Pięć lat temu Roberto de Zerbi wyleciał z hukiem z Palermo. Dziewięć meczów bez zwycięstwa i tylko jedna wygrana w ogóle – taki był bilans szkoleniowca, który został wyłowiony przez klub z Sycylii z Serie C. Zdawało się, że młody Włoch przechodzi wtedy drogę typową dla utalentowanych szkoleniowców. Ale to, co działo się z de Zerbim kazało kwestionować jego pojęcie o piłce. Tymczasem dziś kwestionować można jedynie krytyków 41-latka, który jest stawiany w roli cudownego dziecka włoskiej szkoły trenerów.
Jeśli Pep Guardiola przyjeżdża do Włoch na konwencję trenerów i każe wszystkim spojrzeć na to, jak radzi sobie Sassuolo, to wiedz, że sprawa jest poważna. Oto szkoleniowiec, który prowadził największe kluby świata, podaje za przykład zespół, którego największym sukcesem jest to, że udało mu się wygrać jeden mecz w Lidze Europy. Pewnie, nie będziemy udawać, że Neroverdi to klub pokroju Znicza Biała Piska – Guardiola nie wynalazł go przypadkiem, będąc na wakacjach na Podlasiu. Ale nie ma wątpliwości, że bez de Zerbiego za sterami, Pep nie zwróciłby uwagi na to, co dzieje się na Mapei Stadium.
Kim jest trener Sassuolo? Historia Roberto de Zerbiego
Roberto de Zerbi od początku fascynował, tyle że początkowo można było go traktować jako ciekawostkę. Na YouTubie bez problemu znajdziemy pozytywnych świrów, którzy rozkładali na czynniki pierwsze grę jego trzecioligowej Foggii. I trzeba przyznać, że faktycznie było na co popatrzeć. Wiadomo, czasami pomysły się spalały, w końcu mówimy o trzecim poziomie rozgrywkowym. Ale nie można powiedzieć, że de Zerbi nie chciał grać po swojemu.
– Tak nowoczesny styl gry, jaki prezentowała Foggia de Zerbiego, nie był spotykany na trzecim poziomie ligowym – pisał analityczny portal “L’Ultimo Uomo”. – Mieli posiadanie piłki na poziomie 65% i nie była to sucha liczba, a konsekwencja obranej taktyki. Foggia atakowała w sposób zorganizowany i spokojny. Ruch piłki wymuszał otwieranie przestrzeni w formacjach rywala. Jeśli przeciwnik pozostawał zwarty, próbowali tak długo utrzymać piłkę w posiadaniu, żeby wymusić jego błąd.
Trener wpoił swoim piłkarzom stosowanie wysokiego pressingu i gegenpressingu. Okazało się, że wcale nie trzeba mieć w składzie wirtuozów, żeby to działało. Foggia ograniczyła liczbę kontrataków, skupiła się na kreowaniu. Gra od bramki? Podstawa, “laga” to ostateczność. Bramkarz miał brać udział w gierkach z obrońcami, żeby opanować grę piłką i lepiej się z nimi zgrać. De Zerbi narzucił piłkarzom odwagę. Kiedy rywale wpadli na pomysł podejścia wyżej i odcięcia obrońców, Foggia starała się “wyciągnąć” jednego z kryjących do bramkarza, żeby zyskać miejsce do rozegrania. Druga opcja? Obrońcy ustawiają się na równi z bramkarzem, żeby nie móc założyć pressingu. Włoch nie wpadł na to sam, ale zaadaptowanie tych pomysłów do klubu z Serie C wywołało zachwyt.
EARLY PAYOUT FUKSIARZ.PL – W SERIE A WYGRYWASZ JUŻ PRZY DWUBRAMKOWYM PROWADZENIU!
– W Foggii ważne było to, żeby odległości między piłkarzami były utrzymane tak, aby cała drużyna poruszała się jak jednostka. Ruch jednego zawodnika zawsze wymuszał przemieszczenie się całej drużyny. Foggia chętnie używała skrzydeł, ale to miejsce na boisku, które powoduje najmniejsze zagrożenie w ofensywie. Dlatego używała ich tylko do tego, żeby stworzyć sobie miejsce w centralnej części boiska. Często tworzyła małe przestrzenie na skrzydłach, grając w trójkątach, aby w ten sposób wyciągnąć rywali ze środka. Generalnie założenie było proste: grać tak szeroko, żeby mieć jak najwięcej wolnych stref w środku. Momentami wyglądało to jak futbol totalny – pisze Alex Belinger w swojej analizie.
No dobra, a co z tych wszystkich założeń wynikało? Foggia w obydwu sezonach pod wodzą Roberto de Zerbiego była najskuteczniejszą drużyną w lidze. Centralne postaci jego zespołu – Pietro Iemmello i Vincenzo Sarno – nigdy wcześniej ani nigdy później nie miały tak udanego okresu w karierze. Ten pierwszy w najlepszym roku strzelił 29 bramek, drugi zaliczył double-double (13 goli, 13 asyst). Ciemne strony? Były, bo choć zdaniem “L’Ultimo Uomo” Foggia była drugim najlepiej stosującym gegenpressing zespołem we Włoszech, to nieudane próby założenia go powodowały, że zespół tracił sporo bramek.
Ale Rossoneri do dziś wspominają de Zerbiego jako gościa, który sprawił, że ta drużyna była jakaś, grała efektownie i odnosiła sukcesy.
Ofiara Maurizio Zampariniego
Szkoleniowiec miał wtedy zaledwie 36 lat, więc jego sława szybko rosła. Żeby nie było za pięknie wybrał jednak fatalnie – po konflikcie z zarządem i zwolnieniu z Foggii, zaufał Maurizio Zampariniemu w Palermo. Jeśli nie wiecie, o co chodzi: z zaufaniem do tego gościa jest tak, jak w pewnej scenie z filmu “Chłopaki nie płaczą”. Można obudzić się bez ręki. Albo bez pracy. Zamparini nie słynął z oferowania komfortowych warunków pracy, więc pierwsze podejście de Zerbiego do Serie A wyglądało tak:
- zwycięstwo
- 2 remisy
- 9 porażek
Stołek objął we wrześniu, zwolnił go w listopadzie. Dla wielu taka przygoda byłaby jak pocałunek śmierci na dalszą karierę. De Zerbi sam przyznał po latach, że popełnił duży błąd. – Nie zdawałem sobie sprawy z ryzyka, chciałem po prostu być w Serie A. Zamparini sprawiał, że atmosfera była ciężka. Tam nauczyłem się, że słowo “projekt” nie istnieje. Moim problemem było to, że to nie ja tworzyłem tę drużynę, wziąłem ją po kimś. A kiedy chciałem coś zmieniać, słyszałem, że nie mogę. Gra trójką obrońców? Nie, masz grać czwórką. Posadzenie jakiegoś zawodnika na ławce? Nie, on musi grać – opisywał to, co zastał na Sycylii.
Dlatego kiedy po rocznym bezrobociu De Zerbi wziął Benevento, najgorszy zespół w lidze, każdy pukał się w czoło – wydawało się, że gość dosłownie wysłał na ścięcie swoją trenerską karierę. A jednak to właśnie przygoda z „Czarownicami” dała jej drugie życie. – Nabraliśmy samych siebie, zmarnowaliśmy czas od sierpnia do grudnia. Dopiero gdy podpisaliśmy Sandro, Bacary’ego Sagnę, Cheicka Diabate czy Guilherme, gdy trenerem został De Zerbi, zaczął się nasz sezon – stwierdził w “La Gazzetto dello Sport” prezydent Benevento, Oreste Vigorito.
Roberto de Zerbi – trener dający radość
Wymowne, ale trafne stwierdzenie. Nowy trener postawił za cel zdobycie 25-30 punktów do końca sezonu. Udało się uzbierać 21 “oczek”, ale i tak był to wynik bardzo dobry. Nie zapominajmy, że Benevento de Zerbiego ugrało cztery punkty z Milanem, potrafiło też wbić dwa gole Juventusowi, Romie czy Lazio. Gdybyśmy uwzględniali w tabeli tylko okres jego pracy, “Czarownice” zamiast 17 punktów straty do bezpiecznej pozycji, traciłyby do niej pięć “oczek”. Jeśli chodzi o strzelone bramki, ekipa de Zerbiego oczywiście się wyróżniała. Niby wciąż spadałaby z ligi, ale pięć drużyn zdobyło w tym okresie mniej goli niż Stregoni.
– Kiedy tu przychodziłem, wiedziałem, że utrzymanie to misja praktycznie niemożliwa. Ale prezydent dał mi jedno zadanie: dać kibicom trochę radości – mówił szkoleniowiec, którego na wstępie witał transparent o prostej treści: „Jesteś cyganem”. Zaszłości z czasów walki Benevento z Foggią o awans z Serie C odeszły jednak w niepamięć, kiedy drużyna zaczęła grać tak, jak chciał jej szef. Do czasu przerwy na kadrę było kiepsko. De Zerbi jeździł po piłkarzach, po meczu z Lazio powiedział, że niektórzy przegrali przed wyjściem na murawę i że zadba o to, żeby to się więcej nie powtórzyło.
I trzeba przyznać, że chłop wiedział, co mówi. Atmosfera w zespole zaczęła się poprawiać, kibice faktycznie mogli spojrzeć na tę drużynę i choć na chwilę się uśmiechnąć. Nowemu trenerowi znów udało się kilku gości zbudować. Koniec końców dzięki udanej wiośnie w Serie A Guilherme zapracował na transfer do Turcji, a Cheikh Diabate wylądował w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dla każdego z nich to sukces na miarę potencjału. Tak jak i dla Enrico Brignoli sukcesem było powołanie do włoskiej młodzieżówki. Powtarzały się też inne rzeczy, które obserwowaliśmy w Foggii.
Historia Roberto de Zerbiego
– De Zerbi błyskawicznie zasiał ziarno i Benevento zaczęło grać atakiem pozycyjnym. Byli odważniejsi, w końcówce meczu z Milanem potrafili postawić w pełni na ofensywę, przechodząc z 4-3-3 do 4-2-4. Ich celem było wprowadzenie takiego zamieszania w defensywie rywali, żeby stworzyć jak najwięcej wolnych przestrzeni. Z tyłu grali trójką lub czwórką obrońców, w środkowej strefie tworzyli trójkąt: albo ofensywny (dwie “dziesiątki”), albo defensywy (dwie “szóstki”). Mieli wiele wariantów gry do przodu, w których ofensywne zadania przypadały albo trzem klasycznym napastnikom, albo dwóm ofensywnym pomocnikom i napastnikowi, albo trójce ustawionej za snajperem – czytamy na “L’Ultimo Uomo”.
Do tego rzecz jasna gegenpressing po stracie, ale że tym razem de Zerbi nie dysponował ekipą z góry tabeli, musiał zminimalizować ryzyko. Pokazał więc swoją elastyczność taktyczną: kontrpressingu używał jako broni krótkotrwałej. Najpierw zaatakować rywala, a jeśli nie uda się odebrać piłki, wrócić i zagęścić pole tak, żeby i on z nią nie przeszedł.
Wiadomo, Benevento i tak spadło z ligi, więc ciężko mówić, że robota młodego szkoleniowca poskutkowała cudownymi zmianami. Ale w Sassuolo ją docenili.
Sassuolo – klub, który promuje
W sumie ciężko się temu dziwić, bo Neroverdi zawsze mieli oko do szkoleniowców, tak jak Ricky łeb do interesów. Kilka przykładów spośród tych, którzy w ostatnich latach przewinęli się przez ten skromny klub:
- Massimiliano Allegri
- Stefano Pioli
- Eusebio di Francesco
Idealne miejsce, żeby się wybić, bo od Sassuolo nie wymaga się niczego wielkiego. Utrzymać się, pokazać kawałek dobrej piłki, wypromować kilku ciekawych gości. Wiadomo – co jakiś czas wraz z serią dobrych wyników rośnie apetyt, ale koniec końców to nie musi być Atalanta, gdzie piłkarski fun idzie w parze ze świetnymi wynikami. Dlatego gdy ktoś patrzy jedynie na tabelę, ciężko mu pewnie wyłapać, czym ci świrnięci Włosi się tak ekscytują. 8., 11., obecnie znowu 8. miejsce w tabeli. Faktycznie, nowy Guardiola. Ale mimo wszystko, co chwilę łączy się de Zerbiego z większym klubem. Przypomina się, co robi ze swoimi piłkarzami.
- Boatenga wypromował do Barcelony, bo w Katalonii stwierdzili, że Sassuolo ma tak zbliżoną filozofię do nich, że będzie idealnym, tanim uzupełnieniem
- Demiral trafił do Juventusu
- Sensi i Politano do Interu
Taktyka Sassuolo Roberto de Zerbiego
Teraz w kolejce czeka kolejne złote dziecko – Manuel Locatelli. Odbudowany tak, że dziś chcą go najwięksi, od Juventusu do Manchesteru City. Centralna postać bandy de Zerbiego. Do tego dochodzą ci, którzy pod młotek nie poszli, ale ligę podbili. Francesco Caputo, typowy późno dojrzewający włoski bomber, czy Jeremie Boga, najlepszy drybler Serie A w minionym sezonie.
– Zaraz po Atalancie to najlepsza drużyna do oglądania. De Zerbi słynie z tego, że gra od tyłu i nie zwraca uwagi na presję. Dlatego Guardiola jest jego fanem i chętnie ogląda mecze Sassuolo. Jego krytycy twierdzą, że jest narcyzem, a jego styl gry ma pokazać światu: patrzcie, jestem najmądrzejszy. Ale on twierdzi, że tylko w ten sposób realnie rozwija swoich zawodników – pisze o trenerze Neroverdich “The Athletic”.
Piłkarze zresztą lubią pracę z De Zerbim. Boga opowiadając o jego treningach, nie krył zadowolenia. – Dużo gier pięciu na pięciu, albo 10 na 10. Ale kiedy ćwiczymy w większych składach, to zawsze na połowie boiska. Posiadanie piłki na małych obszarach, musisz myśleć szybko, bo ktoś od razu na ciebie naciska. Trener ma dobre relacje ze wszystkimi. Jest twardy, ale po skończonej pracy uśmiechnie się, pożartuje – tłumaczył zawodnik w wywiadzie z “The Athletic”.
De Zerbi skończy w Barcelonie?
Zagraniczne media coraz bardziej interesują się trenerem Sassuolo. Wydaje się, że przeżywają oni to, co włoscy maniacy parę lat wcześniej, gdy zachwycali się meczami Foggii. W poprzednim sezonie 83% bramek Neroverdich padło po stałych fragmentach gry. Dla porównania słynąca z podobnego stylu Barcelona zdobyła tak 84% swoich goli. Manchester City – 77%.
– To znak ewolucji we włoskiej piłce. W przeszłości zespoły Serie A chętnie kontratakowały. Kontrolowały przestrzeń, a nie piłkę. De Zerbi robi odwrotnie. Jego taktyka wykracza poza chęć zdobycia gola. Ma rozwijać technikę i odpowiedzialność, zwiększać poczucie własnej wartości zawodników – komplementuje trener “The Athletic”.
– Musimy żyć chwilą. Cieszyć się futbolem, naszą znakomitą dyspozycją i entuzjazmem, który nam ostatnio towarzyszy. Znamy jednak miejsce w szeregu. Nie wolno nam pomyśleć, że jesteśmy lepsi niż w rzeczywistości. Nikt nam niczego nie da za darmo. Cokolwiek w tym sezonie osiągniemy, sami to sobie wywalczymy. Dlatego potrzebujemy nie tylko radości, ale i ostrożności – twierdzi sam zainteresowany, którego cytowaliśmy w tekście o fenomenalnym starcie Sassuolo.
https://twitter.com/NikovskiBranko/status/1045034677822722048
Roberto de Zerbi mówi wprost: jeśli wygramy przez przypadek, nie jestem zadowolony. Sam wynik nie jest istotny, ważne jest to, jak go osiągasz. Gdzie zaprowadzi go ta filozofia? Czy wypromuje go tak, jak wypromowała jego zawodników? Ostatnio szkoleniowiec ostro skrytykował kluby, które wysunęły propozycję założenia Superligi i stwierdził, że pewnie zamknie sobie furtkę do pracy w Juventusie, Interze czy Milanie. Ciężko jednak wyobrazić sobie, żeby Neroverdi zdołali go zatrzymać, bo wypadałoby w końcu dorzucić jakieś trofea do CV bogatego w komplementy i uznanie.
Niewykluczone, że stanie się to w niedalekiej przyszłości. Historia de Zerbiego i tak powoli już się domyka. Kiedyś jechał na staż do Pepa i podpatrywał, jak wyglądają jego treningi w Monachium. Dziś Hiszpan stawia go jako przykład, a pseudonim “Piccolo Guardiola” pasuje do niego jak ulał.
Niedawno pojawiły się plotki łączącego z Szachtarem Donieck. To jednak zbyt mały klub, jak na opinię, jaką cieszy się włoski trener. Jest jednak pewien klub, który idealnie pasuje do filozofii opiekuna Sassuolo. Ten sam, do którego Roman Kołtoń chciał przed laty wcisnąć Roberta Lewandowskiego.
I wydaje się, że w tym przypadku pytanie “a dlaczego nie Barcelona?” wcale nie jest nie na miejscu.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix