Hiszpana nie udało się działaczom The Citizens dopiąć. No i ostatecznie postawiono na Portugalczyka. Jak się okazuje – z wielką korzyścią dla “Obywateli”. U jego boku wiatr w żagle złapał John Stones, który najwyraźniej potrzebował stabilizacji pod skrzydłami tak naturalnie charyzmatycznego partnera. A i boczni defensorzy jak gdyby lepiej trzymają koncentrację. Przykładem inny reprezentant Portugalii, Joao Cancelo.
Dias zapewnił Manchesterowi City to, czego każda defensywa potrzebuje najbardziej. Spokój i pewność siebie na boisku, a jednocześnie ekscytację i ogień w szatni. I jak tu w takiej sytuacji nie szukać porównań do Kompany’ego?
Sam manager “Obywateli” komplementował przywódcze zdolności portugalskiego stopera i jego defensywną klasę. Podkreślając wszakże, że sezon się jeszcze nie zakończył, więc nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. I rzeczywiście. W kwietniu The Citizens zachowali czyste konto tylko w dwóch z siedmiu spotkań. Dias naturalnie wiele już w sezonie 2020/21 dokonał, wymienia się go wśród kandydatów do nagrody dla Piłkarza Roku w Premier League, lecz okiełznanie ofensywnej potęgi Paris Saint-Germain w półfinałach Ligi Mistrzów to dla niego największe jak dotąd wyzwanie w karierze. Defensywa Manchesteru City pod wodzą Guardioli przyzwyczaiła nas do popełniania żenujących błędów w kluczowych starciach Champions League. Czy z Diasem na pokładzie będzie inaczej? Pierwszy sprawdzian już dzisiaj. Poziom trudności – najwyższy z możliwych.
fot. NewsPix.pl