Słodko – gorzko kończymy tę – nie kryjmy – fenomenalną jesień Legii w europejskich pucharach. Odrobinę gorzko, bo nie po raz pierwszy tam, gdzie powinno odbywać się święto – gwar, tłumy i śpiewy, była stypa. Ale jednak głównie słodko, bo już w poniedziałek Legia, wraz z innymi zwycięzcami grup plus czterema „spadochroniarzami” z Ligi Mistrzów, przystąpi do losowania 1/16 finału Ligi Europy jako zespół rozstawiony – zwycięzca pięciu z sześciu meczów grupowych.
Trudno powiedzieć kiedy dokładnie doszło do tego, że liga turecka z rosnącej w siłę stała się tą, której główny przedstawiciel w najlepszych europejskich rozgrywkach zbiera najdotkliwsze lanie z wszystkich zespołów. Galatasaray Stambuł przyniosło wstyd w Lidze Mistrzów, kończąc fazę grupową bez zwycięstwa i z aż dziewiętnastoma straconymi golami w sześciu spotkaniach.
Trabzon nieco inaczej – on kłopoty miał głównie na krajowym podwórku. Wystartował fatalnie, mimo że na transfery wydał latem okrągłe 30 milionów, przygarniając choćby nieobliczalnego Oscara Cardozo z Benfiki. W końcu wyszedł na prostą. Zaliczył sześć meczów bez porażki, a w Lidze Europy dość pewnie awansował do 1/16 finału. Przegrał w fazie grupowej tylko dwa razy.
A gdyby ktoś jeszcze nie zauważył – w obu przypadkach spowodowała to Legia.
Pierwsza połowa była dziś dla nas momentami swoistym deja vu z zeszłorocznego Trabzonu. Tam też mieliśmy ewidentnego karnego dla Legii (dziś faulowany Duda, wtedy bodajże Broź) i wymuszoną zmianę Żyry spowodowaną urazem, po której sprawiał wrażenie jakby z bezsilności i niepewności miał się za moment rozpłakać. Ale mimo wszystko – to znów nie była Legia sprzed roku. Nie ta, której grę jak równy z równym z Turkami traktowało się jak pozytywne zjawisko nawet przy niekorzystnym wyniku.
Dziś liczyła się tylko pełna pula. Walka o…
– lepsze rozstawienie w 1/16 finału na wiosnę
– dobre wrażenie na koniec tej pięknej jesiennej przygody
– całkiem spore pieniądze…
Bo przecież każde pojedyncze zwycięstwo w fazie grupowej to 200 tysięcy euro więcej w klubowej kasie – tej samej, która tak mocno ucierpi na dzisiejszych pustych trybunach. Nawet między remisem a zwycięstwem w grupie paradoksalnie jest istotna różnica – wynosząca dokładnie tyle, ile ostatnia finansowa kara dla Legii – 100 tysięcy euro.
Każdy z tych trzech celów udało się mistrzom Polski osiągnąć. Zgarnęli pieniądze, zostawili po sobie korzystne wrażenie i ustawili się w kolejce po potencjalnie słabszego rywala na wiosnę.
Pierwsza akcja bramkowa – szaleństwo. Materiał na milion odsłon na Youtube. Ani najgłupsza bramka, ani najpiękniejsza, ale najdziwniejsza zdobyta przez Legię z całą pewnością. Orlando Sa przyjął ją jak własną, ciesząc się szaleńczo, co nie zmienia faktu, że po słupku i dwóch doskonałych interwencjach bramkarza, do zakończenia tego flippera potrzebne było przypadkowe trafienie go w plecy.
Druga – tu już potwierdzenie klasy Portugalczyka, który najpierw zrobił swoje, a później pokazując dwójkę na palcach znów spojrzał wymownie w kierunku trenera. Statystyki Orlando, jak na to ile czasu spędza w tym sezonie na placu oraz to jak niepewna jest jego pozycja w zespole, są naprawdę godne podziwu.
Uczciwie wypada dodać, że sędzia obdzielał dzisiaj po równo – najpierw nie podyktował rzutu karnego dla Legii, później pozbawił gola Trabzonspor, niesłusznie widząc Yatabare na pozycji spalonej. Niezmiennie irytował nas Jakub “jeździec bez głowy” Kosecki, ale nie ma sensu teraz wchodzić w tego typu detale. Są lepsze tematy, którymi warto się zająć – jak skuteczność Sa, kreatywność Dudy czy nawet gigantyczny postęp jaki w ostatnich miesiącach widoczny jest w grze Brozia.
Szkoda, że sami robimy sobie krzywdę, serwując sobie to zakończenie jesieni w takich warunkach. Nawet najlepsza gra w tak wybitnie sparingowej otoczce nie jest w stanie zamazać fatalnego wrażenia, jakie pozostawiają po sobie puste trybuny, przy których jedyne słyszalne okrzyki to te zawodników i sztabu.
Długo musieliśmy przekonywać się o tym, że to, co tej jesieni przytrafiło się mistrzom Polski, to coś więcej niż wybryk natury, że to już jakaś poważniejsza tendencja, kierunek, w którym idziemy. Wpadek, momentów, kiedy z Legii się śmiano, też było tej jesieni od groma – kompromitująca historia z Celtikiem, zamknięcie stadionu, kary UEFA, jakieś pomniejsze historie pokroju proszących listów w sprawie Żyry. Ale czysto piłkarsko – po tak spektakularnej rundzie, grzechem byłoby nie kalkulować już pod kątem 1/8 finału, o którą znacznie łatwiej będąc zespołem rozstawionym, co właśnie udało się ugrać.
Przed rokiem w 1/16 finału mieliśmy jeszcze różne zespoły, ale w 1/8 już przypadku nie było – same poważne europejskie drużyny. Pora uwierzyć, że w tym kierunku zmierzamy.
Fot. FotoPyK