Czy poznaliśmy już mistrza Polski? Wiele wskazuje na to, że tak. Legia Warszawa w tym sezonie dominuje w lidze tak wyraźnie, że musieliśmy cofnąć się osiem lat, żeby znaleźć równie sprawnie punktujący zespół. 51 “oczek” po 23. kolejkach daje nam średnią 2,27 punktu na mecz. W minionej dekadzie tylko raz udało się komuś wykręcić lepszy wynik. Co ciekawe, rekord na tym etapie także należy do “Wojskowych”. W sezonie 2012/2013 udało im się uzbierać 52 punkty, dzięki czemu nawet fakt, że ówczesny wicelider także notował średnio ponad dwa punkty na mecz, nie pozbawił ich mistrzostwa kraju.
Ale to, że wtedy i Legia i Lech radziły sobie nad wyraz dobrze, nie znaczy, że tak jest zawsze. W ostatnich 10 sezonach 46 punktów lub więcej (średnia 2,00 punktu na mecz lub wyższa) uzbierać udawało się rzadko.
- 2018/2019 – Lechia Gdańsk (49)
- 2016/2017 – Lechia Gdańsk (46)
- 2015/2016 – Piast Gliwice (47)
- 2015/2016 – Legia Warszawa (46)
- 2013/2014 – Legia Warszawa (49)
- 2012/2013 – Legia Warszawa (52)
- 2012/2013 – Lech Poznań (48)
I – jak sami widzicie – nie zawsze wiązało się to z odjechaniem ligowej stawce. W poprzednim rekordowym sezonie legioniści mieli tylko cztery punkty przewagi nad wiceliderem. Oczywiście to wystarczyło do sięgnięcia po tytuł, ale po 23. kolejce nikt jeszcze o tym nie mówił. Tak jak dziś nie rozgrywano wtedy rundy mistrzowskiej, więc do końca sezonu zostawało siedem spotkań. Cztery “oczka” nie były więc żadnym buforem bezpieczeństwa. Zwłaszcza że Legia miała przed sobą mecz z drugim w tabeli Lechem. Dziś jednak sytuacja jest zupełnie inna. Przewaga Legii także jest rekordowa – to aż 10 punktów. W dodatku ma już za sobą spotkanie zarówno z wiceliderem, jak i trzecim zespołem w tabeli.
Mało tego, zdradzimy wam ciekawostkę. Wynik Legii po 23. kolejkach tego sezonu jest tak dobry, że we wspominanym sezonie 2012/2013 dałby warszawiakom trzecie miejsce w tabeli. Tak, u pozostałych patrzyliśmy na dorobek po 30. meczach.
– To gdzie ten puchar postawić? – zapytali w klubowym muzeum, odbierając paczkę od nadawcy “Ekstraklasa SA”.
50 – lider Ekstraklasy ma więcej niż 50 punktów po 23. kolejkach po raz pierwszy od sezonu 2012/2013
Jest jednak jedna rubryka, w której Legia rekordów nie ustanawia. Mianowicie – strzelone bramki. Może jesteśmy dziwni, ale miło byłoby zobaczyć mistrza Polski, który wykręcił średnią dwóch strzelonych goli na mecz. To taki wyznacznik dominacji, pokaz siły. Podkreślenie tego, że w lidze rywale byli rozjeżdżani. Dziś legionistom trochę do tej średniej brakuje. Niewiele, bo strzelili 45 bramek w 23 spotkaniach, więc jeden gol przechyliłby szalę, ale jednak – w “elitarnym gronie”, mimo kilku efektownych wygranych, się nie znaleźli. Trzeba jednak przyznać, że jeśli już ktoś w ostatniej dekadzie na tym etapie sezonu mógł się takim wyczynem pochwalić, to zwykle był to właśnie klub z Warszawy.
- 2019/2020 – Legia Warszawa (49)
- 2016/2017 – Legia Warszawa (46)
- 2015/2016 – Legia Warszawa (48)
- 2015/2016 – Cracovia (48)
- 2014/2015 – Legia Warszawa (48)
- 2013/2014 – Legia Warszawa (48)
- 2012/2013 – Legia Warszawa (48)
No dziwnie wygląda tu ta Cracovia, porównując ją z obecną – przyznacie. Dziś “Pasy” mają na koncie zaledwie 24 bramki w 23 spotkaniach. O trzy więcej niż Tomas Pekhart, ale na usprawiedliwienie Czecha dodamy, że on kilka gier opuścił. W każdym razie jeśli mamy się do czegoś przyczepić i znaleźć łyżkę dziegciu w beczce miodu, to niech to będzie właśnie to. Niech zespół Czesława Michniewicza wykorzysta te siedem kolejek na wyciśnięcie maksa jeśli chodzi o dorobek strzelecki. Terminarz, trzeba przyznać, sprzyja.
- Dwa mecze z górą tabeli – Lechia, Piast
- Pięć spotkań z dołem – Lech, Cracovia, Wisła Kraków, Stal, Podbeskidzie
Najlepszy wynik w ostatniej dekadzie to 75 goli i średnia 2,02 bramek na mecz – Legia w sezonie 2013/2014. Tuż za plecami inny wynik stołecznej ekipy – 59 trafień i średnia 1,96 w sezonie 2012/2013. To co, będzie hattrick?
10 – meczów z drużynami z miejsc 1-8 wygrał Lech Poznań Dariusza Żurawia, nie licząc fazy mistrzowskiej
Spuścizna Dariusza Żurawia w Lechu to temat, który część Polski (ta z okolic Poznania) chciałaby przemilczeć. Niestety nie jesteśmy z okolic Poznania, więc włożymy kij w mrowisko. Otóż stwierdziliśmy, że warto byłoby rzucić okiem na to, jak ŻurawBall prezentował się w meczach z górą stawki. Wiadomo, że “Kolejorz” powinien szukać sobie konkurencji właśnie tam. Walczyć z najlepszymi, a nie ścigać się z szarakami. Od razu wyjaśniamy – braliśmy pod uwagę miejsce rywala w chwili konfrontacji z Lechem, żeby miało to jakikolwiek sens. Wnioski? Chyba nie są zbyt dobre dla poznaniaków.
- 10 zwycięstw
- 9 remisów
- 9 porażek
- Bilans bramkowy 35:34
Dominacji tu nie widać, Lech wygrał ledwie 36% starć z zespołami walczącymi w Ekstraklasie o najwyższe cele. To raczej huśtawka formy, bo Lech Żurawia potrafił i wygrać z Pogonią Szczecin 4:0 i dostać od niej w łeb 0:4. Porównajmy to jednak z innymi drużynami, żeby mieć pełny obraz. Legia Warszawa w tym samym okresie:
- 19 zwycięstw
- 4 remisy
- 6 porażek
Lechia Gdańsk, także od 28. kolejki sezonu 2018/2019:
- 10 zwycięstw
- 5 remisów
- 11 porażek
Przeliczając na punkty Lech miałby cztery “oczka” więcej niż Lechia, natomiast do Legii traciłby aż 22 punkty. Powiedzieć, że to przepaść, to nie powiedzieć nic. Owszem, w tej przygodzie były różne momenty. Był np. moment, gdy “Kolejorz” nie przegrał żadnego meczu w grupie mistrzowskiej, której do statystyk nie wliczamy. Natomiast mimo wszystko nie był to konkurent, na którego widok rywale, niezależnie od klasy, drżeli w posadach. Niby tytuły zdobywa się meczami z dołem tabeli, jednak coś czujemy, że w Poznaniu większą radość wywołałby fakt, że Lech w końcu potrafi wygrywać ważne i bardziej prestiżowe spotkania.
5 – meczów ćwierćfinałowych w Lidze Mistrzów wygrał Pep Guardiola po odejściu z Barcelony
Czy gol Phila Fodena dla Manchesteru City w końcówce meczu z Borussią Dortmund był ważny? Tak, w końcu dał The Citizens zwycięstwo. Ale jest jeszcze jeden powód, dzięki któremu trafienie Anglika miało wielką wartość. Dzięki tej wygranej Pep Guardiola dorobił się piątego ćwierćfinałowego zwycięstwa w Lidze Mistrzów od czasu odejścia z Barcelony.
Przypomnijmy – Hiszpan opuścił Katalonię w 2012 roku. Blisko dekadę temu.
Czy od tamtej pory nad Guardiolą wisi jakaś klątwa? Cóż, z jednej strony mamy trzy półfinały z rzędu z Bayernem. Wynik godny pozazdroszczenia. Z drugiej jednak to też są już odległe czasy. Gdyby nie gol Phodena, coraz bliżej byłoby do piątego z rzędu sezonu, w którym City i Pepa brakuje w TOP 4 elitarnych rozgrywek. Dla tak wybitnego trenera musi to być policzek. Zwłaszcza że w Barcy ten etap Ligi Mistrzów był dla niego niezbyt trudną rozgrzewką.
- 5 zwycięstw
- 3 remisy
- 0 porażek
Wybitne liczby. Dla porównania – tak wygląda bilans Pepa w Bayernie i City.
- 5 wygranych
- 2 remisy
- 7 porażek
Kiedyś Guardiola nie wiedział, co to porażka w grze o półfinał. Dziś ledwo wyrównał stan meczów wygranych i zremisowanych z tymi, które wtopił. W ziemię wgniata także porównanie bilansu bramek z obydwu rozdziałów kariery Guardioli.
- Barcelona w ćwierćfinałach: 20-6
- Bayern w ćwierćfinałach: 10-8
- City w ćwierćfinałach: 12-13
Cztery lata w Katalonii i praktycznie tyle samo bramek strzelonych co przez siedem w innych zakątkach świata. Siedem, bo raz City Guardioli zabrakło w gronie ośmiu najlepszych drużyn Europy. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, że gol Fodena to krok w kierunku przełamania klątwy Pepa. Dziś jego trzy półfinały od sezonu 2013/2014 wyglądają słabiej niż CV Massimiliano Allegriego (dwa finały), Jurgena Kloppa (finał, zwycięstwo) czy nawet Carlo Ancelottiego (zwycięstwo, dwa półfinały) za identyczny okres.
Ale nie trzeba wiele, żeby każdego z nich prześcignąć i wrócić na absolutny szczyt.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix